Pulikowska: na Synodzie trwa walka dobra ze złem

(fot. Mariusz Han SJ)
KAI / jm

Na sali synodalnej trwa walka dobra ze złem - powiedziała Jadwiga Pulikowska, która wraz z mężem Jackiem jest w gronie świeckich audytorów XIV Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów. Obraduje ono w Watykanie nt. powołania i misji rodziny w Kościele i świecie współczesnym.

Podkreślili, że pierwszą troską duszpasterzy w sytuacji kryzysowej powinna być pomoc małżonkom sakramentalnym, by wrócili do siebie.

Jadwiga Pulikowska nie zgodziła się z opinią, że synod nie zawsze chce stawiać ludziom wymagania, tylko ułatwiać życie. - Nie można powiedzieć, że synod nie chce stawiać wymagań, ponieważ bardzo wiele było głosów księży kardynałów i biskupów z całego świata, że właśnie wymagania trzeba stawiać. Myślę, że to jest rzeczywiście najważniejsze, że potrzeba ludziom jasnych i klarownych wymagań, drogowskazów, które pomogą im się w życiu ukierunkować - powiedziała audytorka synodalna.

Jej mąż Jacek przyznał jednak, że zdarzają się takie przypadki, że "pochylając się nad biedą ludzką, ojcowie synodalni uważają, że trzeba tę biedę ludzką trochę przygłaskać, złagodzić ostrość widzenia grzechu, żeby się oni źle nie czuli".

Tymczasem ze swej praktyki doradztwa rodzinnego państwo Pulikowscy znają wiele takich przypadków, że ludzie, którzy byli w grzesznej sytuacji "zdawałoby się nieodwracalnej", jednak zmieniali swoje życie.

- Dotyczy to np. młodych ludzi, którzy pogubili się przed ślubem. Dziewczyna wyprowadziła się z domu, żeby mieszkać pod jednym dachem z chłopakiem i była zdumiona, że rodzice nie chcą jej dawać pieniędzy na takie życie, myślała, że oni to pobłogosławią. Gdy nie mieli za co jedzenia kupić, więc przyjechała do rodziców głodna, najadła się, ale jeszcze zapytała, czy może serek zabrać do domu. Mama mówi: nie, ale możesz zjeść tutaj. Daj mi dwa złote na autobus, poprosiła córka. Nie dam ci, tu jest twój dom, odpowiedziała matka.

I dziewczyna zaryczana szła przez całe miasto. Po ciężkiej rozmowie z chłopakiem przyjechała do rodziców, przeprosili, chłopak się oświadczył, rozstali się, gdy chodzi o mieszkanie, a po pół roku pobrali się i są w wielkiej komitywie z teściami. Można? Można! - opowiadał Jacek Pulikowski.

Przywołał też sytuację, gdy mąż, który odszedł od żony i dzieci wylądował na wózku inwalidzkim i jego nowa pani go wyrzuciła. Po 20 latach wrócił do żony, która go przyjęła.

Dlatego, zauważył Pulikowski, pierwszą troską duszpasterzy powinno być pomóc małżonkom sakramentalnym, by wrócili do siebie. - Myślę, że szukanie sposobu, jak dopuścić ich do Eucharystii jest krzywdą im wyrządzaną. Stracą perspektywę tego, że postąpili źle, że muszą się nawrócić - wskazał polski audytor synodalny.

Na pytanie, czy sala obrad synodalnych nie przypomina czasem pola duchowej bitwy, Jacek Pulikowski odpowiedział, że jest to raczej pole ścierania się poglądów. - Albo opowiadamy się dokładnie za Chrystusem, albo próbujemy dopasowywać naukę Kościoła do aktualnej sytuacji - stwierdził z mocą.

Natomiast Jadwiga Pulikowska przyznała, że na sali synodalnej, tak jak wszędzie, toczy się walka dobra ze złem. - Wyraźnie doświadczamy działania Ducha Świętego. Wyraźnie czujemy, że wszyscy uczestnicy synodu są otoczeni modlitwą. Dlatego chcielibyśmy podziękować tym wszystkim, którzy się za synod modlili, modlą nadal i poprosić o dalszą modlitwę o dobre owoce tego synodu - powiedziała świecka audytorka z Polski.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pulikowska: na Synodzie trwa walka dobra ze złem
Komentarze (37)
J
Justyna
24 października 2015, 13:57
Jest jakieś tam, nie tak znowu małe prawdopodobieństwo, że małżeństwo w okolicznościach o jakich mówi pani Pulikowska jest nieważne. Mogło być tak, żew momencie, gdy rodzice potraktowali córkę tak jak potraktowali przeżyła wstrząs, zaczęła się zastanawiać nad przyczynami tak wielkiej dezaprobaty rodziców dla jej sposobu życia i doszła do wniosku, że robi źle. Ale mogło byc tak, że małżeństwo zostało zawarte z lęku, że bez pomocy rodziców nie zdołają się utrzymać lub z lęku przed utratą dobrych relacji z rodzicami. Wtedy jest wysoce prawdopodobne, że jest ono zawarte nieważnie.
24 października 2015, 15:00
Z pewnością natomiast zaniedbanie wychowywania dzieci do dorosłości poprzez izolowanie ich od realnego życia, które to realne życie niesie ze sobą również trudy i podejmowanie ważnych decyzji o dalekoidących konsekwencjach, jest wyrządzaniem takim dzieciom zła i krzywdzeniem ich.
23 października 2015, 22:28
Walka dobra ze złem w Roku Miłosierdzia ? "Dobrzy" dla własnego dobrego samopoczucia muszą widzieć złych bo wtedy wiedzą ze sa dobrzy ?
24 października 2015, 12:15
Walka dobra ze złem toczy sie codzinnie, Dobro wygrało, ale jak ktoś nie wierzy, to kocha zyć w złym, w grzechu (chocby cudozłóstwa).
24 października 2015, 15:31
Cudzołóstwo jest cudzołóstwem - ani dobrem ani złem. Postaw sobie raczej pytanie w jaki sposób dane doświadczenie w Twoim życiu poslużyło Ci zrozumieniu czegoś, a będziesz wiedział, że być może tego doświadczenia sam dla siebie już nie wybierzesz, ale za to pójdziesz pomóc drugiemu i posłużysz mu swoją mądrością plynącą z DOŚWIADCZENIA. Powtarzanie, że coś jest zlem, że coś jest grzechem tylko dlatego, że ktoś tak to nazwał, choć sam tego nie doświadczyłeś jest zwykłym osądzaniem z góry i czczym moralizowaniem. Po to Bóg postawił drzewo poznania, którym jesteś Ty - byś siebie po swych owocach poznał - poprzez postawę wobec własnych doświadczeń, a nie byś osądzał inne drzewa. Bo one też poznają i swoje owoce rodzą. I też ich korzenie sięgają Boga. 
PP
Piotr Polmański
23 października 2015, 22:20
To co mówi małżeństwo Pulikowskich na temat walki dobra ze złem  na Synodzie, mało mnie interesuje, a będąc szczery, to wcale... 
23 października 2015, 20:06
Może następnym razem Jadwiga Pulikowska odsłoni trochę bardziej kulisy tego teatru i zdradzi, kogo obsadziła w roli złego, a kogo w roli dobrego. 
WD
Wojtek Duda
23 października 2015, 15:56
rozumiem, że to 'dobro' jest po oczywiście wśród tych, którzy podzielają zdanie państwa Pulikowskich.  "Myślę, że szukanie sposobu, jak dopuścić ich do Eucharystii jest krzywdą im wyrządzaną. Stracą perspektywę tego, że postąpili źle, że muszą się nawrócić" Eucharystia jako narzędzie kary ? Nie moge przystępowac do komunii i to cierpienie ma mnie motywowoać. Chyba nie tędy droga Panie Pulikowski. 
23 października 2015, 19:31
Kto jest winny, iż "nie mogę przyjmować" Komunii św? Kościół?
23 października 2015, 19:37
Nie szukaj winnych, Tomaszu. Odnajdź człowieka. 
23 października 2015, 20:02
To nie ja szukam winnych.  Ale drogą nawrocenia nie jest udawanie iz nic sie nie stało, czy tym bardziej twierdzenie iz winnnym jest ktoś inny.
23 października 2015, 20:29
To też prawda. Uważam jednak, że doszukiwanie się jakichkolwiek "winnych" jest po prostu niewskazane. Człowiek podejmuje decyzje, które mają swoje konsekwencje w jego życiu. Należałoby sobie raczej odpowiedzieć na pytanie czym się kierujemy przy podejmowaniu decyzji - czy jest to miłość bezwarunkowa do drugiego człowieka czy jest to miłość warunkowa (zaspokojenie jakichkolwiek potrzeb własnych). Dobrze jest zdać sobie sprawę, że nie musimy zaspakajać swoich potrzeb kosztem drugiego człowieka (np. poczucie bezpieczeństwa u boku drugiego, zabezpieczenie przed samotnością), a obopólnie określić indywidualne preferencje, które będą służyły tak jemu jak i małżonkowi/małżonce - wtedy małżeństwo ma ogromne szanse na udany i szczęśliwy związek we wzajemnej miłości, akceptacji i szacunku do drugiego. Czlowiek nie ponosi winy - on tworzy własną rzeczywistość. Więc w tym sensie również zgodzę się z Tobą, że nie ma co doszukiwać się czegoś w okolicznościach na zewnątrz, a przyjrzeć się swojemu wnętrzu. 
24 października 2015, 11:30
Standardowa manipulacja przenosząca akcent ze zgodności z objawionymi nam regułami na osobiste preferencje. Dobro jest tam, gdzie Bóg nam powiedział, że jest i państwo Pulikowscy albo poprawnie dobro umiejscawiają i wtedy mają rację mówiąc o odbru, albo niepoprawnie i wtedy jej nie mają. Manipuluje Pan, choć może to po prostu brak wykształcenia niezbędnego do zrozumienia różnicy pomiędzy subiektywnością, a obiektywnością.
JK
Jacek K
23 października 2015, 15:52
Jadwidze Pulikowskiej: Jak łatwo widzieć zło w człowieku, który ma inne zdanie. Jak łatwo widzieć siebie po stronie dobra. Jackowi Pulikowskiemu: Podany przykład kiedy to matka zmusza córkę metodami ekonomicznymi do ślubu, wydaje mi się całkowicie nie trafiony. Przecież nie o to chodzi abyśmy w taki sposób "pomagali" młodym ludziom.
23 października 2015, 19:00
Masz rację Szon. Niestety, wielu ludzi się tym kieruje - jak ktoś myśli podobnie, to widzą w drugim dobro i samego Boga, jak myśli inaczej, to zaraz szatan i zło. I ile swoich warunków trzeba postawić "z miłości".. My się nie zmienimy, bo wiemy najlepiej, co dla ciebie dobre, ty zacznij myśleć jak my - to nic, że wbrew twojemu szczęściu. Ileż wyniosłości nad drugim człowiekiem w tym myśleniu "po bożemu", ileż zaborczości w tej "miłości" i wykluczenia "z niej" drugiego. Czy naprawdę ludzie nie widzą tego, że sobie przykrość czynią? 
23 października 2015, 19:10
Rodzice do niczego córki nie zmuszali. Nieaprobowanie niektorych pomysłów dzieci, to prawo rodziców. Jak dziecku nie pasuje ich zdanie, ma wolną drogę. Ale musi nauczyć sie żyć na swój rachunek. Żądanie, iż mamusia i tatuś bezwarunkowo zaaprobują kazdy pomysł dziecka jest chorym współczesnym wymysłem.
23 października 2015, 19:23
W tym przypadku nie chodziło o zaaprobowanie każdego pomysłu, ale o uszanowanie woli dzielenia życia z tym, którego się pokochało. Nierówna sytuacja ekonomiczna nie powinna stać się podstawą do stawiania komuś warunków i dyktowania mu jak ma postępować. To myślenie "korpo", którego nie wspieram. Wsparłabym za to gotowość do pomocy i radość rodziców z pierwszych kroków ich dorosłego dziecka na drodze do pełnej samodzielności. 
23 października 2015, 19:29
Powaznie? Jak Twoje dziecko dorośnie i zacznie np. ćpać to wyrazisz wielką radość i będziesz wspierać dziecko w jego ćpaniu, dając kasę na narkotyki, bo przecież nierowność ekonomiczna....?
23 października 2015, 19:35
Nie, ponieważ potrafię dostrzec różnicę pomiędzy wyfrunięciem z gniazda i usamodzielnianiem się kochających się młodych a wyfrunięciem z gniazda, by poćpać. 
23 października 2015, 19:37
Życie na "kocią łapę" na koszt rodziców nie jest żadnym usamodzielnieniem się. Jest tak samo dobre, jak ćpanie na koszt rodziców.
23 października 2015, 19:40
To prawda. 
JK
Jacek K
23 października 2015, 19:43
Mi nie chodzi o usamodzielnienie. To jest OK. Rodzic ma prawo dać lub nie dać kasy swojemu dorosłemu dziecku. Chodzi mi o taki sposób wymuszania sakramentu. Widzisz w tym jakieś dobro?
23 października 2015, 19:50
"Dziewczyna wyprowadziła się z domu, żeby mieszkać pod jednym dachem z chłopakiem i była zdumiona, że rodzice nie chcą jej dawać pieniędzy na takie życie, myślała, że oni to pobłogosławią." Gdzie masz wymuszanie małżeństwa?
JK
Jacek K
23 października 2015, 20:03
Po pół roku zamieszkali razem - po sakramentalnym ślubie. Na takie życie rodzice dali kasę. To nie jest wymuszanie małżenstwa?
23 października 2015, 20:07
Nie.  Córka miała wybór. Gdyby dali jej kasę przed śłubem, to znaczy by zaakceptowali życie na kocia łapę.
JK
Jacek K
23 października 2015, 22:31
Kazde wymuszenie jest jakimś wyborem. Ale nie o to mi chodzi. Ślub kościelny to wybór Jesusa. Pomoc córce nie może polegać na doprowadzeniu jej przed ołtarz, jakby to było jakieś dopełnienie formalności. Nie akceptuję życia na kocią łapę - nie dostaniesz kasy. Zawrzecie ślub - dostaniecie wsparcie. To wybór. Ale co on ma wspolnego z wiarą? To moim zdaniem gwałt jaki zadają katolicy sami sobie, traktując sakrament jak jakąś formalność. Motywacja mlodych nie miała dla rodziców znaczenia - ważne, że zaliczyli katolicki ślub. Boli mnie, że o takiej, Boże broń pomocy, wspomina pan Pulikowski. Dla mnie to kabaret i fikcja. Efekciarstwo na pokaz a nie życie wiarą. Poniał?
23 października 2015, 22:39
Jeżełi dziewczyna mieszka z chłopakiem bez slubu na wzór małzeński to na pewno nie ma nic wspólnego z wiara katolicką. Jezeli przy tym żąda od rodziców akceptacji i pieniedzy, to prawem rodziców jest zarówno brak akceptacji jak i brak łożenia pieniedzy na tę niby rodzinę. Czy do tego miejsca sie zgadzamy? Czy wiec po śłubie rodzice dalej maja nie pomagać, bo wg Ciebie to jest wymuszenie śłubu. Wymuszeniem byłoby, gdyby rodzice powiedzieli, iż dadzą kasę za slub, ale tutaj nie mamy tego powiedzianego, więc nie ma żadnych przypuszczeń, iż tak było.
JK
Jacek K
23 października 2015, 22:49
No to ciekawi mnie na czym polegała pomoc tej córce? Nie na tym, że im finansowo pomogą po slubie - wg Ciebie - więc na czym. Pulikowski mowił o pomaganiu zagubionym mlodym ludziom. Pomaganiu w czym? Pomaganiu jak? Ja zrozumiałem, ze pomoc polega na doprowadzeniu młodych przed ołatarz. Sposob doprowadzenia jest nieistotn?  Każdy sposób jest dobry? Ważne, wg. Pulikowskiego, że był ślub. Jak ulga, był ślub, więc wszysko jest OK! Obowiązek rodzica katolika został wykonany! Tak rozumiem pana Pulikowskiego i mnie to boli, bo istota sakramentu leży w motywacji tych młodych.
23 października 2015, 23:29
Ok, zacznijmy jednak od poczzątku - czy uważasz, iz córka mieszkajac "na kocią łapę" jest wierzącą katoliczką?
JK
Jacek K
23 października 2015, 23:46
Pewnie nie. Może tak. To bez znaczenia. Do ślubu absolutnie nie powinno się przystępować, bo rodzice tak chcą, bo im się nie podoba życie na kocią łapę. Rodzice nie powinni decydować za swoje dorosłe dzieci bo im nie pomagają a szkodzą - także w szukaniu Boga. To jest uczenie dzici hipokryzji a nie wiary. Przystąpienie do ślubu katolickiego nie zrobilo z niej wierzącej katoliczki - zgoda?
23 października 2015, 23:50
Jest przede wszystkim człowiekiem, który doświadcza i kocha drugiego człowieka (dusza), z którym pragnie z nim iść przez życie bardziej niż przekonania (umysł), którymi żyją jej rodzice. W niej jest miłość do czlowieka, w rodzicach - miłość do własnych przekonań. Miłość do człowieka łączy ludzi, miłość do przekonań "jedynie słusznych" poróżnia.
24 października 2015, 06:39
Czy córka uwierzyła, czy też nie - mogła się nawrócic dzieki postawie rodziców, mogła wziąć ślub tylko, aby ich zadowlić - tego nie wiemy. Ale powstaje proste pytanie, co powinni zrobić wierzący rodzice, gdy ich dziecko idzie wprost na piekielną zagladę - nierząd jest grzechem śmiertelnym. I co moga zrobić rodzice w takiej sytuacji, aby nie wyglądało na to, iż szantażują córkę?
24 października 2015, 09:44
Tomaszu, nierząd jest grzechem śmiertelnym" jest pojęciem wprowadzonym przez Kościół a nie przez Boga. Bóg to Zrozumienie, a nie Tępiciel swojego własnego stworzenia.  Tak córka jak i jej wybranek po prostu pragną być razem i mieszkać razem. Dobry Ojciec i Matka są w stanie to zrozumieć, bo sami kochają swe dzieci bezwarunkowo. Nie rozumieją zaś rodzice przekonani o istniejącej jedynej słusznej drodze i poglądach. Ci postawią warunki (jeszcze ekonomiczne!) i wtedy albo jesteś z nami albo przeciwko nam.     
24 października 2015, 12:21
Ciągle mylisz fora - my tu dyskutujemy o katolikach, a nie poganach. Dla pogan być moze mieszkanie razem bez slubu jest jakimś dobrem, dla katolików zawsze jest złem. Jeżełi dwoje katolików, dziewczyna i chłopak, stanu wolnego sie faktycznie kocha, to nic nie stoi na przeszkodzie aby miłośc potwierdzić małżeńśtwem. I zawrzeć je nim sie zacznie razem mieszkać. U pogan, których chesz reprezntowac jest inaczej, ale to nie to forum.  
24 października 2015, 14:24
Nie pomyliłam for, Tomaszu. Otoczona jestem katolikami wszędzie. Zastanawiam się jednak, co Wam da mówienie jak nie jest skoro tak jest. Kogo chcecie oszukać? Siebie? Od wieków powtarzacie te same "prawdy", które nie są prawdami, a przekonaniami nazwanymi prawdą. I z uporem maniaka próbujecie samych siebie przekonać, że katolicy to jedyne dzieci Boże, które wiedzą co powiedzial Bóg i jak należy wg Niego myśleć i postępować, choć jakimś dziwnym trafem - wcale tak nie postępują! Zobacz ilu choćby tu na forum jest katolików, którzy opowiadają o swoich doświadczeniach, czasem jakże różnych od tych, które rzekomo Bóg, w którego wierzycie nakazał. Jak można mieć taki obraz Boga - małostkowego wobec stworzenia, z którym kompletnie sobie nie radzi??? Seks tylko po a broń Boże przed, seks wtedy a nie wtedy, seks dla tych a dla tamtych nie. A stworzenie i tak nie słucha, i tak swoje robi... Jak biedny musi być ten Bóg, że z bezsilności piekłem musi straszyć! I co On ma poradzić skoro takie krnąbrne to stworzenie mu wyrosło? Tak się starał i nic z tego nie wychodzi. Normalnie nic tylko usiąść i płakać nad swoim dziełem, albo chociaż z papieżem pogadać - może ten coś wskóra. No ludzie kochani - OBUDŹCIE SIĘ!!!
24 października 2015, 14:24
c.d. Nie jestem poganką Tomaszu. Jestem Człowiekiem, dzieckiem Bożym, cząstką Boga, która jak każda inna istota przyszła na ten świat wyposażona w rozum, wiedzę i poczucie godności, Jego mądrość, miłość, radość, szczęście, spokój i zrozumienie. Jesteśmy Jedną Duszą i Jednym z Bogiem. I nie zniekształcam rzeczywistości pod widzimisię czyichś przekonań ani nie poruszam się jak martwy w ciemnościach, a obserwuję rzeczywistość, która JEST - ani dobra ani zła - po prostu JEST i na podstawie doświadczeń wyciągam wnioski, co się sprawdza a co nie i na tej podstawie ją dalej tworzę. Co Ci po tej wierze Tomaszu skoro przepędzasz bliźniego? Co Ci po tej nauce Chrystusa skoro potrafisz jedynie klęczeć pod krzyżem i ubolewać, że nie tak mialo to wyglądać... Poznaj Boga najpierw ZANIM jeszcze nad czyimś doświadczeniem czy po prostu nad kimś wydasz swój osąd. Bo to co osądzasz, osądzi i Ciebie i to, co potępisz, potępi i Ciebie. Obudź się.
JK
Jacek K
24 października 2015, 19:30
Dobre pytanie: Co mają zrobić rodzice w takiej sytuacji? O tym gadamy. Na pewno, nie powinni robić tego, co zasugerowal pan Pulikowski. Zasugerował, ze dzieci wzięły ślub, aby zadowolić rodziców. Zgoda? To co zrobili ci rodzice, nie przyblizało ich do Boga a oddaliło. Postawa rodziców powinna być inna. Zapewne słyszałeś o Św. Monice  matce św Augustna. On zrobił dużo więcej grzechów śmiertelnych niż ci młodzi. Też zył na kocią łapę. Matka tego nie akceptowała. Ale zawsze kiedy przychodził do niej w odwiedziny czekał na niego na stole obiad. Św. Monika robiła więc dokładnie odwrotnie niż przykładowi rodzice z opowiadania Pulikowskiego. Nie bez powodu tak robiła. Wierzący rodzice ABSOLUTNIE nie powinni robić tego co zaproponował Pulikowski. To droga zakłamania i hipokryzji. Jak Ty uważasz - jeżeli ci młodzi przyjęli sakrament pod naciskiem rodziców to przestali grzeszyć (jak sugeruje Pulikowski), czy grzeszą jeszcze więcej, pomimo ślubu?