Z Jezusem wspinamy się ku wyżynom Boga

Fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl
Libreria Editrice Vaticana

Drodzy bracia i siostry,

droga młodzieży!

Ewangelia na poświęcenie palm, której wysłuchaliśmy gromadząc się tutaj, na placu św. Piotra, zaczyna się od słów: «Jezus szedł przodem, zdążając do Jerozolimy» (por. Łk 19, 28). Na początku liturgii tego dnia Kościół, antycypując swoją odpowiedź na Ewangelię, mówi: «Pójdźmy za Panem». W ten sposób zostaje jasno wyrażony temat Niedzieli Palmowej — jest nim podążanie za Jezusem. Chrześcijanie to ci, którzy uznają, że właśnie droga Jezusa Chrystusa pozwala stać się ludźmi — jest drogą prowadzącą do celu, do zrealizowanego w pełni i autentycznego człowieczeństwa. W sposób szczególny w tym XXV Światowym Dniu Młodzieży pragnę raz jeszcze powiedzieć wszystkim młodym ludziom — dziewczętom i chłopcom, że być chrześcijanami znaczy być w drodze, lub lepiej: pielgrzymować razem z Jezusem Chrystusem. Iść w kierunku, który On nam wskazał i wskazuje.

A jaki to kierunek? Jak można go znaleźć? Słowa z czytanej przez nas Ewangelii dają odnośnie do tego dwie wskazówki. Po pierwsze dowiadujemy się, że droga wiedzie pod górę. Ma to przede wszystkim znaczenie bardzo konkretne. Jerycho, gdzie rozpoczął się ostatni etap pielgrzymowania Jezusa, położone jest 250 m poniżej poziomu morza, natomiast Jerozolima — będąca celem wędrówki — leży na wysokości 740-780 m n.p.m., a więc jest to pokonanie różnicy poziomów wynoszącej prawie 1000 m. Ale ta zewnętrzna droga jest przede wszystkim symbolem wewnętrznego ruchu życia, które jest podążaniem za Chrystusem: jest wznoszeniem się na prawdziwe wyżyny człowieczeństwa. Człowiek może wybrać drogę wygodną, by uniknąć wszelkich trudów. Może także zniżyć się ku temu, co pospolite. Może ugrzęznąć w bagnie kłamstwa i nieuczciwości. Jezus idzie przed nami pod górę. On nas prowadzi ku temu, co wielkie, czyste; prowadzi nas do zdrowego powietrza na wyżynach — do życia zgdnego z prawdą; do odwagi, która nie lęka się gadaniny i obiegowych opinii; do cierpliwości, która znosi i wspiera drugiego. On prowadzi do otwarcia na cierpiących, opuszczonych; do wierności, która opowiada się po stronie drugiego człowieka także wtedy, gdy sytuacja staje się trudna. Prowadzi do gotowości niesienia pomocy; do dobroci, której nie zdoła zniweczyć nawet niewdzięczność. On nas prowadzi do miłości — prowadzi nas do Boga.

«Jezus szedł przodem, zdążając do Jerozolimy». Jeżeli te słowa Ewangelii odczytamy w kontekście całej drogi Jezusa — drogi, która trwa aż do końca czasów — możemy odkryć we wskazanym celu, «Jerozolimie», różne aspekty. Przede wszystkim oczywiście należy rozumieć po prostu, że jest to miejsce — «Jerozolima» to miasto, gdzie znajdowała się Świątynia Boga, jedyna, bo mówiąca o jedyności samego Boga. A zatem to miejsce oznajmia przede wszystkim dwie rzeczy: z jednej strony, mówi, że Bóg jest jeden w całym świecie, jest o wiele większy niż wszystkie nasze miejsca i czas; jest tym Bogiem, do którego należy całe stworzenie. Jest Bogiem, którego w głębi serca wszyscy ludzie szukają i którego w pewnym sensie wszyscy także znają. A ten Bóg wybrał sobie imię. Dał się nam poznać, zapoczątkował wspólną z ludźmi historię, jako punkt wyjścia tej historii wybrał sobie człowieka — Abrahama. Bóg nieskończony jest zarazem Bogiem bliskim. Ten, którego nie można zamknąć w żadnej budowli, chce jednak mieszkać pośród nas, w pełni być z nami.

Skoro Jezus wraz z pielgrzymującym Izraelem idzie pod górę do Jerozolimy, udaje się tam, aby z nim świętować Paschę, która upamiętnia wyzwolenie Izraela — ta pamięć jest zarazem zawsze nadzieją na ostateczną wolność, którą da Bóg. I Jezus zmierza na to święto świadomy, że właśnie On jest Barankiem, w którym spełni się to, co mówi na ten temat Księga Wyjścia: barankiem bez skazy, samcem, który o zmierzchu na oczach synów Izraela zostaje złożony w ofierze «jako wieczna pamiątka» (por. Wj 12, 5-6. 14). I wreszcie, Jezus wie, że Jego droga wiedzie dalej: nie skończy się na krzyżu. Wie, że Jego droga rozedrze zasłonę między tym światem i światem Bożym: że On dojdzie aż do tronu Boga i w swoim ciele pojedna Boga z człowiekiem. Wie, że Jego zmartwychwstałe ciało będzie nową ofiarą i nową Świątynią; że wokół Niego z zastępu aniołów i świętych powstanie nowa Jerozolima, która jest w niebie, ale jest już także na ziemi, ponieważ przez swoją mękę On otworzył granicę między niebem a ziemią. Jego droga prowadzi ponad szczytem góry Świątyni aż na wyżyny samego Boga; jest to wielka wędrówka w górę, do której On zaprasza nas wszystkich. On jest zawsze z nami na ziemi i wciąż przebywa już u Boga, On prowadzi nas po ziemi i poza ziemię.

I tak w wielkiej drodze w górę Jezusa stają się widoczne wymiary naszego podążania — cel, do którego On chce nas doprowadzić: aż na wyżyny Boga, do komunii z Bogiem, do bycia-z-Bogiem. To jest prawdziwy cel, a komunia z Nim jest drogą. Komunia z Nim jest przebywaniem w drodze, nieustannym wznoszeniem się na prawdziwe wyżyny naszego powołania. Przemierzanie drogi razem z Jezusem jest zarazem zawsze podążaniem razem z tymi, którzy chcą iść za Nim. Wprowadza nas w tę wspólnotę. Skoro zmierzanie do prawdziwego życia, do stania się ludźmi na wzór Syna Bożego Jezusa Chrystusa przekracza nasze siły, oznacza to, że na tej drodze zawsze jesteśmy zarazem prowadzeni. Stajemy się, by tak powiedzieć, jedną grupą pnących się w górę z Jezusem Chrystusem — razem z Nim wspinamy się ku wyżynom Boga. On nas ciągnie i podtrzymuje.

Podążanie za Chrystusem oznacza, że przyłączamy się do tej grupy i trzymamy się jednej liny; godzimy się z tym, że sami sobie nie poradzimy. Znaczy, że musimy okazać pokorę, przyłączyć się do Kościoła, do «my», chwycić linę i wziąć na siebie odpowiedzialność za wspólnotę — nie zrywać liny w porywie zawziętości i zadufania w sobie. Pokorne wyznawanie wiary z Kościołem i mocne trwanie w grupie wspinającej się do Boga to zasadnicze warunki, by móc iść za Chrystusem. Wspólne przebywanie w tej grupie zakłada, że nikt nie może zachowywać się tak, jakby posiadł Słowo Boże na własność, ani dążyć do fałszywie pojętej emancypacji. Pokorne «bycie razem» ma dla wspinaczki zasadnicze znaczenie. Trzeba również, by Pan w sakramentach wciąż na nowo brał nas za rękę, by On nas oczyszczał i umacniał; trzeba akceptować dyscyplinę wspinaczki, nawet jeśli jesteśmy zmęczeni.

Wreszcie, musimy powiedzieć też, że wspinaczka na wyżyny Jezusa Chrystusa, wspinaczka na wyżyny samego Boga zakłada też krzyż. Podobnie jak w sprawach tego świata nie można osiągnąć wielkich rezultatów bez wyrzeczeń i ciężkiej pracy, podobnie jak radość z wielkiego odkrycia naukowego lub ze zdobycia rzeczywistej umiejętności praktycznej jest nieodłączna od dyscypliny, więcej, od wysiłku, jakiego wymaga nauczenie się, tak też w drodze wiodącej do prawdziwego życia, do realizacji własnego człowieczeństwa konieczne jest zjednoczenie z Tym, który wzniósł się na wyżyny Boga poprzez krzyż. W ostatecznym rozrachunku krzyż wyraża sens miłości: tylko ten, kto traci samego siebie, odnajduje siebie.

Podsumujmy: pierwszym krokiem, jaki trzeba uczynić, by iść za Chrystusem, jest rozbudzenie tęsknoty do autentycznego człowieczeństwa, a tym samym obudzenie w sobie tęsknoty do Boga. Następnie konieczne jest przyłączenie się do grupy wspinających się, włączenie we wspólnotę Kościoła. W Kościele jako «my» wchodzimy w jedność z «Ty» Jezusa Chrystusa i w ten sposób znajdujemy drogę do Boga. Konieczne jest ponadto słuchanie Słowa Jezusa Chrystusa i życie nim: w wierze, nadziei i miłości. I tak jesteśmy w drodze ku ostatecznej Jerozolimie i już teraz w pewnym sensie tam się znajdujemy, w komunii wszystkich świętych Bożych.

Celem naszego pielgrzymowania za Chrystusem nie jest miasto ziemskie, lecz nowe Miasto Boże, które wzrasta pośród tego świata. Jednakże pielgrzymowanie do ziemskiej Jerozolimy może właśnie przydać się także nam, chrześcijanom, do tej większej podróży. Z moją pielgrzymką do Ziemi Świętej w ubiegłym roku złączyłem trzy wymiary. Pomyślałem przede wszystkim, że nam przy tej okazji może się przydarzyć to, o czym mówi św. Jan na początku swojego Pierwszego Listu: możemy niejako zobaczyć to, o czym usłyszeliśmy, i dotknąć tego naszymi rękami (por. 1 J 1, 1). Wiara w Jezusa Chrystusa nie jest wymyśloną legendą. Ona opiera się na historii — na tym, co rzeczywiście się wydarzyło. Tę historię możemy, by tak powiedzieć, kontemplować i możemy jej dotknąć. Ogarnia nas wzruszenie, gdy znajdujemy się w Nazarecie, w miejscu, gdzie anioł ukazał się Maryi i oznajmił, że Jej zadaniem jest zostać Matką Odkupiciela. Wzruszenie ogarnia nas w Betlejem, w miejscu, gdzie Słowo, które stało się Ciałem, przyszło, by zamieszkać pośród nas; postawienie stopy na świętej ziemi, gdzie Bóg zechciał stać się człowiekiem i dzieckiem. Wzruszające jest wchodzenie po schodach na Kalwarię, aż na miejsce, gdzie Jezus umarł za nas na krzyżu. I wreszcie stanięcie przed pustym grobem; modlenie się tam, gdzie spoczywało Jego święte ciało i gdzie trzeciego dnia nastąpiło zmartwychwstanie. Przemierzanie zewnętrznych dróg Jezusa ma nam pomóc podążać radośniej i z nową pewnością drogą duchową, którą On nam wskazał i którą jest On sam.

Kiedy udajemy się do Ziemi Świętej jako pielgrzymi, udajemy się tam również — i to jest drugi aspekt — jako zwiastuni pokoju, z modlitwą o pokój; z usilnym apelem do wszystkich, aby w tym miejscu, w którego nazwie zawiera się słowo «pokój», czynili wszystko co możliwe, żeby naprawdę stało się ono miejscem pokoju. Tak więc to pielgrzymowanie jest zarazem — oto trzeci aspekt — dodaniem otuchy chrześcijanom, aby pozostali w kraju swego pochodzenia i aby w nim usilnie angażowali się na rzecz pokoju.

Powróćmy raz jeszcze do liturgii Niedzieli Palmowej. W modlitwie na poświęcenie gałązek palmowych prosimy, abyśmy w jedności z Chrystusem mogli przynosić owoce w postaci dobrych uczynków. Na podstawie błędnej interpretacji słów św. Pawła niejednokrotnie powstawała na przestrzeni dziejów, a także pojawia się dzisiaj opinia, że dobre uczynki rzekomo nie mają związku z życiem chrześcijańskim, a w każdym razie są nieistotne dla zbawienia człowieka. Jednakże gdy Paweł mówi, że uczynki nie mogą usprawiedliwić człowieka, nie neguje bynajmniej znaczenia prawego postępowania, a mówiąc o końcu Prawa, nie oświadcza, że Dziesięć Przykazań traci moc i znaczenie. Nie ma potrzeby zastanawiać się teraz nad całym rozległym zagadnieniem, które interesowało Apostoła. Ważne jest zwrócenie uwagi, że pod pojęciem «Prawo» rozumie on nie Dziesięć Przykazań, ale złożony styl życia, który miał chronić Izraela przed pokusami pogaństwa. Teraz jednak Chrystus doprowadził Boga do pogan. Im nie zostało narzucone tego rodzaju rozróżnienie. Im jako Prawo zostaje dany jedynie Chrystus. A to oznacza miłość do Boga i bliźniego oraz wszystko, co się z tym wiąże. Z tą miłością wiążą się Przykazania, które w duchu Chrystusa odczytywane są w sposób nowy i głębszy; owe Przykazania, które nie są niczym innym, jak podstawowymi zasadami prawdziwej miłości: pierwszą i fundamentalną zasadą jest oddawanie czci Bogu, prymat Boga — wyrażają to pierwsze trzy Przykazania. Mówią nam one, że bez Boga nic się nie udaje jak należy. Kim jest ten Bóg i jaki On jest, dowiadujemy się dzięki Jezusowi Chrystusowi. Następnie mamy świętość rodziny (czwarte przykazanie), świętość życia (piąte przykazanie), ład małżeński (szóste przykazanie), porządek społeczny (siódme przykazanie) i wreszcie nienaruszalność prawdy (ósme przykazanie). To wszystko jest dziś w najwyższym stopniu aktualne, i właśnie także w sensie, w jakim mówi o tym św. Paweł — gdy czytamy w całości jego Listy. «Przynosić owoce poprzez dobre uczynki» — na początku Wielkiego Tygodnia prośmy Pana, aby dał nam wszystkim coraz więcej tych owoców.

Na końcu Ewangelii na poświęcenie palm słyszymy okrzyki, jakimi pielgrzymi witają Jezusa u bram Jerozolimy. Są to słowa z Psalmu 118 [117], które początkowo kapłani kierowali ze Świętego Miasta do pielgrzymów, a które z czasem stały się wyrazem nadziei mesjańskiej: «Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie!» (Ps 118 [117], 26; por. Łk 19, 38). Pielgrzymi widzą w Jezusie Tego, na którego czekali, przychodzącego w imię Pańskie, co więcej, według Ewangelii św. Łukasza, dodają jeszcze jedno słowo: «Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie». Następne ich słowa przywodzą na pamięć przesłanie przekazane przez aniołów w Boże Narodzenie, ale zmienione w zastanawiający sposób. Aniołowie mówili o chwale Boga na wyżynach niebieskich i o pokoju na ziemi dla ludzi Bożego upodobania. Pielgrzymi przy wejściu do Świętego Miasta mówią: «Pokój w niebie i chwała na wyżynach niebieskich!» Zbyt dobrze wiedzą, że na ziemi nie ma pokoju. I wiedzą, że miejscem pokoju jest niebo — wiedzą, że istotną cechą nieba jest pokój. Tak więc ta aklamacja jest wyrazem głębokiego smutku i zarazem jest modlitwą nadziei: że Ten, który przychodzi w imię Pańskie, przyniesie na ziemię to, co jest w niebie; że Jego królestwo stanie się królestwem Boga, obecnością nieba na ziemi.

Kościół przed konsekracją eucharystyczną śpiewa słowa Psalmu, którymi Jezus był pozdrawiany przed swoim wejściem do Świętego Miasta: wita on Jezusa jako Króla, który przychodząc od Boga, w imię Boga, przychodzi do nas. Także dzisiaj to radosne pozdrowienie jest zawsze błagalną prośbą i nadzieją. Modlimy się do Pana, aby nam przyniósł niebo: Bożą chwałę i pokój ludziom. Odczytujmy to pozdrowienie w duchu prośby z Ojcze nasz: «Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi!» Wiemy, że niebo jest niebem, miejscem chwały i pokoju, gdyż tam w pełni panuje wola Boża. I wiemy, że ziemia nie jest niebem, dopóki nie urzeczywistni się na niej wola Boga. Pozdrawiajmy zatem Jezusa, który przychodzi z nieba, i prośmy Go, aby nam pomógł poznawać i wypełniać wolę Boga. Oby królestwo Boże przyszło na świat i oby w ten sposób został on napełniony blaskiem pokoju. Amen.

Benedykt XVI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Z Jezusem wspinamy się ku wyżynom Boga
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.