Coś na rozgrzewkę na zimne dni

Zobacz galerię
(fot. masochismtango / flickr.com / CC BY)

Wyspa św. Marcina należy do archipelagu karaibskiego. Wchodzi w skład Antyli Holenderskich wraz z zasiedlonymi także przez Niderlandczyków w I połowie XVII wieku wyspami Curaçao, Sabą, Sint Eustatius, Bonaire i Arubą.

11 listopada 1493 r. w czasie drugiej podróży do Indii Zachodnich Hiszpanie zobaczyli ten skrawek lądu i nadali mu nazwę od patrona dnia, biskupa z Tours. Kolumb tu nie wylądował i do tej niewielkiej górzystej wyspy konkwistadorzy nigdy nie przywiązywali większej wagi. Kiedy w 1648 roku jej posiadacze, Hiszpanie wyspę opuścili, rywalizowali o nią Francuzi i Holendrzy. Ani jednym, ani drugim nie udało się zawładnąć całą wyspą, więc podzielili ją między siebie. Przez ponad 150 lat granice zmieniały się 16 razy. W końcu Francuzi uzyskali 54 km2, a Holendrzy 41 km2. I tak jest do dzisiaj.

Zanim gospodarka wyspy skoncentrowała się niemal wyłącznie na turystyce, na plantacjach tytoniu, bawełny i trzciny cukrowej pracowali w pocie czoła czarni niewolnicy, których sprowadzanie zapoczątkowali jeszcze Hiszpanie. Po obaleniu niewolnictwa w połowie XIX w. plantacje przestały istnieć. W połowie lat 90. ubiegłego stulecia liczba ludności z 5 tys. wzrosła do 80 tys. Tubylcy znaleźli się w mniejszości wobec napływu imigrantów z sąsiednich wysp: z Curaçao, Dominikany, Haiti, USA, Surinamu, Europy i Azji.

DEON.PL POLECA

Nie zamierzam pisać o turystycznych walorach wyspy. O 37 plażach, rajskim klimacie przychylnej pory i huraganach, które zagrażają wyspie w drugim okresie roku, o strefie duty-free i rozlicznych kasynach. I o tym, że kiedy do maleńkiego poświęconego wyspie muzeum w Philipsburgu, stolicy części holenderskiej, zaszedł młody turysta i zapytał, czy mógłby dostać kontakt do osoby mogącej opowiedzieć o kulturze lokalnej, został odprawiony z kwitkiem, bo coś takiego już tutaj raczej nie istnieje.

Chcę natomiast podzielić się wrażeniami z kontaktem z antylską parafią. Prowadzą ją ojcowie werbiści. Proboszcz o. Bob, o. Miguel i o. Johannes. Msze odprawiane są w trzech miejscach na wyspie, po angielsku i hiszpańsku. Kościół "farny" między plażą a elegancką ulicą Philipsburga (główne ulice są w sumie dwie - "Frontowa" dla turystów i "Tylna" dla mieszkańców) odbudowany po całkowitym zniszczeniu przez huragan Louis w 1995 roku. Kilkanaście kilometrów stamtąd stoi jeszcze staranniej zaprojektowana nowa kaplica pod wezwaniem Matki Bożej Gwiazdy Morza.

Podczas mszy św. na koniec roku kościółek pękał w szwach. Chórzystki w białych płóciennych bluzkach, mężczyźni w sporym zespole muzycznym, młodzież. Wyczucie rytmu. Atmosfera radości. Ministranci i ministrantki, dużo kadzidła. Lektorzy i lektorki spośród ludzi świeckich. Wszystkie odcienie skóry. Ksiądz w homilii zastanawiał się nad pogłębieniem relacji z Bogiem jako noworocznym postanowieniu. Mówił też o znaczeniu rodziny, o współpracy matek i ojców w wychowaniu dzieci. O wielkiej odpowiedzialności rodzicielskiej. Zadawał pytania i czekał na odpowiedź: czy modlicie się z dziećmi razem w rodzinie? Przeczuwając entuzjazm, prosił, żeby z gestem pokoju powstrzymać się chwilę i wyjątkowo przełożyć go na koniec mszy, bo dzień jest szczególny i chyba przewiduje nawał noworocznych życzeń. Świeckie młode kobiety dołączyły jako nadzwyczajne szafarki Komunii św. Przy końcu każdej weekendowej mszy lektorka bądź kantorka zadaje pytania: kto z obecnych ma w nadchodzącym tygodniu urodziny, kto rocznicę ślubu. Na ogół ktoś się zgłasza i cały kościół rozbrzmiewa radosnym kupletem życzeń i oklaskami. Następne pytanie; czy są wśród nas przybysze spoza wyspy? Skąd? I znów powitalna życzliwa śpiewka. Po mszy św. celebrans wychodzi i żegna wiernych przed drzwiami kościoła (ten zwyczaj zresztą panuje wszędzie w znanym mi świecie, poza Polską).

Święto Objawienia Pańskiego też nie może nie być radosne. Dzieciom sugeruje się, żeby do poświęcenia przyniosły na mszę otrzymaną w darze zabawkę. A może też mają jakąś, żeby podzielić się z innym dzieckiem? O. Johannes mówił o trzech mędrcach, że byli spoza lokalnego kręgu i tak wcześnie zostali włączeni w świat Jezusa Chrystusa. Zaraz po homilii poprosił jeszcze o chwilę uwagi. Wziął gitarę i wykonał pieśń pod angielskim tytułem "Surrender" (Oddanie). W melodii rozpoznałam naszą "Wszystko Tobie oddać pragnę". Nie udało mi się jednak dotrzeć do źródeł tego utworu.

W kolejną niedzielę na weekendowej mszy nastąpiło szczególne błogosławieństwo dla VKS, Gwardii Narodowej, której przedstawiciele paradowali w idealnie białych koszulach i spodniach. Obecni w pierwszych ławkach byli też najwyżsi urzędnicy publiczni. Na zakończenie wspólnota podziękowała Gwardii za służbę. Wszyscy wyciągnęli prawą rękę w geście błogosławieństwa i rozesłali ich do dalszej pracy. Wychodząc przed drzwiami jak zwykle spotkałam celebransa, a także księdza proboszcza Boba, który w czasie mszy bardzo wprawnie grał na organach. Chyba nie ma tu "osobnego" organisty, ale to nie przeszkoda dla parafii, która entuzjazm i radość dodaje do prawdziwie wspólnego uczestnictwa.

www.stmartinchurch.com

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Coś na rozgrzewkę na zimne dni
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.