Fakty zaprzeczające współpracy Papieża z juntą

Fakty zaprzeczające współpracy Papieża z juntą
Okładka ksiązki: "Franciszek. Papież wielkiej nadziei". Autor: Grzegorz Polak.
KAI / mh

Po wyborze kard. Jorge Maria Bergoglio na papieża odgrzano przeciwko niemu stare zarzuty, jakoby w okresie junty wojskowej w Argentynie, jako prowincjał jezuitów, przyczynił się do aresztowania dwóch księży ze swego zakonu, a potem nic nie robił, aby ich uwolnić. Dziennikarzowi KAI, Grzegorzowi Polakowi, udało się dotrzeć do nieznanych źródeł, z których wynika, że było akurat odwrotnie.

O. Jorge Maria Bergoglio nie ułatwił juncie aresztowania dwóch jezuitów, a potem zabiegał o ich uwolnienie, wykazując się niezwykłą odwagą wobec przedstawicieli reżimu. Prawdopodobnie to dzisiejszy papież uratował życie ojcom: Orlando Yorio i Franzowi Jalicsowi. Swoje wręcz sensacyjne ustalenia G. Polak opublikował w książce pt. "Franciszek. Papież wielkiej nadziei", która ukaże się w tym tygodniu nakładem wydawnictwa "Znak".

KAI jako pierwsza drukuje fragment tej książki:

Ponieważ jednak byli także przedstawiciele Kościoła, którzy wspierali reżim, w 2000 r. Konferencja Episkopatu oficjalnie przeprosiła za milczenie, a nawet współudział "wielu synów" Kościoła w zbrodniach z czasów dyktatury. Biskupi argentyńscy nie poczuli się jednak do odpowiedzialności instytucjonalnej i oświadczyli: "Jeśli którykolwiek członek Kościoła wspomagał radą lub współuczestniczył w represjach, czynił tak wyłącznie na własną osobistą odpowiedzialność".

Podkreśla się, że to rozliczenie z przeszłością Kościoła argentyńskiego - dla niektórych niewystarczające, bo pasterze zwalili winę na "owieczki" - nastąpiło z inicjatywy arcybiskupa Bergoglio. Po wyborze na papieża on sam stał się po raz kolejny przedmiotem ataków medialnych. Poprzednim razem stare kwity wyciągnięto mu przed konklawe w 2005 roku. Pisze Domosławski: "Na temat samego kardynała Bergoglio - który nie był wówczas pryszczatym nastolatkiem, lecz prowincjałem jezuitów - dochodzą z Argentyny rozmaite relacje. Według jednych złożył fałszywe doniesienie na dwóch księży ze swojej wspólnoty jezuitów - jakoby mieli związki z lewicową partyzantką miejską (naprawdę pracowali w slumsach). Według innych - tylko ich nie zdołał obronić. Według kolejnych - zabiegał później o ich zwolnienie, według jeszcze innych - nigdy tego nie zrobił".

Były to czasy, gdy wielu argentyńskich księży, także jezuitów, sympatyzowało z teologią wyzwolenia. Jako prowincjał jezuitów, o. Bergoglio naciskał na księży, aby byli duszpasterzami, a nie działaczami politycznymi. Ostrzegał przed flirtowaniem z lewicowymi doktrynami, gdyż widział, jaka jest sytuacja polityczna w Argentynie i co grozi lewicującym księżom. O stanowisku prowincjała wiedzieli także dwaj księża: Orlando Yorio i Franz Jalics. Ich historia do dziś splata się z życiem obecnego papieża i jest powodem czynionych mu zarzutów.

Księża ci pracowali wśród villieros, najbiedniejszych mieszkańców Buenos Aires, w dzielnicy nędzy Bajo Flores. Właśnie stamtąd zostali uprowadzeni w maju 1976 roku przez żołnierzy marynarki wojennej.

Horacio Verbitsky, argentyński dziennikarz śledczy, w latach 70. członek lewackiej guerilli, napisał książkę o tych zdarzeniach, zatytułowaną: "Cisza: od Pawła VI do Bergoglio, tajne relacje Kościoła z ESMA" (Szkoła Mechaników Marynarki Wojennej, miejsce to zasłynęło jako najstraszniejsze argentyńskie więzienie, gdzie przetrzymywano osoby wrogie dyktaturze - przyp. GP).

Verbitsky opisuje, że księża ci zostali odnalezieni 5 miesięcy później, żywi - omamieni narkotykami i półnadzy. Jalics nigdy nie chciał rozmawiać o porwaniu, zamknął się w klasztorze w Niemczech. Yorio oskarżył Bergoglio o oddanie ich w ręce szwadronów śmierci, jakoby dlatego, że nie akceptował ich metod pracy i nie podzielał fascynacji teologią wyzwolenia. Generał jezuitów o. Pedro Arrupe został poinformowany o sprawie i skończyło się na wydaleniu obu księży z zakonu. Verbitsky napisał też, że argentyńska marynarka wojenna za zgodą hierarchy ukrywała więźniów politycznych w domku letniskowym o. Bergoglio, gdy Argentynę odwiedziła Interamerykańska Komisja Praw Człowieka. Zarzucał także ówczesnemu przełożonemu argentyńskich jezuitów, że spotykał się z dyktatorem i ludźmi wojskowej junty.

Pomówienia te zostały odparte wiele lat później w autoryzowanej biografii przyszłego papieża. Swojemu biografowi, Sergio Rubinowi, Bergoglio powiedział, że po aresztowaniu księży, odbył wiele zakulisowych spotkań w celu uwolnienia tych księży, a jego kontakty z dyktatorem Jorge Rafaelem Videlą być może ocaliły im życie. Wyznał też, że często udzielał schronienia na terenie kościelnym ludziom poszukiwanym przez dyktaturę. Pewnego razu dał swój paszport człowiekowi, który był podobny do niego, aby za pomocą tego dokumentu mógł uciec z Argentyny.

"Bergoglio był bardzo krytyczny wobec łamania praw człowieka przez dyktaturę, ale też zawsze bardzo krytykował lewacką guerillę" - opowiadał potem Rubin. Krytycy obecnego papieża twierdzą, że jego tłumaczenia w tamtej sprawie są pokrętne i niepełne. Uważają, że "przypadek Bergoglio pokazuje rolę, jaką Kościół odegrał w czasie dyktatury".

W 2010 roku kardynał Bergoglio został powołany na świadka w procesie karnym osiemnastu oficerów, którzy pracowali w ESMA, gdzie przetrzymywano dwóch porwanych księży. Jezuici byli jednymi z niewielu, którym udało się ujść z życiem. Spośród 5 tysięcy więźniów ESMA ponad tysiąc zamordowano, wyrzucając ich z samolotów do La Platy i Atlantyku.

Bergoglio, który miał status świadka, skorzystał z przywileju przysługującego hierarchom i przesłuchanie odbyło się nie w sądzie, ale w jego biurze, w obecności tylko kilku osób. Pisarz i prawnik Sam Ferguson uzyskał wgląd w dokumenty z tego przesłuchania. Według niego daje to jasny obraz tego, co obecny papież zrobił, a czego zaniechał w sprawie desaparecidos (zaginionych).

Prokurator oraz prawnik zajmujący się obroną praw człowieka, przesłuchiwali Bergoglio przez cztery godziny. Byłego prowincjała oskarżano o to, że wycofał swoją kuratelę nad jezuitami Yorio i Jalicsem, którzy pracowali w dzielnicy biedoty Bajo Flores. Bergoglio tłumaczył się, że ostrzegał księży, aby porzucili tę placówkę, bo zarówno przedstawiciele dyktatury, jak hierarchia kościelna oceniają ich działalność jako "wywrotową". Kiedy ci odmówili, zaproponował im opuszczenie szeregów argentyńskich jezuitów, gdyż, jak im tłumaczył, hołdując teologii wyzwolenia, narażeni są na aresztowanie.

W 1999 roku, tuż przed śmiercią, Yorio w wywiadzie dla Horacio Verbitsky’iego, obarczył Bergoglio odpowiedzialnością za porwanie. Arcybiskup zaprzeczył swojemu jakiemukolwiek udziałowi w uprowadzeniu dwóch jezuitów. Co ciekawe, wywiad ten ukazał się sześć lat później, na kilka dni przed konklawe mającym wybrać następcę Jana Pawła II, kiedy kardynał Bergoglio był wymieniany jako jeden z papabili.

W zeznaniach z 2010 roku poznajemy wersję tamtejszych wypadków według byłego prowincjała, a dziś papieża. Ukazują one jego osobę w zupełnie innym świetle, niż przedstawiają to jego adwersarze. Otóż Yorio i Jalics w 1976 roku, jeszcze przed wprowadzeniem dyktatury otrzymali jego pozwolenie na pracę z biednymi w slumsach, choć wobec każdego z nich "pewne kręgi" kościelne zgłaszały poważne zastrzeżenia. Sami księża skarżyli się kilkakrotnie prowincjałowi, że czuli się zagrożeni. Bergoglio przyznał, że rzeczywiście "pewne kręgi" kościelne sugerowały przeniesienie dwóch księży do pracy gdzie indziej.

"Ponoć jednemu z księży zawieszono pozwolenie na sprawowanie Mszy - kilka dni przed porwaniem, dając tym samym przyzwolenie juncie na działanie?" - dopytywał prokurator.

Bergoglio zaprzeczył: nie byli zawieszeni, a dowodem na to jest fakt, że dalej odprawiali Msze w slumsach. Były prowincjał jezuitów twierdził też, że gdy tylko się dowiedział o porwaniu, natychmiast podjął kroki w celu ich uwolnienia. "Rozmawiałem z księżmi, którzy wydawało mi się, że mają dostęp do policji i armii, aby się dowiedzieć, kto dokładnie ich porwał" - tłumaczył się Bergoglio. W tej sprawie dwa razy spotkał się z dyktatorem Jorge Rafael Videlą oraz dwa razy rozmawiał z Emilio Masserą, generałem odpowiedzialnym za marynarkę. W czasie pierwszego spotkania Massera obiecał, że dowie się, gdzie są dwaj księża. "Dałem mu moje słowo, że ci księża nie robili nic złego" - zeznawał obecny papież. Gdy Bergoglio dowiedział się z innych źródeł, że to jednak ludzie marynarki porwali księży, drugie spotkanie z Masserą było krótkie i nieprzyjemne.

"Słuchaj Massera, chcę, żeby się znaleźli" - oświadczył.

"Potem wstałem i wyszedłem" - zeznawał Bergoglio. Powiedział też, że gdy zostali uwolnieni, pomógł im opuścić Argentynę. Twierdził, że w rozmowach nigdy nie zarzucili mu udziału w porwaniu.

Ale kilka lat później Yorio zaprzeczył temu i oznajmił publicznie: "Nie mam powodów, aby myśleć, że Bergoglio zrobił coś, aby nas uwolnić". Drugi z księży mieszka w Niemczech, w Wilhelmsthal w Bawarii, w domu zakonnym jezuitów, po tym, jak dostał propozycję powrotu do zakonu i ją przyjął. Pytany o sprawę już po wyborze Bergoglio na tron Piotrowy, poprzez rzecznika monachijskich jezuitów przekazał, że żyje "w pokoju" z papieżem Franciszkiem i że "wyjaśnili sobie wszystkie sprawy". W 2000 roku Jalics pojechał do Buenos Aires na zaproszenie arcybiskupa Bergoglio. Pogadali o tamtej sprawie, odprawili razem Mszę i się uściskali. "Sprawę od tamtego czasu uważam za zamkniętą" - oznajmił wówczas Jalics.

Mimo to oskarżenia pojawiają się nadal. W obronę obecnego papieża Franciszka wziął Adolfo Pérez Esquivel, argentyński laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 1980 roku. To ważny głos. Esquivel jest największym autorytetem w tej sprawie, gdyż otrzymał Nobla za ujawnienie i dokumentowanie zbrodni wojskowych dyktatur w Ameryce Południowej. "Było wielu hierarchów, którzy stali się wspólnikami dyktatury. Bergoglio do nich nie należał. Mówi się, że mógł zrobić więcej, że nie pomógł dwójce zakonników. Znam jednak wiele przypadków, że nawet wstawiennictwo biskupów okazywało się nieskuteczne. Nie ma podstaw, aby wiązać Bergoglia z juntą" - zapewnił Esquivel.

"To był trudny czas również dla Kościoła" - mówi wydawca "Buenos Aires Herald" z tamtego okresu Robert Cox. "Kościół obawiał się, że gdy nastąpi rozłam w jego szeregach, to czeka to też kraj. A to oznaczałoby wojnę domową. Tym Kościół tłumaczy, dlaczego nie zajął zdecydowanej postawy wobec dyktatury" - wyjaśnia wydawca. Jego zdaniem Bergoglio zrobił w sprawie porwanych księży "tak dużo, jak mógł w zakulisowych rozmowach", ale jego "wina" polega na tym, że nigdy tego wyczerpująco nie wytłumaczył.

W ślad za tymi głosami poszło oświadczenie rzecznika Stolicy Apostolskiej, ojca Federico Lombardiego, który przypomniał, że nigdy nie było wiarygodnego, konkretnego oskarżenia przeciw kardynałowi Bergoglio. Wprawdzie argentyńskie organa sprawiedliwości przesłuchiwały go w tej sprawie, ale jako osobę poinformowaną o faktach. Nigdy jednak nie postawiono mu zarzutów. "Istnieje natomiast wiele oświadczeń ukazujących, jak wiele Jorge Mario Bergoglio uczynił, by chronić wiele osób w czasie dyktatury wojskowej. Znana jest też rola biskupa Bergoglio w działaniach na rzecz prośby Argentyńskiego Kościoła o przebaczenie, z powodu nieuczynienia dostatecznie dużo w czasach dyktatury. Oskarżenia służą więc jako narzędzia do analizy historyczno-socjologicznej okresu dyktatury, podejmowanej od wielu lat przez przedstawicieli radykalnej lewicy, by atakować Kościół, i powinny być zdecydowanie odrzucone" - twierdzi rzecznik Watykanu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Fakty zaprzeczające współpracy Papieża z juntą
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.