Przychodzi czas "śpiewu na wiele głosów"
Nie milkną echa zakończonego Synodu Biskupów dla Bliskiego Wschodu. O jego wstępny bilans poprosiliśmy ks. Samira Khalila Samira, egipskiego jezuitę i islamozawcę, który w synodzie uczestniczył jako ekspert.
S. Kh. Samir SJ: Powiedziałbym, że synod oceniam dość pozytywnie. Ponieważ ojcowie synodalni, wychodząc od tekstów lineamenta i instrumentum laboris, podjęli cały szereg problemów Bliskiego Wschodu, które mają wpływ na życie tamtejszych chrześcijan. Są dla nich tak wielkim obciążeniem, że wszyscy, którzy mogą sobie na to pozwolić, decydują się na migrację. A zatem udało się przedstawić panoramiczną wizję sytuacji i to w sposób dość jednomyślny. Choć reprezentujemy różne punkty widzenia, jednoczy nas fakt, że jako chrześcijanie pozostajemy obecni na Bliskim Wschodzie, na ziemi, gdzie narodziło się chrześcijaństwo.
S. Kh. Samir SJ: Naszym punktem wyjścia był fakt, że na Bliskim Wschodzie wszyscy cierpią z powodu panującej tam sytuacji. Dlatego, że pod względem politycznym nie jest ona dobra. Istnieją dyktatury, brakuje demokracji, bardzo silna jest korupcja itd. Cierpią na tym nie tylko chrześcijanie, lecz całe społeczeństwo. Chrześcijanie są bardziej wrażliwi, ponieważ są w sposób szczególny wyczuleni na poszanowanie wolności: religii, słowa, myśli, sumienia... Ale muzułmanin traktuje jako coś oczywistego, że ma głosić wszystkim dookoła swoją religię, naprzykrzać się z tym aż do znudzenia, wykorzystując wszystkie możliwe środki. Chrześcijaninowi natomiast pozwala się jedynie modlić w jego kościółku, ale w żadnym wypadku nie może świadczyć o swej wierze na zewnątrz. Naszym zdaniem jest to niedopuszczalne. Chcemy społeczeństwa składającego się po prostu z obywateli, a nie muzułmanów, chrześcijan, druzów, szyitów, sunnitów itd. Wszyscy oczywiście zgadzamy się, że wiara stanowi też element życia społecznego. My tego nie negujemy, nie chcemy kraju ateistycznego czy laickiego, jak na przykład Francja. Ale nie chcemy też społeczeństwa muzułmańskiego czy chrześcijańskiego. Religia jest czymś osobistym, co ma jednak wpływ na społeczeństwo. A zatem również my chrześcijanie, podobnie jak muzułmanie, mamy prawo i obowiązek głosić naszą wiarę, musimy głosić Chrystusa. Widzimy, że kiedy muzułmanin życzy komuś dobrze, zadaje mu pytanie: dlaczego nie chcesz zostać muzułmaninem? Pytanie to traktuje jako komplement. To znak, że kogoś ceni. I tak samo powinno być z nami. I to na synodzie zostało powiedziane bardzo jasno.
S. Kh. Samir SJ: Proponujemy społeczeństwo wierzące, otwarte, sprawiedliwe, które szanuje najsłabszych. Takim nowym zjawiskiem w tym względzie jest obecność w naszym regionie migrantów z krajów azjatyckich i afrykańskich, obecność bardzo liczna, wielomilionowa. W samej Arabii Saudyjskiej jest ich ponad 2 mln. W dużej mierze są to katolicy. Traktuje się ich bardzo źle. Synod stwierdził, że ta sytuacja wymaga od nas nawrócenia, abyśmy ubiegali się o sprawiedliwość i równość dla wszystkich, również dla tych, którzy nie są naszymi rodakami. A zatem pojawił się też element samokrytyki, w tym sensie, że Kościół zachowuje się czasami jak bogacz i nie utożsamia się wystarczająco z najuboższymi. Nasi biskupi, kapłani czy mnisi mogliby być bliżej ludu.
S. Kh. Samir SJ: Myślę, że teraz zaczyna się prawdziwa praca: myślenie i działanie. Nie odwrotnie, bo nie wolno działać bez zastanowienia. A zatem teraz zaczyna się faza najtrudniejsza, czyli faza reformy we wszystkich sektorach. Należy starać się o dialog z muzułmanami, żydami, ateistami. Zabiegać o sprawiedliwość, o nowe podejście do imigrantów, by nie traktowano ich jak zwierzęta czy niewolników, lecz jak istoty ludzkie. Musimy się też nauczyć chrześcijańskiego pluralizmu, jak o tym wspomniał Papież w przemówieniu końcowym w czasie obiadu. Musimy się nauczyć „śpiewu na wiele głosów”, bo jesteśmy bardzo zróżnicowani pod względem religijnym, politycznym i kulturalnym. Na samym synodzie rozmawiano w kilkunastu językach. Podsumowując, jestem optymistą. Patrząc na Bliski Wschód po ludzku możemy być pesymistami. Ale sądzę, że uda nam się zmienić sytuację. Cena będzie jednak wysoka. Trzeba bowiem wychowywać młodych w taki sposób, aby oni myśleli już inaczej, aby nie siła i przemoc miały ostatnie słowo, lecz prawo i sprawiedliwość.
Skomentuj artykuł