Według ONZ już 2,3 mln Wenezuelczyków opuściło kraj. Kard. Savino: rząd prowadzi "wojnę przeciwko narodowi"
Około 2,3 mln (czyli 7 proc.) mieszkańców Wenezueli opuściło pogrążony w kryzysie kraj. Uciekli oni głównie do Kolumbii, Ekwadoru, Peru i Brazylii. Dane te, obejmujące okres do czerwca br., ogłosiła Organizacja Narodów Zjednoczonych.
Jej rzecznik Stephane Dujarric powiedział, że uciekinierzy twierdzą, iż głównym powodem ich emigracji jest brak żywności w ich ojczyźnie. Według ONZ, 1,3 mln spośród tej grupy cierpi na niedożywienie.
Wcześniejsze dane mówiły o 700 tys. emigrantów w 2015 r. i o 1,6 mln w 2017 r., z czego 885 tys. mieszkało w Ameryce Południowej, 308 tys. w Ameryce Północnej, 78 tys. w Ameryce Środkowej, a 21 tys. na Karaibach. Oznacza to eksodus Wenezuelczyków bardzo nasilił się w ciągu minionego roku.
W związku z napływem Wenezuelczyków rząd Ekwadoru ogłosił stan wyjątkowy w trzech przygranicznych prowincjach. Według tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych codziennie 4 tys. Wenezuelczyków próbuje przekroczyć granicę Ekwadoru.
Z kolei w Kolumbii ustępujący prezydent Juan Manuel Santos przyznał 2 sierpnia 440 tys,. uchodźcom wenezuelskim karty czasowego pobytu na dwa lata.
Wenezuela, która posiada olbrzymie złoża ropy naftowej, przeżywa od kilku lat coraz bardziej narastający kryzys gospodarczy i polityczny. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, hiperinflacja może do końca roku sięgnąć tam miliona (!) procent. Powszechny jest brak produktów żywnościowych i lekarstw. W związku z upadkiem służby zdrowia na nowo pojawiają się i szerzą choroby, dawno uznane za zwalczone w tym kraju: odra, malaria, gruźlica i dyfteryt.
Do zapaści gospodarczej doprowadził spadek cen ropy naftowej, ale także socjalistyczne rządy prezydentów Hugo Chaveza (zmarłego w 2013 r.) i Nicolasa Maduro. Tymczasem Maduro przypisuje problemy Wenezueli "wojnie gospodarczej", jaką miały wydać temu krajowi Stany Zjednoczone i Europa.
Jednocześnie w kwietniu 2017 r. wybuchły w Wenezueli gwałtowne protesty społeczne spowodowane ogłoszeniem przez prezydenta wyborów do Narodowego Zgromadzenia Konstytucyjnego. Miało ono przyjąć nową ustawę zasadniczą, umacniającą jego władzę i znacząco ograniczające demokratyczne prawa obywateli. Protesty są krwawo tłumione przez wojsko i inne zbrojne oddziały prorządowe - dotychczas zginęło już ponad 120 osób.
Zanim odbyły się te wybory, zdominowane przez opozycję Zgromadzenie Narodowe rozpisało na 16 lipca referendum, w którym 98 proc. Wenezuelczyków opowiedziało się przeciw zwołaniu Konstytuanty.
Mimo to wybory do Konstytuanty odbyły się 30 lipca. Według Krajowej Rady Wyborczej, w głosowaniu wzięło udział tylko 41,53 proc. uprawnionych. Tymczasem opozycja twierdzi, że było ich zaledwie 13 proc., gdyż do urn nie poszło aż 87 proc. wyborców. Wyborów do Konstytuanty nie uznała prokurator generalna Wenezueli Luisa Ortega Díaz. Nazwała je "kpiną z narodu i jego suwerenności". Dodała, że są one wyrazem "dyktatorskich ambicji" prezydenta. W sierpniu Konstytuanta usunęła z urzędu prokurator generalną i ogłosiła, że przejmuje uprawnienia Zgromadzenia Narodowego.
Także biskupi katoliccy odrzucili samą ideę Konstytuanty, uznając ją za bezużyteczną i szkodliwą dla narodu, gdyż w jej skład mają wejść jedynie przedstawiciele oficjalnie działających partii. Będzie ona "narzędziem stronniczym", które "nie rozwiąże, a tylko pogorszy poważne problemy", które Wenezuela przeżywa.
Na początku lipca ówczesny arcybiskup Caracas kard. Jorge Urosa Savino stwierdził, że rząd prowadzi "wojnę przeciwko narodowi", a w wydanym z okazji święta państwowego 5 lipca liście biskupi napisali, że w kraju panuje sytuacja notorycznego "łamania praw człowieka i wartości demokratycznych".
Pomimo społecznego niezadowolenia z rządów Maduro, wygrał on w maju br. przedterminowe wybory prezydenckie. Opozycja uznała wynik głosowania za sfałszowany. Nie uznały wyborów także - jeszcze przed ich przeprowadzeniem - Unia Europejska, USA oraz Grupa z Limy, złożona z 14 państw Ameryki Łacińskiej.
Skomentuj artykuł