Pożegnanie śp. Waldemara Chrostowskiego, kierowcy bł. ks. Jerzego Popiełuszki

(fot. PAP/Tomasz Gzell)
KAI / df

Waldemar Chrostowski, kierowca i świadek porwania bł. ks. Jerzego Popiełuszki pochowany został dziś w grobie rodzinnym na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Msza św. żałobna odprawiona została w stołecznym kościele pw. św. Stanisława Kostki. Waldemar Chrostowski zmarł 8 stycznia w wieku 78 lat.

Eucharystii przewodniczył i homilię wygłosił ks. infułat Jan Sikorski, który po śmierci ks. Jerzego był odpowiedzialny za odprawianie Mszy św. za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki.

We Mszy św. żałobnej uczestniczył też ks. Józef Nowakowski, emerytowany proboszcz parafii Najświętszej Marii Panny w Toruniu. Jemu jako pierwszemu Waldemar Chrostowski przekazał wiadomość o porwaniu kapłana.

Śp. Waldemar Chrostowski w latach 80. był kierowcą ks. Jerzego Popiełuszki. 19 października 1984 r. wraz z nim udał się do Bydgoszczy, gdzie, w kościele pw. Świętych Polskich Męczenników, kapelan warszawskiej „Solidarności” odprawił Mszę św. i prowadził rozważanie do tajemnic różańca. W drodze powrotnej ks. Popiełuszko i Chrostowski zostali porwani przez funkcjonariuszy SB. Kierowcy księdza cudem udało się uciec z jadącego samochodu. Jego zeznania były kluczowe w późniejszym procesie zabójców ks. Jerzego.

- Był jednym z najbliższych przyjaciół i towarzyszy ks. Jerzego. Ochraniał go, prowadził jego samochód, również w czasie tej ostatniej ziemskiej podróży. Gdyby nie to, że udało mu się z narażeniem życia wyskoczyć z porwanego przez esbeków auta, zapewne nie dowiedzielibyśmy się, co się z ks. Jerzym stało. Ksiądz byłby kolejną ofiarą nieznanych sprawców i jego mordercy dożyliby swoich dni w spokoju, tak jak dożywają w spokoju mordercy innych księży, i nie tylko księży – mówi KAI Tomasz Wiścicki, współautor książki „Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Wiara, nadzieja, miłość. Biografia Błogosławionego”.

Odnosząc się do kontrowersji wokół postaci Waldemara Chrostowskiego i oskarżeń o współpracę z SB Tomasz Wiścicki zaznacza, że kontrowersji nie należy pomijać, choć jego zdaniem formułowane oskarżenia mają bardzo słabe podstawy. Jak wyjaśnia, w aktach SB zachował się jedynie zapis rejestracyjny, z którego wynika, że Chrostowski był brany pod uwagę jako ewentualny donosiciel w otoczeniu ks. Jerzego. – Nie wiemy natomiast zupełnie, czy do jakiegokolwiek werbunku doszło, a gdyby nawet, czy cokolwiek z tej współpracy wynikło – podkreśla publicysta. Zwraca jednocześnie uwagę na szykany wobec Waldemara Chrostowskiego ze strony SB w postaci spalenia jego mieszkania.

- Oskarżenia formułowane są również na podstawie faktu, że Chrostowskiemu udało się uciec z jadącego samochodu, choć teoretycznie wyskakując z niego powinien się zabić. Ci, którzy sugerują, że ta ucieczka była ukartowana, nie biorą jednak uwagę, że uciekający – skądinąd bardzo sprawny fizycznie, strażak i były żołnierz „czerwonych beretów” – ratował życie. W takich sytuacjach czasem udaje się to, co się udać nie powinno - mówi Wiścicki. – Jak wynika z wiarygodnych zeznań, mordercy dawali mu jasno do zrozumienia, że go zabiją wraz z ks. Jerzym. Piotrowski mówił: „Szykuj się, Walduś, w swoją ostatnią drogę”. Chrostowski wiedział, że nie ma nic do stracenia, że i tak umrze; a jeśli wyskoczy – to ma szansę przeżycia, choćby niewielką - dodaje współautor biografii ks. Popiełuszki.

Wiścicki przypomina też, że wbrew niektórym opiniom, Waldemar Chrostowski nie wyszedł ze swojego skoku bez szwanku. Przeciwnie – wydarzenie to odbiło się bardzo poważnie, nawet dramatycznie, na jego zdrowiu i zapewne skróciło mu życie.

- Kontrowersje wynikają z faktu, że nie zachowały się akta Waldemara Chrostowskiego. W tej sytuacji historyk musi powiedzieć: „Nie wiemy”. Takie stwierdzenie nie daje jednak podstaw do formułowania oskarżeń – mówi Wiścicki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pożegnanie śp. Waldemara Chrostowskiego, kierowcy bł. ks. Jerzego Popiełuszki
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.