"Rozwiedzeni nie powinni czuć się ekskomunikowani"

(fot. Frag den Kardinal / youtube.com)
KAI / ml

Ta adhortacja mówi w tytule o "radości miłości" i ja przeczytałem ją z wielką radością i chcę bardzo podziękować Ojcu Świętemu za ten piękny dokument - powiedział kard. Christoph Schönborn podczas prezentacji najnowszej adhortacji Franciszka "Amoris laetitia" 8 kwietnia w Watykanie.

Metropolita wiedeński w obszernym wprowadzeniu ukazał najważniejsze, jego zdaniem, myśli i wskazania papieża.
Na wstępie zaznaczył, że przeczytał ten długi dokument "z radością, wdzięcznością i z silnym wzruszeniem". Zwrócił uwagę, że w wypowiedziach kościelnych nt. małżeństwa i rodziny występuje często tendencja, nie zawsze może uświadamiana, skupiania się na dwóch różnych rzeczywistościach życiowych: z jednej strony są małżeństwa i rodziny "w porządku", żyjące zgodnie z zasadami, gdzie wszystko "idzie dobrze" i z drugiej strony sytuacje "nieregularne", stwarzające problemy. Tymczasem papież stawia sobie za zadanie zintegrowanie wszystkich w Kościele, wychodząc z podstawowego rozumienia Ewangelii, że wszyscy potrzebujemy miłosierdzia - tłumaczył austriacki purpurat.
Podkreślił, że dla Ojca Świętego wszystkie małżeństwa i rodziny "są w drodze", również te, które "są w porządku", to znaczy mają wzrastać, rozwijać się, pokonywać nowe etapy. Ten, kto doświadczył grzechu i upadku, potrzebuje pojednania i nowego początku, nawet w późnym wieku - przypomniał kardynał słowa Franciszka z adhortacji.
Zaznaczył, że papież mówi w swym najnowszym dokumencie o wszystkich sytuacjach, w jakich żyją współczesne rodziny, "nie katalogując ani nie kategoryzując ich". Nikt nie powinien czuć się potępiony ani odrzucony i w tym klimacie przyjęcia chrześcijańska wizja małżeństwa i rodziny staje się zaproszeniem, zachętą i radością miłości, w którą możemy wierzyć i która nikogo nie wyklucza. - Dla mnie adhortacja jest przede wszystkim i w pierwszej kolejności «wydarzeniem językowym», tak jak to było w przypadku «Evangelii gaudium», gdyż coś się zmieniło w języku kościelnym - stwierdził z uznaniem kard. Schönborn. Dodał, że zmiany te dawały o sobie znać już na posiedzeniach Synodu Biskupów w latach 2014 i 2015, bo już wtedy widać było, że w wypowiedziach było więcej szacunku, mniej osądzania i potępień. W "Amoris laetitia" jest to już stały ton językowy - podkreślił kardynał.
Nie chodzi o same tylko zmiany językowe, ale raczej o głęboki szacunek wobec każdego człowieka, a nie o "przypadek problemowy", chodzi o osobę z jej historią i jej drogą do Boga. I tu mamy do czynienia z dwoma innymi słowami-kluczami dla tego dokumentu: rozeznanie i towarzyszenie, które dotyczą nie tylko sytuacji "nieregularnych" (Ojciec Święty mówi o "tak zwanych sytuacjach nieregularnych" - dodał kardynał), ale wszystkich ludzi, każdego małżeństwa i każdej rodziny. "Moja wielka radość z tego dokumentu bierze się stąd, że w sposób spójny pokonuje on sztuczność tego podziału na «regularność» i «nieregularność», stawiając wszystkich w obliczu wymogów Ewangelii" - oświadczył arcybiskup Wiednia.
Jednocześnie zauważył, że najnowszy dokument papieski nie oznacza ani relatywizmu, ani permisywizmu, choć wielokrotnie odwołuje się do miłosierdzia. Papież Franciszek nie pozostawia żadnych wątpliwości co do swych zamiarów i intencji, gdy mówi, że chrześcijanie nie mogą proponować nowych wzorców małżeństwa, ulegając modzie czy oglądając się na słabości ludzkie - podkreślił kardynał. Dodał, że oznaczałoby to pozbawianie świata wartości, "które mamy i powinniśmy proponować". Ojciec Święty jest przekonany, że chrześcijańskie widzenie małżeństwa i rodziny ma nadal niezmienną siłę przyciągania - stwierdził z mocą arcybiskup wiedeński.
Zarazem zauważył, że "należy z pokorą i realistycznie przyznać, iż niekiedy nasz sposób przedstawiania przekonań chrześcijańskich oraz sposób traktowania innych sprzyjały powstawaniu tego, nad czym dziś ubolewamy". Teologiczny ideał małżeństwa bywał ukazywany zbyt abstrakcyjnie i jakby sztucznie utworzony, daleki od konkretnych sytuacji i rzeczywistych możliwości rodzin "takich, jakie one są" - podkreślił purpurat. Przywołał też swe wspomnienia z ubiegłorocznego Synodu Biskupów, na którym w dwóch spośród 13 "circuli minores" rozpoczynano dyskusje od przedstawiania własnych sytuacji rodzinnych z ich troskami, "nieregularnościami" itp. I papież wzywa nas do mówienia o rodzinach "takich, jakie są" - powtórzył kard. Schönborn.
Mówił też o głębokim zaufaniu w sercach i o tęsknotach ludzi, co wyrażają bardzo dobrze te fragmenty jego dokumentu, które dotyczą wychowania. Rozważa on tam dwa skrajne zagrożenia: z jednej strony swego rodzaju "leseferyzm", a więc prawie zupełną swobodę postępowania z jednej strony i obsesję kontrolowania i panowania nad wszystkim z drugiej. - Rodzina nie może się wyrzekać bycia miejscem wsparcia, towarzyszenia i przewodzenia, zawsze musi być czujna, ale nadmierna czujność też nie jest dobra - stwierdził kardynał. Dodał, że papież jawi się tu jako pedagog i często odwołuje się do zaufania, jakie ma wobec wiernych oraz do "rozeznania osobistego", które - jak przypomniał mówca - jest centralnym punktem rekolekcji ignacjańskich. Ma to pomagać rozeznać wolę Bożą w konkretnych sytuacjach życiowych oraz uczynić z osoby dojrzałą osobowość a droga chrześcijańska ma być pomocą w osiągnięciu owej dojrzałości.
Jako pedagog Franciszek dobrze wie, że najsilniej przemawia do ludzi i ich motywuje pozytywne doświadczenie miłości - mówił dalej kard. Schönborn. W tym kontekście zachęcił do przeczytania 4. rozdziału adhortacji, który - jak zaznaczył - "jest szerokim komentarzem do Hymnu o miłości z 1. Listu św. Pawła do Koryntian". Słowa te dodają odwagi do uwierzenia w miłość i do zaufania w jej moc - podkreślił austriacki purpurat.
Odnosząc się do najbardziej bodaj dyskutowanej na ostatnich obradach synodalnych sprawy osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach, papież przypomniał dotychczasowe nauczanie Kościoła na ten temat, że nie mogą oni przystępować do sakramentów, dodając jednak, że pozostają nadal we wspólnocie Kościoła, że należy im towarzyszyć, rozeznawać ich sytuację i jej delikatność. - Rozwiedzeni nie tylko nie powinni czuć się ekskomunikowani, ale mogą żyć i dojrzewać jako żywe członki Kościoła, odczuwając go jako matkę, która ich zawsze przyjmuje - przypomniał kardynał jeden z fragmentów adhortacji. Dodał, że będzie to wymagać jeszcze dalszych dyskusji i uściśleń.
Na zakończenie arcybiskup wiedeński przypomniał, że papież pokłada ufność w "radości miłości", a "miłość umie znaleźć drogę, jest kompasem, który nam ją wskazuje". - Bóg jest miłością i miłość jest od Boga. Nic nie jest tak wymagające jak miłość. Nie można jej nabyć na targu, dlatego nikt nie powinien się obawiać, że papież Franciszek wezwie nas przez swój dokument, do drogi zbyt łatwej. Droga nie jest łatwa, ale pełna radości - zakończył swą wypowiedź kard. Schönborn, wyrażając jednocześnie wielką wdzięczność Ojcu Świętemu za jego adhortację.
DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Rozwiedzeni nie powinni czuć się ekskomunikowani"
Komentarze (8)
18 kwietnia 2016, 20:17
-Ja z uporem będe przypominał ew. Mateusza 19,1-9  A Powiadam Wam , kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku  nierządu - popełnia cudzołustwo i kto oddaloną bierze za żonę  popełnia cudzołustwo.
D
Danuta
9 kwietnia 2016, 13:54
To nie jest nauka Pana Jezusa! Teraz jest walka o nasze dusze i szatan użyje wszystkich środków żeby nas zwieść. On pięknie usprawiedliwi nasz grzech, poda go w pięknym naczyniu jako miłość i fałszywe młosierdzie. Św.Jan pisał: „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świe­cie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwo­ścią swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki” (1 Jana 2:15-17). ,,A Duch otwarcie mówi, że w czasach ostatecznych niektórzy odstąpią od wiary, dając posłuch zwodniczym duchom i naukom demonów". 1 Tym 4,1
AT
Anna Tumialis
9 kwietnia 2016, 09:33
gdy myślę o Bożym Miłosierdziu to wyobrażam sobie niepohamowany strumień wody,którego nic nie jest w stanie zatrzymać. Myślę,że wiele osób Kościoła po prostu boi się tego-z obawy,że ten strumień zaleje świat próbują kontrolować tą siłę,trzymać ją w bezpiecznym miejscu.Bo przecież skandal Bożego MIłosierdzia mógłby kogoś nakłonić do grzechu i wyrządzić więcej zła.Ale kierując się tą mentalnością musielibyśmy to samo powiedzieć o sakramencie Spowiedzi-czy stała i nieodwołalna mozliwośc wyswobodzenia się z grzechu nie nakłania czasem do tego,aby grzeszyć? Tak więc wydaje mi się,że zachodzi pewne mocowanie się człowieka,który póbuje ta siłę w jakiś sposób okiełznać,kontrolować a Bogiem,Który pragnie,by Ono zalało świat
QQ
q q
8 kwietnia 2016, 23:19
Goń się esesmanie :D
8 kwietnia 2016, 23:23
IQ<40 i umiesz obsługiwać komputer?
QQ
q q
8 kwietnia 2016, 23:30
Wracaj na plan "M jak Miłość" Lucek
9 kwietnia 2016, 00:34
...i do tego jeszcze miłośnik "dojrzałego kina"...no,no... A może po prostu - hejter? Bo przecież nie katolik...
AT
Anna Tumialis
8 kwietnia 2016, 22:59
Zapraszam do odwiedzenia strony na facebooku,,Niesakramentalni szukający Boga"