"Chciałbym Kościoła ubogiego". Jak to rozumieć?
Katolicka Agencja Informacyjna przeprowadziła sondę nt. słów papieża Franciszka: "Chciałbym Kościoła ubogiego, dla ubogich". Naszych rozmówców zapytaliśmy o to, jak rozumieją te słowa oraz do czego zobowiązują one zarówno ich osobiście jak i Kościół Polsce.
13 kwietnia minie pierwszy miesiąc pontyfikatu papieża Franciszka.
ks. Jacek Stryczek, prezes Stowarzyszenia WIOSNA:
Zapach
Pasterz powinien pachnąć owcami. Nie tylko kadzidłem. To niby mała zmiana, ale jednak… Czasami wydaje mi się, że część pasterzy stało się strażnikami. Pilnują sacrum. Jednak pasterz, ze świadomością sacrum, powinien być między owcami. Pasterz jest dla ludzi. Biednych i bogatych, zdrowych i chorych, małych i dużych. Pasterz nie dzieli ludzi, ale pomaga im odnaleźć Boga.
Buty
Niesamowite, bo czarne. Zawsze się zastanawiałem, dlaczego mają być czerwone, albo białe. Konwencje i kanony. Podobno uświęcone przez czas. Jeśli już mówimy o najlepszej tradycji, to zapewne Jezus chodził w sandałach, albo boso. No to idźmy do źródeł. Mniej ludzkich tradycji, więcej Boga. Zresztą, ostatnio widać, że niewłaściwie praktykowane tradycje sprowadzają obrzędy religijne do folkloru. Głoszę tezę: minimum tradycji ludzkich, maximum Boga.
Buona sera
Papież przemówił ludzkim głosem. Nie tylko boskim. Jak byłem mały, rodzice i bliscy uczyli mnie mówić. Po studiach na AGH, mówiłem językiem inżynierów. Technicznie i ściśle. Po teologii swobodnie posługuję się językiem "boskim". A potem, jako ksiądz, przez lata uczyłem się języka, jakim posługują się ludzie, do których jestem posłany. Uważam, że wyrazem szacunku do drugiego człowieka jest słuchanie. Miłość oznacza, że należy niejako nauczyć się człowieka, którego się kocha. Razem z jego językiem.
Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka TVN:
W obliczu Boga wszyscy są równi, więc nie wydaje mi się, żeby Papież przekreślał bogatych, bo przecież zgodnie z nauką Kościoła każdemu należy się szacunek i uwaga. Papież jest jednak wnikliwym obserwatorem świata i widzi to, przed czym już dawno przestrzegał Jan Paweł II - rozbuchany konsumpcjonizm i chciwość uczyniły z ludzi niewolników posiadania i doprowadziły do kryzysu w czasie którego cierpi zbyt wiele osób - pozbawionych pracy, domów i nadziei. Papież chce, żebyśmy w tych trudnych czasach zwrócili właśnie uwagę na tych, którzy cierpią, na tych którym się nie powiodło. Kościół nikogo więc nie wyklucza, ale chce być głosem tych, którzy tego potężnego głosu potrzebują. I chce nas uwrażliwić na ludzką nędzę i ludzkie potrzeby.
Dla mnie słowa Franciszka są przede wszystkim wezwaniem do Solidarności, której sens wyraża się w ewangelicznym wezwaniu: jeden drugiego ciężary noście. Papież więc wzywa nas do zjednoczenia i zespolenia w wysiłkach na rzecz całej wspólnoty, której wszyscy, niezależnie od statutu, jesteśmy członkami.
Nie sądzę by Papież kazał populistycznie pozbywać się bogactwa. On tylko wzywa - Kościół powszechny i Kościół w Polsce, a także nas wszystkich - do zrobienia dobrego użytku z tego co mamy: z naszych pieniędzy, wiedzy, dobroci, czułości. To jest nasze bogactwo którym mamy się dzielić. Swoim przykładem Papież wzywa do roztropności i umiaru. A my mamy już rozstrzygnąć we własnym sumieniu, na ile jesteśmy zdolni, by podążyć wytyczoną przez niego drogą. Byłoby głupio, gdybyśmy go zawiedli.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes Fundacji św. Brata Alberta:
Wypowiedź papieża Franciszka odczytuję na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, Kościół swoją opieką powinien objąć przede wszystkim ludzi ubogich. Zarówno tych w sensie właściwym, czyli osoby pozbawione środków do życia, jak i tych w sensie przenośnym, czyli np. osoby uzależnione czy wykluczone. Po drugie, w tym działaniu Kościół nie potrzebuje dużych bogactw, choć z pewnością stosowne środki materialne, służące tym celom, może posiadać.
Wypowiedź ta zasadniczo nie jest czymś nowym, bo przecież taki sam przekaz znajdziemy w Ewangelii. Jednak radykalizm papieża z Buenos Aires w ich stosowaniu może być szokujący w wielu krajach, w tym też w Polsce. Do tej pory bowiem pełnienie urzędów kościelnych wiązało się z wieloma zaszczytami i przywilejami. Począwszy od tytułów "eminencja" i "ekscelencja" poprzez prawo do noszenia sutann w jaskrawych kolorach, a na uposażeniu skończywszy.
Oczywiście, każdy biskup z racji swojej posługi ma prawo posiadać samochód i mieszkanie, ale samochodem tym nie musi być najnowszy mercedes, a mieszkaniem - rezydencja wyposażona w gierkowskim stylu. Teoretycznie wiedzą o tym wszyscy, ale z praktyką bywa różnie. Jako kleryk pamiętam kard. Karola Wojtyłę, który mieszkał i pracował w zabytkowym pałacu, otoczony antykami po swoich poprzednikach, ale żył nadzwyczaj skromnie, wręcz ascetycznie. Dzisiaj znaczna część hierarchów kościelnych, choć zbudowała mu setki pomników, to w tej kwestii specjalnie go nie naśladuje. Być może ów radykalizm Franciszka wstrząśnie nimi.
Ks. Ireneusz Skubiś, redaktor naczelny "Niedzieli":
Gdy Kościół przypomina bogatego, pięknie upierzonego ptaka, zawsze budzi krytykę. Choć w dalszym ciągu tak naprawdę jest ubogi, pióra i zadęcie rażą obserwatorów, którym się wydaje, że Kościół jest bogaty.
Trzeba przemyśleć zewnętrzne formy manifestowania obecności Kościoła w życiu społecznym, by nie dochodziło do pomyłek, które powodują, że ludzie uważają Kościół za bardzo bogaty. On taki nie jest. Ludzie winni przekonać się o tym, patrząc na biskupów, kapłanów, zakony, żeby wszyscy mieli świadomość, iż znakiem Kościoła jest święty Biedaczyna z Asyżu - św. Franciszek, którego imię nosi obecnie Papież Franciszek.
Jego wypowiedzi, w pierwszym momencie zaskakujące, każą postawić pytanie: Jaki jest dzisiaj Kościół? Doświadczenie papieża Franciszka jest wyjątkowe - nazywa się ono argentyńską biedą. To klęska milionów ludzi zamieszkujących ten kraj, a nie można zapomnieć też o całej Ameryce Łacińskiej. Nędza i ubóstwo krzyczą tam o pomstę do nieba i są niewątpliwym wyzwaniem dla Kościoła, który na tym terenie działa od 500 lat, budując cywilizację łacińską.
Nowy Ojciec Święty niejako objawia całemu światu biedę, niedostatek i ludzkie nieszczęścia. Chce pokazać światu, że duch Ewangelii winien ogarnąć wszystkich. Jeżeli Kościół ma być Kościołem Jezusa Chrystusa, to musi się przejąć biedą świata. Nie chodzi tylko o sytuację na kontynencie Ameryki Łacińskiej, bieda jest wszędzie. Epoka rozrastającej się cybernetyki może także powodować nędzę i niedostatek, bo wiadomo, że dzięki modernizacji bardzo wielu ludzi nie będzie miało pracy. Pogorszą się warunków do życia i pomnożą szeregi biednych i bardzo biednych. Kościół ma to zauważać, na tym polega zadanie wyznaczone przez Chrystusa. Pan Jezus był ubogim i szedł do ubogich, pochylał się nad biedą, nad chorymi i cierpiącymi i kazał się naśladować.
Franciszek otwiera nową przestrzeń życia Kościoła apostolskiego na świecie. Na naszych oczach rodzi się nowa odsłona Kościoła, która zaczyna interesować współczesnych ludzi. Jest to ważna wskazówka, zgodna z duchem Ewangelii, by zobaczyć największe problemy świata. One wszystkie tkwią w biedzie, będącej poważną chorobą dzisiejszej rzeczywistości. Kościół musi zadbać o to, by być bliski ludziom biednym.
Piotr Mucharski, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego":
Słowa Franciszka rozumiem najdosłowniej. Bieda oznacza po prostu los zapomnianych przez nas, skazanych na wegetację, pozbawionych środków do życia ludzi, od których odwracamy wzrok, bo często nie spełniają żadnego z naszych kryteriów moralnych i estetycznych, budzą raczej obrzydzenie. Są zdegradowani w każdym sensie - bycie na dnie nikogo nie uszlachetnia. Franciszek stawia nam ich przed oczami, jako zobowiązanie.
Ubóstwo Kościoła rozumiem, jako dowartościowanie jego roli służebnej: Kościół nie jest dla Kościoła, ale dla każdego, kto pragnie spotkać Chrystusa. Nie wolno więc zamykać drzwi - potrzebujących winniście szukać nawet daleko za progiem. Nie czekać, aż sami was znajdą.
Abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski:
Nie wiem czy można mówić o ubóstwie bez odwołania się do antropologii, czyli jak rozumiemy człowieka: kim jest, jaki jest jego cel życia, warunki rozwoju, szczęścia itp. Wydaje mi się, że jak każda rzeczywistość, także ubóstwo może być przeżywane twórczo lub destrukcyjnie. To pierwsze niemożliwe jest bez pokory. Tylko pokorny człowiek widzi własne braki i własną niewystarczalność wobec Boga i ludzi, a także niewystarczalność największych materialnych dóbr w osiągnięciu pełnych, ludzkich nadziei.
Warto pamiętać, że pierwszym zadaniem Kościoła jest ewangelizacja, a nie bogactwo ani ubóstwo. Warunkiem jednak skutecznego wypełnienia tej misji Kościoła jest świadectwo wiary w ewangelię, ale także potwierdzanie życiem nakazów Jezusa czyli troska o słabszych, chorych, ubogich, uwięzionych, głodnych - o tych wszystkich, z którymi Chrystus się utożsamia. Biedne, a przy tym milcząco znoszący swą sytuację niekiedy tragiczną, są zwłaszcza dzieci - niezaradne, sieroty, niekochane, niechciane a także zagrożone zabiciem przed narodzeniem. Wrażliwości wobec tych ubogich Kościół musi się uczyć od Pana Jezusa nieustannie. I tu warto przypomnieć dra Janusza Korczaka czy bł. Matkę Teresę z Kalkuty.
Jednocześnie jednak trzeba obalać mity na temat rzekomego bogactwa Kościoła. Żeby wypełniać swoje podstawowe zadanie to znaczy nieść ludziom Dobrą Nowinę i budzić sumienia, musi on przecież dysponować pewnymi środkami.
Dobrym przykładem jest św. Maksymilian Kolbe, który żył niezwykle ubogo, zaś Niepokalanów był otwarty na potrzebujących: przyjmował wysiedleńców, Żydów, biednych i dzielił się z nimi chlebem upieczonym w klasztorze przez braci franciszkanów. A jednak o. Maksymilian myślał i marzył o kupnie samolotu, kupował drogie maszyny drukarskie, dążąc do milionowych nakładów Rycerza Niepokalanej.
Owszem, w dziele ewangelizacji Kościół ma się posługiwać także środkami ubogimi, o czym sam przypomina, szczególnie dobitnie od czasów Pawła VI. Nie można jednak zapominać o środkach bardziej kosztownych jakimi są dzisiaj telewizja czy radio. Kościół jest często zbyt ubogi na to, by mógł we właściwy sposób posługiwać się tymi środkami, ponieważ eksploatację tych środków wyśrubowano do granic nieosiągalnych dla zbyt ubogiego dziś Kościoła.
Nigdy nie pochwalam ani luksusu ani zbierania pieniędzy dla pieniędzy ani też budowania gigantycznych domów czy ekskluzywnych kościołów nastawionych tylko na sukces architektoniczny, ale trzeba pamiętać o trosce o piękno, bo ono także pełni formację kultury i prowadzi do Boga.
Bogactwem Kościoła są biedni i dzisiaj w Polsce to oni właśnie utrzymują Kościół, oni mają swe serce otwarte na potrzebujących ludzi i uczą nas wszystkich wrażliwości. Kościół zazwyczaj wspomagają ci, którzy mają niewiele ale mają właściwą hierarchię wartości.
Prof. Jerzy Kłoczowski, historyk:
Wypowiadając się o nowym papieżu warto wspomnieć jego patrona. Św. Franciszek to wielka postać Kościoła i całej kultury europejskiej. To człowiek, który potrafił widzieć wszystkich ludzi w czasach, gdy była rozbudowana hierarchia społeczna, a on nie robił różnicy - widział człowieka zarówno w papieżu, królu jak i żebraku, choć sam pochodził z bardzo bogatej rodziny kupców i finansistów.
Wybierając takie imię papież Franciszek pokazuje, że nie należy patrzyć na ludzi przez pryzmat hierarchii, tylko widzieć konkretną osobę, być na nią otwartym. W czasach św. Franciszka wszyscy wojowali z islamem, a on pojechał do sułtana i zaczął z nim rozmawiać. Wybrał też drogę ubóstwa, najwierniejsze naśladowanie Chrystusa, Który był ubogim człowiekiem. Patron Papieża i on sam pokazują, że trzeba zrozumieć innego, a nie zamykać się na odrębność.
Postulat, żeby Kościół był ubogi, nie jest wezwaniem, żeby wszyscy porzucili dobra materialne, ale żeby byli ubodzy w duchu, nie wynosili się ponad innych i nie patrzyli na nich z góry, zwłaszcza tych, których normalnie nie widzimy - najmniejszych braci, ludzi, zepchniętych na margines. Papież Franciszek po prostu apeluje do powrotu do źródeł.
Kościół w Polsce ma więc usłyszeć apel powrotu do źródeł i do otwarcia, zwłaszcza na najmniejszych braci, ale dotyczy to wszystkich - nie tylko hierarchii, ale też zwykłych wiernych. To otwarcie oznacza też braterstwo, które mamy okazywać bliźnim. I zawsze powinniśmy pamiętać, że gdybyśmy się zamykali we własnym kółku chrześcijaństwo by się nie rozwinęło, bo nie wyszłoby z Jerozolimy. My także powinniśmy iść na cały świat, nie zamykać się w bezpiecznych środowiskach. To bardzo konkretne wyzwanie do nas, które kieruje papież Franciszek - powrót do źródeł, do początków.
Matka Weronika Sowulewska OSBCam, przeorysza klasztoru mniszek kamedułek w Złoczewie:
Słowa Ojca Świętego budzą żywy odzew w sercu każdej mniszki, gdyż są to słowa zakonnika i ascety radującego się bliskością Boga, który pragnąłby, aby jego doświadczenie i jego radość stały się udziałem całego Kościoła i całego świata. To jest ta sama radość, jaka ożywia serce każdej mniszki, która wśród innych ślubów, złożyła Bogu ślub ubóstwa. O tym, jak należy rozumieć to ubóstwo, mówią reguły i konstytucje zakonne. Konstytucje Mniszek Kamedułek mówią: "Prawdziwe ubóstwo polega na całkowitym zawierzeniu Bogu, jedynemu Zbawcy i na poszukiwaniu Jego Królestwa. Jest to odpowiedzią na Jego Słowo, a zarazem naśladowaniem Chrystusa, który ‘będąc bogatym dla nas stał się ubogim’ (2 Kor 8,9)" (p. 85).
"Praktyka ewangelicznego ubóstwa w naszych czasach jest jednym z najbardziej skutecznych świadectw, na jakie oczekuje świat wyznawców Chrystusa. Chcąc pozostać w zgodzie z tymi wymaganiami Ewangelii, które Duch z wciąż nową mocą przypomina Kościołowi i wszystkim ludziom, wspólnoty monastyczne, wezwane do tego, by szukać Boga i stawać się znakiem nadziei chrześcijańskiej, wierne temu powołaniu, powinny unikać posiadania i gromadzenia dóbr materialnych ponad to, co jest rzeczywiście konieczne dla zaspokojenia potrzeb. W miarę możności należy pewną część dóbr Wspólnoty przeznaczyć na pomoc dla biednych, w których widzimy samego Jezusa" (p. 86).
Wcześniej, w p. 72, Konstytucje te przypominają: "stan pielgrzymowania przez świat […] nieustannego nawracania się do Boga i wewnętrznego odnawiania się […] w odpowiedzi na wezwanie Chrystusa: ‘Czas się dopełnił i Królestwo Boże jest bliskie; nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię’ (Mk 1,15)".
Myślę, że właśnie to ma na myśli Ojciec Święty, gdy mówi o "Kościele ubogim dla ubogich" - właśnie ten stan pielgrzymowania, w jakim pozostaje Kościół na ziemi. Ojciec święty jest realistą. Wie, że pielgrzym posuwa się naprzód tym szybciej, im mniejszy bagaż niesie. Musi też mieć nieustannie przed oczami cel, do którego zmierza - tę jedyną "perłę", którą można nabyć jedynie oddając wszystkie inne "bogactwa" - cokolwiek by nimi nie było: pieniądze, pozycja społeczna, władza, przyjemności itd. Któż inny miałby świadczyć o wartości "perły", jak nie mniszki? Myślę, że Papież Franciszek oczekuje od ludzi Kościoła bardzo radykalnego świadectwa - ogołocenia się na wzór Chrystusa, po to, by się do Niego upodobnić i Jemu służyć całym, niepodzielonym sercem, ze wszystkich sił, aż do oddania swojego życia za innych.
Ks. Piotr Sadkiewicz, proboszcz w parafii w Leśnej k. Żywca:
Kiedy padły te słowa papieża Franciszka, uświadomiłem sobie, że chodzi o powrót do korzeni Ewangelii, o bardziej dosłowne jej czytanie. I co to znaczy "ubogi Kościół"? Wydaje mi się, że często źle rozumiemy słowo "ubogi", a niektórzy przeciwnicy Kościoła, wykorzystując to co powiedział papież, nadinterpretowują je. Chcieliby widzieć księży jeżdżących na rowerach, chodzących w podartej sutannie i w jednych butach. Ja jednak inaczej rozumiem słowo "ubogi". Sądzę, że jeśli my, księża, mamy środki materialne - a nie oszukujmy się, mamy je - to musimy tymi środkami mądrze, roztropnie zarządzać. Nie inwestować tylko w mury kościoła, nie wydawać na luksusowe marki samochodów, ale tym co mamy umiejętnie się dzielić. Samochód jest duszpasterzowi potrzebny, lecz musi służyć nie tylko jemu, ale i innym, powinien być wykorzystywany w posłudze duszpasterskiej, dla pomocy ludziom w potrzebie.
Również słowo "ubodzy" nie odnosi się tylko do biednych, np. głodnych dzieci, o których ostatnio tak głośno w mediach. Dla nich Kościół poprzez swoje organizacje charytatywne czy pomoc parafii, finansuje lub współfinansuje posiłki. Ubodzy to również chorzy, którym Kościół pomaga, choć obawiam się, że za mało. W mojej parafii od 3 lat mamy wypożyczalnię specjalnych łóżek dla osób obłożnie chorych. Na 3 tys. parafian łóżek jest aż 25, ale to i tak za mało. Myślę, że w sprzęt pomocny chorym mogłaby inwestować każda parafia. Ubogi to także alkoholik, im także można pomóc poprzez tworzenie grup AA, pole działania dla duszpasterzy jest naprawdę duże.
Trzeba pamiętać, że "ubóstwo" to nie to samo co "dziadostwo", ale że to co wypracuję, zarobię, otrzymam, mam roztropnie rozdzielać, dzielić się nie tylko z najbliższą rodziną, ale z potrzebującymi w parafii, a może nie tylko z nimi. Można utworzyć stypendia dla dzieci z wielodzietnych, ubogich rodzin, można finansować ich edukację.
Podoba mi się też to co robi papież w kwestii przepychu w strojach liturgicznych. Jestem przeciwny wyjątkowo bogatym strojom. Uważam też, że niepotrzebne są tytuły prałatów i kanoników, z czym wiążą się obszywki, guziki, kolory przy sutannach. Ubóstwo i pokora kłócą się z tym, a obdarzeni tytułami często zaczynają wynosić i uważać za lepszych od innych księży. W tej kwestii jest dużo do zrobienia.
Piotr Duda, przewodniczący NSZZ "Solidarność":
Nie jestem teologiem i nie znam się na filozofii. Według mnie tu niczego nie trzeba rozumieć. Dla nas związkowców z "Solidarności", opierających swoją działalność na społecznej nauce Kościoła, to wezwanie do codziennego poświęcenia się na rzecz ludzi pracy, co zresztą nieprzerwanie czynimy. Nie tylko ubogich, wykluczonych, wyzyskiwanych, czy bezrobotnych, ale też potrzebujących poczucia bezpieczeństwa jaką daje przynależność do związku zawodowego. Dlatego dla mnie to jednoznaczne i proste słowa, co nie znaczy, że proste do realizacji.
Tu nie chodzi o to, aby być biednym. Papież raczej wskazuje, że należy dzielić się sprawiedliwie ciężarami, jakie dotykają naszych bliźnich. Szczególnie w kryzysie aktualne jest wezwanie wielkiego poprzednika papieża Franciszka, Jana Pawła II - "jedni drugich brzemiona noście". A więc np. skutki kryzysu należy sprawiedliwie rozkładać.
Ci, którym się poszczęściło i mają więcej, muszą chcieć dzielić się z tymi, którzy znaleźli się w ciężkiej, a niekiedy wręcz dramatycznej sytuacji. To bardzo uniwersalne przesłanie, które możemy kierować i do rządu, i do partii politycznych, związków zawodowych, pracodawców, a także - a może nawet przede wszystkim - do siebie.
Trzeba być otwartym na bliźniego, a nie zamykać się w swoim bezpiecznym świecie sądząc, że skoro mi jest dobrze, to i wszystkim jest dobrze. Co najważniejsze, papież Franciszek sam daje przykład tego, jak należy postępować. A więc naśladujmy Go!
Ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny "Gościa Niedzielnego":
Ucząc przed laty katechezy w szkole, długo zmagałem się z zarzutami stawianymi przez młodzież, że do kościoła chodzą tylko stare kobiety. Gdyby wtedy znane było pojęcie moherowych beretów, zapewne młodzież posługiwałaby się nim, chcąc napsuć krwi katechecie. Wielokrotnie próbowałem tłumaczyć, że to bzdura, że obok ludzi starych w kościele są też młodzi, dzisiaj byśmy dodali - wykształceni, bogaci i z dużych miast.
Sukces pedagogiczny odniosłem dopiero wtedy, gdy przyznałem rację młodzieży. Zauważyłem, że na codziennych Mszach św. najwięcej jest emerytów, kulawych babć i schorowanych dziadków. Co więcej, dobrze, że tak jest, bo Kościół jest dla słabych, chorych, dla ludzi bez przyszłości, od których świat niczego już nie chce. Mogą tylko pójść do kościoła na nabożeństwo. Tam są u siebie, i tam dobrze się czują, i w ten sposób budują wielkość Kościoła.
To krótkie wspomnienie może wyznaczać kierunek rozumienia słów papieża Franciszka, że chciałby Kościoła ubogiego, dla ubogich. Na każdym bowiem etapie historii Kościoła istnieje ogromna pokusa, by jego wielkość budować na silnych instytucjach kościelnych. W praktyce jednak jest tak, że budowa takich czy innych instytucji prowadzi do pomijania, a nawet krzywdzenia ludzi słabych, którzy silnej organizacji do niczego nie są potrzebni. Słabi mogą być, co najwyżej, przedmiotem troski organizacji charytatywnej, a nie podstawą jej wielkości. Tymczasem autentyczna siła Kościoła tkwi w stosowaniu tzw. środków ubogich. Do nich w pierwszej kolejności mają dostęp ludzi ubodzy, bez sukcesu, naznaczeni krzyżem, od których świat nic nie oczekuje. Papież Franciszek zdaje się dobrze rozumieć, że oni są skarbem Kościoła.
Paweł Milcarek, redaktor naczelny kwartalnika "Christiantas":
W odbiorze tej krótkiej myśli Papieża można pójść dwiema różnymi drogami - przy czym jedna z nich jest szeroka i wiodąca do złudzeń, a druga - węższa i realistyczna.
Droga efektownych złudzeń polega na wyobrażeniu, że wolno z Kościoła zrobić ekskluzywną wspólnotę "tylko dla biedaków" - w której oznaki biedy są wymagane równie skrupulatnie jak smoking na charytatywnym balu bogaczy, i to na zasadzie: im brzydziej, tym lepiej. Do tego dochodzi również pułapka egalitaryzmu: ludzie lepiej sytuowani (materialnie, intelektualnie, duchowo…) koncentrują się na tym, żeby upodobnić się do tych zaniedbanych - a nie na tym, aby rzeczywiście podzielić się tym, co jest proporcjonalnie dla wszystkich.
Jednak jest też droga prawdy. Ubóstwo to stan dojmującej niesamowystarczalności. Człowiek ubogi to ktoś, kto na co dzień i nie na niby doznaje, że potrzebuje czegoś niezbędnego (od kogoś innego), że jest zależny w jakiejś sprawie warunkującej jego życie. Od każdego radykalnego przeżycia niedostatku tego świata jest tylko krok do odkrycia tego, czego nie może dać ten świat: Boga i życia wiecznego.
Dlatego pierwszym świadectwem, które musi dać Kościół, jest to najgłębsze ubóstwo: że bez Boga stworzenie ginie. "Kościół ubogi" to nazwa zwyczajnego Kościoła - Kościoła dla wszystkich - który zna i czci swoją zależność od Pana: umie przyznać, że to, co sprawuje i rozdaje, przychodzi spoza ludzkich ograniczeń, a nie wskutek geniuszu papieży, biskupów, myślicieli, siły organizacji, trików duszpasterzy, umiejętności wsłuchiwania się w świat.
Kościół ubogi przeżywa mocno to, że dary Boga są niezbędne człowiekowi. Dlatego będzie dbał, aby ubodzy tego świata nie otrzymywali od niego niczego mniej, niczego gorszego niż inni: tę samą bogatą naukę duchową, tę samą niesfałszowaną służbę Bożą.
Ten Kościół ma być "dla ubogich". Przypomina to zdanie Jezusa, że przyszedł do chorych, ponieważ "zdrowi nie potrzebują leczenia". Zarówno "chorzy", jak i "ubodzy", to w istocie nie jest jakaś materialnie określona kategoria ludzi - to my wszyscy, potrzebujący uleczenia z grzechu oraz zaspokojenia ludzkich głodów.
Kościół jest "dla ubogich" - czyli dla tych, którzy mocno przeżywają głód zbawienia.
Żaden Papież nie narzuca Kościołowi swoich własnych idei czy ulubionych duchowości (mówił o tym wyraźnie Benedykt XVI na swej Mszy inauguracyjnej), ale papieże podpowiadają pewne akcenty. Dlatego rzeczywiście warto się obecnie zastanowić nad tym, w jaki sposób moje (i nasze) życiowe niedostatki lub nadmiary mogą być przeżywane głębiej; tak, aby raczej pomagały niż przeszkadzały w przeżywaniu tego, co święty Franciszek wyraził z całą prostotą: "Bóg mój - moje wszystko". Rzecz jasna, lepiej, aby działo się to w sferze życia osobistego niż w sferze debaty publicznej.
Ks. Robert Krzywicki MIC, dyrektor Licheńskiego Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym:
Kościół ubogi rozumiem jako społeczność pokorną i słabą, dostępną dla każdego. Ale nie słabą, aby wspierać słabszych i odrzuconych. To miejsce ucieczki i schronienia dla przegranych. Zwyczajny, prosty w formach i zarządzaniu. Szukający ludzi z problemami i nieradzących sobie z życiem. Współczujący odchodzącym z Kościoła i pytający o przyczynę odejścia. Nie potępiający, ale rozmawiający z każdym na jego poziomie. Kościół nauczający Słowa Bożego, a nie pouczający, bardziej zachęcający innych niż potępiający i wytykający błędy. W przepowiadaniu przynoszący ulgę, a nie poczucie winy. Czytelny w finansach i zrozumiały dla współczesnych w strukturach zarządzania.
Liczący się z Tradycją i doświadczeniem wieków, ale nie lekceważący wyzwań współczesności. Kościół ubogi to dom dla zwykłych ludzi, a nie polityków, przynoszący ulgę bezradnym, słabym i ludziom z marginesu.
Wypowiedź papieża Franciszka wzywa mnie osobiście do codziennego uczenia się, aby cieszyć się życiem i tym, co mam. Przypomina mi, aby poprzestawać na tym, co niezbędne w życiu. Ubóstwo to wyzwanie do solidarności z odrzuconymi i niechcianymi, biednymi i opuszczonymi. Papież Franciszek słowami i gestami rzucił mi także wyzwanie do prostszego i czytelnego życia jako osoby, która sama potrzebuje Jezusa i niesie Go innym.
Uważam, że my katolicy w Polsce możemy codziennie poprzez proste gesty mówić innym o radości codziennego życia. Możemy promować styl wdzięczności Bogu i innym. Wspierać słabszych od nas, których spotykamy. Osobiście chciałbym frustracje, oskarżenia i narzekania zastąpić wdzięcznością i służbą słabszym. Wiem, że bez relacji z żywym Bogiem jest to niemożliwe.
Na koniec pytam: Czy duchowni w naszym Kościele mogliby nie zajmować się polityką? Czy musimy w przepowiadaniu i działaniu łączyć wiarę z patriotyzmem? Jak w naszym kraju czuje się katolik, nie Polak?
Prof. Elżbieta Adamiak, teolożka, Uniwersytet Adama Mickiewicza:
Słowa papieża Franciszka, który pragnie Kościoła ubogiego dla ubogich, są echem ewangelicznego błogosławieństwa dla ubogich, bo to do nich "należy królestwo Boże" (Łk 6,22). Nie jest to obietnica przyszłości. Jest to opis doświadczanej rzeczywistości: w Kościele, w zgromadzeniu, szczęśliwi są ubodzy.
Oczywiście zdanie to jest też echem przykładu życia św. Franciszka z Asyżu, radykalizmu w rozumieniu nauki Jezusa. Ostatecznie wskazaniem, że mamy uczyć się od ubogich, że są oni naszymi mistrzami.
Poważnie potraktowane słowa te oznaczają, że ubodzy powinni stanowić centrum życia Kościoła. Kościół powinien dostrzegać ich samych i ich cierpienie oraz czynić je widocznymi. Spowodować, by ich głos został usłyszany. Nie po to, by utrwalać ich ubóstwo i cierpienie, ale by je przezwyciężyć. A więc słowa te zobowiązują do bycia Kościołem służebnym, Kościołem, który nie zabiega o własne dobro, ale o to, by skutecznie pomóc tym, którzy potrzebują wsparcia. Są też wezwaniem do prostoty.
Fundamentem tego wszystkiego jest najpierw słuchanie ubogich. W ich słowach, w nich odkrywać drogi, którymi powinien podążać. Czyli być ciągle gotowym do przemiany swej postawy. Stawianie takiej miary Kościołowi jest wielkim wyzwaniem - dla mnie, dla każdego wierzącego, dla Kościoła hierarchicznego.
Kościół ubogich i Kościół dla ubogich powinien być więc Kościołem ludzi, którzy cenią życie i cieszą się życiem, którzy kochają życie.
Ks. Jan Sikorski, ojciec duchowny kapłanów archidiecezji warszawskiej:
Kościół ubogi oznacza dla mnie Kościół dla wszystkich. Św. Franciszek powiedział: Bóg mój i wszystko moje. Ubóstwo w sensie ludzkim stawia człowieka gdzieś w dalekim rzędzie ewentualnych beneficjentów, czy petentów. Jeżeli największym bogactwem jest posiadanie Pana Boga, to każdy człowiek, niezależnie od statusu materialnego jest wobec Boga równy. A więc Kościół ubogi to ten, który otwarty jest dla każdego jednakowo.
Każda struktura ludzka musi mieć jakiś status materialny i trudno sobie wyobrazić, abyśmy ze względu na ubóstwo mieli sprzedawać kościoły, a kurię, czy domy parafialne zamieniali na domy opieki itd. To nie o to chodzi. Myślę, że wszystkie te zasoby są potrzebne, tylko muszą spełniać rolę służebną wobec człowieka. Zresztą pierwsza encyklika Jana Pawła II "Redemptor hominis" (Odkupiciel człowieka) miała podobny wydźwięk, stawiając człowieka na pierwszym miejscu. Kimkolwiek by on był.
Co to może oznaczać w praktyce? Właśnie słyszałem, że jeden z kardynałów amerykańskich powiedział: Papież odwiedził więźniów w święta. Będę robił to samo. Stawiajmy ludzi, również tych z ostatniego miejsca, na miejscu właściwym, tzn. równym z innymi, a czasem nawet na miejscu pierwszym. Bywa, że przychodzą do mnie ludzie z różnymi problemami, również materialnymi. Jeżeli są z zewnątrz, pytam: "a co na to wasz proboszcz?". Słyszę nieraz: "nasz proboszcz buduje kościół, a więc nie ma możliwości pomocy". To prawda, że jest mu trudno, ale też człowiek nie może nigdy odejść bez zainteresowania się nim. I to jest jeden z akcentów, których dotknął papież Franciszek.
Bóg jest bogaty, zwłaszcza w miłosierdzie i tym bogactwem, choćby ubogo materialnie, mamy służyć każdemu człowiekowi.
O. Stanisław Jaromi OFMConv., przewodniczący Franciszkańskiego Ruchu Ekologicznego:
Westchnięcie Papieża: "Och, jakże bardzo chciałbym Kościoła ubogiego i dla ubogich!" to wyraz wielkiej tęsknoty wielu ludzi rozumiejących, co jest prawdziwą wartością i co czyni nas prawdziwie wielkimi. Papież te słowa wypowiedział, tłumacząc dlaczego to św. Franciszek z Asyżu, a nie np. św. Franciszek Ksawery zainspirował go do takiego, a nie innego imienia.
Wiemy, jak fantastycznie tę tęsknotę przemieniał w czyn Biedaczyna z Asyżu. Widzieliśmy, jak dobitnie ją wyrażał Jan Paweł II, przekonujący codziennie świat do cywilizacji miłości opartej na opcji, aby "bardziej być", a nie "więcej mieć" oraz na wielkiej solidarności.
Chyba mogę powiedzieć, iż franciszkanin ma ową tęsknotę wpisaną w swój genotyp i całe życie zmaga się, jak to wyrazić w swoim fenotypie. Czasem odnosi sukces... Zatem i Papież, i każdy franciszkanin czy jezuita, a nawet każdy ambitny katolik musi się z tym zmierzyć, żyjąc w świecie, który hołduje zupełnie innym zasadom, który raczej chce być "greed and speed" (chciwy i szybki).
Jednak i ten świat ma swoje tęsknoty i potrzebuje przykładu, że można inaczej. Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby taki dobry przykład promieniował z Kościoła katolickiego?
Łukasz Brodzik, przewodniczący Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży:
W moim odczuciu słowa papieża skierowane są do całego Kościoła, a więc do świeckich i duchownych zanurzonych w Chrystusie przez chrzest święty. Sądzę, że słowa te wprost nawiązują do nauczania Jezusa i przypominają o tym, byśmy kierowali swoje myśli i działania do tego, co w niebie, a nie do tego co na ziemi. Jest to tym bardziej aktualne w świecie, gdzie dominuje konsumpcyjny styl życia i coraz częściej brakuje bezinteresowności i poświęcenia dla innych.
Ojciec Święty jednocześnie swoją postawą potwierdza bardzo wyraźnie to, co jest jego wielkim pragnieniem. Daje tym jednoznaczny przykład postępowania chrześcijanina i odbiera argumenty tym, którzy twierdzą, że Kościół jest oderwany od rzeczywistości. Również przyjęte przez niego imię sugeruje drogę, jaką obierze w pontyfikacie. I już widać tego pierwsze efekty: cały świat patrzy z zainteresowaniem na nowego Następcę Świętego Piotra, a dzięki temu - za pomocą różnego rodzaju środków przekazu - dokonuje się dzieło ewangelizacji.
Myślę, że warto wsłuchiwać się w nauczanie Papieża i modlić się za niego, by mógł w sposób nieskrępowany głosić Chrystusa na całym świecie.
Ks. Wojciech Bartkowicz, rektor Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie:
Franciszek przypomina nam po prostu treść pierwszego błogosławieństwa: szczęśliwi ubodzy w duchu, gdyż do nich należy królestwo… Owo pierwsze błogosławieństwo jest pochwałą ludzi wolnych, więc troska o ubóstwo jest ze strony Kościoła walką o wolność spełniania jego misji. Przestrzegałbym jednak przed rozumieniem papieskiego wezwania zbyt materialistycznie. Zanim pojawi się problem tego, CO posiadamy, pojawia się problem tego JAK posiadamy. Franciszek nie chce - jak sądzę - sprzedać Watykanu; chce natomiast - jak przypuszczam - by to Kościół posługiwał się rzeczami tego świata, nie zaś, by to, co Kościół posiada, władało nim samym. Do tego potrzebne jest ciągłe otrząsanie się z ułudy sytości, i powracanie do prymatu tego, co duchowe, nad tym, co cielesne. To jest zadanie, z którym każde pokolenie uczniów Chrystusa musi się zmierzyć.
Doświadczenie wielu wspólnot chrześcijańskich na Zachodzie uczy, że syci Kościoła nie potrzebują, gdyż "nie potrzebują lekarza zdrowi". Czy to nie oznacza, że przygotowaniem gleby pod ewangelizację sytych, pochrześcijańskich społeczeństw Zachodu jest bolesne demaskowanie mizerii antropologicznej i kulturowej kolejnych cywilizacyjnych utopii, fundowanych nam przez nasze elity? Posoborowa lekcja afirmacji wszystkiego, co dobre w modernizującej się gwałtownie cywilizacji euroatlantyckiej musi zostać uzupełniona o lekcję z Apokalipsy. Trzeba nam stać się - najpierw dla siebie, a potem dla innych - aniołem zbawczej prawdy: "nie wiesz, że to ty jesteś biedny, ślepy i nagi"? (Ap 3,17) Kościół ma Dobrą Nowinę dla wszystkich, bo wszyscy są ubogimi Pana.
Joanna Skrzydlewska, posłanka do Parlamentu Europejskiego:
Myślę, że tak jak każdy katolik, również ja z niecierpliwością czekałam na wybór nowego papieża. Oczywiście jeszcze przed konklawe zastanawiałam się, czy nastąpi on szybko, czy też trzeba będzie na niego długo czekać. To oczekiwanie było tym bardziej uzasadnione, że obecny już papież Franciszek został wybrany w zupełnie nowej sytuacji. Po historycznej abdykacji Benedykta XVI wszyscy o wiele wcześniej niż poprzednio wiedzieli, że od 28 lutego Stolica Apostolska zostanie bez papieża i będzie musiało zostać zwołane konklawe. Ponieważ z tego względu oczekiwanie na nowego papieża było dłuższe niż zwykle, to wpływało na to, iż powstawało wiele komentarzy odnośnie tego, jaki powinien być nowy papież oraz z jakimi problemami będzie się musiał zmierzyć.
Po tych dyskusjach, które królowały we wszystkich mediach, samo ogłoszenie wyniku konklawe dla wielu osób było dość zaskakujące. Papieżem został wybrany kardynał, który nie należał do grona papabili i o którym przed konklawe w zasadzie się nie mówiło. Jednak jego pojawienie się na balkonie błogosławieństw i sposób, w jaki przywitał się ze zgromadzonymi na Placu św. Piotra, na pewno przysporzył mu dużo sympatii.
Jego skromność i zauważalna życzliwość do ludzi pozwalają przypuszczać, że będzie to papież, który z łatwością nawiąże kontakt z wiernymi. Myślę, że również pojawiające się w mediach zapowiedzi różnych spotkań papieża, zaplanowanych jeszcze przed ingresem, świadczą o tym, że będziemy mieć dynamicznego i nie obawiającego się podejmować szybkich i zdecydowanych decyzji pasterza.
Joanna Katarzyna Skrzydlewska ma 36 lat, urodziła się w Łodzi, jest związana z Platformą Obywatelską; w latach 2005-09 zasiadała w Sejmie V i VI kadencji, a od 2009 jest posłanką do Parlamentu Europejskiego, w którym należy do Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańskich Demokratów). Jest tam członkinią m.in. Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia.
S. Jolanta Olech, urszulanka, sekretarka generalna Konferencji Wyższych Przełożonych, Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych:
Kościół ubogi dla ubogich to piękny, porywający program i nie nowy. Większość z nas, jak sądzę o takim Kościele marzy i do takiego tęskni. Problem natomiast polega na tym jak przekładać to pragnienie na język konkretu w całym Kościele, do wspólnot parafialnych włącznie i we wszystkich, tak bardzo zróżnicowanych częściach świata. To dzieje się w Kościele, choć w różnym tempie w różnych miejscach, bo tak wiele przecież zależy od każdego z nas, od ludzi, mentalności i okoliczności.
Marzy mi się Kościół coraz bardziej ubogi, tzn. taki, który stara się żyć zgodnie ze swym powołaniem, podporządkowując struktury i styl życia, szczególnie nas, ludzi Kościoła identyfikowanych jako reprezentujący Kościół, nie na wzór świeckich struktur, i świeckich wyznaczników pozycji, ale zgodnie ze swym powołaniem, bez ostentacji, bez kompromisów z mentalnością świecką i ze świecką hierarchią wartości (styl życia, kariera, sprowadzenie misji do uprawiania profesji, sprawy materialne…).
Ubogi dla ubogich to Kościół, który jest wspólnotą i nie ma w nim "równych i równiejszych",(papież Franciszek pokazał to w pierwszych wystąpieniach), ale jesteśmy braćmi i siostrami, gdzie hierarchia i pozycja jest służbą, a nie źródłem przywilejów; Kościół wychodzący, otwarty - nie oczekujący, że ludzie do nas przyjdą, zdolny do empatii, głoszący pokornie miłość i miłosierdzie Boga wszystkim ludziom, zwłaszcza bardziej potrzebującym, opuszczonym, ubogim materialnie ale i duchowo, bez wykluczania kogokolwiek.
Ryszard Montusiewicz, dziennikarz, członek Neokatechumenatu:
Papież chce Kościoła dla ubogich, ale warto spytać - kim jest ubogi? Gdyż bieda współczesnego człowieka nie ogranicza się do spraw materialnych, bieda współczesnego człowieka polega na jego wewnętrznej nagości. W wielu wymiarach ludzie zatracili dziś cel swojego życia, sens miłości, porządek wartości, dali się uwieść i zmanipulować różnym ideologiom. Jest zsekularyzowany, odarty z sacrum i to wewnętrzne ubóstwo odbiera mu ostatecznie radość życia, bo uwierzył, że nie warto kochać, a trzeba żyć wyłącznie dla siebie. Wewnętrznie ubogi człowiek jest też zewnętrznie samotny. Chrześcijanie powinni rozpoznać ubóstwo osób ze swojego otoczenia i głosić im Dobrą Nowinę. Wiara rodzi się ze słuchania.
I takim ubogim będzie służył papież Franciszek. Nie chodzi tu o kontestowanie rozwoju mediów czy współczesnych technologii, rezygnowanie ze wszystkiego, co proponuje nam współczesność. Papież będzie głosił Ewangelię bezpośrednio.
Kościół ubogi, czyli prosty, ma iść do tych ludzi. Także tu, w Polsce, jesteśmy zaproszeni do apostolskiego ubóstwa, czyli opierania swojego życia o wartości proste, wyrażone w modelu biblijnym: "W pocie czoła będziesz uprawiał ziemię" czy w benedyktyńskim "Módl się i pracuj". Powinniśmy się otworzyć na życie. Ubóstwo nie jest przekleństwem, a bogactwem, ubóstwo duchowe, czyli prostota duchowa, daje pewną wolność i usuwa to, co dusi, pęta, ogranicza. Musimy wyruszyć w drogę.
O. Leon Knabit OSB, autor książek i programów telewizyjnych, b. przeor klasztoru w Tyńcu:
Ubóstwo nie jest specjalnością papieża Franciszka. Ja wciąż widzę Jana Pawła II, który podczas pielgrzymki do Polski w Tarnowie mówił o opcji na rzecz ubogich. Jan Paweł był z ducha ubogi i jeśli chodzi o dobra materialne wchodził w sytuacje zastane. Dali mu czerwone buty - to założył; dali mu złoty ornat - to założył; zamieszkał w Pałacu Apostolskim wśród wspaniałych dzieł sztuki.
Franciszek natomiast ma to szczęście, że w Buenos Aires miał już możliwość samodzielnego kształtowania Kościoła ubogich i dla ubogich. I tak jak kard. Wojtyła przekazał doświadczenie swojego kapłaństwa i biskupstwa Kościołowi powszechnemu, tak papież Franciszek przynosi swoje doświadczenia arcybiskupa argentyńskiej diecezji na forum Kościoła powszechnego. Wydaje się, że nie będzie za dużo reformował, wprowadzał nowe przepisy, ale będzie pokazywał hierarchii zewnętrzne oznaki ubóstwa, czym niejednego hierarchę wprawi w zakłopotanie. Od tej pory nie będzie wypadało za bardzo odstawać oznakami bogactwa.
Za pontyfikatu tego papieża zmienią się akcenty i priorytety. Święty Brat Albert na początku swej drogi był tradycyjnym dobroczyńcą, rozdawał jałmużnę, ale w pewnym momencie poczuł, że to za mało, więc wszedł między nich, stał się jednym z ubogich i założył zgromadzenie, które im służy do dziś. Podobnie jest z papieżem Franciszkiem - on chce więcej, więc może zamieszka w dzielnicy biedaków na Zatybrzu i zacznie dojeżdżać rowerem do pracy?
Jego styl zmusi nas wszystkich aby, wzorując się na papieżu, przeprowadzić refleksję czy to w urzędach Stolicy Apostolskiej, które wymagają podregulowania, czy w sposobie bycia ludzi Kościoła, począwszy od wikarego z Wólki Osowskiej aż po biskupów i kardynałów. Przypomnimy też sobie nasze polskie postaci ubogich, np. bp siedleckiego Ignacego Świrskiego, który nie rezygnował z zewnętrznych oznak wspaniałości, ale tylko w liturgii, zaś w testamencie napisał, że nie ma dosłownie nic. Wydaje się, że ten nurt w polskim Kościele wciąż jest obecny i jeżeli komuś uda się w ten nurt włączyć, tym większy będzie oddźwięk głoszenia Ewangelii.
s. Anna Bałchan, założycielka Stowarzyszenia im. Maryi Niepokalanej na rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom:
To są słowa nie tyle papieża Franciszka, co słowa Jezusa, który dał nam nowe życie, tzn. świadomość, że każdy człowiek jest ważny, że nikt nie może być niewolnikiem drugiej osoby, niezależnie czy źródłem ubóstwa jest brak materialny, czy brak zdrowia fizycznego, psychicznego, czy pewne układy społeczne. Można być też bogatym materialnie i intelektualnie, a życie może nie mieć głębokiego sensu, poczucia wartości. Człowiek "ubogi" to dla mnie człowiek "u Boga". Inaczej mówiąc: Bóg jest najbliżej tych którzy są ubodzy, którzy cierpią z różnych powodów. Każdy z nas może zmieniać świat na lepszy, począwszy od swojego serca i uczynienia jakiegoś maleńkiego dobra.
Jak wiadomo, ocean składa się z miliardów kropel, ważne jest to, by zrobić to, co możemy zrobić, a nie skupiać się na tym czego nie możemy. To do dzieła!
Bogdan Białek, redaktor naczelny miesięcznika "Charaktery"
Kościół ubogi to przede wszystkim Wspólnota sióstr i braci, która jest razem z powodu Jezusa i z powodu Ewangelii. Innych przyczyn mieć nie może. To Kościół mocny przede wszystkim słabością Jezusa, który przed pojmaniem nakazał Piotrowi schować miecz.
Kościół dla ubogich to Wspólnota dostrzegająca jako całość, (a nie jedynie przez "oddelegowane" osoby lub organizacje), głodnych, bezdomnych, bezradnych, chorych, słabych, nie w pełni sprawnych, odrzucanych, wyszydzonych, prześladowanych, cierpiących. Dostrzegająca w każdym człowieku Jezusa, przede wszystkim w nieprzyjaciołach lub wrogach. Kościół dla ubogich na nikogo nie krzyczy, nikomu nie wygraża, nad nikim się nie wynosi. Kościół dla ubogich to Kościół dla wszystkich, gdyż wszyscy jesteśmy ubodzy, każdy inaczej. Bogacze są bardzo ubodzy, bo mają jedynie pieniądze.
Słowa papieża zobowiązują mnie do tego, abym skupiał się na innych, nie na swoim ego. Abym oddał Bogu wszystko, co mam. To znaczy, abym nauczył się modlitwą, codzienną i nieustanną, zapierać się siebie i dążył do służenia innym. I w tym znajdował sens swojego życia, jego wartość i cel.
Takie słowa papieskie zobowiązują Kościół w Polsce (co na razie w naszym kraju oznacza właściwie hierarchię i duchowieństwo) do porzucenia moralnej wyższości w stosunku do reszty społeczeństwa i uzyskania duchowej niezależności od jakichkolwiek ugrupowań politycznych. Zobowiązują Kościół do powrotu do ludu, to znaczy do wejścia w lud. Zatem rozumiem to wezwanie dla Kościoła w Polsce jako przede wszystkim apel o rezygnację z zabiegania o władzę, o siłę i moc, a za to jako prośbę o dążenie do pokory.
Skomentuj artykuł