Franciszek: miasta muszą być dla wszystkich

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)
KAI / pk

O wypływającej z wartości ewangelicznych mądrości dzielnic ubogich, niesprawiedliwości marginalizacji miejskiej, braku dostępu do infrastruktury i podstawowych usług i nowych formach kolonializmu - mówił Franciszek podczas wizyty w parafii św. Józefa Robotnika w ubogiej dzielnicy Kangemi w Nairobi.

Papież zaproponował aby zamiast wykorzenienia, paternalizmu, obojętności, wstrzemięźliwości podjąć ideę "integracji miejskiej przyjaznej środowisku".

Franciszek wyznał, że wśród mieszkańców Kangemi "czuje się jak u siebie w domu" i zaznaczył, że "zajmują oni szczególne miejsce w jego życiu i decyzjach".

Papież nawiązując do swoich wcześniejszych tekstów, m. in. encykliki "Laudato si`" i dokumentów swoich poprzedników Jana Pawła II i Benedykta XVI mówił o "mądrości dzielnic ubogich", mądrości, która wypływa z wartości ewangelicznych, o "których społeczeństwo dobrobytu, otumanione nieokiełznaną konsumpcją wydaje się zapominać".

Franciszek zwrócił uwagę, że kultura dzielnic ubogich przesiąkniętych tą szczególną mądrością ma cechy bardzo pozytywne, jak solidarność, ofiarowanie swojego życie za innych, preferowanie narodzin a nie śmierci, danie chrześcijańskiego pochówku swoim zmarłym, zaproponowanie chorym miejsca w swoim domu, dzielenie swego chleba z głodnym, cierpliwość i męstwo w obliczu wielkiego nieszczęścia, - Wartości znajdujące się w każdym człowieku są ważniejsze niż bożek pieniądz - powiedział.

Papież zastrzegł, że rozpoznanie tych przejawów dobrego życia nie oznacza w żaden sposób ignorowania strasznej niesprawiedliwości marginalizacji miejskiej. - Są to rany spowodowane przez mniejszości, które koncentrują w swych rękach władzę, bogactwo i je egoistycznie trwonią, podczas gdy coraz liczniejsza większość musi się chronić w opuszczonych, zanieczyszczonych, odrzuconych przedmieściach - powiedział Franciszek i zaznaczył, że zjawisko to się pogarsza, kiedy widzimy niesprawiedliwy podział ziemi, który w wielu przypadkach prowadzi całe rodziny do płacenia wygórowanego czynszu za mieszkanie w całkowicie nie odpowiednich warunkach budowlanych.

Dalej papież wskazał na problemem braku dostępu do infrastruktury i podstawowych usług m. in. braku łazienki, kanalizacji, ścieków, wywozu śmieci, prądu, dróg, a także szkół, szpitali, ośrodków rekreacyjnych i sportowych, warsztatów artystycznych oraz do wody pitnej, do której dostęp jest istotnym, fundamentalnym i powszechnym prawem człowieka. - Odmówienie wody rodzinie, pod jakimś biurokratycznym pretekstem to wielka niesprawiedliwość, zwłaszcza gdy ktoś się bogaci na handlu tą potrzebą - powiedział Franciszek.

Zwrócił uwagę na obojętności i wrogość panującą w dzielnicach ubogich, gdzie upowszechnia się przemoc i organizacje przestępcze, służące interesom gospodarczym i politycznym, wykorzystują dzieci i młodzież jako "mięso armatnie" dla swoich krwawych interesów.

Franciszek zapewnił o swej modlitwie, by "władze wraz z wami obrały drogę integracji społecznej, edukacji, sportu, działań wspólnotowych i ochrony rodziny, ponieważ jest to jedyna gwarancja sprawiedliwego, trwałego i prawdziwego pokoju".

Papież podkreślił, że kwestie te nie są przypadkowym połączeniem izolowanych problemów ale konsekwencją nowych form kolonializmu, który twierdzi, że kraje afrykańskie są elementami mechanizmu, trybami wielkiej machiny". Wskazał na "strategie odrzucenia", takie jak ograniczenie liczby urodzeń.

Papież zaproponował aby zamiast wykorzenienia, paternalizmu, obojętność, wstrzemięźliwości podjąć ideę "integracji miejskiej przyjaznej środowisku". - Potrzebujemy miast zintegrowanych i dla wszystkich. Potrzebujemy wyjścia poza samo tylko obwieszczenie praw, które w praktyce nie są przestrzegane i wdrożenia systematycznych działań w celu poprawy warunków życia osób najuboższych oraz zaplanowania nowych osiedli wysokiej jakości, aby ugościć przyszłe pokolenia - mówił Franciszek i dodał: - Dług społeczny, dług ekologiczny wobec ubogich mieszkańców miast spłaca się konkretyzując święte prawo do ziemi, mieszkania i zatrudnienia, w ramach trzech "t": "tierra, techo, trabajo". Nie jest to filantropia, lecz obowiązek wszystkich.

Papież zaapelował do wszystkich chrześcijan, szczególnie do pasterzy o "odnowienie dynamizmu misyjnego, o podjęcie inicjatywy przeciwko wielu niesprawiedliwościom, o zaangażowanie w problemy obywateli, aby towarzyszyć im w ich zmaganiach, aby chronić owoce ich pracy zbiorowej i wspólne świętowanie każdego małego lub dużego zwycięstwa".

Na zakończenie wezwał do modlitwy i pracy aby każda rodzina miała godne warunki mieszkaniowe, dostęp do czystej wody, miała łazienkę, bezpieczną energię, żeby oświetlać, gotować, udoskonalać swoje mieszkania, aby każda dzielnica miała ulice, place, szkoły, szpitale, obiekty sportowe, rekreacyjne i artystyczne; aby usługi o zasadniczym znaczeniu docierały do każdego.

Mungu awabariki! - Niech was Bóg błogosławi! - zakończył Franciszek w języku suahili.

Kangemi jest jedną z ponad 100 dzielnic slumsów, jakie są w Nairobi. 140 tys. ludzi żyje tam w blaszanych budach, kontenerach czy lepiankach. Kangemi jest wyjątkową dzielnicą przez żywą obecność wiernych, liczne inicjatywy pomocy ubogim i duszpasterstwa prowadzone przez miejscowych jezuitów przy parafii św. Józefa Robotnika.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Franciszek: miasta muszą być dla wszystkich
Komentarze (5)
jazmig jazmig
27 listopada 2015, 09:45
Dzielnice ubogie są dlatego, że większość ich mieszkańców nie pali się do pracy. Nie chce się chodzić do szkoły, lepiej pójść na wagary, alkohol, narkotyki, wczesny seks, ciąze i dzieci i w efekcie często nawet podstawówki nie skończyli. Balangi do późnej nocy, a nawet do rana, brud, smród - to wszystko wypłasza normalnych ludzi i w ten sposób powstają dzielnice nędzy. Jest to powszechnie znane zjawisko socjologiczne, którego nie zna Franciszek, bo jest za leniwy, żeby poczytać literaturę fachową, a ponadto ma umysł zapchany lewackimi bzdurami, gdzie ostatnie, o czym się mówi, jest konieczność uczciwej pracy. Za to lewacy, łącznie z Franciszkiem chcą hojnie rozdawać to, czego sami nie wypracowali, żerując na zwykłych, uczciwych ludziach pracy. Ja tyram całe życie: szkoła, praca, szkoła równolegle do pracy, nauka dostosowująca do rozwoju techniki, w której pracuję. Dom, rodzina, wychowanie dzieci, finansowanie ich studiów... ...a tu mi wyskakuje Franciszek i wytyka, że żyję lepiej niż mieszkańcy dzielnic nędzy. Tak, żyję lepiej i wcale się tego nie wstydzę. To co mam, to owoce mojej pracy. Nikt mi niczego nie dał za darmo. Ja chętnie pomogę i pomagam ludziom potrzebującym, ale tym, którzy chcą sobie pomóc, a nie leniom, nierobom, pijakom i narkomanom. Głodnemu jedzenia nie odmówię, ale to wszystko, na co może u mnie liczyć. Są rodziny, gdzie pojawiła się choroba i ogromne wydatki z nią związane, takim rodzinom chętnie pomagam. Świat był, jest i będzie nierówny, tak on został stworzony i taki ma on być. Gdyby miała być równość, to by była. Historia uczy jednak, że każde wprowadzanie równości oznaczało zawsze ogromne zbrodnie na ludziach. Precz z równością!!! Niech żyje pracowitość i uczciwość!!!
KM
Katarzyna Michalska
27 listopada 2015, 12:37
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to dla Ciebie najistotniejsza informacja dnia, ale nie wlepię Ci minusa, bo masz rację co do jednej rzeczy: ludzie muszą własną pracą zdobywać to, co daje im lepsze warunki życia, a - jak to ładnie ujęła chyba Margaret Thatcher - problem z socjalistami polega na tym, że prędzej czy później kończą im się cudze pieniądze. Nie zgadzam się jednak z tą radykalną i jednostronną opinią, że ludzie ze slamsów/faweli czy jak to tam nazwać są z definicji nierobami i żyją libacjami do białego rana oraz że nie chce im się uczyć i stąd taki, a nie inny efekt. Problem jest zapewne złożony i takie zjawiska też na pewno w dzielnicach nędzy istnieją. Ale po pierwsze, samo urodzenie się w takiej dzielnicy już z góry ogranicza mnóstwo możliwości, zwłaszcza tam, gdzie edukacja nie jest rzeczą oczywistą i powszechnie dostępną, a ponadto trudno jest zmienić ludzkie myślenie.
KM
Katarzyna Michalska
27 listopada 2015, 12:40
Często nie nieróbstwo jako takie jest przyczyną biedy, ale niezaradność, brak dostępu do edukacji, brak pieniędzy generujący kolejny brak pieniędzy, stygmatyzacja. Osobiście uważam, że skanalizowanie dzielnic nędzy może przede wszystkim wydatnie zmniejszyć liczbę zachorowań, a to byłoby pożytkiem dla wszystkich. Poza tym, co na szczęście robi Kościół w wielu takich miejscach - edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Kolejna rzecz, również związana z edukacją, to zmiana sposobu myślenia. W Polsce są miasta, w których są pewne powiedzmy dziwne dzielnice. Są to mianowicie dzielnice chronicznego, dziedzicznego wręcz bezrobocia wynikającego ze sposobu myślenia właśnie.
KM
Katarzyna Michalska
27 listopada 2015, 12:42
Młodzi ludzie nieraz dają stamtąd drapaka tak szybko, jak to tylko możliwe, bo dopiero "na zewnątrz" są w stanie przebywać w atmosferze innego myślenia. Nie ma "nie da się", nie ma "świetna fucha za 3 zeta", nie ma "a co to da?", albo "a to się nie kalkuluje". Również jestem zwolenniczką dawania ludziom raczej wędki niż ryby, ale sądzę, że zjawisko faweli jest skomplikowane i nie do przyjęcia jest dla mnie założenie, że to po prostu wylęgarnia nierobów. Z kolei - szacunek dla Twojej pracowitości i przedsiębiorczości.
jazmig jazmig
27 listopada 2015, 14:03
1. Postaraj się dowiedzieć, jak powstawały slumsy. 2. Fawele są w pewnym sensie podobne do slumsów, a umysłowość i obyczaje ich mieszkańców podobne. Jeżeli ogromna większośc dziewcząt z faweli w wieku 12 zostaje matkami, a ojcami ich dzieci są chłopcy w ich wieku, którzy są członkami gangów, albo siedzą w więzieniach, albo nie żyją zabici w gangsterskich porachunkach, to jakim cudem te dziewczyny mają żyć w dobrobycie? One niczego nie umieją. Nie mogą być nawet sekretarkami, bo z pisaniem i czytaniem ze zrozumieniem mają kłopoty. Mogą być co najwyżej sprzątaczkami, albo służącymi w domach ludzi wykształconych. Jak utrzymać przyzwoitą infrastrukturę w takich dzielnicach, skoro ich mieszkańcy niszczą wszystko, co się da? Dzieci z tych dzielnic mają może trudniej, ale ja znałem kiedyś środowisko takiej dzielnicy jeszcze w czasach PRL (tak, wtedy też były slumsy). Kolega z mojej szkoły tam mieszkał. On skończył szkołę, odsłużył wojsko, miał pracę itp. Naprawdę były możliwości wyjścia z tego środowiska i są one nadal, nawet w Brazylii. Ale potrzeba jednego: chęci do nauki i pracy. Z tym bywa u tych ludzi marnie. Rzadko który jest gotów pracować regularnie 8 h przez 5 dni w tygodniu.