Bitcoin - przyszłość walut czy spekulacja?
1,15 bitcoina - tyle wynosi teraz średnia pensja w Polsce. Popularność wirtualnej waluty bije w ostatnich dniach rekordy. Za jedną bitmonetę trzeba już zapłacić ponad 3,3 tysiąca złotych. Czy na rynku rośnie kolejna potężna bańka spekulacyjna?
Mniej więcej dziesięć minut - tyle zajmuje założenie konta na największej na świecie platformie mtgox.com, służącej do handlu bitcoinami - wirtualną walutą, o której robi się coraz głośniej również w Polsce. Po weryfikacji danych i wpłacie depozytu, można zamieniać całkiem realne złotówki na bitcoiny, za którymi nie stoi żaden bank centralny na świecie. Zainteresowanie musi być bardzo duże - serwery innej, popularnej w Polsce platformy do handlu bitcoinami bitcurex.com, były wczoraj przeciążone, uniemożliwiając założenie konta.
- Wyraźnie widać, że coraz więcej użytkowników rejestruje się, by móc kupować bitcoiny. W Polsce z pewnością będzie to już kilkadziesiąt tysięcy osób - mówi Money.pl Daniel Haczyk, autor bloga bitcoinet.pl, poświęconego cyfrowej walucie.
O bitcoinie zrobiło się głośno, bo kurs cyfrowej waluty przekroczył właśnie tysiąc dolarów. To skok o ponad 400 procent w ciągu miesiąca i szybko pnie się w górę. Tymczasem jeszcze na początku tego roku kosztował 20 dolarów. Jak zachwalają zwolennicy wirtualnej waluty, jej podstawową zaletą jest to, że o kursie decydują tylko i wyłącznie prawa popytu i podaży, a nie banki centralne. Bo te nie mają z bitcoinami nic wspólnego.
- Fenomen, który zrewolucjonizuje finanse w taki sam sposób, jak e-mail zmienił sposoby komunikowania się miedzy ludźmi. Bitcoin to facebook współczesnego świata pieniądza w epoce kryzysu - możemy przeczytać na stronie poświęconej walucie.
Sceptycy z kolei podkreślą, że bitcoinom brakuje właśnie podstawowej cechy waluty, którą jest to, że powinien stać za nią bank emisyjny, tak jak w przypadku złotego - Narodowy Bank Polski - w przypadku euro - Europejski Bank Centralny, a dolara - Fed. Tymczasem, gdy mowa o bitcoinie, za jego emisję odpowiadają sami użytkownicy systemu. Mogą je generować za pomocą matematycznych algorytmów - nazywa się to wykopywaniem monet. Według informacji, które można znaleźć na platformach do handlu cyfrową walutą, do 2033 roku w obrocie ma być 21 milionów monet.
O ile większość polskich klientów i sprzedawców traktuje na razie bitcoina jako walutową ciekawostkę, o tyle waluta może równocześnie budzić spore kontrowersje, jeżeli chodzi o legalność dokonywanych tam transakcji. Chodzi przede wszystkim o handel zakazanymi towarami, jak również pranie brudnych pieniędzy.
Jeszcze w 2011 roku amerykański senator Charles Schumer stwierdził, że bitcoiny to internetowy sposób na pranie brudnych pieniędzy. Z kolei w październiku tego roku amerykańskie władze zlikwidowały internetową giełdę Silk Road, na której można było handlować narkotykami. Wszystkie płatności były dokonywane właśnie za pomocą wirtualnej, anonimowej waluty. Co więcej, w sieci od razu zaczęły pojawiać się spekulacje na temat powiązań pomiędzy założycielem Silk Road Rossem Ulbrichtem a twórcą bitcoinów Satoshi Nakamoto.
Można więc spodziewać się, że z czasem instytucje państwowe zaczną bliżej interesować się cyfrową walutą i będą podejmować próby jej kontroli. To jednak o tyle trudne, że cały system wirtualnej waluty jest zdecentralizowany i nie ma jednej instytucji, która by za niego odpowiadała. W przypadku Polski na początku lipca tego roku wiceminister finansów Wojciech Kowalczyk wysłał pismo do marszałka Senatu, w którym argumentuje, że należy zająć się regulacją bitcoina w polskim prawie.
- W obecnym stanie prawnym obrót wirtualnymi walutami nie podlega nadzorowi żadnej instytucji, tym samym funkcjonowanie to może generować określone rodzaje ryzyka - pisze Kowalczyk.
Zapytana o formy tego ryzyka, Wiesława Dróżdż z Ministerstwa Finansów wyjaśniła w portalu Platine.pl: W związku z brakiem funkcjonowania jakiegokolwiek nadzoru ze strony instytucji państwowych i finansowych nad walutą bitcoin, należy uznać ją za bardzo podatną na ataki spekulacyjne oraz działanie czynników zewnętrznych (mogących doprowadzić do całkowitego spadku zaufania uczestników tego rynku), co finalnie może doprowadzić do zupełnej utraty jej wartości, a w konsekwencji upadku i sporych strat majątkowych po stronie użytkowników.
Paradoksalnie, samym bitcoinom może nie służyć formalne uznanie ich za walutę. A można powiedzieć, że tak się właśnie stało, gdy w lipcu tego roku nadzór finansowy w USA oskarżył mieszkańca Teksasu o to, że stworzony przez niego fundusz Bitcoin Savings and Trust to nic innego jak piramida finansowa. Ten bronił się, że przecież nie obracał realnymi pieniędzmi klientów. Sąd uznał jednak inaczej, a to pośrednio dowód na to, że faktycznie uznał bitcoiny za walutę.
Wczoraj bitcoin podrożał o około 10 procent. W minionym miesiącu o 460 procent, a w rok o 9,2 tysiąca procent. Jeśli ktoś w listopadzie 2012 roku wymienił 10 tysięcy złotych, dziś za te pieniądze może kupić trzy mieszkania.
Historyczne dane zawsze rozgrzewają wyobraźnię inwestorów. Zwłaszcza, że od początku funkcjonowania bitcoina raczej ciężko było na tej inwestycji stracić. Krach zdarzył się tylko raz - w kwietniu tego roku. Z 230 dolarów cena spadła o 70 procent, do niespełna 69. Małe zawirowanie zdarzyło się też w listopadzie. W dwa dni waluta straciła około 40 procent. Za każdym razem jednak inwestorzy potrzebowali zaledwie kilku dni, żeby nadrobić wszystkie straty. I to z ogromną nawiązką.
Inwestycja w bitcoina jest jednak szalenie ryzykowna. We wszystkich wypowiedziach analityków, którzy opisują zachowania tej waluty, powtarzają się dwa słowa: bańka spekulacyjna. - W pięć lat pół miliona procent? To nie jest coś normalnego - ostrzega Paweł Cymcyk, z ING TFI. - Mieliśmy w historii światowych finansów sytuacje, kiedy za cebulkę tulipanów płacono willą, a za jakąkolwiek firmę z frazą ".com" w nazwie sto razy więcej, niż za każdą inną. Ta dzisiejsza moda na bitcoiny to nic nowego.
Skomentuj artykuł