Weekendowy przegląd filmowy
Ileż tytułów, gatunków i gwiazd... Ale my zaczynamy od animacji. Twórcy "Epoki lodowcowej" tym razem postanowili ukraść księżyc. Z jakim humorem, wdziękiem i pomysłem się do tego zabrali! Palce lizać.
Jak ukraść księżyc
Wbrew tytułowi nie jest to reamke, sequel czy prequel słynnego polskiego filmu z wiadomymi bohaterami.
W pewnym miejscu na Ziemi poznajemy Gru (głos Steve'a Carella), który planuje najzuchwalszą kradzież na Ziemi - zamierza ukraść księżyc! Gru jest wyposażony w arsenał miotaczy laserów, służących do obezwładniania i zamrażania, ma wszelkie maszyny do walki w powietrzu i na ziemi - zmiecie wszystko, co stanie mu na drodze. Aż do momentu, gdy na tej drodze staną trzy małe sierotki: Margo, Edith i Agnes. To właśnie one zobaczą w Gru coś, czego nikt inny nie mógł zobaczyć - potencjalnego kandydata na Tatę.
"Jak ukraść księżyc" to nie tylko niesamowita animacja ze świetnymi efektami 3D. To także nieszablonowa historia z masą wzruszających i zabawnych momentów, która jest w stanie wciągnąć kinomanów - zarówno tych małych jak i dużych.
Niezniszczalni
Powrót „żelaznego Sylwka” na srebrny ekran i za oko kamery.
Najnowszy film Sylvestra Stallone opowiada o grupie najemników. Ich dowódcą jest Barney Ross - najstarszy i najbardziej doświadczony ze wszystkich. Reszta ekipy to Lee Christmas - specjalista od walki na noże i Bao Thao - chiński mistrz sztuk walki. Zostają oni wynajęci do obalenia despotycznego dyktatora. W tym właśnie celu wyruszają do Ameryki Południowej.
Wydawać by się mogło, że era Rambo już przeminęła. Teraz na ekranach kin brak umięśnionych facetów, którzy potrafią zrobić demolkę niemal wszystkim i niemal wszędzie. Na szczęście Sylvester Stallone się nie poddał i nakręcił film w starym stylu.
Dzięki temu mamy całą mase twardzieli (Jason Statham, Jet Li, Mickey Rourke czy Dolph Lundgren), którzy co rusz rzucają żarcik, albo coś niszczą. Tradycja i nazwisko zobowiązuje. Warto odnotować i docenić to, że w "Niezniszczalnych" odpowiedzialnymi za wybuchy nie byli panowie przed komputerami, ale zapomniani już trochę pirotechnicy. Ale absolutnym ccrême de la crême jest to, że w filmie obok siebie stanęło trzech panów, którzy stworzyli kino sensacyjne ubiegłego wieku. Stallone, Bruce Willis i Arnold Schwarzennegger. Który z nas - dużych chłopców - może przegapić taką okazję?
Tak to się teraz robi
Kassie (Jennifer Aniston), wykształcona singielka, dochodzi do wniosku, że najwyższy czas na dziecko. Jej najbliższy przyjaciel, neurotyczny Wally (Jason Bateman) ma mieszane uczucia odnośnie samotnego macierzyństwa, ale Kassie stawia na swoim i korzysta z pewno rodzaju banku. W ostatniej chwili następuje całkiem nieoczekiwana podmiana. Sprawa wychodzi na jaw siedem lat później, gdy Wally poznaje nieco neurotycznego synka Kassie.
Trochę to nietypowa komedia romantyczna. Nie kończy sceną, w której główny bohater wręcza pierścionek z diamentem, a między głównymi bohaterami filmu nie iskrzy za bardzo. Świeżości i lekkości filmowi dodaje kilkuletni synek głównych bohaterów - w tej roli świetny Bryce Robinson.
Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny
Ekranizacja pierwszej powieści Tomasza Manna w reżyserii Heinricha Breloera. Film jest świetny pod względem wizualnym – wspaniałe kostiumy, piękna scenografia. Zabrakło jednak w tym wszystkim przesłania. Obraz jest niczym więcej jak tylko kroniką życia Jeana Buddenbrooka. Film jest tylko ilustracją życia tamtej epoki. Z tego, co Mann chciał przekazać czytelnikom niewiele zostało. A szkoda.
Inferno - niedokończone piekło
W 1964 roku, po dekadzie sukcesów, Henri-Georges Clouzot postanowił zrobić film, który określi na nowo granice kina. Powstał scenariusz o mężczyźnie, obsesyjnie zazdrosnym o swoją młodą żonę (do tej roli zaangażowano Romy Schneider). Reżyser zaprosił do współpracy artystów z nurtu op-art, którzy pracowali nad efektami specjalnymi. Na wiele dni zamykał się z aktorami w halach zdjęciowych, zmuszając ich do wyczerpujących improwizacji przed kamerą. Eksperymentował ze światłem, fakturą obrazu i montażem. Po przeniesieniu zdjęć w plener, reżyser zaczął tracić kontrolę nad filmem i popadł w konflikt z ekipą. W końcu z planu zabrała go karetka z diagnozą zawału serca.
W 2005 roku Serge Bromberg, producent filmowy, wielki pasjonat kina, specjalista od restauracji starych filmów, szperając w archiwach, trafił na 185 pudełek z taśmami filmowymi "Piekła", niedokończonego filmu Henri-Georgesa Clouzota z Romy Schneider w roli głównej. Pracował nad tym materiałem przez 4 lata. Na jego podstawie zrealizował dokument, w którym oprócz obszernych cytatów z filmu, zamieścił wywiady ze współpracownikami reżysera - Costą Gavrasem, Bernardem Storą i Williamem Lubtchanskym. Poprosił także aktorów, by odtworzyli część niezrealizowanych scen ze skryptu Clouzota. Dzięki temu mamy choć namiastkę tego, czym mogłoby być „Inferno”…
Wyspa zaginionych
Maria (Elena Anaya) wyrusza wraz z 5-letnim synkiem Diego na wakacje na malowniczą i odludną wyspę Hierro, najbardziej wysunięty na południe skrawek Europy. Podczas rejsu promem mały Diego znika w tajemniczych okolicznościach. Mimo wysiłków policji i zrozpaczonej matki, chłopiec nie zostaje odnaleziony. Wkrótce potem Maria musi wrócić na wyspę, aby zidentyfikować ciało zaginionego syna. Kobieta nie rozpoznaje w nim Diego. Czekając na wyniki DNA, które mają oficjalnie potwierdzić brak pokrewieństwa ze zmarłym, Maria dowiaduje się, że w tym samym czasie, gdy rozpoczęły się feralne wakacje, na wyspie przepadło bez śladu inne dziecko. Nie wierząc policji i mieszkańcom wyspy, kobieta rozpoczyna własne śledztwo. To dopiero początek koszmaru, jaki dane będzie przeżyć Marii w ponurej i budzącej niepokój scenerii wyspy Hierro, która łatwo nie oddaje swoich sekretów…
„Wyspa zaginionych” byłaby świetnym thrillerem, ale intrygujące zdjęcia i trzymająca w napięciu muzyka nie stanowią jeszcze o wielkości filmu. Brak fabuły i doświadczenia reżysera (Gabe Ibáñez) sprawiły, że z bardzo dobrego scenariusz wyszedł bardzo słaby film. Na pocieszenie zostaje Eleny Anaya, która koncertowo zagrała główną bohaterkę.
Skomentuj artykuł