"Kalwaria". Film na trudne czasy dla Kościoła

(fot. materiały dystrybutora)
Sam Guzman / kw

Pierwszy raz oglądałem "Kalwarię" cztery lata temu. Pamiętam, że opuszczając kino, czułem się zszokowany i nieco zniesmaczony. To był brutalny film, a nawet odpychający. A jednak, cztery lata później, uważam, że to film, którego dokładnie teraz potrzebujemy.

Trudno znaleźć dobrego księdza

"Kalwaria" opisuje tydzień z życia ojca Jamesa (Brendan Gleason), proboszcza w jednej z irlandzkich wsi. Ojciec James jest pewnego rodzaju aberracją, tradycyjnym kapłanem we współczesnym Kościele. Został powołany do kapłaństwa dość późno w swoim życiu, po przedwczesnej śmierci swojej żony. Nosi sutannę, spowiada, udziela rad i odprawia mszę świętą, starając się być tak wierny, jak tylko może - cały czas otrzymując niewielkie wsparcie od swego nieodpowiedzialnego i światowego biskupa.

Film otwiera mocna scena. Ojciec James w konfesjonale udziela sakramentu pojednania. Grzesznik nie przyszedł jednak po to, aby wyznać swoje grzechy, ale raczej zagrozić ojcu Jamesowi. Mówi, że został zgwałcony przez księdza, a teraz ktoś za jego cierpienie musi zapłacić. Zapowiada ojcu Jamesowi, że w ciągu tygodnia zostanie zabity i że musi dokonać ostatecznych ustaleń przed swoją śmiercią. Wyjaśnia także, że wybrał ojca Jamesa nie dlatego, że jest on złym kapłanem, ale dlatego, że jest dobry.

DEON.PL POLECA

Dobry, zły i brzydki

Reszta filmu dotyczy ostatniego tygodnia ojca Jamesa, ale co to jest za tydzień!

Pomaga chłopcu szukającemu drogi. Pociesza cierpiących. Oferuje ostatnie namaszczenia umierającym. Doradza brutalnemu mordercy w więzieniu. Wyciąga rękę do zagubionych pasterzy owiec, którzy przestali przychodzić na mszę świętą lub mają reputację grzeszników. Krótko mówiąc, z prawdziwą troską i dobrocią praktykuje wszystkie uczynki miłosierdzia względem ciała i ducha.

Tymczasem do ojca Jamesa przyjeżdża jego uzależniona od narkotyków córka, Fiona. Ma za sobą nieudaną próbę samobójczą. Czuje się porzucona przez śmierć matki, ma żal do ojca za to, że wybrał kapłaństwo. Jest zgorzkniała i rozgniewana. Uważa, że w swoim sercu nigdy nie wybaczyć swojemu ojcu.

Jednak mimo całego swojego cierpienia ojciec James nie widzi owoców swoich wysiłków. Wszędzie spotyka się z brutalną brzydotą grzechu i straszliwą rzeczywistością zła. Wszędzie ludzie z niego kpią, kuszą go, upokarzają i spluwają na niego, mimo jego starań, by być prawdziwym ojcem dla swojego ludu.

Ojciec James stara się stawić czoła tym próbom odważnie i ze stoickim spokojem. Jednak kiedy jego kościół parafialny doszczętnie spłonął podpalony przez pełnego nienawiści podpalacza, poczuł się zdruzgotany.

Ojciec James więcej już nie zniesie. Zdejmuje sutannę i ubiera się jak świecki. Udaje się do najbliższego baru, by się upić. Spotyka tam złych ludzi, którzy go dręczą, opisują cierpienie dziecka z tak przerażającymi detalami, że ojciec James jest wstrząśnięty. Strzela w barze z pistoletu, a w odpowiedzi zostaje pobity przez swojego dręczyciela.

Ojciec James usiłuje odzyskać siły w domu, ale spadają na niego kolejne ciosy. Jego słaby i pełen niezadowolenia ksiądz wikary, który mało robi i ciągle narzeka, nie może znieść presji prześladowania, dlatego porzuca parafię i ojca Jamesa.

Ojciec James myśli już tylko o ucieczce z kapłaństwa tak szybko, jak to tylko możliwe. Postanawia odejść, ale w ostatniej chwili widzi pogrążoną w żałobie wdowę, którą pociesza. Zdaje sobie sprawę, że jest jeszcze dużo do zrobienia. Powraca do stanu duchownego i swojej parafii, aby stawić czoło losowi.

Bez ofiary nie ma miłości

Punkt kulminacyjny filmu rozgrywa się na nadmorskiej plaży. Ojciec James wyrzuca pistolet, który nosił w obronie przed mordercą. Jest gotowy na wszystko, co nadejdzie.

W finałowej scenie pojawia się jego oskarżyciel, który wyrzuca z siebie całą swoją gorycz, ból i nienawiść. Nie zdradzę, co stało się później, powiem tylko, że zakończenie jest uderzające, szokujące i rzeczywiście odpowiednie.

Film na nasze czasy

Informacje o ukrywanych okropnościach popełnianych przez duchownych zdominowały nagłówki późno. Obawiam się, że to dopiero początek tego, co wyjdzie na jaw. Musimy być szczerzy i stawiać czoło faktom: Zło przeniknęło do Kościoła, a niegodziwi ludzie roztrzaskali tysiące istnień ludzkich, by zaspokoić swoją demoniczną pożądliwość.

W takim klimacie triumfalistyczny, dumny, płytki i powierzchowny katolicyzm nie może przetrwać. Zbyt długo żyliśmy w atmosferze taniej łaski. Przyjęliśmy katolicyzm bez krzyża. Bezustannie gadamy o miłosierdziu i przebaczeniu, nie mówiąc już o ofierze, żalu czy pokucie. Ale taka tania łaska, taka łatwa wiara nie jest prawdziwa. To iluzja i niebezpieczne złudzenie.

Nie można przetrwać tego kryzysu bez pojednania. Oświadczenia, dokumenty i polityka Kościoła nie ocalą nas. Wręcz przeciwnie, musimy być przygotowani, jak ojciec James (a nawet sam Chrystus), by stawić czoła straszliwej kalwarii poniżenia, drwin i odrzucenia. Musimy być przygotowani na opluwanie i nienawiść, sprawiedliwy bądź niesprawiedliwe osąd, kiedy staramy się czynić dobro. Musimy być przygotowani na bycie owcami wśród wilków. A co ważniejsze, musimy być gotowi, by spojrzeć złu prosto w twarz, w całym jego horrorze i brzydocie, i pokonać je dobrocią i miłością. Takie cierpienie będzie prawdziwe, mała pokuta za zło popełnione w imię Chrystusa, ale nie możemy uciekać od krzyża.

"Kalwaria" to odpychający film, ale potężny. Jego przesłaniem jest miłość triumfująca nad złem, miłość pasterza, który decyduje się oddać życie za swoje owce. Jego przesłaniem jest też dobro, które musi cierpieć, aby odkupić zło. Powinniśmy więcej mówić o cnocie niż o grzechu; częściej mówić o tym, że "przebaczenie zostało mocno niedocenione". A co najważniejsze, przesłaniem filmu, według słów ojca Jamesa, jest przekonanie o tym, że "granice Jego miłosierdzia nie zostały ustalone".

Obejrzyj trailer (w języku angielskim):

tłum. Klaudia Królikowska

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Kalwaria". Film na trudne czasy dla Kościoła
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.