Weekendowy przegląd filmowy

Kadr z filmu "The Fighter"
wab

Na ekrany kin wchodzi kolejny zdobywca Oscarów - tym razem "The Fighter" ze świetnymi Christianem Bale i Malissą Leo. Do tego zaskakująca "Sala samobójców" Jana Komasy, a na deser zabawna animacja z kameleonem o urokliwie wyłupiastych oczach.

The Fighter

Oparta na autentycznych wydarzeniach opowieść o życiu bostońskiego boksera "Irisha" Micky'ego Warda (w tej roli Mark Wahlberg) i jego przyrodniego brata Dicky'ego Eklunda (Christian Bale), życiowego rozbitka, który po wyjściu na prostą został jego trenerem.

Kolejny film bokserski – Amerykanie uwielbiają takie produkcje. Dumni wojownicy w bokserskich rękawicach to coś w rodzaju sumienia nadwątlonego amerykańskiego snu. Jeśli oni - niewykształceni, wywodzący się ze społecznych nizin, prości - mogą dosięgnąć swych marzeń, to może zrobić to każdy.

David O. Russell wyłamuje się ze skostniałego wzorca „filmu bokserskiego”, umieszczając historię w kontekście historii rodzinnych - zawiłych, niejednoznacznych i toksycznych. Matka (świetna Melissa Leo, Oscar za tę rolę) to tapirowana despotka, domorosła menedżerka i promotorka boksu, która z syna zrobiła worek treningowy. Wszystko po to, by utrzymać cała watahę wulgarnych i roztytych córek. Jego brat, kiedyś świetnie zapowiadający się bokser, dziś jest przegranym ćpunem (doskonała rola Bale’a, nagrodzona statuetką Oscara). Żeby odzyskać resztki godności, trenuje młodszego brata, użycza mu własnego doświadczenia, przelewa na niego niespełnione ambicje, ale też ogranicza, spowalnia. Wszystko się zmienia, gdy Mick zakochuje się w kelnerce Charlene Fleming, niegdysiejszej lekkoatletce, która chce, by wyrwał ją stąd, gdzie przyszło jej i jemu żyć.

Film jest więc nie tyle historią narodzin czempiona, co opowieścią o instytucji rodziny, instytucji na tyle wyniszczającej, że trzeba się od niej odciąć, by nie ściągnęła nas na zupełne dno.

Rango

Perełka w hollywoodzkim potoku – animacja z udziałem gwiazd, która bardzo odbiega od klasycznej bajki dla dużych i małych. Jest zabawna, z dużą dawką abstrakcyjnego poczucia humoru i niezwykle urokliwym bohaterem.

Tytułowy bohater to udomowiony kameleon, który na skutek nieuwagi właściciela ląduje pośrodku pustyni Mojave. Swoimi wyłupiastymi oczętami przygląda się spalonemu słońcem miejscu, gdzie na każdym kroku czyha na niego niebezpieczeństwo.

Zbieg wydarzeń powoduje, że z obcego przybysza, któremu nikt nie wróży długiego życia – co często zauważają śpiewające sowy (pełniące funkcję chóru greckiego) – staje się bohaterem miasteczka, a następnie… szeryfem. Ale jak to w życiu bywa, sprawy komplikują się ponownie, nagle zaczyna brakować tego, co najważniejsze do przeżycia w pustynnych warunkach…

Postać Rango nierozerwalnie wiąże się z użyczającym mu głosu w oryginalnej wersji językowej Johnnym Deppem. Twórcy filmu co rusz umieszczają na ekranie cytaty z filmografii gwiazdora. Ulubiona zabawka kameleona, nakręcana ryba, od razu przywodzi na myśl swój latający odpowiednik z "Arizona Dream". Z kolei w trakcie przygody na szosie Rango ląduje na dachu samochodu, należącego do facetów łudząco przypominających bohaterów "Las Vegas Parano". Warto więc nacieszyć się filmem Verbinskiego w oryginale.

Władcy umysłów

Bohaterem jest obiecujący, aczkolwiek dość niesforny polityk (Matt Damon), który pewnego dnia, w męskiej toalecie poznaje piękną kobietę (Emily Blunt). Widzą się zaledwie przez kilka minut, ale David nie może o niej zapomnieć.

Miało to być ich jedyne spotkanie. Tak zdecydowali szefowie biura do spraw ręcznego sterowania przeznaczeniem. Los jednak sprawił, że spotkali się ponownie i postanowili zawalczyć o swoje uczucie.

Za inspirację do "Władców umysłów" posłużyło opowiadania Philipa K. Dicka – kultowego pisarza s-f, którego proza posłużyła za kanwę takim filmom, jak "Raport mniejszości" i "Next".

Wychodząc od pomysłu świata, który jest w zasadzie scenografią kontrolowaną i odpowiednio dostosowaną przez tajemniczych strażników do realizacji wyższego celu, twórcy mieli ogromne pole do popisu. Swoich szans jednak nie wykorzystali: film z minuty na minutę staje się nieudolnym pomieszaniem komedii romantycznej z filmem akcji. Jeśli do tego dodać mnóstwo banalnych fantastycznonaukowych elementów takich, jak sposób przemieszczania się strażników czy ich notesy z wykresami losów ludzi, wychodzi dość mdłe i nudne romansidło. Nie ratuje filmu nawet cudowny uśmiech Emily Blunt.

Sala samobójców

Film o młodości, niepokornej i naiwnej równocześnie, która niezależnie od okoliczności i technologicznych gadżetów, zawsze boli tak samo.

Dominik (Jakub Gierszał – prawdziwe odkrycie polskiego kina) - nosi charakterystyczne włosy z długą grzywką i ubiera się z hipsterską nonszalancją. Jest pewnym siebie chłopakiem z tzw. dobrego domu - chodzi do prywatnej szkoły dla bogatych, jest wożony przez szofera, a na studniówkę zakłada garnitur od modnego projektanta.

Szybko jednak okazuje się, że ta pewność siebie jest zadziwiająco powierzchowna – Dominik sam nie wie, kim jest: seksualnie (zakochuje się w koledze, czy to rodzaj gry?), towarzysko (pęka momentalnie, gdy zostaje upokorzony na Facebooku), rodzinnie.

Miejscem, gdzie może się skutecznie ukryć jest internet – tam może razem z innymi anonimowymi użytkownikami komputerów zatapić się w wirtualnym świecie.

W sieci chłopiec poznaje ciążącą ku destrukcji Sylwię (Roma Gąsiorowska), która wciąga go w zamknięty świat tytułowej sali samobójców – wirtualnego życia w 3D, w którym obcuje się ze sobą za pośrednictwem awatarów.

Film był pokazywany w Berlinie w prestiżowej sekcji Panorama Special.

Kolorowe wzgórza

Widziana oczami dziecka wzruszająca opowieść o tym, jak konflikt zbrojny powoli niszczy życie mieszkańców górskich wiosek w kolumbijskiej dżungli. 9-letni Manuel codziennie gra z kolegami w futbol starą, rozpadającą się piłką. W przyszłości chce zostać wielkim bramkarzem. Kiedy dostaje na urodziny nową piłkę, zaczyna wierzyć, że jego marzenia się spełnią, pech jednak sprawia, że futbolówka wpada na pole minowe. Pomimo niebezpieczeństwa Manuel z dwójką przyjaciół wyruszają w misję ratunkową…

Podczas gdy dzieci zajmują przeróżne zabawy oraz przygody związane z nieszczęsną piłką, mieszkańcy górskiego regionu „La Pradera” coraz mocniej odczuwają piętno walk pomiędzy grupami paramilitarnymi a komunistyczną partyzantką. Nasuwa się nieodparte wrażenie, że ci chłopcy, którzy dziś ekscytują się futbolem już niebawem zamienią się w samozwańczy oddział z karabinami na ramionach, którzy – zamiast mierzyć do bramki – będą celować we wrogów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Weekendowy przegląd filmowy
Komentarze (2)
W
Waldek
5 marca 2011, 14:07
Polskich nowości brak?    "Czarny czwartek "  musi nam na długo wystarczyć,  bo ta polska kinematografia to -  pożal sie Boże!
D
delf
5 marca 2011, 01:52
Polskich nowości brak?