Neapol potrzebuje wiary i nadziei

Fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl
Libreria Editrice Vaticana

Czcigodni bracia w biskupstwie i kapłaństwie,

szanowni przedstawiciele władz,

drodzy bracia i siostry!

Z wielką radością przyjąłem zaproszenie, by odwiedzić wspólnotę chrześcijańską, która żyje w tym historycznym mieście Neapolu. Po bratersku ściskam przede wszystkim waszego arcybiskupa kard. Crescenzia Sepe i bardzo mu dziękuję za słowa, które również w waszym imieniu skierował do mnie na początku tej uroczystej Mszy św. Posłałem go do waszej wspólnoty, bo znam jego zapał apostolski, i z satysfakcją stwierdzam, że doceniacie zalety jego umysłu i serca. Pozdrawiam serdecznie biskupów pomocniczych, duchowieństwo diecezjalne, jak również zakonników i zakonnice, także inne osoby konsekrowane, katechetów i świeckich, a w szczególności ludzi młodych, czynnie uczestniczących w różnych inicjatywach duszpasterskich, apostolskich i społecznych. Pozdrawiam szanownych przedstawicieli władz politycznych i wojskowych, którzy zaszczycają nas swoją obecnością, poczynając od prezesa rady ministrów, burmistrza Neapolu oraz prezydentów prowincji i regionu. Was wszystkich, zgromadzonych na tym placu przed zabytkową bazyliką pw. św. Franciszka z Paoli, którego 500. rocznica śmierci przypada w tym roku, serdecznie pozdrawiam, pamiętając również o tych, którzy łączą się z nami za pośrednictwem radia i telewizji, a w szczególności o wspólnotach klauzurowych, osobach starszych, chorych w szpitalach, więźniach i wszystkich, z którymi nie będę mógł się spotkać podczas mego krótkiego pobytu w Neapolu. Słowem, pozdrawiam całą rodzinę wierzących i wszystkich mieszkańców Neapolu. Jestem wśród was, drodzy przyjaciele, aby dzielić się z wami słowem i Chlebem Życia, a brzydka pogoda nas nie zniechęca, bo Neapol zawsze jest piękny.

Kiedy rozważałem czytania biblijne z liturgii tej niedzieli, myśląc jednocześnie o sytuacji, jaka panuje w Neapolu, uderzyło mnie, że dzisiejsze słowo Boże mówi głównie o modlitwie, więcej, «że zawsze powinniśmy modlić się i nie ustawać», jak głosi Ewangelia (por. Łk 18, 1). Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że biorąc pod uwagę waszą sytuację społeczną i ogrom związanych z nią problemów, jest to przesłanie niezbyt na temat, mało realistyczne i nie dość wyraziste. Jeśli jednak dobrze się zastanowić, widzimy, że słowo to zawiera przesłanie, owszem, niepopularne, ale mogące głęboko oświecić sumienie waszego Kościoła i waszego miasta.

Ująłbym to w ten sposób: siłą, która w ciszy i bez rozgłosu przemienia świat i czyni zeń królestwo Boże, jest wiara, a przejawem wiary jest modlitwa. Kiedy wiara jest przepełniona miłością do Boga, uznawanego za dobrego i sprawiedliwego Ojca, modlitwa staje się wytrwała, usilna, staje się jękiem ducha, krzykiem duszy, który przenika serce Boga. W ten sposób modlitwa staje się największą siłą przemieniającą świat. W obliczu trudnych i złożonych sytuacji społecznych, do których bez wątpienia należy również wasza, trzeba umocnić nadzieję, która opiera się na wierze i wyraża w niestrudzonej modlitwie. To modlitwa podtrzymuje w nas płomień wiary. Jezus, jak czytaliśmy w zakończeniu Ewangelii, pyta: «Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?» (Łk 18, 8). To pytanie daje do myślenia. Jaka będzie nasza odpowiedź na to niepokojące pytanie? Dziś chcemy jeszcze raz powiedzieć z pokorną odwagą: Panie, kiedy przyjdziesz do nas podczas tej niedzielnej liturgii, zastaniesz nasze zgromadzenie z zapalonym światłem wiary. Wierzymy w Ciebie i ufamy Ci! Przymnóż nam wiary!

Czytania biblijne, których wysłuchaliśmy, ukazują nam wzorce, mogące być dla nas natchnieniem w naszym wyznawaniu wiary, które jest też zawsze wyznawaniem nadziei, bo wiara jest nadzieją, otwiera ziemię na moc Bożą, na moc dobra. Wzorcami tymi są dwie postaci: wdowa, którą poznajemy w ewangelicznej przypowieści, i Mojżesz, o którym mówi Księga Wyjścia. Wdowa z Ewangelii (por. Łk 18, 1-8) kojarzy nam się z «maluczkimi», ostatnimi, a także z tak wieloma ludźmi, prostymi i prawymi, którzy cierpią ucisk, czują się bezsilni w obliczu przeciągającego się kryzysu społecznego i grozi im zniechęcenie. Do nich mówi Jezus: popatrzcie, z jakim uporem nalega i w końcu zostaje wysłuchana przez nieuczciwego sędziego ta uboga wdowa. Czyż możecie sądzić, że Ojciec wasz niebieski, dobry, wierny i mocny, który pragnie jedynie dobra swych dzieci, nie odda wam sprawiedliwości kiedy przyjdzie na to czas? Wiara daje nam pewność, że Bóg słyszy naszą modlitwę i we właściwym czasie jej wysłucha, nawet jeśli wydaje się, że codzienne doświadczenie tę pewność podważa. W istocie w obliczu pewnych głośnych wydarzeń czy licznych życiowych trudności, o których prasa nawet nie wspomina, rozbrzmiewają w sercu słowa modlitwy jednego z antycznych proroków: «Dokądże, Panie, wzywać Cię będę — a Ty nie wysłuchujesz? Wołać będę ku Tobie: Krzywda [mi się dzieje]! — a Ty nie pomagasz?» (Ha 1, 2). Odpowiedź na to pełne bólu wołanie jest tylko jedna: Bóg nie może zmienić stanu rzeczy bez naszego nawrócenia, a początkiem prawdziwego nawrócenia jest «krzyk» duszy, która błaga o przebaczenie i zbawienie. Modlitwa chrześcijańska nie jest zatem wyrazem fatalizmu czy gnuśności, a wręcz jest przeciwieństwem ucieczki od rzeczywistości, przeciwieństwem kojącego schronienia się we własny świat. Jest ona nadzieją, najwyższym wyrazem wiary w moc Boga, który jest miłością i nas nie opuszcza. Modlitwa, której nauczył nas Jezus, a która osiągnęła swój szczyt w Getsemani, ma charakter wewnętrznego zmagania, czyli walki, ponieważ jest zdecydowanym opowiedzeniem się po stronie Pana, by przeciwstawiać się niesprawiedliwości i zło dobrem zwyciężać. Jest bronią małych i ubogich w duchu, którzy odrzucają wszelkiego rodzaju przemoc. Co więcej, odpowiadają na nią ewangelicznym wyrzeczeniem się przemocy, dając tym samym świadectwo, że prawda miłości jest silniejsza od nienawiści i śmierci.

Mówi o tym również pierwsze czytanie, słynny opis walki Izraelitów z Amalekitami (por. Wj 17, 8-13 a). O wyniku tego ostrego starcia zadecydowała właśnie modlitwa, skierowana z wiarą do prawdziwego Boga. Kiedy Jozue i jego ludzie na polu bitwy zmagali się z wrogiem, Mojżesz stał na szczycie wzgórza z rękami podniesionymi do góry, jak człowiek, który się modli. Właśnie te wzniesione ręce wielkiego wodza zapewniły Izraelowi zwycięstwo. Bóg był ze swoim ludem, pragnął jego zwycięstwa, ale swoją interwencję uzależnił od podniesionych rąk Mojżesza. Trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie jest: Bóg potrzebuje podniesionych do góry rąk swego sługi! Podniesione ręce Mojżesza kojarzą się z rozłożonymi na krzyżu rękami Jezusa: otwarte szeroko i przybite do krzyża ręce, którymi Odkupiciel wygrał decydującą walkę z piekielnym wrogiem. Jego walka, Jego ręce wyciągnięte do Ojca i otwarte na świat domagają się innych rąk, innych serc, które tak jak On, z tą samą miłością będą się dalej poświęcać aż do skończenia świata. Zwracam się teraz w szczególności do was, drodzy pasterze Kościoła w Neapolu, i powtarzam wam słowa, które św. Paweł skierował do Tymoteusza, a których wysłuchaliśmy podczas drugiego czytania: trwajcie w tym, czego się nauczyliście i o czym się przekonaliście. Głoście naukę, nastawajcie w porę i nie w porę, wykazujcie błąd, napominajcie, podnoście na duchu z całą cierpliwością w każdym nauczaniu (por. 2 Tm 3, 14. 16; 4, 2). I tak jak Mojżesz na górze, trwajcie w modlitwie za wiernych i z wiernymi, powierzonymi waszej pasterskiej pieczy, abyście razem mogli co dnia stawać do dobrej walki o Ewangelię.

A teraz, duchowo oświeceni słowem Bożym, przyjrzyjmy się ponownie sytuacji w waszym mieście, w którym nie brakuje zdrowych sił, ludzi dobrych, wykształconych i o silnym poczuciu więzi rodzinnych. A mimo to wielu mieszkańców tego miasta nie ma łatwego życia: tyle jest w nim ubóstwa, brakuje mieszkań, panuje bezrobocie, wielu pracuje w niepełnym wymiarze godzin, brakuje perspektyw na przyszłość. Do tego dołącza smutne zjawisko przemocy. Nie chodzi tu tylko o zasługujące na potępienie liczne zbrodnie kamorry, ale także o fakt, że przemoc staje się elementem szerzącej się mentalności, przenika do różnych zakamarków życia społecznego w starych dzielnicach centrum miasta i na jego nowych i anonimowych peryferiach; a niebezpieczne przy tym jest to, że szczególnie podatna może być na nią młodzież, wzrastająca w środowiskach, w których panuje bezprawie, nielegalna działalność gospodarcza i sztuka «radzenia sobie». Bardzo ważne jest zatem, by wzmóc działania nastawione na skuteczną prewencję, która obejmie szkołę, pracę i organizowanie młodym wolnego czasu. Potrzebne są działania włączające wszystkich w walkę z wszelkiego rodzaju przemocą, a przede wszystkim formowanie sumień i kształtowanie mentalności, postaw i codziennych zachowań. Wezwanie to kieruję do wszystkich ludzi dobrej woli podczas odbywającego się w Neapolu spotkania zwierzchników religijnych na rzecz pokoju, którego temat brzmi: «Aby świat był wolny od przemocy — dialog religii i kultur».

Drodzy bracia i siostry, umiłowany Papież Jan Paweł II po raz pierwszy odwiedził Neapol w 1979 r. Tak jak dzisiaj była niedziela 21 października! Po raz drugi przybył tu w listopadzie 1990 r. Ta wizyta pomogła odrodzić się nadziei. Misją Kościoła jest nieustanne umacnianie wiary i nadziei chrześcijańskiego ludu. Temu właśnie gorliwie oddaje się również wasz arcybiskup, który niedawno napisał list pasterski o bardzo znaczącym tytule: «Krew i nadzieja». Tak, prawdziwą nadzieję rodzi jedynie krew Chrystusa i krew przelana za Niego. Krew może być znakiem śmierci, ale krew może być też wyrazem miłości i życia: krew Jezusa i męczenników, tak jak krew waszego umiłowanego patrona św. Januarego, jest źródłem nowego życia.

Na zakończenie pragnę powtórzyć słowa waszego arcybiskupa, zaczerpnięte z jego listu pasterskiego: «Z ziarna nadziei, które jest chyba najmniejsze ze wszystkich, może wyrosnąć wielkie drzewo wiary i wydać wiele owoców». W Neapolu owo ziarno jest żywe, pomimo problemów i trudności. Prośmy Pana, aby we wspólnocie chrześcijańskiej rosła prawdziwa wiara i silna nadzieja, zdolna skutecznie przeciwstawić się zniechęceniu i przemocy. Neapol potrzebuje na pewno odpowiednich decyzji politycznych, ale przede wszystkim głębokiej odnowy duchowej; potrzebuje ludzi wierzących, którzy w pełni zaufają Bogu i z Jego pomocą będą szerzyć w społeczeństwie wartości ewangeliczne. Módlmy się, aby nam w tym pomagali Maryja i wasi święci patroni, a w szczególności św. January. Amen!

Benedykt XVI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Neapol potrzebuje wiary i nadziei
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.