Wiara chrześcijańska przestaje być stylem życia

(fot. hannahclark / Foter / CC BY-NC)
KAI / mh

Wielu wierzących padło na kolana przed siłą laickiego sposobu życia - tak raport Centrum Badania Opinii Społecznych (CBOS) pt. "Religia i moralność" komentuje dla KAI ks. prof. Marian Machinek. "Wiara chrześcijańska przestaje być stylem życia, a staje się dodatkiem do życia" - ocenia teolog-moralista z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Z raportu CBOS wynika, iż w ciągu ostatnich czterech lat istotnie osłabło przekonanie, że należy mieć wyraźne zasady moralne i nigdy od nich nie odstępować.

Publikujemy komentarz ks. prof. Mariana Machinka dla KAI:

"Analizując dane CBOS można oczywiście wskazywać na wszechobecną krytykę Kościoła spowodowaną m.in. gorszącymi grzechami niektórych duchownym, która wpływa na utratę wiarygodności chrześcijańskiej moralności. Zapewne nie zabraknie też diagnoz postulujących rzekomo niezbędną modyfikację moralności wobec wzrastającego rozziewu między moralnym przesłaniem Kościoła a moralną świadomością współczesnego świata. Wobec tego ostatniego poglądu trzeba jednak krytycznie zapytać, dlaczego punktem odniesienia dla chrześcijan miałaby być moralna świadomość świata, skoro coraz bardziej jest ona (i chce być!) moralnością laicką, tzn. pozbawioną odniesienia do Boga?

DEON.PL POLECA

Czy to, że większość katolików uznaje zasady moralne proponowane przez Kościół katolicki za mało przystające do obecnej rzeczywistości, jest sądem o tychże zasadach, czy też równie wiele mówi o współczesnych katolikach. Poprzez całe stulecia tzw. "moralność publiczna" bądź też ogólnie przyjęte zasady moralne pokrywały się w znacznym zakresie z moralnością chrześcijańską: dobry katolik był dobrym obywatelem, a dobry obywatel, nawet inaczej wierzący albo niewierzący, był naturalnym sprzymierzeńcem Kościoła w sprawach moralności. Jesteśmy świadkami rozpadu tej koalicji, przy czym jej efektem nie jest moralność chrześcijańska z jednej strony i jakaś "moralność ogólna", neutralna (sic!) z drugiej, ale dwie koncepcje humanizmu: z Bogiem i bez Boga. Na poziomie zasad ogólnych zdają się one mieć ze sobą wiele wspólnego, ale im dalej w szczegóły, tym bardziej klarowna staje się ich diametralna odmienność.

To rozszczepienie dotyka nie tylko społeczeństwa jako całości, ale także wielu chrześcijan. Wydaje się im, że jedynym wyjściem z tego konfliktu jest akceptacja swoistej schizofrenii norm moralnych. Te, które obowiązują w sferze rytualno-religijnej ich życia, trzeba pozostawić, jak płaszcz w przedsionku, przechodząc do strefy życia codziennego oraz publicznego. Wiara chrześcijańska przestaje być stylem życia, a staje się dodatkiem do życia. W odniesieniu do zasad moralnych wybiera się z niej te, które są kompatybilne z moralnością właściwą dla humanizmu bez Boga, natomiast te, które są rażąco odmienne, się odrzuca. Do tych ostatnich będą należały normy moralności seksualnej, co jasno pokazują dane CBOS. Wyrazem takiej wybiórczej moralności jest także zawężona, indywidualistyczna koncepcja sumienia. Nie jest już ono strażnikiem zasad moralnych, ale jedynie prywatną instancją moralną, która nie potrzebuje zewnętrznej korekty, a "dogadanie się" z nią (według sloganu: "Ja to mogę pogodzić z moim sumieniem") usprawiedliwia dyspensowanie się od tych zasad.

Na marginesie opublikowanych badań należałoby mimo wszystko postawić autorom ankiety krytyczne pytanie: dlaczego w obszarze pytań szczegółowych znalazły się jedynie pytania dotyczące moralności seksualnej, a nie było w nich pytań np. z zakresu etosu pracy, uczciwości, odpowiedzialności obywatelskiej, itp.

Jeden wniosek z opublikowanych danych będzie chyba bezsporny: dane te są niepokojące. Świadczą o tym, że wiara przestaje kształtować codzienne wybory wielu wierzących. Trudno traktować odejście od zasad moralnych jako "sekularyzację moralności" rozumianą jako niezbędne uwspółcześnienie chrześcijańskiej moralności. To raczej kapitulacja i padnięcie na kolana przed siłą laickiego sposobu życia.

Najpilniejszą potrzebą Kościoła w obecnej sytuacji jest ewangelizacja. Jak przypomina to nieustannie papież Franciszek (bardzo sugestywnie w Evangelii Gaudium!), a kiedyś wielokrotnie i z naciskiem podkreślał sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, moralność chrześcijańska jest konsekwencją przebudzenia w wierze. Głoszenie zasad moralnych bez uprzedniego głoszenia kerygmy jest budowaniem w powietrzu, bez fundamentów. Bez ożywionej wiary i wsparcia wspólnoty wierzących chrześcijanie nie zdołają spełnić swojego najważniejszego zadania: być żywą i wiarygodną alternatywą dla koncepcji świata bez Boga. Niezależnie od tego Kościół powinien zadbać o komunikację, także (a może szczególnie), gdy wskazuje na płynący z wiary styl życia i zachowania z nim sprzeczne. Chrześcijańska moralność nie jest moralnością opartą wyłącznie na sile autorytetu. Ma ona swoje racje i uzasadnienie i chce być zaakceptowana także rozumem, a nie tylko aktem woli".

Ks. prof. dr hab. Marian Machinek jest kierownikiem Katedry Teologii Moralnej i Katolickiej Nauki Społecznej na Wydziale Teologii UAM w Olszynie. Jest m.in. członkiem Komitetu Nauk Teologicznych PAN i Polskiego Towarzystwa Bioetycznego.

***

Z opublikowanych wczoraj badań CBOS wynika, iż w ciągu ostatnich czterech lat istotnie osłabło przekonanie, że należy mieć wyraźne zasady moralne i nigdy od nich nie odstępować. Obecnie wyraża je nieco ponad dwie piąte ankietowanych (22 proc.) a więc o 9 punktów procentowych mniej niż w 2009 roku.

Ponadto z 33 proc. do 41 proc. wzrósł odsetek respondentów twierdzących, iż nie czują potrzeby uzasadniania moralności przez religię, wystarczy im do tego własne sumienie. Istotnie zmniejszyła się grupa przekonanych, że tylko religia może uzasadniać słuszne zasady moralne (z 24 proc. do 16 proc.) oraz tych, którzy choć sami kierują się zasadami stanowionymi przez religię, twierdzą, że niereligijna moralność również jest możliwa (z 38 proc. do 33 proc.).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wiara chrześcijańska przestaje być stylem życia
Komentarze (27)
TM
trolle myślą tylko o sobie
6 lutego 2014, 14:36
@Kinga I tu popełniasz błąd logiczny. Oni są zobowiązani do głoszenia homili. Jeśli sądzisz, że robią to źle to dla Ciebie nie ma być argument za tym by tego nie robili ale za tym byś dokonała wysiłku skorzystania z tego co robią i zastanowiła się nad swoimi grzechami :-) po co karmić trolla ? prowokować na co on tylko czeka; żeby bardziej zajadliwiei produkował się na przekór? Więcej grzeszył? Zachowania ludzi w internecie są wierną odbitką zachowań w rzeczywistości. Gdzieś musi się wyżyć, a za trollowanie do tego doooobrze płacą.
NW
niemodne wierzyć w piekło?
6 lutego 2014, 14:26
O piekle trzeba mówić Papież Paweł VI wielokrotnie zachęcał: „Mówcie o rzeczach ostatecznych i rozważajcie to, co Sobór Watykański II nazywa eschatologią, co z greckiego znaczy ostateczny i co zawiera w sobie te rzeczy, które dotyczą człowieka, to znaczy: śmierć, sąd Boży, piekło albo niebo. O rzeczach ostatecznych przepowiada niewielu kapłanów, a ci, którzy to robią, mówią mało na ten temat. A przecież Sobór przypomina w sposób uroczysty o rzeczach ostatecznych, które dotyczą nas wszystkich, łącznie z tą straszną prawdą o możliwości wiecznego potępienia, które nazywamy piekłem” (por. LG 6, 8, 25; GS 18, 38). Gdyby więcej ludzi zastanawiało się na tą bolesną prawdą o piekle, być może więcej niedowiarków i grzeszników podjęłoby dialog ze swoją duszą i sumieniem. Biedni są ci, którzy uważają się za postępowych i twierdzą, że nie wypada człowiekowi współczesnemu mówić o rzeczach ostatecznych. Zobaczmy, że świat, który ucieka od Boga, i od rzeczy ostatecznych, pogrąża się w chaosie, zmierza ku katastrofie. Dziś, jak nigdy, są aktualne słowa św. Katarzyny ze Sieny: „Nie milczcie więcej! Krzyczcie tysiącami głosów. Kiedy milczycie, świat zmierza ku zagładzie”. Jezus wiele razy mówił na temat rzeczy ostatecznych, również na temat piekła i przestrzegał przed nim. Mówił o nim ponad 66 razy. Trzydzieści razy mówił o ogniu i o strasznych mękach i ponad trzydzieści razy mówił o wieczności. W swoim nauczaniu bardzo mocno akcentował te prawdy, dlatego my nie możemy dzisiaj pomniejszać zawartości Ewangelii.
6 lutego 2014, 13:20
Przecież napisałam, że nic nie muszą robić za mnie, czyli w ogóle mogą nie mówić kazań :)) @Kinga I tu popełniasz błąd logiczny. Oni są zobowiązani do głoszenia homili. Jeśli sądzisz, że robią to źle to dla Ciebie nie ma być argument za tym by tego nie robili ale za tym byś dokonała wysiłku skorzystania z tego co robią i zastanowiła się nad swoimi grzechami :-)
Jadwiga Krywult
6 lutego 2014, 12:21
To Ty twierdzisz, że księża się nie przykładają. Niektórzy się nie przykładają. Czy twierdzisz, że wszyscy robią maksimum ? Klerykalizacja to próba sprawienia, lub przekonania, by księża zrobili wszystko za Ciebie. A w rzeczywistości jak robią mniej to Twój wysiłek musi byc większy... Jak nie wymagają wymagac musisz Ty. Twój katolicyzm nie może byc tak strasznie klerykalny ;-) Twój wywód jest nietrafiony. Przecież napisałam, że nic nie muszą robić za mnie, czyli w ogóle mogą nie mówić kazań :))
6 lutego 2014, 12:00
Jeśli "ble ble" w parafii powoduje stałą migracje w inne miejsce to nalezy się zastanowić jakiego mojego grzechu dotyka to "ble ble". Ksiądz nie musi się przykładać do roboty, i tak zawsze jest usprawiedliwiony. Czy to chciałeś powiedzieć ? @Kinga A dlaczego tak sądzisz? To Ty twierdzisz, że księża się nie przykładają. Czy to fakt, czy Twoje odczucie nie ma w tej chwili znaczenia.. Ja jedynie stwierdzam, zreszta za jednym a autorów DEON-u, że taka sytuacja przede wszystkim powinna wywołać u mnie pytanie dotyczące samego siebie: "Jaki grzech sprawia, że tak mi to uwiera." Klerykalizacja to próba sprawienia, lub przekonania, by księża zrobili wszystko za Ciebie. A w rzeczywistości jak robią mniej to Twój wysiłek musi byc większy... Jak nie wymagają wymagac musisz Ty. Twój katolicyzm nie może byc tak strasznie klerykalny ;-)
Jadwiga Krywult
6 lutego 2014, 11:48
Jeśli "ble ble" w parafii powoduje stałą migracje w inne miejsce to nalezy się zastanowić jakiego mojego grzechu dotyka to "ble ble". Ksiądz nie musi się przykładać do roboty, i tak zawsze jest usprawiedliwiony. Czy to chciałeś powiedzieć ?
6 lutego 2014, 11:37
TomaszL napisał, że niedobrze, kiedy ludzie przychodzą dla konkretnego kapłana i jego homilii. Z tego wynika, że nie ma znaczenia, co ksiądz mówi. Jeżeli nie ma znaczenia co mówi, to równie dobrze jest, jeżeli nic nie mówi. Czy teraz Ci się rozjaśniło, T7HRR ? @Kinga Oczywiście  że teraz jasne. Proste błędy w logice i masz babo placek.... Postulat by nie klerykalizować Kościoła nie oznacza żeby zrezygnować z księży... tylko każdemu w Kościele dac należne miejsce. Homilia? Jak najbardziej! Jak wiesz Kościól zazwyczaj doń zachęca a często nakazuje. Jeśli wybieram stale Msze, ze względu na kapłana i jego homilię to muszę się zastanowić czy to jest dobra motywacja. Czy nie klerykalizuję Kościoła przypisując więcej kapłanowi niż Chrystusowi. Jeśli "ble ble" w parafii powoduje stałą migracje w inne miejsce to nalezy się zastanowić jakiego mojego grzechu dotyka to "ble ble".
6 lutego 2014, 10:40
Co lepiej, zdecydowanie lepsze są homilie, które podczas ich sluchania budzą wewnetrzny sprzeciw, oburzenie etc. Czy to źle, jeżeli człowiek idzie posłuchać homilii budzącej wewnętrzny sprzeciw zamiast ble, ble w swojej parafii ? ... Żle, bo to parafialne ble,ble jest skierowane własnie do niego. Źle bo wybiera Msze św. wg homilii, czyli de facto ksiedza, czyli jest klerykałem.
Jadwiga Krywult
6 lutego 2014, 10:33
Co lepiej, zdecydowanie lepsze są homilie, które podczas ich sluchania budzą wewnetrzny sprzeciw, oburzenie etc. Czy to źle, jeżeli człowiek idzie posłuchać homilii budzącej wewnętrzny sprzeciw zamiast ble, ble w swojej parafii ?
6 lutego 2014, 10:25
@Kinga - zle jest, jeżłi ludzie przychodzą dla konkretnego księdza i jego homilli, żle jest, gdy ludzie idą tam, gdzie mogą usłyszeć to co chcą usłyszeć, źle jest jeżli ludzie oceniają Mszę św poprzez homilię. Ale nie oznacza to, iż homilie nie mają być głoszone. Co lepiej, zdecydowanie lepsze są homilie, które podczas ich sluchania budzą wewnetrzny sprzeciw, oburzenie etc.
Jadwiga Krywult
6 lutego 2014, 10:15
TomaszL napisał, że niedobrze, kiedy ludzie przychodzą dla konkretnego kapłana i jego homilii. Z tego wynika, że nie ma znaczenia, co ksiądz mówi. Jeżeli nie ma znaczenia co mówi, to równie dobrze jest, jeżeli nic nie mówi. Czy teraz Ci się rozjaśniło, T7HRR ?
6 lutego 2014, 10:07
Kościół prowadzi do Boga. Klerykalizacja następuje przykładowo, gdy ludzie przychodzą na Msze św., dla konkretnego kapłana, i jego homilii. Albo gdy toczą jałowe dyskusje, który z ksiezy ma racje i jest bardziej księżowski od innych. Podzielam Twoje zdanie. Najlepsza jest Msza bez kazania, a ksiądz jest potrzebny tylko po to, żeby Mszę odprawić. W zasadzie tę tezę wałkujesz w kółko. Kościół to tylko usługodawca sakramentów... wszystko pozostałe rozstrzygnę sobie sama!
Jadwiga Krywult
6 lutego 2014, 09:36
Kościół prowadzi do Boga. Klerykalizacja następuje przykładowo, gdy ludzie przychodzą na Msze św., dla konkretnego kapłana, i jego homilii. Albo gdy toczą jałowe dyskusje, który z ksiezy ma racje i jest bardziej księżowski od innych. Podzielam Twoje zdanie. Najlepsza jest Msza bez kazania, a ksiądz jest potrzebny tylko po to, żeby Mszę odprawić.
K
kate
6 lutego 2014, 09:02
Odpowiedź ks. Machinka jest absurdalna. Wynika z niej przeświadczenie, że jak człowiek postępuje według pewnego uniwersalnego wzoru na chrześcijanina to nim jest. Wystarczyłoby wydrukować taką instrukcję życia i rozdać wiernych, a następnie jak lotne brygady w czasach stalinizmu sprawdzać: nasz czy nie nasz. No cóż, instytucjonalny Kościół zawsze w historii miał problem z ideologizacją wiary. Można powiedzieć, że jest to stała pokuta od czasów św. Pawła, który wyraźnie mówił, że trzeba żyć tak jakby się nie funkcjonowało w tym świecie. I dlatego zgadzam się z niektórymi komentarzami poniżej - oczekujemy od instytucjonalnego Kościoła czegoś więcej niż zwracanie uwagi na kwestie moralności czy stylu życia (jakaż to indywidualna sprawa!). Z tym mniej lub bardziej sobie radzimy, a głodni jesteśmy tak naprawdę Ewangelii. Ps. Opowiadała mi pewna zakonnica, iż jej przełożona miała wątpliwości co do jej powołania, gdyż kupiła sobie w sklepie czarne majtki. Zdaniem przełozonej zakonnice mogą nosić tylko białe majtki. To taki komentarz do chrześcijańskiego stylu życia.
6 lutego 2014, 08:49
Czy to takie złe, ze ludzie przychodzą do kościoła by posłuchać co mówi ksiadz? Kapłan jest pasterzem i on prowadzi ludzi do Boga. To nie jest zadna "klerykalizacja". Do Jezusa też garnęły się tłumy, zeby najpierw Go posłuchać, ZAUFAĆ mu jako człowiekowi, a potem uwierzyc w Boga. Ludzie dzisiaj bardzo potrzebują autorytetów i przewodników, bo są zagubieni w gąszczu sprzecznych nauk głoszonych przez samych księży, biskupów i nawet papieża. ... Kościół prowadzi do Boga. Klerykalizacja następuje przykładowo, gdy ludzie przychodzą na Msze św., dla konkretnego kapłana, i jego homilii. Albo gdy toczą jałowe dyskusje, który z ksiezy ma racje i jest bardziej księżowski od innych. Efektem współczesnej klerykalizacji jest to zagubienie w gąszczu "sprzecznych" nauk ksiezy czy biskupów. I bijące żadanie jednego i jasnego przepisu na życie podanego przez autorytet, czy niekwestionowanego przewodnika
DT
do Tomasza
6 lutego 2014, 08:09
Czy to takie złe, ze ludzie przychodzą do kościoła by posłuchać co mówi ksiadz? Kapłan jest pasterzem i on prowadzi ludzi do Boga. To nie jest zadna "klerykalizacja". Do Jezusa też garnęły się tłumy, zeby najpierw Go posłuchać, ZAUFAĆ mu jako człowiekowi, a potem uwierzyc w Boga. Ludzie dzisiaj bardzo potrzebują autorytetów i przewodników, bo są zagubieni  w gąszczu sprzecznych nauk głoszonych przez samych księży, biskupów i nawet papieża.
6 lutego 2014, 07:25
@PanSatyros - nie trzeba walczyć o kogoś, trzeba tylko glosić Dobra Nowinę. Każdy z nas ma uwierzyć w Nią, a nie ksiedzu czy katechiście. Najmniej istotną jest osoba glosząca Dobrą Nowinę, choc wielu wydaje sie być ważnymi i potrzebnymi w "walce o dusze" innych. Pomysły, programy, akcje - to wszystko jest wynikiem problemów z wiarą. Co gorsza, tak jak pisałeś wielu katolików przychodzi do kościołów ze wzgledu na księzy, na to kto i jak głosi homilie. Czy tacy ludzie wierzą w Boga, czy w księdza? Wiarę zastępuje klerkalizacja, jest proste usprawiedliwianie siebie typu "bo ksiądz, biskup czy Kościół powiniem, musi, czy też odwrotnie: nie powinien, nie może".
MA
m ateusz
6 lutego 2014, 00:53
saturn , masz absolutna racje
5 lutego 2014, 22:28
Wierzący nie ma problemu z moralnościa, wypływa ona z wiary. Natomiast wielu choć uważa sie za katolików to nie do końca są wierzącymi. I stąd takie wyniki badań społecznych. ... Tak, tyle, że Ci pierwsi nie potrzebują już wskazówek, oni trwaja i droge swoją wybrali już dawno. Walczyć trzeba o tych drógich, tych na rozstajach.
5 lutego 2014, 22:26
@Kalina, @PanSatyros - czemu potrzebujecie klerykalizacji Waszego życia? To wszystko sa tylko wymówki. Winnymi sa zawsze inni. Przeważnie księża.  ... rozwiń drogi Kolego ;) Obawiam się, iż myślimy jednak o czym innym.
5 lutego 2014, 22:12
Wierzący nie ma problemu z moralnościa, wypływa ona z wiary. Natomiast wielu choć uważa sie za katolików to nie do końca są wierzącymi. I stąd takie wyniki badań społecznych.  
5 lutego 2014, 22:07
@Kalina, @PanSatyros - czemu potrzebujecie klerykalizacji Waszego życia? To wszystko sa tylko wymówki. Winnymi sa zawsze inni. Przeważnie księża. 
5 lutego 2014, 20:01
C.D. 3) "dostosowanie usłyg do rynku" - pod tym dziwnie brzmiącym tytułem mieści się "optymalizacja" ilości parafi. Przykład z mojego otoczenia - Toruń - jedna z największych sypialni Kopernikowego Grodu - na dystansie 5 minut spacerku mamy TRZY parafie z czego jedna ledwo ukończona a druga (klasztor Paulinów) w trakcie budowy - a przy tym czwarta parafia w odległości max kolenych 7 - 8 minut. Efekt? Największy z omawianych kościołów jest w katastrofalnym stanie, jest w nim koszmarnie zimno, jest tragiczne nagłośnienie i wizualnie po prostu straszy - ja sie pytam zatem -  po co budowa następnych dwóch parafi na jedym osiedlu? Po co? Skoro obecnie nie ma z czego (za mało parafian) utrzymać, bo całe osiedle tłumnie wali do najmniejszego, czwartek, najdalej położonego kościółka, w którym ksiądz ma tak niesamowitą "charyzmę", że ludzie nawet przy najwiekszych mrozach stoją tłumnie na zewnątrz, gdyż o miejscu w środku, jesli nie przyjdzie się z 15 min przed mszą nie ma nawet co marzyć.... A teraz druga strona medalu - w tym samym czasie, pod Toruniem powstają jak grzyby po deszczy osiedla które oddalone są od najbliższego kościoła o kilkanaście minut jazdy samochodem. Ewentualnie pks (bo regularnia komunikacja miejska nie kursuje)... no ale to już wyprawa i to już problem może być, zwłaszcza zima, dla ludzi starszych albo z bardzo małymi dziećmi (które to jesli od małego nie będą uczone, to później już nie będa potrzebowały kościoła do niczego)... ale tam nie ma juz komu budować kościoła...
5 lutego 2014, 20:01
@Kalina - Racja!! dodatm do tego jeszcze moją litanie obserwowanych problemów: 1) brak UJEDNOLICENIA nauki! Nie może być dłużej sytuacji w której z każdej ambony słyszy się całkowice co innego, od kaznodziei który zbyt mocno uwa swej właśnej nieomylności a przy tym jest z reguły koszmarnie nieprzygotowany do głoszenia kazania, plecie nieskładne głupoty i niestety... marnuje czas (nazwijmy rzeczy po imieniu) ludu zgromadzonego 2) rozwiązanie problemów wewnętrznych i uciszenie walk z wiatrakami, które dla wiekszości wiernych niestety ale zakrawają o cieżką ironie - patrz gender i inne bzdety które dla wiekszości wiernych nie mają absolutnie żadnego znaczenia i w zasadzie...gdyby własnie nie wiercenie problemu w kościele już by dawno ludzie o takich bzdurach zapomnieli C.D.
T
tomek
5 lutego 2014, 19:50
Problem leży głebiej. Mentalnosc zmienila sie juz wczesniej. A zatem pokolenie rodzicow dzisiejszych 20, 30latkow nie ma takich zasad moralnych jaki ich rodzice, czyli dziadkowie. Po drugie trzeba sobie zadac proste pytanie o bilans przeszlo 20lat katechezy w szkole i jakiejkolwiek formacji doroslych. Trzeba sobie powiedziec jasno te dwadziescia pare lat katechezy w szkolach w wolnej Polsce, to w przeszlo 90% calkowita strata czasu. To jest w wiekszosci daremne. Nawet duszpasterstwa akademickie juz ochlaply, ni ma z kim ani co... Gdzie tu przyczyna? Może jednak podejscie i metodyki nie z tej epoki? Jest nowe pokolenie, nowe srodki komunikacji, i moze trzeba szukac nowych dróg? 
G
gar
5 lutego 2014, 18:00
Laicyzacja i sekularyzacja na całego. Kolejne pokolenie będzie jeszcze bardziej odchodziło od Kościoła. Na naszych oczach to się dokonuje. Jeszcze 30 lat temu wolne związki na wsi spotykały się z ostracyzmem teraz - nie wzruszają nikogo (nawet matki/babci mieszkającej w sąsiednim pokoju i należącej do kólka różańcowego). Dlaczego? Należy odpowiedzieć na fundamentalne pytanie - co to znaczy być chrześcijaninem - nie nominalnie (czyli ochrzczonym i wpisanym w rejestr) ale praktycznie. Odpowiedż ukaże prawdę że ponad 90% nominalnych chrześcijan nigdy nimi nie byli - nawet nikt im nie próbował powiedzieć że ich chrześcijaństwo mija się o lata świetlne z przekazem Ewangelii. Tak - duszpasterstwo sakramentalne - czyli rynek usług sakralnych (przychodzę załatwić sprawę z Panem B za pośrednictwem Pana księdza który podbija pieczatkę i bierze stosowną opłatę) kończy się   w Polsce. To kwestia max 15 lat. 
K
kalina
5 lutego 2014, 17:52
Wierzący potrzebują jasnego, jednoznacznego wskazania, co jest dobre a co złe. A tymczasem zazwyczaj słyszą jakiś rozmazany, niejednoznaczny przekaz wiary.  Wielu księży, zwłaszcza na tym portalu, zabawia się takim "puszczaniem oka". Mówią: no, niby rozwody są złem, ale trzeba być miłosiernym, ludzie są tylko ludźmi. Niby zamieszkiwanie przed ślubem to grzech, ale w końcu to nie średniowiecze. Niby homoseksualiści grzeszą, ale "kim jestem, żeby sądzić". Czy księża (zwłaszcza ci piszący w DEON) nie boją się chwili, gdy Jezus zapyta ich: coście  zrobili z moim Kościołem i powierzonym wam ludem?