Reportaż "Franciszkańska 3" stawia tezy na podstawie domysłów. Komentarz osób odpowiedzialnych za Centrum Ochrony Dziecka

o. Adam Żak SJ - www.yotube.com / Centrum Ochrony Dziecka
PAP / Twitter / DEON / jk

Ojciec Adam Żak SJ, koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży KEP oraz dyrektor Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum w Krakowie w rozmowie z Polską Agencją Prasową stwierdził, że autor reportażu "Franciszkańska 3" stawia daleko idące tezy, opierając się na domysłach i szczątkowych danych. „Sposób w jaki interpretuje dokumenty powoduje, że wątpię w jego rzetelność i dobrą wolę” – powiedział. Uzupełnieniem jego wypowiedzi jest wpis na Twitterze, jaki zamieściła Ewa Kusz, psychoterapeutka z ekipy Centrum Ochrony Dziecka, od lat zajmująca się tą tematyką w Polsce i w różnych komisjach Stolicy Apostolskiej.

Ojciec Żak odniósł się do zarzutów zawartych w wyemitowanym w poniedziałek w TVN24 reportażu Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3”, w którym opisane zostały przypadki trzech księży: Eugeniusza Surgenta, Józefa Loranca i Bolesława Sadusia oraz reakcja na nie ówczesnego metropolity krakowskiego kard. Karola Wojtyły. „Jest to dokument zrobiony pod z góry założoną tezę, że kardynał musiał wiedzieć, bez uwzględnienia uwarunkowań i szerszego kontekstu historycznego. To wzbudza we mnie poważne wątpliwości, jeśli chodzi o intencje autora – czy chce rozumieć, co naprawdę się wydarzyło i dlaczego, czy też chce osądzić swojego niegdysiejszego bohatera, do którego się rozczarował”.

Ojciec Żak przypomniał, że sprawy księży Eugeniusza Surgenta i Józefa Loranca zostały wcześniej zbadane w archiwach IPN i opisane szeroko na łamach „Rzeczpospolitej” przez Tomasza Krzyżaka i Piotra Litkę, m.in. z uwzględnieniem obowiązującego wówczas prawa kanonicznego. „Czytając teksty redaktorów Krzyżaka i Litki nie widziałem braku reakcji kard. Wojtyły na przestępstwa tych księży ani żadnego przenoszenia ich z parafii na parafię. Wręcz przeciwnie, byłem zdziwiony jak bardzo poprawnie reagował zarówno w sensie kanonicznym jak i prewencyjnym, zwłaszcza wobec ks. Loranca" - zastrzegł. Ks. Eugeniusz Surgent urodził się we Lwowie a po wojnie znalazł się w Krakowie i tu wstąpił do seminarium. Został jednak wyświęcony dla diecezji w Lubaczowie. Dlatego, chociaż mieszkał i pracował na terenie archidiecezji krakowskiej, podlegał jednak pod ordynariusza diecezji lubaczowskiej Jana Nowickiego. Po II wojnie światowej, kiedy archidiecezja lwowska znalazła się poza granicami Polski, a w jej granicach pozostał jedynie niewielki skrawek, czyli diecezja lubaczowska, księża z jej terenów pracowali na terenie innych diecezji, ale wciąż pozostawali w jurysdykcji biskupa lubaczowskiego. „Dlatego, kiedy pod koniec lat 60. wyszło na jaw, że ks. Surgent dopuścił się molestowania osoby małoletniej w Krakowie, został o tym fakcie poinformowany biskup lubaczowski, który jako jego ordynariusz, podjął pierwsze kroki dyscyplinarne i udzielił mu upomnienia kanonicznego. To właśnie biskup lubaczowski, miał obowiązek go ukarać. Wiemy o tym fakcie, ponieważ zachował się list bp. Nowickiego, który przechwyciła bezpieka i się nim posłużyła, by go zwerbować do współpracy” – przypomniał o. Żak. Dodał, że po tym fakcie ks. Surgent został skierowany do parafii w Kiczorze, gdzie w 1973 r. doszło do ujawnienia kolejnych przypadków molestowania seksualnego chłopców, co zostało zgłoszone na milicję i spowodowało jego zwolnienie z pracy w archidiecezji krakowskiej. Ks. Surgent został skazany na trzy lata więzienia w grudniu 1973 r. „Kiedy na mocy amnestii wyszedł z więzienia, nie wrócił już do pracy w archidiecezji krakowskiej. Tym samym kard. Wojtyła nie odpowiadał już za to, jakie były jego dalsze losy, gdzie został przeniesiony i co tam robił”.

Ojciec Żak odniósł się także do drugiej przedstawionej w reportażu sprawy ks. Józefa Loranca, który w czasie gdy był wikariuszem w parafii w Jeleśni, gdzie jako katecheta w Mutnem dopuścił się wykorzystywania seksualnego dziewczynek. „Fakty są takie, że natychmiast po zgłoszeniu przestępstwa do proboszcza, ten udał się do dziekana a następnie wraz ks. Lorancem do kard. Wojtyły do Krakowa” – przypomniał. Ks. Loranc został oddalony z parafii, zawieszony w posłudze i skierowany do klasztoru w Mogile, gdzie w marcu 1970 r. został aresztowany i po procesie skazany przez władzę świecką. Wyszedł z więzienia w 1971 r. po odbyciu połowy kary i został skierowany do pustelni braci albertynów w Zakopanem, gdzie zajmował się przepisywaniem ksiąg parafialnych dla krakowskiej kurii i nie pełnił żadnej posługi kapłańskiej.

Zapytany o przywoływany przez Gutowskiego list, w którym kard. Wojtyła pisał do ks. Loranca o „odstąpieniu od ukarania go", ojciec Żak wyjaśnił, że decyzję tę podjął nie kard. Wojtyła, lecz sąd biskupi, do którego metropolita skierował tę sprawę do rozpatrzenia. „Sąd biskupi skorzystał z kanonu pozwalającego na odstąpienie od wymierzenia kary kanonicznej w sytuacji, gdy dany ksiądz został już ukarany przez władzę świecką. Jednocześnie kard. Wojtyła zachował się jako ordynariusz bardzo roztropnie, bo wiedząc, jakie przestępstwa popełnił ks. Loranc, odsunął go od wszelkiej pracy duszpasterskiej i skierował do życia w odosobnieniu, które trwało przez kilka lat” – zaznaczył. Wyjaśnił, że początkowo ks. Loranc miał zakaz pełnienia jakiejkolwiek publicznej posługi: odprawiania mszy św., spowiadania i pracy z młodzieżą. „Po kilku latach w parafii w Zakopanem rozchorował się wikariusz i proboszcz zwrócił się do kard. Wojtyły z prośbą, aby zezwolił ks. Lorancowi na odprawianie mszy św., na co ten przystał, nie zezwalając mu jednak na spowiadanie ani na pełnienie innych posług kapłańskich”.

Ojciec Żak podkreślił, że kard. Wojtyła wykorzystał w ten sposób dostępne mu środki zapobiegawcze, by kontrolować ks. Loranca. „Kościół nie ma środków przymusu. Kard. Wojtyła nie mógłby na przykład zamknąć tego księdza w jakimś kościelnym więzieniu, tak żeby nie miał z nikim kontaktu”. Dodał też, że kolejny zarzut, stawiany kard. Wojtyle, iż nie spotkał się z ofiarami księży Loranca i Surgenta, świadczy o nie braniu pod uwagę realiów lat 60. i 70. „W tamtym czasie nie było wiedzy na temat traumatycznych skutków wykorzystania seksualnego. Aż przykro pomyśleć, że w kontekście takich przestępstw osoby zranione, z powodu niezawinionej ignorancji otoczenia mogły nie otrzymać wsparcia. I nie mówię tu o wiedzy powszechnej, popularnej, ale także o wiedzy naukowej. My dzisiaj znamy traumatyczne skutki wykorzystania seksualnego w dzieciństwie. Nie wiemy, jak kard. Wojtyła przeżywał takie fakty. Wiemy, że był człowiekiem wrażliwym, umiejącym słuchać, ale nie wiemy, czy dał jakieś zalecenia proboszczowi w Jeleśni, czy miał kontakt z rodzicami skrzywdzonych dzieci. Wolno nam myśleć, że nosił te historie w sobie i że one wpłynęły na jego życie".

"Nikt, nawet ktoś o tak szerokich horyzontach jak Karol Wojtyła – mówi o. Żak – nie może zrobić kroku dłuższego, niż mu nogi na to pozwolą. Nie możemy oczekiwać od kard. Wojtyły, żeby dysponował jakąś nadzwyczajną wiedzą, w czasie kiedy o traumie ofiar niewiele wiedzieli nawet lekarze psychiatrzy. Osądzanie go według współczesnych standardów to zwykły moralizm”.

Ojciec Żak w rozmowie z Polską Agencją Prasową odniósł się także do przedstawionej w reportażu sprawy ks. Bolesława Sadusia, który miał wykorzystywać seksualnie małoletnich, a następnie zostać przez kard. Wojtyłę wysłany do Austrii. Stwierdził, że nadużyciem jest już samo stwierdzenie, że kard. Wojtyła „musiał wiedzieć o przestępstwach ks. Sadusia”, choć nie ma na to konkretnego dowodu. „Z tego, że mógł wiedzieć nie można wnioskować, że wiedział” – dodał. Ponadto – jak zaznaczył – nawet, jeżeli wiedział, to nieuczciwe jest stawianie tezy, że kard. Wojtyła nie poinformował arcybiskupa Wiednia, kard. Franza Königa, o powodach przeniesienia ks. Sadusia. „To, że w ujawnionym przez Gutowskiego liście kard. Wojtyły do kard. Königa nie ma o tym wzmianki, nie musi oznaczać, że nie powiedział mu o tym osobiście. Trzeba pamiętać, że w czasach PRL-u ci z nas, którzy mieliśmy kontakty zagraniczne wiedzieliśmy, że korespondencja i telefony były przechwytywane przez SB. Tym bardziej korespondencja zagraniczna. Dlatego uważam za bardzo prawdopodobne, że jeśli kard. Wojtyła posiadał jakąś wiedzę, wolał wyjaśnić powody swojej prośby w rozmowie z kard. Königiem w cztery oczy". O. Żak przypomniał, że obaj hierarchowie dobrze się znali i utrzymywali ze sobą kontakty. „Dziwi mnie, że autorowi materiału albo zabrakło wiedzy o niektórych szczegółach biografii Karola Wojtyły, albo o sposobach radzenia sobie z komunikacją w warunkach dyktatury. Gdyby wiedział, to być może byłby przynajmniej ostrożniejszy w twierdzeniu, że kard. Wojtyła wiedział o przestępstwach ks. Sadusia, ale ten fakt ukrywał przed swoim „dobrym kolegą” i podrzucił mu do diecezji takie „zgniłe jabłko” – powiedział o. Adam Żak.

„Autor stawia daleko idące tezy na podstawie domysłów i szczątkowych danych. Sposób, w jaki interpretuje list kard. Wojtyły do kard. Königa powoduje, że zaczynam wątpić, że chodzi mu o prawdę. […] Wyciąganie jednoznacznych wniosków z bardzo wieloznacznych materiałów i skażonych źródeł, rodzi pytanie o intencje autora „Franciszkańskiej 3”. Karolowi Wojtyle z pewnością to nie zaszkodzi. Szkodzi natomiast wspólnocie, która uczy się otwierać na zranionych, bo tę wspólnotę zohydza a nie oczyszcza” – ocenił. „Wspólnota ma prawo poznać prawdę o swojej historii i o swoich liderach. Ale temu poznawaniu prawdy nie pomaga jej wciskanie na siłę. Dlatego nie dziwię się temu, że wielu ludzi, dla których Karol Wojtyła jest ważnym punktem odniesienia, odbiera ten styl kreślenia jego życiorysu jako agresję wobec samych siebie” – podkreślił o. Żak.

Do całej sprawy w krótkim wpisie na Twitterze odniosła się też jego współpracowniczka z Centrum Ochrony Dziecka, psychoterapeutka Ewa Kusz. „Udowadnianie, że Wojtyła wiedział i postępował według wiedzy, metod swojego czasu, wywołało histerię. Z jednej strony potępienia, z drugiej obrony bez argumentów. Historii nie zmienimy, ją trzeba spokojnie opisać i wyjaśnić. Możemy natomiast zmienić teraźniejszość, możemy wyciągnąć wnioski i tego brakuje – spotkania ze skrzywdzonymi (niezależnie, gdzie doznali krzywdy). Słuchania, pomocy i systemowego działania prewencyjnego, by mniej było przemocy „dziś i jutro”, w tym seksualnej, a jeśli już będzie, by szybko pomagać”.
W krótkim komentarzu dla DEON-u o. Żak dopowiedział, iż jego krytyka reportażu i sposobu przedstawionych w nim argumentacji „nie wpisuje się w przeciwieństwo pomiędzy potępieniem a  obroną bez argumentów”. Wypowiedzi te – o co apeluje – należy odczytywać ze zrozumieniem. Tym bardziej, że pośród emocjonalnych reakcji to „zrozumienie” może być jednym z najtrudniejszych wyzwań, przed jakimi stoimy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Reportaż "Franciszkańska 3" stawia tezy na podstawie domysłów. Komentarz osób odpowiedzialnych za Centrum Ochrony Dziecka
Komentarze (7)
BK
~bogdan kajzer
13 marca 2023, 20:18
Czytam i czytam, próbuję ogarnąć to wszystko i jedno nie daje mi spokoju: czy wskazania ewangeliczne należy interpretować dosłownie, czy nie? Przecież nakaz ochrony "maluczkich" jest tak jednoznaczny, że żadne okoliczności "historyczne" nie pozwalają go rozmiękczyć. Pytanie, które stale do mnie wraca: czy kapłan dopuszcający się czynów pedofilnych nie powinien byc Z AUTOMATU suspendowany i wydalony z kapłaństwa? Naprawdę ŻADNE tłumaczenia tutaj do mnie nie trafiają. Nie dlatego, że jestem "antykościelny", ale dlatego że ten ewangeliczny przekaz nie budzi wątpliwości... Każdy z takich przestępców może się później "ogarnąć", żałować, zadośćuczynić na różne sposoby, innymi słowy: nawrócić się, pojednać z Bogiem - ale już NIE jako kapłan przecież. Kapłan tutaj musi być bez skazy. Może mieć wady, przywary - ale nie może być pedofilnym drapieżcą!!!
AE
Anna Elżbieta
13 marca 2023, 14:06
Bardzo sensowny artykuł, rzeczowa, spokojna argumentacja, bez niepotrzebnych emocji. Dziękuję za udostępnienie nam wypowiedzi O. Żaka. Czas jest trudny i bardzo potrzeba spokojnych badań, analizy faktów, a nie domysłów. Dziękuję.
JW
~Jan Wyrotowski
13 marca 2023, 09:14
Zadam tylko pytanie, dlaczego biskupi posiadający wiedzę o przestępstwach pedofilii nie zgłosili ANI JEDNEGO przypadku odpowiednim organom cywilnym ? Że z punktu widzenia prawa (świadome ukrywanie pedofilów), takie postępowanie jest przestępstwem ? Duchowni nie zdawali sobie sprawy o traumie ofiar ??? Zastosowanie prawa kanonicznego nie jest żadnym ukaraniem przestępców. Dla mnie, ojca i męża, tłumaczenia takie jak ks. Żaka są kpiną z wiernych i zdrowego rozsądku.
TL
Teresa L.
13 marca 2023, 00:02
"Tym bardziej, że pośród emocjonalnych reakcji to „zrozumienie” może być jednym z najtrudniejszych wyzwań, przed jakimi stoimy." —w punkt!! Dziękuję.
JP
~Jacek P
12 marca 2023, 19:17
Prawda wyzwala, plotka zniewala
FB
~Filip Bitnar
11 marca 2023, 14:02
Nie wiedział, nie widział, robił na co pozwalała wiedza, nie miano wiedzy. Itd. A mowa miała być tak tak nie nie, no ale to dotyczy tylko świeckich a nie księży.
MK
~Marian Korzeń
14 marca 2023, 12:23
Mości Filipie, czy zawsze grzeszysz publicznie? Żeby wszyscy widzieli? Po prostu, takich rzeczy się nie wie. Ale przy okazji poruszę, sprawę tajemnicy spowiedzi. Oto, jakiś świadomy grzesznik, spowiada się i wyznaje ten grzech, "co poradzisz, że wiedział i nie powiedział"? Moim zdaniem nic z tego co wy "puryści" oczekujecie? Gdybym był spowiednikiem, rozeznającym okoliczności, w skrajnym wypadku bez rozgrzeszenia, wysłałbym skruszonego do spowiedzi u biskupa informując, że "doniosę Kościołowi" zapowiadając biskupowi wizytę tego, a tego. Koniec kropka.