Żydzi z uznaniem dla zasług świętych papieży
Światowy Kongres Żydów (WJC) wyraził uznanie dla zasług, jakie święci Jan XXIII (1958-1963) i Jan Paweł II (1978-2005) ponieśli w procesie pojednania między katolicyzmem i judaizmem.
"Jeśli dziś, po dwóch tysiącach lat napięć i konfrontacji, Żydzi i katolicy mogą żyć w braterstwie, przyjaźni i współpracy, zawdzięczać to mogą w znacznej mierze impulsom papieży Jana XXIII i Jana Pawła II" - oświadczył w Nowym Jorku przewodniczący WJC Ronald Lauder. Podkreślił, że obaj papieże w sposób decydujący przyczynili się do poprawy stosunków i "przezwyciężenia antysemityzmu w Kościele".
"Jan XXIII zwołał II Sobór Watykański II, którego dokument “Nostra aetate" stanowił podstawę do dialogu chrześcijańsko-żydowskiego" - przypomniał Lauder. W jego konsekwencji - dodał - Izrael i Watykan nawiązały stosunki dyplomatyczne. Jak Paweł II jako pierwszy papież odwiedził synagogę. W czasie trwającego ponad 26 lat pontyfikatu podejmował liczne międzyreligijne inicjatywy pokojowe, a szczególną uwagę poświęcał judaizmowi. W 2000 roku oficjalnie przeprosił za historyczne błędy i wykroczenia Kościoła katolickiego na przestrzeni dwóch tysięcy lat.
"Choć ogłoszenie świętymi tych obu ludzi jest wewnętrzną sprawą Kościoła i nie ma nic wspólnego z dialogiem międzyreligijnym, to jednak cieszymy się wraz z milionami katolików w Rzymie i na całym świecie, świętującymi to wydarzenie" - stwierdził przewodniczący WJC.
Światowy Kongres Żydów jest organizacją skupiającą gminy i wspólnoty żydowskie w około stu krajach świata. WJC, założony w 1936 roku w Genewie, określa się jako przedstawicielstwo interesów żydowskich przy rządach i organizacjach międzynarodowych. Innym celem organizacji jest umacnianie wewnętrznej spójności judaizmu.
>> Jan XXIII - wypróbowany święty
Jan XXIII całe życie był zupełnie normalnym człowiekiem, pochodził z przeciętnej rodziny, prowadził zwykłe życie kapłana i biskupa, w którym jednak musiał czasem rozwiązywać trudne, choć skądinąd całkiem prozaiczne problemy. Nie spotkamy u niego mistycznych przeżyć, nie był cudotwórcą, nie spędzał długich godzin w konfesjonale i nie miał stygmatów, nie nawrócił w swym życiu setek tysięcy pogan, ateistów i innowierców, wreszcie nie zginął męczeńską śmiercią, lecz umarł we własnym łóżku.
A i teraz wielu z przekąsem zauważa, że cudami też się specjalnie nie popisał, skoro papież Franciszek zwolnił go z tego wymogu w trakcie procesu kanonizacji. A zatem po co nam taki święty? I skąd się nagle wzięło aż tylu ludzi żywiących do niego tak głęboką cześć, że Kościół zdecydował się obdarzyć go chwałą ołtarzy?...
Skomentuj artykuł