Gdyby nie Światowe Dni Młodzieży... Im zawdzięczają swoje małżeństwa

Gdyby nie Światowe Dni Młodzieży... Im zawdzięczają swoje małżeństwa
Elżbieta i Jose w dniu ślubu (Fot. archiwum prywatne)

Światowe Dni Młodzieży to nie tylko wydarzenie religijne i duchowe, ale także miejsce spotkań. Również tych na całe życie. 

Swoją historią dzielą się Elżbieta z Koszalina i Jose z Nikaragui. - Z Jose poznaliśmy się na ŚDM-ie w mojej parafii w Koszalinie skąd pochodzę, ponieważ moja rodzina przyjmowała wtedy pielgrzymów z zagranicy. Początkowo miały to być osoby ze Szwajcarii, ale finalnie szczęśliwie gościliśmy pielgrzymów z Nikaragui. Wśród tych osób był właśnie Jose ze swoją siostrą Manuelą. Miałam wtedy 24 lata i byłam jeszcze na studiach. Co ciekawe, na same Światowe Dni Młodzieży się nie wybierałam - mówi Ela.

- Jeśli chodzi o mnie, to miałem 25 lat. Na ŚDM przyjechałem z Nikaragui, skąd pochodzę. W tamtym czasie w moim życiu był to okres, kiedy zastanawiałem się nad swoim powołaniem życiowym - myślałem nad wstąpieniem do zakonu jezuitów, ale nie byłem w żadnym procesie formacyjnym. I ten rok - właśnie 2016 - był czasem, kiedy intensywnie zastanawiałem się, co dalej. Dużo się modliłem. Samie Światowe Dni Młodzieży były dla mnie ważne pod względem duchowym, jako wydarzenie religijne. Miesiąc przed nimi bardzo intensywnie się modliłem i oddawałem w zaufaniu swoje życie Bogu – mówi Jose, mąż Eli.

Z Nikaragui do Krakowa

- Kiedy poznałam Jose, od początku czułam bardzo silne porozumienie. Nie mieliśmy jednak możliwości spędzania ze sobą dużo czasu, ponieważ  miał on dość mocno wypełniony czas spotkaniami przed ŚDM-em w mojej diecezji. Natomiast to, co ważne, to że mogła go poznać moja rodzina. Czas przygotowań do ŚDM-u w mojej diecezji minął szybko i nastał dzień wyjazdu Jose do Krakowa - kontynuuje Ela.

- Poprosiłem wtedy, żeby Ela - choć nie planowała tego wcześniej - przyjechała do Krakowa chociaż na chwilę i tak się właśnie stało. Przyjechała z mamą i siostrą. Dzień po zakończeniu Światowych Dni Młodzieży pojechaliśmy wszyscy razem do Wadowic. Kiedy zwiedzaliśmy kościół, gdzie modlił się Jan Paweł II, poprosiłem go, żeby pomógł mi ożenić z kobietą z Polski - dodaje Jose.

Ela i Jose w Wadowicach (Fot. Elżbieta, archiwum prywatne)Ela i Jose w Wadowicach (Fot. Elżbieta, archiwum prywatne)

- To był taki moment, kiedy mieliśmy więcej czasu dla siebie. Jose wyznał mi, że jestem dla niego ważna, również dla mnie stał się ważny. Musiał jednak wyjechać. Mieliśmy ze sobą kontakt telefoniczny. W dzień wylotu pojechałam pożegnać się z nim na lotnisko do Warszawy i już wiedzieliśmy, że to było to - dodaje Ela.  

- Na pewno to, co było dla nas ważne, to że mieliśmy te same wartości, co było dla nas niezmiernie ważne i już po moim przyjeździe do Nikaragui, modliliśmy się za siebie na różańcu. I tak minęło trochę czasu aż do momentu, kiedy Ela po miesiącu przyjechała do mojego kraju ze swoją siostrą i podczas jej pobytu zostaliśmy parą. Nie było to oczywiście proste ze względu na dzielącą nas odległość - również strefę czasową - bo Polskę i Nikaraguę dzieli 8 godzin różnicy. Czuliśmy jednak, że bardzo chcemy być ze sobą i że spróbujemy, mimo że był to związek na odległość - dodaje Jose.

Wspólne święta w Nikaragui

Pod koniec roku Jose przyjechał do Eli do Koszalina na Święta Bożego Narodzenia. Na Wielkanoc to Ela z mamą i siostrą odwiedziła go w Nikaragui.

- Taka była wtedy dynamika naszego związku. Nasza znajomość, choć na odległość zaczęła się intensyfikować i zaczęliśmy planować wspólną przyszłość. Mój przyszły mąż zaczął myśleć nad rozpoczęciem studiów w Polsce. W 2017 roku spotkaliśmy się ostatni raz w sierpniu i później dopiero w lutym w 2018 roku, kiedy Jose dostał się na studia do Poznania. Cały czas się za siebie modliliśmy i mimo odległości udawało się nam wzajemnie poznawać. I tak się stało, że pomimo początkowych trudności, Jose dostał się na wymarzony kierunek, a ja przeprowadziłam się do właśnie do Poznania - mówi Ela.

- Zaręczyliśmy się w kwietniu 2017 roku, a w następnym roku, 15 sierpnia, wzięliśmy ślub. Jest to szczególnie ważna data, ponieważ Jose modlił się do Matki Boskiej z Guadalupe, która jest szczególnie czczona w Nikaragui. 15 sierpnia jest tam również obchodzone ważne Maryjne święto, więc ten dzień był dniem naprawdę idealnym na nasz ślub. Udało się nam również dopiąć wszystkie formalności, co nie było wcale proste i wynająć salę weselną, gdzie jedyny możliwy termin był właśnie na 15 sierpnia - dodaje Ela.

Ela i Jose w dniu ślubu (Fot. Elżbieta, archiwum prywatne)Ela i Jose w dniu ślubu (Fot. Elżbieta, archiwum prywatne)

- Mieszkamy obecnie w Polsce, ale jesteśmy otwarci na zmiany. Z Panem Bogiem wszystko jest możliwe - dopowiada z uśmiechem Jose.

Ola i Kamil

Ta para poznała się na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. Obydwoje byli wolontariuszami. W tym roku w kwietniu, w czasie pandemii, wzięli ślub.

- Studiowałam w Krakowie i podczas ŚDM-u miałam taką potrzebę serca, żeby pomóc w przygotowaniach. W tamtym czasie byłam wolontariuszem hybrydowym, co oznaczało w praktyce, że równocześnie pomagałam w Kielcach, skąd pochodzę i później w Krakowie. Tak się złożyło, że na szkoleniu hybrydowym poznałam grupę wolontariuszy z Białegostoku, skąd pochodzi Kamil, mój obecny mąż - mówi Ola, żona Kamila.

Kamil na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa przyjechał z Białegostoku. - Ja z kolei dużo jeździłem na oazy i w diecezji w Białymstoku dużo angażowałem się w ŚDM. Nie zamierzałem w ogóle jechać do Krakowa, ale w maju dostaliśmy mail jako animatorzy od moderatora generalnego polskiej oazy, w którym poprosił nas, żebyśmy pojechali do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży właśnie. I ja stwierdziłem, że skoro jest taki mail - taka prośba, to się zgłoszę. No i się zgłosiłem i byłem też właśnie wolontariuszem hybrydowym, czyli jednocześnie w diecezji, a potem pojechałem do Krakowa. Byłem wolontariuszem - fotografem i w tej grupie było około dwudziestu osób, wśród których spotkałem Daniela - znajomego z wyjazdu oazowego z 2013 roku, który w Krakowie był również wtedy wolontariuszem - mówi Kamil.

Wolontariat w Krakowie 

- I tam trzymaliśmy się razem i raz Daniel poprosił mnie, żebyśmy razem poszli na obiad, na który szedł z grupą ludzi z Kielc. I w ten sposób poznaliśmy się z Olą, bo ona była właśnie z tej grupy z Kielc - dodaje Kamil.

- Pamiętam, że tego dnia, kiedy się poznaliśmy, wcale nie spędziliśmy ze sobą dużo czasu. Opiekowałam się wtedy grupką z Kanady, co zabierało mi dużo czasu - mówi Ola i dodaje, że żałuje, że mieli wtedy mało czasu na rozmowę, bo bardzo dobrze jej się z Kamilem rozmawiało i od razu ją zainteresował.

- Tak, była między nami nić porozumienia od początku - dodaje Kamil.

- Ostatniego dnia ŚDM-u ksiądz zorganizował nam wyjście na pizzę, do którego dołączyła Ola, przez to, że poznała na szkoleniu osoby, które również ja poznałem. Wtedy rozmawialiśmy już więcej i wymieniliśmy się kontaktami na Facebooku, a później byliśmy razem na wspólnych wyjazdach - dodaje Kamil.

- To, na co się umówiliśmy, to że pojedziemy autostopem do Chorwacji, ale wylądowaliśmy w Pieninach w Krościenku nad Dunajcem. Tam nawiązała się przyjaźń, a potem bliższa relacja podczas wyjazdu do Pienin - mówi Ola.

Aleksandra i Kamil (Fot. archiwum prywatne)Aleksandra i Kamil (Fot. archiwum prywatne)

Para zaręczyła się w maju w 2019 roku, a w tym roku, w czasie pandemii koronawirusa, wzięła ślub.

- Zawsze wyobrażałam sobie, że będę miała duże wesele i chociaż to, które mieliśmy, nie było zbyt liczne, to była to najlepsza impreza, jaką mogłabym sobie wyobrazić. Pan Bóg miał na to świetny plan - mówi Ola.

Podkreśla, że tym, co było wspólne dla nich, był charyzmat oazowy, ponieważ oboje dorastali w tej właśnie formacji.

- Ciekawe jest to, że w 2008 roku, kiedy byłam na wyjeździe oazowym w Pieninach, była też wtedy grupa osób z diecezji białostockiej i był tam również Kamil, który był w grupie, która śpiewała podczas Mszy świętej. Mam go nawet na zdjęciu, choć się jeszcze wtedy nie znaliśmy - kończy Ola.

Aleksandra i Kamil (Fot. Michał Obrycki)Aleksandra i Kamil (Fot. Michał Obrycki)

Małżeństwo mieszka obecnie w Białymstoku.

Zaręczyny w Panamie

O swojej historii i zaręczynach w Panamie podczas Światowych Dni Młodzieży opowiada Anna: 

- Pan Bóg odpowiedział na to moje pragnienie serca zupełnie inaczej, niż sobie to wymyśliłam i o wiele lepiej. Nigdy bym nie pomyślała, że zaręczę się w Panamie.

Na Światowe Dni Młodzieży do Panamy [styczeń 2019 r. - przyp. red] się w ogóle nie wybierałam, choć wcześniej działałam przy ŚDM-ie w Krakowie. Jednak w październiku w 2018 roku poznałam Rafała - mojego obecnego męża, który w zasadzie po dość krótkiej znajomości (poznaliśmy się na Mszy o dobrego męża i żonę) zaproponował mi wyjazd na ŚDM do Panamy. 

Jego znajoma Kasia dała znać, że zwolniły się dwa miejsca i że można jeszcze na ten wyjazd wskoczyć. Pamiętam, że decyzję o wyjeździe musieliśmy podjąć bardzo szybko i tym dniem ostatecznym był 22 października, czyli wspomnienie liturgiczne świętego Jana Pawła II, który - jak się później okazało - od tego czasu nam towarzyszy.

Ostatecznie zgodziłam się i pojechaliśmy na ten wyjazd wspólnie z grupą Karmelitańskie Dzieło Miłosierdzia. Wybierając się tam, nie zdawałam sobie zupełnie sprawy, że mój chłopak dwa dni przed wylotem odebrał pierścionek od jubilera i ma go w swoim plecaku.

Wspólny wyjazd

ŚDM w Panamie były niesamowitym przeżyciem a spotkanie z papieżem Franciszkiem kulminacją naszego pobytu. Mieszkaliśmy u fantastycznej rodziny, która przyjęła nas w wielką życzliwością. Cały pobyt mijał nam bardzo szybko.

Anna i Rafał (Fot. archiwum prywatne)Anna i Rafał (Fot. archiwum prywatne)

W dzień czuwania z papieżem cała grupa poszła na błonie św. Jana Pawła II na piechotę, ale mój chłopak zaproponował mi, żebyśmy przed czuwaniem odwiedzili katedrę panamską. Ucieszyłam się na ten pomysł, tym bardziej, że chcieliśmy katedrę zwiedzić dwa razy, ale zawsze była zamknięta.

Tego dnia rano papież Franciszek odprawił w niej Mszę św., podczas której poświęcił ołtarz z relikwiami świętego Jana Pawła II, ale kiedy my tam dotarliśmy, katedra była ponownie zamknięta na czas sjesty. Rafał poszedł zobaczyć, czy może jest otwarte boczne wejście i szybko je znalazł. Teraz wiem, że dzięki temu, że pokazał ochroniarzowi pierścionek i na migi wytłumaczył, jakie na zamiary. Mężczyzna wpuścił nas do środka.

Oświadczyny

- Chodź, chodź będziemy zwiedzać katedrę, żebyśmy wzrokiem chociaż ogarnęli jej piękno, przecież ochroniarz dał mi 4 minuty - namawiałam wtedy Rafała, ale on poprosił mnie, żebyśmy przed zwiedzaniem  wspólnie się pomodlili przez ołtarzem. Wydawało mi się, że jest na to za mało czasu, ale się zgodziłam.

- Święty Janie Pawle II dziękujemy, że mogliśmy się poznać, że możemy być na tych Światowych Dniach Młodzieży - mówił mój chłopak. I w pewnym momencie, kiedy klęczeliśmy przed ołtarzem Rafał poprosił mnie, żebym wstała i dopiero coś zaczęło mi świtać w głowie, kiedy zobaczyłam z tyłu pana ochroniarza, który przejęty całą sytuacją z własnej woli zaczął nagrywać nasze oświadczyny.

I przed tym ołtarzem Rafał mnie zapytał, czy chcę z nim przejść przez całe życie. Z radością powiedziałam: tak.

To były szybkie zaręczyny.

Z kościoła wyszliśmy super szczęśliwi, jacyś młodzi ludzie robili nam zdjęcia. Potem okazało się, że większość ludzi z mojej grupy wiedziała o planach Rafała. Zupełnie się nie zorientowałam.

Już na  samym czuwaniu papież nawiązał do Maryi - do tego, że umiała powiedzieć „tak” i zaufać miłości i obietnicy Boga. I tak poczułam wtedy, że Pan Bóg spełnia moją obietnicę powołania i miłości właśnie temu konkretnemu powołaniu do małżeństwa z Rafałem. 

Anna i Rafał po zaręczynach (Fot. archiwum prywatne)Anna i Rafał po zaręczynach (Fot. archiwum prywatne)

Kolejne „tak” wypowiedzieliśmy 21 września 2019 r.. Teraz mamy małą córeczkę Marysię, która skończy niedługo roczek.

Wiem, że warto zaufać Panu Bogu i zawierzyć Mu swoje serce. Ja miałam takie ukryte pragnienie, o którym nie mówiłam nikomu, żeby poznać kogoś, może się zaręczyć na ŚDM-ie, ale tamte Światowe Dni Młodzieży w 2016 roku, to nie był czas dla mnie. W Krakowie wtedy nic się nie zadziało, chociaż poznałam wiele, wiele osób i byłam bardzo zaangażowana.

Pomyślałam, że to było fajne pragnienie, ale nic się nie wydarzyło. I nagle znienacka, po ponad dwóch latach, Pan Bóg tak mnie zaskoczył, że poznałam przyszłego męża w innych okolicznościach, który mnie wyciągnął na ŚDM do Panamy i tam mi się oświadczył.

To co nam się wydarzyło… Nigdy bym sama  tego nie wymyśliła, bo to był najlepszy scenariusz, napisany przez Pana Boga. Czasami Pan Bóg wymyśla swoje scenariusze i to, co ważne, to żeby  pozwolić Mu je przeprowadzić, jak mówi psalm 37:.Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał.

Anna i Rafał w dniu ślubu (Fot. archiwum prywatne)Anna i Rafał w dniu ślubu (Fot. archiwum prywatne)

Dominika Miros

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Papież Franciszek, Domenico Agasso

Papież mówi głośno o tym, o czym sami boimy się nawet pomyśleć

Franciszek nie dzieli ludzi na wierzących i niewierzących. Wyciąga rękę do wszystkich i tłumaczy, że pandemia jest sygnałem alarmowym. „Potrzebujemy planu, by znów...

Skomentuj artykuł

Gdyby nie Światowe Dni Młodzieży... Im zawdzięczają swoje małżeństwa
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.