"Wszyscy święci trzymali Boeinga za skrzydła"

Samolot Polskich Linii Lotniczych LOT Boeing 767 lecący z Newark w USA do Warszawy, mający kłopoty z podwoziem wylądował awaryjnie na warszawskim lotnisku Okęcie, 1 bm. Na pokładzie samolotu było 230 osób. Nikt nie został ranny. (fot. PAP/Jacek Moczydłowski)
KAI / slo

Wszyscy święci przytrzymali Boeinga za skrzydła, dopatruję się w tym wydarzeniu nadprzyrodzonej opieki, oczywiście oprócz doskonałych umiejętności kpt. Tadeusza Wrony - powiedział KAI ks. Zbigniew Stefaniak, kapelan Lotniska im. Fryderyka Chopina w Warszawie, gdzie doszło wczoraj do udanego, awaryjnego lądowania Boeinga 767, zmierzającego z lotniska Newark pod Nowym Jorkiem.

Dziś w południe w kaplicy Lotniska Okęcie odprawiona zostanie Msza św. dziękczynna za wczorajsze udane lądowanie. Wezmą w niej udział m.in. pracownicy portu lotniczego.

DEON.PL POLECA

Zdaniem kapelana portu lotniczego ks. Zbigniewa Stefaniaka nie sposób nie dopatrywać się we wczorajszym udanym lądowaniu Boeinga 767 działania Bożej Opatrzności. - To było szczęśliwe lądowanie, wszyscy święci przytrzymali samolot za skrzydła. Dopatrujemy się w tym wydarzeniu nadprzyrodzonej opieki, oczywiście oprócz doskonałych umiejętności kpt. Tadeusza Wrony.

Po wylądowaniu Boeinga na płycie Okęcia ks. Stefaniak rozmawiał z pasażerami, którzy pozostawali pod opieką m.in. psychologów z centrum medycznego na lotnisku, oczekując na spotkanie z rodzinami. - W tak trudnej sytuacji najważniejsza jest taktowna obecność. Trzeba uszanować to, że wszyscy przeżywają takie momenty w indywidualny sposób, są niezwykle poruszeni, mają świadomość, że życie przebiegło im w kilka sekund przed oczami. Wiele osób się modliło, mówiło mi też, że w pewnym sensie życie zostało im na nowo darowane - powiedział ks. Stefaniak.

- Ze względu na ścisłe procedury bezpieczeństwa w takich przypadkach, oczekiwanie na wyjście pasażerów i spotkanie z rodzinami trwało dosyć długo, jednak nikt się nie niecierpliwił, nikt nie miał o te opóźnienie pretensji. Wyczuwało się jednak atmosferę wielkiego przejęcia - dodał kapelan Okęcia.

Pytany o to, czy kaplicę Lotniska Chopina odwiedziło w tym czasie więcej pasażerów, którzy dziękowaliby w modlitwie za szczęśliwe lądowanie Boeinga, ks. Stefaniak odpowiedział: - Byłoby to piękne. Niestety nie mogę powiedzieć, żeby było to powodem do wzrostu pobożności lub choćby skłonił do głębszej refleksji. W rzeczywistości ludzie byli zainteresowani głównie rezerwowaniem miejsc na inne loty, bo wiele z nich zostało odwołanych.

Jednak modlitwa i refleksja "nad tym, co było, a mogło się wydarzyć" towarzyszy często np. pracownikom lotniska, zwłaszcza odpowiedzialnym za obsługę naziemną lotów i świadomym zagrożeń w takich sytuacjach - przyznaje ks. Stefaniak. - Ciągle towarzyszy im w pracy świadomość niebezpieczeństwa, które może się pojawić w różnej postaci. Mimo procedur i zabezpieczeń technicznych, zarówno start jak i lądowanie obarczone są dużym ryzykiem - powiedział kapelan.

Jak dodał, choć osobiście nie poznał nigdy kpt. Tadeusza Wrony, to inni członkowie personelu latającego bardzo często przychodzą do kaplicy zwłaszcza przed samym lotem. - Zawsze udaje nam się zamienić choćby dwa słowa. Traktują to jak źródło umocnienia w tym czasie - powiedział ks. Stefaniak.

Kapelania na warszawskim lotnisku Okęciu istnieje od 1993 r. Powstała w nawiązaniu do wytycznych Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących, zgodnie z którymi Kościół wychodzi naprzeciw wszystkim, którzy z racji okoliczności swego życia nie mogą wystarczająco korzystać ze zwyczajnego duszpasterstwa. Należą do nich pracownicy służb lotniskowych i linii lotniczych, a także pasażerowie, niezależnie od ich narodowości, przynależności religijnej czy kulturowej.

Od 25 grudnia 2009 r. na Okęciu działa nowa kaplica ekumeniczna, usytuowana w strefie ogólnodostępnej. Wejście do niej znajduje się w hali odlotów T2 pomiędzy kasami biletowymi. Odnalezienie kaplicy ułatwiają ikony umieszczone w kilku punktach terminalu. Kaplica powstała w ramach rozbudowy terminali, w odpowiedzi na potrzeby wzrastającej liczby pasażerów. Działa także stara kaplica katolicka w strefie tranzytowej.

Kaplica jest otwarta w godz. 5.00-23.00. Kapłani, którzy chcieliby odprawić Mszę św., znajdą w zakrystii wszystko, co potrzebne do celebracji liturgii. Msze odprawiane są do południa, średnio co godzinę, jednak nie codziennie. W każdy piątek o godz. 12.00 sprawowana jest Msza św. o Miłosierdziu Bożym, ofiarowana w intencji podróżnych i pracowników wszystkich służb związanych z lotnictwem cywilnym.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Wszyscy święci trzymali Boeinga za skrzydła"
Komentarze (24)
T
Troll
5 listopada 2011, 08:41
Cudowny cud, dziękuję Ci Panie... Ten samolot powinni postawić przed Wawelem na znak cudu i alternatywy do katastrofy w Smoleńsku.
D:
dziękuję :)
4 listopada 2011, 14:11
Prawda jest taka, że nic nie wiemy, tak jak nam sie wydaje, albo tak jak byśmy chcieli. Technika i rachunek prawdopodobieństwa nie odpowiedzą na wszystkie pytania zwiazane z naszym życiem. Łatwiej mówic o cudzie kiedy cos się wydarzyło (ktos odzyskal zdrowie) niż coś się nie wydarzylo (nie doszlo do wypadku). Możemy sie zastanawiać "co by bylo gdyby" to nie byl kpt. Wrona, gdyby była mgła, gdyby było więcej usterek itp itd. Ale nigdy się tego nie dowiemy!!! Może wszystkim - i tym wierzącym że święci trzymali i tym wierzacym w rachunek prawdopodobieństwa - przydała by sie odrobina pokory wobec Tajemnicy. Po prostu nie wiemy dlaczego jedne samoloty spadaja a inne jakims cudem leca do celu bezpiecznie, nawet bez podwozia czy z dziurą w kadłubie. W tej niewiedzy w tej Tajemnicy jest miejsce na poszukiwanie wiary i zaufania, na nasze spory z Bogiem o sens tego wszystkiego. trzeba czasem stanąc twarza w twarz z prawdą o swoim niepokoju i swojej niewystarczalności i nie chowac się za żadnym "NA PEWNO", stanąc w nagiej prawdzie o tym że nie ma nic NA PEWNO. Ani Boga ani matematyki, po prostu jesteśmy my i nasze liche istnienie i ciągła tesknota za tym zeby KTOŚ w tym kosmicznym bezmiarze się nami zaopiekował. Jest nasza potrzeba szukania, jest tęsknota za kimś i za czyms więcej. Dopiero kiedyś może dowiemy się czegoś o sensie katastrof i ocaleń, naszego własnego życia i umierania? Tylko tyle i aż tyle.
4 listopada 2011, 13:38
 Cud to coś, co nijak w naturalny sposób wydarzyć się nie mogło. Przy stwierdzaniu czy mamy doczynienia z cudem: "Badania naukowe mogą określić dane wydarzenie jako wyjątkowe i nadzwyczajne, ale to konkretna osoba na płaszczyźnie wiary nazywa je cudem, znakiem adresowanym do konkretnej jednostki lub grupy w określonym czasie. " Tak więc stwierdzenie, ze dane zdarzenie nie moglo się wydarzyć w sposób naturalny nie jest koniczne. Bo jak wtedy postapić z uzdrowieniem raka? Kto może udowdnić, że w sposób naturalny - acz nadzwyczaj rzadki -  nie może następić obronna reakcja organizmu i remisja? Albo, że nie nastąpiło zakarzenie nieznanym wirusem, który zabił komórki rakowe a my to przeoczyliśmy?
R
refleksyjnie
4 listopada 2011, 13:27
 Prawda jest taka, że nic nie wiemy, tak jak nam sie wydaje, albo tak jak byśmy chcieli. Technika i rachunek prawdopodobieństwa nie odpowiedzą na wszystkie pytania zwiazane z naszym życiem. Łatwiej mówic o cudzie kiedy cos się wydarzyło (ktos odzyskal zdrowie) niż coś się nie wydarzylo (nie doszlo do wypadku). Możemy sie zastanawiać "co by bylo gdyby" to nie byl kpt. Wrona, gdyby była mgła, gdyby było więcej usterek itp itd. Ale nigdy się tego nie dowiemy!!! Może wszystkim - i tym wierzącym że święci trzymali i tym wierzacym w rachunek prawdopodobieństwa - przydała by sie odrobina pokory wobec Tajemnicy. Po prostu nie wiemy dlaczego jedne samoloty spadaja a inne jakims cudem leca do celu bezpiecznie, nawet bez podwozia czy z dziurą w kadłubie. W tej niewiedzy w tej Tajemnicy jest miejsce na poszukiwanie wiary i zaufania, na nasze spory z Bogiem o sens tego wszystkiego. trzeba czasem stanąc twarza w twarz z prawdą o swoim niepokoju i swojej niewystarczalności i nie chowac się za żadnym "NA PEWNO", stanąc w nagiej prawdzie o tym że nie ma nic NA PEWNO. Ani Boga ani matematyki, po prostu jesteśmy my i nasze liche istnienie i ciągła tesknota za tym zeby KTOŚ w tym kosmicznym bezmiarze się nami zaopiekował. Jest nasza potrzeba szukania, jest tęsknota za kimś i za czyms więcej. Dopiero kiedyś może dowiemy się czegoś o sensie katastrof i ocaleń, naszego własnego życia i umierania? Tylko tyle i aż tyle. 
A
AMEN
3 listopada 2011, 22:03
Cudowny cud, dziękuję Ci Panie...
Jadwiga Krywult
3 listopada 2011, 10:53
Ależ Kingo mylisz się - a przynajmniej nie zgadzasz się z poglądami Kościoła Katolickiego :-) A w czymże to się nie zgadzam ? W tym wątku z definicja cudu :-) No to podaj definicję cudu.
3 listopada 2011, 10:44
Ależ Kingo mylisz się - a przynajmniej nie zgadzasz się z poglądami Kościoła Katolickiego :-) A w czymże to się nie zgadzam ? W tym wątku z definicja cudu :-)
.
.
3 listopada 2011, 10:41
Warto pamiętać że Bóg opiekuje się wszystkimi ludzmi i wszystkimi samolotami przez cały czas. I tymi ocalonymi i tymi które uległy katastrofie.
Jadwiga Krywult
3 listopada 2011, 10:37
Co innego dziękować za opiekę, a co innego okrzykiwać, że zdarzył się cud. Cud to coś, co nijak w naturalny sposób wydarzyć się nie mogło. Ależ Kingo mylisz się - a przynajmniej nie zgadzasz się z poglądami Kościoła Katolickiego :-) A w czymże to się nie zgadzam ?
3 listopada 2011, 10:34
Co innego dziękować za opiekę, a co innego okrzykiwać, że zdarzył się cud. Cud to coś, co nijak w naturalny sposób wydarzyć się nie mogło. Ależ Kingo mylisz się - a przynajmniej nie zgadzasz się z poglądami Kościoła Katolickiego :-)
Jadwiga Krywult
3 listopada 2011, 10:32
Ale jednak, kiedy dzieje się coś złego, z czego udaje się wyjść obronną ręką, dziękuję Bogu i któremuś z "ulubionych" świętych, jeśli prosiłam go o wsparcie modlitwą. I sądzę, że tak właśnie wielu dziękuje po tym udanym lądowaniu. Co innego dziękować za opiekę, a co innego okrzykiwać, że zdarzył się cud. Cud to coś, co nijak w naturalny sposób wydarzyć się nie mogło.
3 listopada 2011, 10:13
To prawda, trudno sie spodziewać, żeby Bóg lub wszyscy święci wybierali sobie samoloty do ocalenia - ten tak, ten nie. Po prostu, kiedy zdarza się coś dobrego, upatrujemy w tym opieki Boga. Osobiście nie trawię jednak, kiedy po nieszczęściu czasem mówią: "Bóg tak chciał". Ale jednak, kiedy dzieje się coś złego, z czego udaje się wyjść obronną ręką, dziękuję Bogu i któremuś z "ulubionych" świętych, jeśli prosiłam go o wsparcie modlitwą. I sądzę, że tak właśnie wielu dziękuje po tym udanym lądowaniu. Doprawdy, dopatrywanie się pogaństwa w tym poetyckim sformułowaniu o wszystkich świętych trzymających skrzydła to moim zdaniem trochę za wiele.
3 listopada 2011, 08:57
Ewidentny cud Bł. Jana Pawła II. Ale czemu Jana Pawła II ? Przecież wszyscy święci trzymali za skrzydła. Masz rację. Trudno przesądzić wstawiennictwo którego świętego lub błogosławionego było decydujące. Obecności relikwi Jana Pawła II na pokładzie samolotu kieruje mysli ku niemu. Czas zadarzenie: Uroczystość Wszystkich Swiętch - ku wszystkim świętym... Ale może pasażerowie zanosili prośby za pośrednictwem św. Judy Tadeusza? Co więcej gdyby pomęczyć specjalistów od lotnictwa i prawdopodbieństwa z pewnościa wyliczą nam z jakim prawdopodobieństwem (większym od zera) samolot bezpiecznie wylądowałby nawet bez pilota. PS. Poza tym pilot był najwyzszej klasy i zasługa za uratowanie ludzi należy się tez temu kto układał grafik lotów :-)
T
Troll
3 listopada 2011, 08:41
Ewidentny cud Bł. Jana Pawła II. A skąd wiesz że,to był właśnie cud JP2,już masz mózg zlasowany z tych bredni co Tobie nakładli w KK a może to był jeden z cudów Tuska.
Jadwiga Krywult
3 listopada 2011, 08:34
Ewidentny cud Bł. Jana Pawła II. Ale czemu Jana Pawła II ? Przecież wszyscy święci trzymali za skrzydła.
BD
Bogu dzięki!
3 listopada 2011, 08:31
Ewidentny cud Bł. Jana Pawła II.
T
Troll
3 listopada 2011, 08:13
A czym ten samolot sobie zasłużył na to aby święci go uratowali,dlaczego inne samoloty nie są ratowane w czasie katastrofy.Bóg też nie ma w tym nic wpólnego,kapitan tego samolotu pokazał swoje umiejętności a po za tym na te lądowanie składało się wiele czynników zewnętrznych że,odbyło się szczęśliwie,wystarczy aby pogoda była inna to na pewno lądowanie też byłoby inne.
X
xyz
2 listopada 2011, 21:44
Rozumiem aluzję do daty tego wydarzenia ale zwracam ks. Zbigniewowi uwagę na to, że jeśli faktycznie ktoś trzymał te skrzydła to był to Pan Bóg a nie wszyscy święci A mi się wydaje, że to nie Bóg tylko siła nośna, piana na pasie startowym i umiejętności pilota. No ale wtedy nie byłoby o czym pisać na katolickich portalach. Przecież człowiek sam nic nie może. Nawet jabłko spadając z drzewa zbliża się ku ziemi tylko dlatego, że ciągną je w dół aniołowie. Sam pilot dzisiaj w TVP info (pierwszy wywiad) powiedzialł mieliśmy szczęście..., wcalenie byl pewny co dalej, ze samolt zatrzyma się się w jednym kawałku itd... Wielki pilot, skromny, pokorny i autentyczny -co się czuje- w tym co mówi...
G
gość
2 listopada 2011, 16:20
Rozumiem aluzję do daty tego wydarzenia ale zwracam ks. Zbigniewowi uwagę na to, że jeśli faktycznie ktoś trzymał te skrzydła to był to Pan Bóg a nie wszyscy święci A mi się wydaje, że to nie Bóg tylko siła nośna, piana na pasie startowym i umiejętności pilota. No ale wtedy nie byłoby o czym pisać na katolickich portalach. Przecież człowiek sam nic nie może. Nawet jabłko spadając z drzewa zbliża się ku ziemi tylko dlatego, że ciągną je w dół aniołowie. Sam pilot dzisiaj w TVP info (pierwszy wywiad) powiedzialł mieliśmy szczęście..., wcalenie byl pewny co dalej, ze samolt zatrzyma się się w jednym kawałku itd... Wielki pilot, skromny, pokorny i autentyczny -co się czuje-  w tym co mówi...
2 listopada 2011, 16:04
A mi się wydaje, że to nie Bóg tylko siła nośna, piana na pasie startowym i umiejętności pilota. No ale wtedy nie byłoby o czym pisać na katolickich portalach. Przecież człowiek sam nic nie może. Nawet jabłko spadając z drzewa zbliża się ku ziemi tylko dlatego, że ciągną je w dół aniołowie. Z jabłkiem pewnie niekoniecznie tak jest, CHOCIAŻ....Może warto wziąć pod uwagę :P Co do reszty, trzeba by założyć, że Bóg nigdy nie działa w życiu człowieka, bo wszystko da się wytłumaczyć racjonalnie. A to siła nośna, a to piana. I chociaż logika i rozum pokazują, że niezwykłe umiejętności pilota, przygotowanie pasa itd. stanowiły podstawy do tego, by to lądowanie się udało, wiara nie pozwala zapomnieć o tym, że za ludzkimi umiejętnościami stoi Bóg. Niczego nie przynieśliśmy na ten świat od siebie. Ale to pewnie tylko taki katolicki betonowy zabobon, bracie_robocie (cudownie zmartwychwstały dla DEONu) ? Czy tak?
2 listopada 2011, 15:58
Rozumiem aluzję do daty tego wydarzenia ale zwracam ks. Zbigniewowi uwagę na to, że jeśli faktycznie ktoś trzymał te skrzydła to był to Pan Bóg a nie wszyscy święci A mi się wydaje, że to nie Bóg tylko siła nośna, piana na pasie startowym i umiejętności pilota. No ale wtedy nie byłoby o czym pisać na katolickich portalach. Przecież człowiek sam nic nie może. Nawet jabłko spadając z drzewa zbliża się ku ziemi tylko dlatego, że ciągną je w dół aniołowie.
S
Słaba
2 listopada 2011, 15:47
Ja, jakbym była świętą, to chyba też pomogłabym trzymać za te skrzydła :-) A ocala oczywiście Bóg!
J
ja
2 listopada 2011, 15:22
Rozumiem aluzję do daty tego wydarzenia ale zwracam ks. Zbigniewowi uwagę na to, że jeśli faktycznie ktoś trzymał te skrzydła to był to Pan Bóg a nie wszyscy święci.  Niech mnie jakiś teolog oświeci jeśli błądzę ale mocno mi się wydaje święci nie posiadają mocy boskiej. Takie jak ta wypowiedzi ks. Zbigniewa wprowadzają jedynie zamęt w trzódce. Bo w takim razie może pasażerowie powinni świętym oddać chwałę za swoje ocalenie a nie Panu Bogu? 
M
Marcel
2 listopada 2011, 14:11
I bardzo dobrze. :-)