Rosja po upadku ZSRR jest bardziej religijna?

KAI / slo

Czy po dwudziestu latach wolności Kościoła dokonało się rzeczywiste odrodzenie życia religijnego narodów Rosji? Czy Rosja przeżyła powtórnie swój chrzest? - na te i inne pytania stara się odpowiedzieć Andriej Diesnicki, znany prawosławny dziennikarz zajmujący się publicystyką religijną na łamach prawosławnego czasopisma dla wątpiących "Foma" (Tomasz).

Autor pisze na temat zmian jakie zaszły w kulturze, ekonomii, stylu życia i życiu religijnym w Rosji po dwudziestu latach od rozpadu ZSRR.

"Zmiany losu Kościoła rozpoczęły się już w 1988 roku od jubileuszu milenium Chrztu Rusi, chociaż uregulowania prawne znoszące zakaz publicznego kultu i przywracające religii należną jej rangę w sferze społecznej pojawiły się dopiero jesienią 1990 roku. Rok później, w grudniu 1991 roku ZSRR przestał faktycznie istnieć" - przypomina redakcja czasopisma i stawia pytania: Czy przez ostatnie dwadzieścia lat zaszły istotne zmiany w odrodzeniu życia religijnego narodów Rosji i można mówić o powtórnym Chrzcie dawnej Rusi? Czy te pojęcia można stosować wobec narodu i państwa?

"Dwadzieścia lat temu z Kościołem prawosławnym wiązano ogromne nadzieje. Wielu osobom wydawało się, że w momencie uzyskania wolności Kościół z `rozpostartymi skrzydłami` rozpocznie głoszenie orędzia, które nawróci na Chrystusa cały rosyjski naród. Inteligencja oczekiwała, że Kościół przyjmie rolę sprawiedliwego sędziego, który będzie patrzeć władzy na ręce i przeciwstawiać się niesprawiedliwości. Patrioci mieli nadzieję na wyleczenie wszystkich z pijaństwa i totalnej postsowieckiej depresji a wieś od wymierania. Ludzie sztuki widzieli w Kościele źródło natchnienia a działacze państwowi zaczyn nowej idei narodowej" - czytamy w artykule.

Zdaniem redakcji po dwudziestu latach dokonały się zmiany jakościowe, chociaż historia przebiegała inaczej niż oczekiwała tego większość obywateli. Jedni uważają, że Kościół wywalczył wszystko co mógł, inni, że nie wypełnił swojej dziejowej misji, jeszcze inni twierdzą, że Święta Ruś nie była nigdy idealnym krajem z bajki a jedynie polem walki o ludzkie serca i dlatego powrót do tamtej przedrewolucyjnej przeszłości mógłby okazać się równie rozczarowujący.

Na powyższe wątpliwości i pytania spróbował odpowiedzieć Andriej Diesnicki, znany prawosławny dziennikarz zajmujący się publicystyką religijną. W jego dorobku literackim znajdują się tłumaczenia ksiąg biblijnych na język rosyjski, komentarze tekstów biblijnych, teksty poetyckie, proza i zdjęcia, gdyż fotografika to jego hobby.

Diesnicki wspomina rok 1988, kiedy odbywał służbę wojskową. Obchodzono wtedy jubileusz milenium Chrztu Rusi. Bezpośredni przełożony przyłapał go na czytaniu kieszonkowej wersji Nowego Testamentu. Skonfiskował go i groził wszystkimi możliwymi karami, przekazał egzemplarz zastępcy oficera politycznego batalionu a ten zastępcy politruka całego pułku, a on ku zdziwieniu wszystkich, a najbardziej samego Diesnickiego, zwrócił egzemplarz właścicielowi wypowiadając dwa magiczne słowa: "Teraz można".

Autor z rozrzewnieniem wspomina pierwsze liturgie przeżywane w cywilu w swojej parafialnej świątyni znajdującej się w piwnicy służącej przedtem jako zsyp na śmieci. "Wszystko wydawało się tymczasowe, niepewne, niezorganizowane ale przez ten chaos i ubóstwo, jak pisze, w każdym geście, uśmiechu przebijały się promienie Królestwa Niebieskiego. Nastąpiły czasy stabilizacji i poczucie uczestniczenia w niebywałym cudzie przeminęło a jego miejsce zajął porządek szarego dnia, jak po pierwszych randkach z ukochaną nadchodzi proza życia rodzinnego".

Autor rozważań wzbrania się przed mówieniem o globalnych zmianach społecznych, gdyż każdy widzi jedynie swój wycinek rzeczywistości, a oceny są subiektywne. "Co dla jednego oznacza stabilizację, inny nazwie to zastojem, jeden widzi w zrywie społecznym rewolucję a inny czas niepokoju, gwałtu" - pisze. Uchyla się również przed dawaniem recept i prostych ocen w rodzaju: "jeśliby wtedy postąpili jak mówiłem, to byłoby tak i tak".

Takie rozumowanie prowadzi według autora do ucieczki od rzeczywistości w kierunku mentorskich konstrukcji nie z tego świata. "Kościół jako część społeczeństwa podatny jest na zmiany w nim zachodzące tylko z pewnym przesunięciem w czasie. Jeśli społeczeństwo próbuje odgadnąć przyszłe zmiany, trendy, mody, to Kościół wpatrując się w dzień wczorajszy próbuje zachować w powszedniości wartości wieczne. Bezsensownym jest czynić z tego zarzut Kościołowi, gdyż taka jest jego natura"- uważa Diesnicki.

Pierwsze lata wolności opisuje jako moment wzrostu ilościowego. Pustkę postkomunistyczną zapełniano wielością otwieranych świątyń, odprawianych liturgii, działaniami noszącymi, jak wyraża się autor, "charakter prawosławny". Konstatuje jednak, że ilość otwartych świątyń, wspaniałych liturgii, wyświęconych kapłanów, wydanych książek religijnych stokrotnie liczniejszych niż w czasach komunistycznych nie miała automatycznego przełożenia na wzrost duchowej dojrzałości społeczeństwa. "Ludzie nie zmieniają się tak szybko. To, że zamienili sierp i młot na krzyż a portret Lenina na ikonę nie oznaczało, że zmieniało się jednocześnie ich zachowanie i świadomość. W czasach sowieckich chełpiono się najróżniejszym wskaźnikami, np. ilością wytopionej surówki na osobę, w czym doganiano osiągnięcia USA a należało sprzyjać badaniom nad mikroprocesorami, co okazało się ważne i potrzebne obecnie. Dzisiaj też należy zadać pytanie, czy ocena wskaźnika udzielonych sakramentów chrztu, małżeństwa, pogrzebów prawosławnych może być właściwa, czy tylko podąża za modelem oceny rozwoju społeczeństwa sowieckiego" - czytamy w artykule.

"Czy budując świątynię zastanawiano się nad tym, czy ktokolwiek w niej będzie się modlił?" - pyta Diesnicki. Według niego ta "masówka" Kościoła przypominała trochę opieranie się na wskaźnikach wytopu surówki na osobę w minionej epoce a życie prawosławnych często przypominało mieszaninę praktyk domowej magii (szamanizmu) z idealnym światem Świętej Rusi. Wprowadzenie w chrześcijaństwo utożsamiano z mnożeniem praktyk religijnych, słuchaniem odpowiedniego radia.

Autor rozważań powołuje się na fakt ostatnio wyświetlanego serialu "Schizma" opowiadającego o wewnętrznym podziale rosyjskiego prawosławia na staro i nowo obrzędowe i pisze: "Ludzie wiele się modlący i poszczący na Rusi nawarzyli tę kaszę, której nie można tego rozwikłać od trzech i pół wieku". Wiele się modlili i pościli, ale jak mówi autor, "nawet najbardziej przepełniona surówką wlewka nie zastąpi maleńkiego mikroprocesora". "Rozwój, zwłaszcza duchowy powinien podążać w głąb, a dopiero potem rozprzestrzeniać się. Wielu obywateli Rosji chciałoby, żeby z jednej strony Kościół w nic się nie mieszał a z drugiej oczekują pomocy, podpory duchowej. Jedno oczekiwanie przeczy drugiemu. Pytanie jak określić miejsce Kościoła w społeczeństwie, po jego powrocie do oficjalnego życia oczekuje na odpowiedź" - czytamy w artykule.

Zdaniem Diasnickiego wciąż pokutuje mentalność z czasów sowieckich i brak elastyczności systemu otwartego na informacyjne sprzężenie zwrotne. "Na papierze wysyłanych raportów wszystko jest w porządku, są małe oddzielne uchybienia. Błędy i nieefektywną politykę robią nieokreśleni oni, a skutkom tych błędów winni są brakoroby, szkodnicy, biurokraci i prowadzi się z nimi walkę. Ten odrealniony przekaz w dobry humor wprowadzał tylko będących u władzy" - pisze prawosławny publicysta.

Wskazuje, że rzeczywistość szarego człowieka bywa smutniejsza, ale on nie jest w stanie, z różnych powodów (zagrożenie oskarżeniem o bycie wrogiem ludu), dobić się z tym do szczytów władzy. Diesnicki zwraca uwagę, że brak prawdziwej oceny dotyczy również Kościoła, gdyż nie mówi się o jego niedostatkach, również w odniesieniu do historycznego prawosławia. Dopuszcza się świadomość grzechów pojedynczych ludzi i wystarczy, że odbędą pokutę i wszystko wróci do normy.

Autor zadaje pytanie jak uniknąć podobnych wynaturzeń i stwierdza, że i współczesność nie jest od nich wolna. - Obecne pokolenie nie znające i nie kochające wujka Lenina wymaga czegoś nowego, trwałego. Próba pieriestrojki Gorbaczowa, kiedy wywleczono na raz wszystkie niedostatki a niczego nie naprawiono, doprowadziła do rozpadu tego strasznie mało elastycznego systemu. Nie można było w nim niczego naprawić a można było tylko zniszczyć do fundamentów - pisze Diesnicki.

Publicysta uważa, że w Rosji bardzo powoli, ale konsekwentnie kształtuje się społeczeństwo obywatelskie, zgodnie z tempem właściwym dla zmian zachodzących w Kościele. - Ludzie stopniowo odzwyczajają się od myśli, że" następny car będzie dobry i wszystko naprawi". Bardzo powoli przyzwyczajają się do tego, że od nich zależy kształtowanie rzeczywistości i że sami są odpowiedzialni za swoje postępowanie. Stąd może brać się ich nieufność wobec Kościoła, który wskazuje na Cara Niebieskiego" - pisze Diesnicki i wyraża nadzieję, że dla tych ludzi Kościół może stać się miejscem spotkania. Podobnie było w ubiegłym roku, kiedy Synodalny Wydział ds. Dobroczynności Patriarchatu Moskiewskiego udzielał pomocy ze środków uzyskanych również od osób niewierzących.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rosja po upadku ZSRR jest bardziej religijna?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.