"Był dla mnie świętym i przyjacielem, ale..."
Wspominam Jana Pawła II z ogromną wdzięcznością. Nie mogłem i nie powinienem próbować go naśladować, ale starałem się kontynuować jego dziedzictwo i jego dzieło, tak jak umiałem najlepiej - stwierdził papież-senior, odpowiadając pisemnie Włodzimierzowi Rędziochowi.
Słowa te zawarte są w książce "Accanto a Giovanni Paolo II" (U boku Jana Pawła II), w której zebrano wypowiedzi najbliższych współpracowników polskiego papieża. Wydało ją wydawnictwo Ares, a wypowiedzi Benedykta XVI omówiły 7 marca włoskie media. Cały wywiad ukaże się w numerze 11. Tygodnika Katolickiego "Niedziela" z datą 16 marca.
Poniżej przedstawiamy fragmenty wywiadu, zamieszczone na portalu tygodnika "Niedziela" i we włoskim dzienniku katolickim "Avvenire".
Włodzimierz Rędzioch: Nazwiska kard. Wojtyły i kard. Ratzingera związane są nierozerwalnie z Soborem Watykańskim II. Czy poznaliście się w czasie prac soborowych?
Benedykt XVI: Pierwsze moje w pełni świadome spotkanie z kard. Wojtyłą miało miejsce dopiero w czasie konklawe, na którym został wybrany papież Jan Paweł I. Wprawdzie podczas Soboru pracowaliśmy razem nad Konstytucją duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym, jednak w różnych sekcjach i dlatego nie spotkaliśmy się ze sobą. W czasie wizyty polskich biskupów w Niemczech (we wrześniu 1978 r.) byłem w Ekwadorze jako osobisty wysłannik Jana Pawła I. Kościół monachijsko-fryzyngijski jest w związku partnerskim z Kościołem Ekwadoru, utworzonym przez abp. Echeverríę Ruiza (Guayaquil) i kard. Döpfnera. Dlatego, ku swemu wielkiemu żalowi, straciłem okazję osobistego spotkania się wtedy z krakowskim arcybiskupem. Słyszałem, oczywiście, o jego pracy filozoficznej i duszpasterskiej i od dawna pragnąłem się z nim poznać. Ze swej strony Karol Wojtyła czytał moje "Wprowadzenie w chrześcijaństwo", a także przytaczał je w rekolekcjach, które w Wielkim Poście w roku 1976 głosił dla Pawła VI i Kurii. W duchu niejako czekaliśmy więc obydwaj na spotkanie ze sobą. Metropolitę krakowskiego od początku darzyłem głębokim szacunkiem i serdeczną sympatią. Podczas prekonklawe w roku 1978 dokonał on dla nas analizy istoty marksizmu, która wywarła na nas duże wrażenie. Przede wszystkim jednak bardzo wyraźnie od razu odczułem promieniowanie jego człowieczeństwa, a jego postawa modlitewna mówiła mi, jak głęboko jest zjednoczony z Bogiem.
Od początku pontyfikatu Jan Paweł II pragnął mieć kard. Ratzingera przy sobie w Kurii Rzymskiej. Z jakimi uczuciami została przyjęta papieska propozycja?
W roku 1979 Jan Paweł II powołał mnie na prefekta Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego. Od moich święceń biskupich w Monachium upłynęły zaledwie dwa lata i uznałem za niemożliwe ponowne, tak szybkie, opuszczenie stolicy św. Korbiniana. Sakra biskupia była przecież w pewnym sensie przyrzeczeniem wierności złożonym mojej macierzystej diecezji. Dlatego poprosiłem wtedy Papieża o zrezygnowanie z tej nominacji. Na ten urząd powołał on wówczas kard. Bauma z Waszyngtonu, jednocześnie już wtedy jednak zapowiedział, że zwróci się do mnie z prośbą o pełnienie innego zadania. I rzeczywiście, w roku 1980 powiedział mi, że pod koniec roku 1981 będzie chciał zamianować mnie prefektem Kongregacji Nauki Wiary jako następcę kard. Šepera. Ponieważ nadal czułem się zobowiązany wobec swojej macierzystej diecezji, pozwoliłem sobie postawić warunek przyjęcia tego urzędu, uważany przeze mnie za niemożliwy do spełnienia. Powiedziałem, że czuję się w obowiązku dalszego publikowania prac teologicznych. Gdyby dało się to pogodzić z urzędem prefekta, wtedy tylko mógłbym go przyjąć. Papież, który zawsze okazywał mi wiele dobroci i wyrozumiałości, wyjaśnił mi, że poinformuje się w tej sprawie i wyrobi sobie opinię. Podczas następnej mojej wizyty oświadczył, że publikacje teologiczne dadzą się pogodzić z urzędem prefekta. Także kard. Garrone jako prefekt Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego publikował dzieła teologiczne. Wobec tego przyjąłem wtedy tę funkcję, wiedząc, jak trudne jest to zadanie, jednak również ze świadomością, że teraz posłuszeństwo wobec Papieża zobowiązuje mnie do wyrażenia zgody.
Jak układała się współpraca między papieżem a prefektem Kongregacji Nauki Wiary?
Współpraca z Ojcem Świętym zawsze była nacechowana przyjaźnią i zaufaniem. Przede wszystkim odbywała się ona na dwóch płaszczyznach: oficjalnej i prywatnej. Prefekt Kongregacji Nauki Wiary ma w każdy piątek o godzinie 18 audiencję u Papieża i przedkłada mu wtedy do rozstrzygnięcia aktualne problemy. Są to, rzecz jasna, w pierwszym rzędzie problemy dotyczące nauki wiary, także jednak kwestie dyscyplinarne: przeniesienie do stanu świeckiego proszących o to księży, udzielenie przywileju Pawłowego małżeństwom, w których jedna strona jest niechrześcijańska itd. Później dołączyły do tego bieżące prace nad Katechizmem Kościoła Katolickiego. Za każdym razem Ojciec Święty otrzymywał w odpowiednim czasie istotną dokumentację, znał więc już wchodzące w grę kwestie. W ten sposób zawsze mogliśmy prowadzić ze sobą owocną dyskusję nad problemami teologicznymi. Papież był bardzo oczytany, znał również najnowszą literaturę niemiecką i dla obydwu stron zawsze było piękną rzeczą szukanie w tych sprawach właściwych
decyzji.
Obok tych ściśle oficjalnych kontaktów były różnego rodzaju spotkania półoficjalne i nieoficjalne. Półoficjalnymi nazwałbym audiencje, podczas których w grupach ze zmieniającym się składem przez wiele lat omawiane były we wtorkowe przedpołudnia środowe katechezy. Papież podjął decyzję omawiania w nich Katechizmu; wcześniej podawał tematy i polecał przygotować pierwsze punkty widzenia, służące ich opracowaniu. Ponieważ na tych audiencjach zawsze byli obecni przedstawiciele rozmaitych specjalizacji, były to bardzo piękne i pouczające rozmowy, które chętnie wspominam. Również tutaj wychodziła na jaw teologiczna kompetencja Papieża. Jednocześnie jednak podziwiałem jego gotowość uczenia się. Papież miał wreszcie zwyczaj zapraszać na obiad biskupów przybywających z wizytą "Ad limina", jak również inne, przy różnych okazjach obecne grupy biskupów i kapłanów. Były to zawsze "posiłki robocze", podczas których często omawiany był jakiś temat teologiczny. Na początku była cała seria obiadów, podczas których dyskutowano nad kolejnymi tematami Kodeksu. Mieliśmy do dyspozycji prowizoryczną wersję końcową, nad którą pracowaliśmy w czasie tych posiłków, przygotowując wersję ostateczną. Później debatowano nad najrozmaitszymi innymi tematami. Ze względu na dużą liczbę obecnych w rozmowie zawsze zwracano uwagę na wiele aspektów. Nigdy jednak nie brakło też elementów humorystycznych. Papież śmiał się chętnie, tak że te "posiłki robocze", przy całej powadze omawianych tematów, dawały sposobność do radosnego bycia razem.
Jakimi najważniejszymi wyzwaniami doktrynalnymi musiał zająć się Jan Paweł II z prefektem Kongregacji Nauki Wiary?
Pierwszym wielkim wyzwaniem, z którym się spotkaliśmy, była szerząca się w Ameryce Łacińskiej teologia wyzwolenia. Ogólna opinia o niej - zarówno w Europie, jak i w Ameryce Północnej - była następująca: W grę wchodziło tu świadczenie pomocy ubogim, a więc sprawa, której, ogólnie rzecz biorąc, można tylko przyklasnąć. Jest to jednak błąd. Ubóstwo i ubodzy byli niewątpliwie tematem teologii wyzwolenia, jednak w perspektywie bardzo specyficznej. Pomoc wyświadczana bezpośrednio ubogim, reformy polepszające ich położenie były uważane za utrwalający system reformizm. Tłumią one gniew i wzburzenie - mówiono - jednak konieczne są do rewolucyjnej przemiany systemów. Potrzebne są nie bezpośrednia pomoc i reformy, lecz radykalny przewrót, który by doprowadził do powstania nowego świata. Wiarę chrześcijańską traktuje się przy tym jako motor tego rewolucyjnego ruchu i w ten sposób przemienia się ją w siłę polityczną. Religijne tradycje wiary służą akcji politycznej. Tym samym wiara zostaje pozbawiona swej istotnej treści, osłabiona zostaje również autentyczna miłość do ubogich. Idee te występują, oczywiście, w rozmaitych wariantach i nie zawsze obecne są w całej swej ostrości, jednak ogólny ruch zmierzał w tym kierunku. Temu wypaczaniu wiary chrześcijańskiej - właśnie też ze względu na ubogich i na służenie im - należało się przeciwstawić. Opierając się na doświadczeniach swej polskiej ojczyzny, papież Jan Paweł II rzucał na to istotne światło. Z jednej strony przeżył on zniewolenie, do którego doprowadza ideologia marksistowska, będąca matką chrzestną teologii wyzwolenia. Dlatego - z powodu jego własnego bolesnego doświadczenia - oczywiste było dla niego, że temu typowi "wyzwolenia" musimy się przeciwstawić. Z drugiej strony - właśnie w sytuacji swojej ojczyzny widział, że Kościół musi prowadzić działalność zmierzającą do wolności i wyzwolenia nie metodami politycznymi, lecz budząc w ludziach - przez wiarę - siły prowadzące do autentycznego wyzwolenia. Papież uczył nas mówienia o jednym i drugim: z jednej strony demaskowania błędnej idei wyzwolenia, a z drugiej - ukazywania rzeczywistego powołania Kościoła do wyzwalania ludzi. Próbowaliśmy powiedzieć to w obydwu instrukcjach o teologii wyzwolenia, które powstały na początku mojej pracy w Kongregacji Nauki Wiary.
Głównym problemem naszej pracy w latach, w których byłem prefektem, była walka o właściwe rozumienie ekumenizmu. Również tutaj mamy do czynienia z dwojakim stanem rzeczy. Z jednej strony trzeba z całą mocą ukazywać zadanie przywracania jedności i otwierania prowadzących do tego dróg, z drugiej zaś - odrzucać błędne wizje jedności, które przez rozmywanie wiary otwierałyby drogę do jedności wiary idącą na skróty. W powiązaniu z tym powstały teksty poświęcone różnym aspektom ekumenizmu. Największe emocje wzbudził dokument "Dominus Iesus", zawierający streszczenie niepodważalnych elementów wiary katolickiej. Istotnym tematem jest nadal dialog międzyreligijny; temu tematowi mogliśmy jednak poświęcić tylko kilka pomniejszych tekstów. Kwestię tę usiłowaliśmy powoli zgłębiać przede wszystkim przez rozmowy prowadzone z teologami i z Konferencjami Episkopatów. Istotne znaczenie miało tu przede wszystkim spotkanie z komisjami wiary z krajów azjatyckich w Hongkongu. Kwestia ta pozostanie niewątpliwie na dłuższy czas jeszcze jednym z najważniejszych wyzwań.
Wielkim wyzwaniem był wreszcie nasz udział w przygotowywaniu encykliki Ojca Świętego poświęconej problemom teologii moralnej - "Veritatis splendor".
Na koniec zajmowaliśmy się także kwestią istoty i zadań teologii w naszych czasach. Naukowy wymiar i posłuszeństwo Kościołowi są dzisiaj często odbierane jako sprzeczność. Wbrew tej opinii teologia może jednak istnieć tylko w Kościele i z Kościołem. Na ten temat opublikowaliśmy instrukcję.
Które wśród wielu encyklik Jana Pawła II uznaje Wasza Świątobliwość za najważniejsze?
Myślę, że trzy encykliki mają szczególne znaczenie. Najpierw chciałbym wspomnieć "Redemptor hominis", pierwszą encyklikę Ojca Świętego, w której przedstawił on swoją osobistą syntezę wiary chrześcijańskiej [...] Na drugim miejscu chciałbym wspomnieć encyklikę "Redemptoris missio" [...]. Na trzecim - encyklikę "Veritatis splendor" o problemach moralnych. Potrzebowała ona wielu lat dojrzewania i pozostaje niezmiennie aktualna. Konstytucja Soboru Watykańskiego II "O Kościele w świecie współczesnym", w przeciwieństwie do nastawienia okresu przeważnie prawno-naturalistyczne teologii moralnej zechciała, aby katolicka nauka moralna na temat osoby Jezusa i Jego orędzia miała podstawy biblijne. Usiłowano to czynić za pomocą wzmianek jedynie przez krótki okres, a następnie utarła się opinia, że Biblia nie zawiera żadnej właściwej sobie moralności, którą należałoby głosić, lecz odsyłała do wzorców moralnych ważnych od czasu do czasu. Mówiono, że moralność jest sprawą rozumu, a nie wiary. Zanikła w ten sposób z jednej strony moralność rozumiana prawno-naturalistycznie, ale na jej miejsce nie wskazywano na żadną koncepcję chrześcijańską. A ponieważ nie można było uznać ani podstawy metafizycznej ani też chrystologicznej moralności, uciekano się do rozwiązań pragmatycznych: do moralności budowanej na zasadzie równowagi dóbr, w której nie ma już tego, co jest naprawdę złe ani też tego, co jest naprawdę dobre, lecz tylko to, co z punktu widzenia skuteczności jest lepsze lub gorsze. Wielkim zadaniem, jakie postawił sobie papież w tej encyklice, było odnalezienie na nowo podstawy metafizycznej w antropologii, a także pewnej chrześcijańskiej konkretyzacji w nowym chrześcijańskim obrazie człowieka Pisma Świętego. Studiowanie i przyswajanie sobie tej encykliki pozostaje obowiązkiem wielkim i ważnym. Duże znaczenie ma także encyklika "Fides et ratio", w której papież stara się przedstawić nową wizję relacji między wiarą chrześcijańską a rozumem filozoficznym. Wreszcie, absolutnie koniecznie trzeba wspomnieć o "Evangelium vitae", która rozwija jeden z kluczowych tematów całego pontyfikatu Jana Pawła II: nienaruszalnej godności życia ludzkiego od pierwszej chwili poczęcia.
Jakie są najistotniejsze cechy duchowości Jana Pawła II?
Duchowość Papieża cechowała się przede wszystkim intensywnością jego modlitwy, a zatem była głęboko zakorzeniona w celebracji Najświętszej Eucharystii i sprawowana wraz z całym Kościołem w odmawianiu brewiarza. W jego autobiograficznej książce "Dar i Tajemnica" można zobaczyć, jak bardzo sakrament kapłaństwa określił jego życie i myśl. Tak więc jego pobożność nigdy nie mogła być czysto indywidualna, ale była też zawsze pełna troski o Kościół i ludzi [...]. Wszyscy znamy jego wielką miłość do Matki Bożej. Oddać się całkowicie Maryi oznaczało oddać się wraz z Nią całkowicie Panu [...].
Wasza Świątobliwość otworzył proces beatyfikacyjny, dyspensując od 5-letniego okresu od śmierci kandydata na ołtarze, jak to wymaga prawo kanoniczne. Od jak dawna i na jakiej podstawie był Wasza Świątobliwość przekonany o świętości Jana Pawła II?
W ciągu lat współpracy z nim stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że Jan Paweł II był święty. Trzeba przede wszystkim uwzględnić jego intensywną relację z Bogiem, jego zanurzenie w komunii z Panem, o którym przed chwilą mówiłem. Z tej jedności wypływała radość, pośród wielkich trudów, jakie musiał znosić i męstwo, z jakim przyjął swe zadanie w naprawdę trudnym czasie. Jan Paweł II nie domagał się aplauzu ani też nigdy nie rozglądał się wokół siebie, niepokojąc się o to, jak będą przyjmowane jego decyzje. Działał wychodząc ze swej wiary i przekonań i gotów był także na znoszenie ciosów. Odwaga prawdy jest w moich oczach pierwszorzędnym kryterium świętości. Jedynie wychodząc z jego relacji z Bogiem można także zrozumieć jego niezmordowane zaangażowanie duszpasterskie. Oddał się jemu tak radykalnie, że nie można tego wyjaśnić w inny sposób. Jego zaangażowanie było niestrudzone i to nie tylko podczas wielkich podróży, podczas których program był pełen spotkań, od początku do końca, ale także dzień po dniu, od porannej Mszy św. aż do późna w nocy. Podczas jego pierwszej wizyty w Niemczech (1980 ) po raz pierwszy bardzo konkretnie doświadczyłem tego niezwykłego trudu. Kiedy miał przybyć do Monachium, postanowiłem, że powinien mieć dłuższą przerwę w południe. Podczas niej Jan Paweł II wezwał mnie do siebie. Kiedy wszedłem, odmawiał brewiarz. Wówczas powiedziałem: "Ojcze Święty, Wasza Świątobliwość powinien odpocząć", a On na to: "Mogę to zrobić w niebie". Tylko ten, kto jest głęboko napełniony świadomością pilności swej misji, może działać w ten sposób. [...] Ale muszę także oddać również hołd jego niezwykłej życzliwości i zrozumieniu. Często miałby dość powodów, żeby mnie zganić czy też położyć kres mojej funkcji prefekta. A mimo to mnie wspierał z absolutnie niezrozumiałą wiernością i dobrocią. Także tutaj chciałbym podać przykład. W obliczu zamętu, jaki powstał wokół deklaracji "Dominus Jezus", powiedział mi, że podczas modlitwy "Anioł Pański" miał zamiar niedwuznacznie bronić tego dokumentu. Poprosił mnie, bym napisał tekst rozważania na "Anioł Pański", który byłby solidnym stanowiskiem, nie pozwalającym na żadną inną interpretację. Miało z niego niedwuznacznie wynikać, że bezwarunkowo zatwierdził ten dokument. Przygotowałem więc krótkie przemówienie. Nie miałem jednak zamiaru być zbyt ostrym i usiłowałem wyrazić się w sposób jasny, ale unikając surowości. Po przeczytaniu go, Papież zapytał mnie ponownie: "Czy jest dostatecznie jasny?". Odpowiedziałem, że tak. Jednakże ten, kto znają teologów, nie będzie zaskoczony, że mimo to byli później ludzie, którzy twierdzili, że papież ostrożnie zdystansował się od tego tekstu.
Czego Wasza Świątobliwość doświadcza w swym sercu dzisiaj, kiedy Kościół oficjalnie uznaje świętość papieża Waszej Świątobliwości, Jana Pawła II, którego był najbliższym współpracownikiem?
Moja pamięć o Janie Pawle II jest pełna wdzięczności. Nie mogłem i nie powinienem próbować go naśladować, ale starałem się kontynuować jego dziedzictwo i jego dzieło tak, jak umiałem najlepiej. Dlatego też jestem pewny, że do dziś towarzyszy mi jego dobroć i chroni mnie jego błogosławieństwo.
Skomentuj artykuł