Weekendowy przegląd filmowy

Weekendowy przegląd filmowy
Kadr z filmu "John Lennon. Chłopak znikąd"
wab

Ten zimowy weekend nie rozpieszcza nas liczbą premier. Zaledwie cztery tytuły, natomiast totalnie różne i wszystkie warte uwagi. Miłego oglądania!

Film nawiązuje tytułem do znanej piosenki Beatlesów „Nowhere Man”. Opowiada o latach młodzieńczych Johna Lennona (w tej roli Aaron Johnson) – pełnego pasji nastolatka, dorastającego w mieście, którego nazwę wkrótce rozsławi na całym świecie.

Film skupia uwagę widza przede wszystkim na sytuacji rodzinnej muzyka. O miłość nastoletniego Johna rywalizują dwie kobiety: Mimi (Scott Thomas), surowa ciotka, która wychowywała go odkąd skończył pięć lat. Druga to Julia (Anne-Marie Duff), matka Johna, która przed laty oddała go pod opiekę siostry, stanowiąca całkowite przeciwieństwo Mimi – rockandrollowa, spontaniczna. To ona zaprowadzi Johna na film z Elvisem, który się stanie jego pierwszym idolem. Będzie też przyczyną emocjonalnego tumultu, w jakim dorastał muzyk.

To film o dojrzewaniu, o formowaniu się muzyka, o emocjonalnym chaosie i muzyce, która potrafi ten chaos ogarnąć.

Film jest debiutem reżyserki Sam Taylor-Wood. Wszystkie trzy główne role są świetnie poprowadzone. Autorem scenariusza jest Matt Greenhalgh, autora "Control" o Ianie Curtisie. Dużym plusem jest fakt, że Lennon nie jest wyidealizowany – bywa małostkowy i wredny, przez co bardzo prawdziwy.

Typowe kino familijne, zrealizowane na podstawie cyklu bestsellerowych książek dziecięcych Beverly Cleary.

Tytułowa Ramona (w tej roli Joey King) to niesforna i nieprzewidywalna dziewczynka o niezwykle bujnej wyobraźni. Im bardziej chce uszczęśliwić świat, tym większe sprowadza na niego katastrofy – to potwierdza każda z jej kolejnych przygód. Na placu zabaw wyobraża sobie, że wisi nad przepaścią, co kończy się bolesnym upadkiem na oczach całej klasy. Z kolei w trakcie lekcji angielskiego Ramona oddaje się radosnemu słowotwórstwu i narzeka na nauczycielkę, która czerwonym długopisem zakreśla niemal całe jej sprawdziany. Na dodatek w domu zaczynają się problemy – te, które od zawsze towarzyszą byciu niefortunną „środkową siostrą”, a po za tym tato traci pracę i nie radzi sobie z trójką latorośli, a mama wszczyna niekończące się kłótnie o zaległe rachunki. W powietrzu czuje się nadciągającą katastrofę, ale wszystko kończy się zgodnie z żelaznymi zasadami kina familijnego – happy end’em!

Film, choć pełen schematów i kliszy, ogląda się dobrze – być może dlatego, że historia Ramony to jednak historia dorastającego dziwaka, pełnego osobliwości, który wbrew wszystkim ze swojego dziwactwa rezygnować nie zamierza.

To film niskobudżetowy. Większość scen rozgrywa się w jednym pokoju. Aktorzy są świetni, ale jest ich zaledwie troje. Tytułowa Alice (Gemma Arterton) zostaje porwana przez dwóch mężczyzn. Jeden z nich to chłodny, metodyczny Vic (Eddie Marsan) – niewątpliwie mózg całej operacji. I młodszy, Danny (Martin Compston), nerwowy, spięty. Porwania dokonują w przeciągu dziesięciu zaledwie minut, a ofiarę umieszczają w specjalnie do tego celu przygotowanym mieszkaniu (wygłuszone ściany, specjalne zamki itd.).

Akcja tego thrillera naprawdę zaskakuje. Gdy tylko wydaje się nam, że już wiemy, jak to się dalej potoczy, reżyser, który jest również autorem scenariusza, robi kolejny skręt. Nie obyło się jednak bez logicznych pułapek i nieścisłości.

 

Rok 1913 Paryż. Premiera „Święta Wiosny” Igora Strawińskiego (Mads Mikkelsen), dzieła, które dla ówczesnej publiczności było zbyt nowoczesne i radykalne, mijające się z oczekiwaniami, a tym samym niezrozumiałe i skandaliczne. Jednym z nielicznych wyjątków, które doceniły dzieło, ba nawet wpadły w naturalny zachwyt, dostrzegając geniusz kompozytora, była Coco Chanel (świetna Anna Mouglalis), o niej też świat miał się dopiero dowiedzieć. Gdy po siedmiu latach losy dwojga znów się schodzą, uznana już wtedy projektantka ofiaruje jeden ze swoich domów jako azyl i miejsce do pracy zbiegłemu z Rosji artyście i jego rodzinie, a między nią i artystą wybuchnie płomienne uczucie.

Film jest manierystyczny. Reżyser ma ewidentną słabość do staroświeckiej perfekcji i chłodu, co po jakimś czasie może irytować. Z drugiej strony takie potraktowanie fabuły świetnie oddaje charakter relacji genialnego muzyka i nietuzinkowej projektantki – kochankowie są chłodni i do końca pozostają dla siebie obcy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Weekendowy przegląd filmowy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.