W tym tygodniu wyświetlane są tylko dwie premiery. Czy warto coś wybrać, a może w tym tygodniu lepiej pozostać w domu. Zapraszamy na cotygodniowy przegląd nowości kinowych.
Made in Hungaria (po polsku "Papryka, sex i rock'n'roll")
Rodzice Mikiego wracają na komunistyczne Węgry w połowie lat sześćdziesiątych, kiedy wszyscy inni uciekają na Zachód. Dla zbuntowanego chłopaka, ubranego w hawajską koszulę i z idealnie wystylizowanymi włosami powrót z Ameryki i życie pod kontrolą oznacza dramat. Jego dawni, węgierscy przyjaciele zachwyceni są jego pstrokatymi ciuchami, amerykańskim akcentem i kolekcją płyt winylowych Buddy’ego Holly. Jednak jego miłość z dzieciństwa traktuje go chłodno i z dystansem, a lokalny macho Röné za nic ma jego rock’n’rollowe upodobania. Ale to nie wszystko. Kiedy miejscowe władze widzą, jaki wpływ na nastolatki mają jego roztańczone kroki i zmysłowa muzyka, zaczynają stanowczo protestować i wymyślają sposób jak go poskromić... Miki po raz pierwszy w życiu musi przestrzegać cudzych reguł i łamać własne zasady w rymt rock’n’rolla oczywiście.
Film reklamowany jest jako najbardziej roztańczona komedia roku. I rzeczeywiście, dużo w nim zabawnych sytuacji, muzyki i tańca. Film jest lekki i kolorowy. Wydaje się, że jest zbyt kolorowy, jak na węgierskie realia lat 60. W filmie Węgry wyglądają jak amerykańskie miasteczko - pełno w nim carbrioletów i kusych spódnic. Zupełnie inaczej niż w naszych rodzimych filmach o czasach komunistycznych. Może to efekt innej wrażliwości Węgrów?
Skomentuj artykuł