Jest nowy przekład "Alicji w Krainie Czarów"
Bogumiła Kaniewska, autorka najnowszego przekładu "Alicji w Krainie Czarów" na język polski, starała się tłumaczyć w sposób zrozumiały dla dzieci, nie gubiąc finezji tekstu. - Tego połączenia brakowało mi w przekładach wcześniejszych - powiedziała.
"Alicja w Krainie Czarów" uchodzi za jeden z najtrudniejszych w przekładzie tekstów, a jednocześnie należy do książek najczęściej tłumaczonych. Na język polski przekładano ją 10 razy. Pierwszy przekład autorstwa Marii Morawskiej ukazał się w 1927 roku, w 1955 roku przekładu dokonał Antoni Marianowicz, jednak największą popularnością cieszą się tłumaczenia autorstwa Macieja Słomczyńskiego (1965) i Roberta Stillera (1986).
- Polskie przekłady Alicji można podzielić na dwie grupy. Te najwcześniejsze, jak Marianowicza czy Morawskiej, nieco infantylizują tekst, ich autorzy starali się, aby książka była atrakcyjna dla najmłodszych, jednocześnie jednak bardzo ją upraszczają, gubią finezję oryginału. Z kolei przekłady Stillera, Słomczyńskiego i Jolanty Kozak, moim zdaniem najwybitniejsze, są skierowane raczej do czytelnika dorosłego, nastawione są na wydobycie walorów artystycznych tekstu, ale 10-latek niewiele z nich rozumie. Ja szukałam drogi środka - powiedziała Kaniewska, profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
- Chciałam przetłumaczyć Alicję w taki sposób, w jaki napisał ją Carroll, czyli językiem bardzo prostym. Oryginał "Alicji..." należy do tekstów, które są zrozumiałe nawet dla czytelników średnio znających angielski, bardzo prostym w odbiorze dla dzieci. Ale równocześnie chciałam ocalić pewne elementy carrollowskiego świata absurdu, gry językowej, zwłaszcza że jest ona bliska dziecięcej wyobraźni, światu dziecięcych zabaw. Szukałam takiego języka, który trafiałby do dzieci, ale nie gubiłby finezji tekstu - powiedziała Kaniewska.
Tłumaczka wspominała, że właśnie ulubione przez Carrolla gry językowe okazały się dla niej największym wyzwaniem. - Język polski różni się od angielskiego właściwościami. Okazało się, że niektóre zabawy słowne Carrolla przystają do właściwości polszczyzny - fantastycznie tłumaczyło mi się na przykład rozmowę Alicji i Humptego Dumptego, ale już np. "Podwieczorek u Kapelusznika" okazał się dużo trudniejszy. Osobnym problemem jest przekładanie imion i nazw własnych z "Alicji w Krainie Czarów". To zagadnienie doczekało się całej wielkiej literatury przedmiotu, co tłumacz, to inna koncepcja - mówiła Kaniewska.
Na przykład Jolanta Kozak zdecydowała się na zmianę przyjętego we wcześniejszych przekładach imienia "Kot z Cheshire". Ten znikający i pojawiający się niespodziewanie zwierzak został nazwany przez Carrolla w nawiązaniu do angielskiego idiomu, który można przełożyć, jako "uśmiechać się jak kot z Cheshire". Ta konstrukcja słowna nawiązuje do historii - w hrabstwie Cheshire był malarz szyldów, który specjalizował się w wizerunkach uśmiechniętych lwów. W czasach Carrolla w tych okolicach często można było trafić na jego "dzieła" w sklepach i karczmach. Aby oddać tę grę znaczeń w polszczyźnie Jolanta Kozak nazwała zwierzaka "Szczery Kot", co, jak wyjaśnia się w tekście, wzięło się z faktu, że nieustannie "szczerzył się w uśmiechu".
Kaniewska czuła opór przed próbą zmiany tradycji. - To wielkie ryzyko proponować czytelnikowi nowe imię, może i wierne intencjom Carrolla, ale niezakorzenione w polskiej tradycji odbioru książki. Tak też jest z Kubusiem Puchatkiem. Monika Adamczyk w duchu oryginału nazwała go "Phi-Phi", ale dla Polaków miś pozostał Kubusiem Puchatkiem z przekładu Ireny Tuwim. Pozostawiłam więc imiona, które wrosły w tradycję - jest Kapelusznik, Marcowy Zając, Królowa pozostała Królową. Jedyną rzeczą, nad która bardzo długo się zastanawiałam, była kwestia barw królowych w drugiej części książki - w angielskim oryginale występują figury szachowe czerwone i czarne, podczas gdy w polskiej tradycji głęboko zakorzeniony jest obraz czarno-białych szachów. Zdecydowałam się na adaptację kulturową, figury są biało-czarne - opowiadała Kaniewska.
- Tłumacząc myślałam o czytelniku, o sobie samej, jako małej dziewczynce, o mojej córce, o języku dziecka. Jeżeli miałam dylematy co do wierności oryginałowi, to rozstrzygająca była odpowiedź na pytanie, czy będzie to zrozumiałe dla dziecka. Nie uwspółcześniałam, ale też nie archaizowałam tekstu. Pozostawiłam takie nazwy jak "melasa" czy "surdut", bo realia wiktoriańskie są ważne dla książki. Natomiast, jeśli miałam do wyboru słowo "imbryk", którego współczesne dziecko może nie znać, i powszechnie zrozumiały "dzbanek" to wybierałem "dzbanek" - opowiadała Kaniewska.
Tłumaczka oglądała najnowszą ekranizację "Alicji w Krainie Czarów" autorstwa Tima Burtona. - Film przepiękny, urokliwy, będący raczej interpretacją, niż prostą ekranizacją tekstu, ale przekład dialogów w wersji polskiej jest dramatycznie zły. Przysięgałam sobie, że nie będę krytykować tłumaczy, bo wiem sama, jaka to trudna praca, ale muszę przyznać, że podczas oglądania filmu byłam niemile zaskoczona. Tłumacz najwyraźniej nie korzystał z żadnego literackiego przekładu na polski, po swojemu przekładał nazwy i imiona, co dało dość groteskowy efekt - dodała Kaniewska.
Autor "Alicji w Krainie Czarów", Charles Dodgson, był matematykiem, wykładowcą tego przedmiotu w oksfordzkim Christ Church College. Opublikował kilka prac z dziedziny matematyki i logiki, a swoje zainteresowania naukami ścisłymi wykorzystywał wymyślając różnego rodzaju gry, rebusy i zagadki, które odnajdziemy także na kartach "Alicji". Dodgson był człowiekiem nieśmiałym, jąkającym się i nieproporcjonalnie zbudowanym. Wada wymowy przeszkodziła mu najpierw w karierze kleryka (był diakonem), potem w prowadzeniu uniwersyteckich wykładów, z których ostatecznie zrezygnował w 1881 roku. Lubił spędzać czas w towarzystwie małych dziewczynek, urządzał dla nich przyjęcia. Jedna z tych dziewcząt - Alice Liddell - stała się bohaterką przyszłych powieści.
Swoje dwie najgłośniejsze książki Dodgson napisał w odstępie sześciu lat. W 1865 roku ukazała się "Alicja w Krainie Czarów", w 1871 roku - "Co Alicja znalazła po drugiej stronie lustra". Dodgson najwyraźniej nie traktował zbyt poważnie tego dzieła, bo wydał je pod pseudonimem Lewis Carroll. Do dziś nie rozstrzygnięto, czy "Przygody Alicji w Krainie Czarów" to baśń dla dzieci, pełna niezwykłych przygód, zdumiewających bohaterów i zabawnych wierszyków, czy też subtelna analiza podświadomości ludzkiej i mechanizmów nią rządzących. Książkę przełożono na 125 języków.
Nowy przekład "Alicji" ukazał się nakładem wydawnictwa Vesper. W książce zachowano oryginale ilustracje sir Johna Tenniela.
Skomentuj artykuł