USA: Kościół katolicki włącza się w kampanię

(fot. EPA/SHAWN THEW)
KAI / slo

Katoliccy hierarchowie amerykańscy coraz wyraźniej włączają się w dobiegającą końca kampanię wyborów prezydenckich. Nie wskazując konkretnych kandydatów wzywają wiernych, aby głosowali na tych, którzy bronią wartości chrześcijańskich, występują przeciw aborcji i prawnemu uznawaniu związków osób tej samej płci itp.

Ostatni tydzień przed wyborami to czas najbardziej zagorzałej kampanii wyborczej i główny temat wszelkich doniesień medialnych. Tylko na krótko przestał on być "nr 1" w związku z niszczycielskim huraganem "Sandy".

Według austriackiej agencji katolickiej "Kathpress" wysiłki obozów obu kandydatów skierowane są teraz na "Swing States" - niezdecydowane stany, które skłaniają się raz ku jednemu, raz ku drugiemu kandydatowi i mogą mieć decydujący wpływ na ostateczny wynik wyborów. Są to Floryda i Ohio, a także - w opinii wielu - Wisconsin, skąd pochodzi katolicki republikanin Paul Ryan, kandydujący na fotel wiceprezydenta.

David Laurin Ricken - biskup liczącej ok. 300 tys. wiernych diecezji Green Bay na północy tego stanu - dał wyraźnie do zrozumienia, jakiego wyniku oczekuje. Jego zdaniem "dusza znajdzie się w niebezpieczeństwie", jeśli wybrana została partia, odbiegająca od pięciu "niepodlegających dyskusji" punktów, niosących w sobie "fundamentalne treści wiary i moralności". Są to: aborcja, badania na komórkach macierzystych z ludzkich zarodków, "wspomagana śmierć", klonowanie ludzi i "małżeństwa" homoseksualne. Ten, kto zna stanowiska obu wielkich partii, wywnioskuje z tych słów, że jest to zdecydowane zalecenie głosowania na republikanów pod groźbą utraty zbawienia duszy - pisze "Kathpress".

Pasterz Green Bay nie jest odosobniony. W ostatnim czasie wielu biskupów katolickich zajmowało w sprawie wyborów prezydenckich stanowiska, określane przez niektóre media jako "agresywne". Poparcie udzielone partii demokratycznej, opowiadającej się za "małżeństwami homoseksualistów" i "prawem do aborcji", biskup Springfield in Illinois - Thomas J. Paprocki z nazwał "immanentnie złym i do głębi grzesznym".

Metropolita Newark w stanie New Jersey abp John J. Myers wezwał wiernych, żeby nie wybierali kandydata, który nie opowiada się za tradycyjnymi formami małżeństwa i zaproponował, aby katolicy, akceptujący "małżeństwa homo" nie mogli przystępować do komunii. Z kolei bp Nicholas DiMarzio z Brooklynu uważa za "niewyobrażalne", aby katolik mógł oddać głos na Baracka Obamę. Swoje stanowisko uzasadnił faktem, że obecny gospodarz Białego Domu i jego partia zajęli liberalną postawę w sprawie aborcji. Według biskupa katolicy, którzy głosują na kandydata reprezentującego takie poglądy, sytuują się poza Kościołem.

Według agencji austriackiej, wypowiedzi te wyraźnie pokazują, jak bardzo niektórzy amerykańscy hierarchowie katoliccy nie mogą się powstrzymać od udziału w kampanii wyborczej. Gdy w 1960 prezydentem USA został John F. Kennedy jako pierwszy katolik na tym stanowisku, nikt nie odważył się na tak jednoznaczne oceny w trosce o to, aby mu nie zaszkodzić. Nie wiadomo, czy teraz stanowisko niektórych biskupów pomoże Romneyowi czy mu zaszkodzi.

Nie ulega natomiast wątpliwości, że głos katolików będzie miał decydujące znaczenie. Stanowią oni bowiem jedną czwartą ogółu wyborców i w wyborach będzie ich więcej niż np. niekatolików, choć nie idą oni do wyborów jako blok. Zdarzyło się tak tylko raz, gdy w 1960 wybrano Kennedy’ego. Ale Mitt Romney to nie JFK. Mimo wszystko jednak z najnowszej ankiety przeprowadzonej wśród wyborców katolickich wynika, że Romney zyskał siedem, a Obama tylko dwa punkty, choć to i tak za mało do zdecydowanego zwycięstwa. Przed czterema laty Obama wygrał, zdobywając 54 proc. głosów wyborców katolickich, mimo iż jego stanowisko w sprawie aborcji było znane.

Tak czy tak, katoliccy wyborcy Ameryki mogą iść "we wtorek po pierwszym poniedziałku listopada" do urn wyborczych ze świadomością, że ich "katolicki głos" najczęściej jest po stronie zwycięzcy, stwierdza korespondent "Kathpressu". Zwraca uwagę, że spośród dziesięciu ostatnich wyborów prezydenckich dziewięć wygrał kandydat, który otrzymał większość głosów katolików. Jedynym wyjątkiem był Al Gore w 2000 roku, który miał większe poparcie katolików niż wybrany ostatecznie na prezydenta George W. Bush.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

USA: Kościół katolicki włącza się w kampanię
Komentarze (4)
W
wierny
1 listopada 2012, 09:40
Dziwię się głupocie katolików amerykańskich, że głosują na demokratów w sytuacji, gdy ci łamią ich sumienia. Jak drugi, czy trzeci raz przegrają wybory katolickimi głosami to im się wygłupów odechce raz na zawsze.
AP
Adrian Podsiadło
31 października 2012, 19:59
"A to że Obama jest przeciw życiu to trzeba to uświadomić społeczeństwu" Szczególnie uświadamiać nie trzeba skoro Obama podkreśla, że on jest za prawem do zabijania nienarodzonych, a wybór Romneya stanowi niebezpieczeństwo zmiany prawa (prezydent mianuje sędziów Sądu Najwyższego, którzy o tym decydują) na antyaborcyjne. Nie jest przypadkiem, że Planned Parenthood wspiera Obamę, a ten się tym szczyci.
R
Rafał
31 października 2012, 17:48
Otóż mają. W którymś dokumencie jest wzmianka, że osoby duchowne mają obowiązek! wzywać do ochrony życia jeśli jest ono zagrożone (np. aborcja, eutanazja). Wtedy mogą o tym głośno mówić! Nie wskzaując konkretnego kandydata. Tutaj nie ma kompromisów. A to że Obama jest przeciw życiu to trzeba to uświadomić społeczeństwu, wybierając tego, który chroni. Konsekwencje bycia katolikiem wpływają nie tylko na dom, czy pracę, ale i na politykę. W każdym miejscu jestem katolikiem. A nie w wybranym...
5
5PPGK
31 października 2012, 17:34
czyli wskazują konkretnych kandydatów, a święcenia nie dają im takiej wladzy w ramach zadania nauczania!