Pendolino. Nazwa "zobowiązuje"
Wahadło (z wł. pendolo) to wynalazek, który zrewolucjonizował życie człowieka. Jeśli jednak nie dostarczymy mu każdorazowo pewnej ilości energii, niechybnie się zatrzyma.
Jedną z pierwszych różnic jakie rzucają się w oczy po dotarciu do któregoś z państw na zachód od Odry jest nowoczesna i zadbana infrastruktura. Niemal natychmiast po przekroczeniu granicy dają się zauważyć solidniejsze nawierzchnie, szersze drogi i przede wszystkim, punktualna, nowoczesna kolej. Wydaje się, że Polska też podejmuje pewne kroki aby poprawić swoją sytuację. Jednym z ostatnich takich zabiegów było wdrożenie projektu Pendolino - superszybkich, włoskich pociągów, które miały stać się lekarstwem na bolączki polskich kolei.
Czym w ogóle jest Pendolino?
Pendolino wbrew pozorom to nie tylko charakterystyczne, biało-niebieskie pociągi które w ostatnim czasie wyjechały na polskie tory. Pod tą nazwą kryje się bowiem cała rodzina superszybkich pociągów, produkowanych jeszcze w latach 50. i 60. przez włoską firmę Fiat Ferroviaria. Nazwa Pendolino oznacza dosłownie "wahadełko" i nawiązuje do wychylnej konstrukcji podwozia, która umożliwia "wychylanie się" pociągu w celu redukcji siły odśrodkowej, towarzyszącej pokonywaniu zakrętów przy wysokich prędkościach. Polskie Pendolino nie zostały jednak wyposażone w ten mechanizm, a ich nazwa odnosi się tylko do wspomnianej wcześniej rodziny włoskich maszyn, zaprojektowanej i wykonanej przez Fiat Ferroviaria.
PKP? Powolne Koleje Państwowe
O złej kondycji Polskich Kolei Państwowych nie trzeba chyba nikomu przypominać. Każdy kto od czasu do czasu podróżuje pociągiem, zwłaszcza z jednego końca Polski na drugi, doskonale zdaje sobie sprawę, że warto mięć w zanadrzu plan B. Opóźnienia, niespodziewane postoje, brak wody w toaletach, hałas i wiele innych, mniej lub bardziej zaskakujących niedogodności należy do standardu PKP. I choć do takiego stanu rzeczy zdążyliśmy się już przyzwyczaić, nie możemy zapominać, że taka sytuacja nie jest normalna i nie zawsze tak było.
Kilka słów historii
Historia kolei na ziemiach polskich sięga czasów zaborów. Kiedy świat szykował się do przemysłowej rewolucji, Rzeczpospolita utraciła swoją niepodległość, dostając się pod zabór jednego z trzech, obcych mocarstw: Prus, Rosji i Austrii. W każdym z tych zaborów kolej rozwijała się w nieco inny sposób. Jak nie trudno się domyślić, siatka połączeń kolejowych została najbardziej zagęszczona na ziemiach zaboru pruskiego i austriackiego. W zaborze rosyjskim linii kolejowych było nie tylko mniej, ale miały one zupełnie inny rozstaw szyn. Oznacza to, że w momencie odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku, Polska miała nie lada problem. Dlaczego?
Rząd Polski doskonale zdawał sobie sprawę, że gwarancją niepodległości II Rzeczypospolitej był silny, niezależny od innych, całkowicie samodzielny i przede wszystkim jednolity organizm państwowy. Trudność polegała jednak na tym, że jeszcze wczoraj Polska podzielona była między trzy mocarstwa w których: mówiono różnymi językami, używano różnych walut, poruszano się inną stroną jezdni i w których obowiązywał różny rozstaw szyn! Dla Polaków żyjących pod zaborami pragnienie niepodległości było jednak tak silne, że dzięki ich zapałowi oraz mądrości polskiego rządu, udało się pokonać wspomniane różnice, tworząc zaledwie w kilka lat, idealne warunki do rozwoju silnej i niepodległej państwowości. Warto o tym pamiętać zwłaszcza dziś, po 25 latach od upadku PRL, kiedy otaczająca nas rzeczywistość nieustannie nam przypomina, że czas się zatrzymał. Zwłaszcza na kolei.
Kolej była kiedyś powodem do dumy
W okresie międzywojennym Polacy mieli wiele powodów do dumy. Trudno w to uwierzyć, ale jednym z nich były Polskie Koleje Państwowe. To, że przed wojną mieszkająca blisko linii kolejowych ludność mogła nastawiać zegarki według przejazdów pociągów, nie jest żadną przesadą. Szybkie, punktualne i nowoczesne pociągi były chlubą Polaków. Wystarczy przypomnieć choćby zaprojektowany przez inżyniera Stanisława Rodowicza system klimatyzacji wagonów restauracyjnych, albo słynny parowóz Pm36 w otulinie aerodynamicznej, który w 1937 roku, na zorganizowanej w Paryżu Międzynarodowej Wystawie "Sztuka i Technika w życiu współczesnym" otrzymał złoty medal (kolejnictwo-polskie.pl). Nie można zapomnieć również o legendarnej "Luxtorpedzie" która trasę z Krakowa do Zakopanego mogła bez większych przeszkód pokonać w 2 godz. 44 minuty. Dla porównania, współczesne pociągi tą samą trasę przejeżdżają w 3 godz. 25 min. (lub dłużej). Szybciej jeździło się jednak nie tylko w Małopolsce. Okazuje się, że organizacja przedwojennych kolei pozwalała na skrócenie czasu podróży na wielu innych trasach.
Parowóz Pm36 w otulinie aerodynamicznej (fot. Sokoljan / Wikimedia Commons / domena publiczna)
Luxtorpeda na dworcu kolejowym w Zakopanem (fot. Polish National Digital Archive / Wikimedia Commons / domena publiczna)
Na szczególną uwagę zasługują dworce wybudowane na terenie dawnej Galicji, gdzie polska autonomia była największa. Dworzec Główny we Lwowie (fot. Mareksilarski / Rockfang / Wikimedia Commons / CC BY 2.5)
Przedwojenne koleje to jednak nie tylko szybkość i punktualność. Godne podziwu były również dworce kolejowe które do dziś stanowią przykłady architektonicznych pereł. Na szczególną uwagę zasługują dworce wybudowane na terenie dawnej Galicji, gdzie polska autonomia była największa. Niestety, wiele z nich leży obecnie poza granicami Polski, w tym zaprojektowany przez Władysława Sadłowskiego Dworzec Główny we Lwowie, jedna z pereł polskiej techniki i architektury początku XX wieku.
Ciekawym przykładem rozwiązań technicznych są również linie kolejowe poprowadzone przez góry. Należy do nich m. in. wybudowana jeszcze przez Austriaków Galicyjska Kolej Transwersalna. Została ona zaprojektowana i zbudowana jako "odciążenie" znajdującej się na północ od niej, równoległej linii Kraków - Tarnów - Rzeszów. Szlak Kolei Transwersalnej został poprowadzony dosłownie przez góry. Pociąg osiąga dzięki temu wysokość ponad 600 m. n. p. m. Stworzenie takiej linii wymagało zbudowania niezwykle skomplikowanej infrastruktury kolejowej. Należąły do niej m. in. mosty, wiadukty i nasypy. Gdyby taki szlak znajdował się w Szwajcarii, już dawno zostałby wykorzystany jako wspaniała atrakcja turystyczna. W Polsce niestety stoi zamknięty, a zabytkowa infrastruktura z roku na rok ulega niszczeniu. Jedyną okazją do podróży najpiękniejszym szlakiem kolejowym w Polsce jest organizowana raz w roku kolejowa majówka.
Przejazd szlakiem Galicyjskiej Kolei Transwersalnej na odcinku Nowy Sącz - Chabówka (Piotr Kosiarski / youtube.com)
Linia ta jest smutnym przykładem tego jak zmieniła się polska kolej na przestrzeni ostatnich lat. I nie ma co zwalać winy na PRL. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu aby unowocześnić infrastrukturę. W międzywojniu się udało. W III RP - nie.
Projekt Pendolino
Trudno nie odnieść wrażenia, że zakup Pendolino miał bardzo konkretne cele: wprowadzenie polskiej kolei w XXI wiek i wymazanie powszechnych wśród Polaków, negatywnych skojarzeń związanych z podróżą pociągiem. Rozwiązanie miało być skuteczne i efektowne. I chyba właśnie to zadecydowało o wpadkach jakie towarzyszyły wdrażaniu projektu. Co więcej, wpadki te zdarzają się ciągle. Wydaje się, że Projekt Pendolino nie do końca służy wspomnianym celom. Dlaczego? Pociągi Pendolino wcale nie są punktualne - spóźniają się tak samo jak inne pociągi (tyle, że rzadziej i mniej). Czy są wygodne? Wielu pasażerów narzeka, że w wagonach jest ciasno i niekomfortowo, nie działają toalety, wi-fi, a także sieci operatorów komórkowych. Wydaje się, że od pociągu którego bilet kosztuje swoje i wokół którego zrobiono tyle szumu, można wymagać więcej. Na czym zatem polega problem?
Podstawowym błędem była próba naprawy problemu PKP "od góry". Okazuje się tymczasem, że nie można uleczyć chorego systemu zaczynając od kosmetycznych poprawek. Szybki, nowoczesny pociąg może tylko na chwilę poprawić wizerunek PKP, ale czy takie rozwiązanie sprawdzi się na dłuższą metę?
***
Na koniec warto jeszcze odnieść się do charakterystycznej nazwy włoskiej maszyny. Okazuje się bowiem, że słynne "wahadełko" może w kontekście polskich realiów nabrać zupełnie nowego znaczenia.
Wahadło to wynalazek, który zrewolucjonizował życie człowieka. Dzięki niemu działają na całym świecie tysiące zegarów. Gdyby nie wahadło, miejskie wieże i dzwonnice kościołów musiałyby prawdopodobnie poczekać na odkrycie elektromechanizmu kwarcowego, albo zadowolić się zegarem słonecznym.
Każde wahadło ma jednak pewien szkopuł. Jeśli nie dostarczymy mu każdorazowo pewnej ilości energii, niechybnie się zatrzyma. Dlatego właśnie zegary z wahadłem mają specjalne ciężary, które co jakiś czas należy przesuwać w górę. Oby tylko z polskim "whadełkiem" nie było podobnie. Można bowiem mieć uzasadnione obawy, że kiedy ustanie medialny szum napędzający Projekt Pendolino okaże się, że w gruncie rzeczy są to zwykłe, spóźniające się, podatne na usterki i niewyobrażalnie drogie pociągi.
Skomentuj artykuł