Franciszek o kazaniach: nie mówić z kartki

(fot. shutterstock.com)
KAI/ ed

Już w czasach seminaryjnych, zanim obecny papież został kapłanem, był przeciwny kazaniom wygłaszanym z kartek, gdyż kaznodzieja nie mógł wówczas spojrzeć ludziom w oczy.

Jest to jedna z wielu anegdot, ale też prawdziwych opowieści, jakie Franciszek wspomina w książce "Nei tuoi occhi è la mia parola" (W twoich oczach jest moje słowo), która ukazała się 10 listopada w księgarniach włoskich nakładem wydawnictwa "Rizzoli". Jest ona zapisem rozmowy papieża z włoskim jezuitą ks. Antonio Spadaro oraz zbiorem jego przemówień i kazań, wygłoszonych w Buenos Aires w latach 1999-2013.

"Gdy w seminarium uczono nas homiletyki, już wówczas czułem silny sprzeciw wobec tekstów pisanych, w których jest wszystko. Dobrze to pamiętam" - powiedział Ojciec Święty. Zaznaczył, że był i nadal jest przekonany, że nic nie powinno oddzielać kaznodziei od ludu Bożego, nie może być żadnej kartki, najwyżej szkic kazania, ale nie cały tekst.

Jeszcze dzisiaj - podkreślił Franciszek - "szukam oczu ludzi, również tu, na Placu św. Piotra". Przyznał, że gdy spogląda na plac, jest tam jedna masa ludzi, ale "ja nie widzę ich jako masy, lecz próbuję zauważyć przynajmniej jedną osobę, jedną konkretną twarz". Często jest to niemożliwe z powodu odległości i taka próba jest skazana na niepowodzenie, "ale próbuję" - dodał papież.

Zauważył przy tym, że gdy uda mu się zatrzymać wzrok na kimś konkretnym, to również inni czują się objęci jego spojrzeniem. "Patrzę na jednostki i wszyscy czują się ogarnięci moim wzrokiem" - zaznaczył Ojciec Święty.

Jednocześnie zauważył, że obecnie jako papież musi często czytać swe homilie, ale pamiętając o tym, co przeżył w seminarium duchownym, nieraz odchodzi od przygotowanego tekstu, innym razem dodaje słowa czy wyrażenia, których wcześniej nie napisał i "w ten sposób patrzę na ludzi". "Gdy mówię, muszę mówić do kogoś. Robię to jak umiem, ale bardzo tego potrzebuję, odczuwam potrzebę odejścia od tekstu, do spoglądania w oczy" - tłumaczył Franciszek.

Po raz pierwszy ujawnił przy tym, jak powstają jego kazania podczas porannych Mszy św. w kaplicy Domu św. Marty, tak bardzo charakterystycznych dla jego pontyfikatu - to swoiste nauczanie codzienne, połączone z komentowaniem Pisma Świętego, przeznaczonym dla wielu ludzi na całym świecie.

"Zaczynam w południe dnia poprzedzającego. Czytam teksty z następnego dnia i na ogół wybieram spośród dwóch czytań. Potem czytam głośno wybrany fragment. Potrzebuję usłyszeć dźwięk, słowa. A później zaznaczam w swoim notatniku to, co mnie najbardziej uderzyło, zaznaczam kółeczkiem słowa, które mnie poruszają. Następnie przez resztę dnia napływają różne słowa i myśli, a ja robię to, co powinienem: rozmyślam, zastanawiam się, próbuję różnych spraw..." - zwierzył się papież.

Ale zaznaczył też, że są dni, gdy aż do wieczoru nic mu nie przychodzi do głowy, gdy nie wie, co ma powiedzieć nazajutrz. "Wtedy robię to, co św. Ignacy: zasypiam z tym. I zaraz, gdy tylko wstanę, przychodzi natchnienie, napływają właściwe słowa, nieraz mocne, nieraz słabsze, ale tak jest: czuję się gotowy" - dodał.

Franciszek wspomniał, że pomagają mu utwory różnych pisarzy i poetów i w tym kontekście wymienił m.in. Fiodora Dostojewskiego, m.in. jego "Braci Karamazow", włoskiego poetę Nino Costę (1886-1945) z Turynu i jego wiersze pisane w dialekcie piemonckim a także Dantego i jego miłość do Maryi. "Powieść, literatura odczytuje serce człowieka, pomaga przyjąć pragnienie, blask i biedę. To nie teoria, to pomaga głosić kazanie, poznać serce człowieka" - oświadczył Ojciec Święty. Dodał, że cytował również fragmenty książki "Narzeczeni" (Promessi sposi) Alessandro Manzoniego.

Papież zaznaczył, że do wygłaszania krótkich porannych kazań w kaplicy św. Marty nie potrzebuje tekstów pisanych ani nawet ich szkiców, ale aby to powiedzieć, potrzebuje wielogodzinnych przygotowań duchowych. I dodał w innym miejscu, że kaznodziejstwo sprawia mu zawsze wiele dobrego, "uszczęśliwia" go.

Franciszek wspomniał też o swych doświadczeniach ze spotkań z różnymi osobami, także w konfesjonale, o rozmowach osobistych, podkreślając, że wszystko to zawsze pomaga mu w kaznodziejstwie. "Im bliżej jesteś ludzi, tym lepiej głosisz kazanie i tym bardziej zbliżasz Słowo Boże do ich życia" - przyznał papież. Dodał, że "w ten sposób Słowo to łączy się z doświadczeniem ludzkim, które go potrzebuje". "A im bardziej oddalasz się od ludzi i od ich problemów, tym bardziej sam uciekasz w teologię zawartą w formułce: «tak ma być a tak nie», która nic nie głosi, jest pusta, oderwana, skupiona na niczym" - podkreślił Ojciec Święty. Zauważył przy tym, że niekiedy "swoimi słowami odpowiadamy na pytania, których nikt nie zadaje".

Jorge Bergoglio wyjaśnił też różnicę między kazaniem a konferencją: to pierwsze jest głoszeniem Słowa Bożego, podczas gdy ta druga - jego wyjaśnieniem. Zaznaczył, że ten, kto głosi kazanie, jest aniołem, a konferencję - doktorem. Kaznodziejstwo wiąże się z byciem duszpasterzem, z ludźmi we wspólnocie, którzy słuchają, ale też z modlitwą duszpasterza i ze Słowem Bożym, a jeśli brakuje tych spraw, to kazanie nie jest takie, jakie powinno być - podkreślił Franciszek.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Franciszek o kazaniach: nie mówić z kartki
Komentarze (1)
AC
Anna Cepeniuk
11 listopada 2016, 10:30
Zgadzam się ztym i oczekuję tego.....ale niestety, albo kartka... albo "puste słowa skupione na niczym".... Choć zdarzają się wyjątki....