Kapelan Cracovii: Spotkałem się z zawodnikami głęboko wierzącymi, ale sportowcy to nie zakonnicy
- Spotkałem się z zawodnikami głęboko wierzącymi, ale sportowcy to nie zakonnicy. Kapelan tylko zachęca, jest pewnego rodzaju znakiem wsparcia na drodze wiary. Ciągle powtarzamy, że wiara pomaga, uskrzydla wielu zawodników właśnie w przekraczaniu siebie, osiąganiu sukcesów sportowych oraz spraw jeszcze większych - sukcesów rodzinnych, sukcesów na polu życia - mówi ks. dr Dariusz Raś, kapelan MKS Cracovia i proboszcz Bazyliki Mariackiej w Krakowie.
Tomasz Kopański: Od jak dawna jest ksiądz kapelanem Cracovii i jak rozpoczęła się ta przygoda?
Ks. dr Dariusz Raś: - Jestem kapelanem Cracovii już od ośmiu lat, tj. od 2015 roku. Zostałem nim po odejściu do wieczności poprzedniego kapelana klubu ks. Henryka Surmy, misjonarza. Zarząd Cracovii poprosił mnie o pełnienie tej funkcji, na co chętnie się zgodziłem z zaznaczeniem, że mogę to robić tylko po spełnieniu stałych obowiązków kapłańskich.
Obok mnie jest więc również „wice-kapelan”, ks. Włodzimierz Kurek i czasami pomagają nam wolontariusze-klerycy z salezjańskiego seminarium. Dzięki temu wspólnie możemy odwiedzać sekcje piłki nożnej, hokeja na lodzie oraz seniorów Cracovii, spotykać się ze sportowcami amatorami, działaczami, uczniami szkół sportowych i choćby niektórymi kibicami Cracovii.
Jak wygląda księdza posługa jako kapelana?
- Kapelan towarzyszy nie tylko zawodnikom poszczególnych sekcji, ale także w miarę możliwości całemu środowisku sportowemu: działaczom, seniorom, sympatykom, rodzinom zawodników. Rolą kapelana jest dbałość o potrzeby duchowe u ludzi sportu. Dlatego też nasza posługa związana jest z różnymi aspektami, m.in. z spotkaniami bożonarodzeniowymi czy wielkanocnymi, chrztami, bierzmowaniami, ślubami, ale także nierzadko z ostatnim pożegnaniem.
Największą frekwencję mają spotkania na święcenie pokarmów wielkanocnych na stadionie w Wielką Sobotę – obecnych jest wówczas na murawie od tysiąca do kilku tysięcy sympatyków z dziećmi. Sportowcy nie zawsze mają wystarczająco dużo czasu, żeby chodzić na wiele spotkań modlitewnych, ale mają za to czas, żeby przygotować się indywidualnie do sakramentów i w tym im jako kapelani towarzyszymy.
Często chodzi ksiądz na mecze Cracovii? Jeśli tak, to jak przebiega z księdza perspektywy dzień meczowy? Jest ksiądz wtedy obecny z piłkarzami w szatni?
- Meczy Cracovii jest bardzo, bardzo dużo (różne sekcje, seniorzy, juniorzy z wieloma drużynami) i jest rzeczą niemożliwą, żeby być na wszystkich. Jednak, jeżeli jestem na meczu seniorów, to idę do szatni. Często dzielimy się tym obowiązkiem z ks. Włodzimierzem – on przychodzi przed meczem i modli się z zawodnikami np. drużyny seniorów, ja natomiast przychodzę do nich po meczu. Pocieszam po porażce i cieszę się wraz z klubem po zwycięstwie. Rozmawiam z nimi, ale też oczywiście nie zaniedbuję sztabu zespołu Cracovii. Na co dzień utrzymujemy dobre kontakty. Pamiętać należy również i to, że nie wszyscy są katolikami, wielu to obcokrajowcy i trzeba własną wiarę prezentować w duchu ekumenizmu.
Modli się ksiądz za piłkarzy Cracovii i kibiców klubu?
- Oczywiście, to część tej posługi. Modlę się za piłkarzy, kibiców, działaczy, pracowników, seniorów, zarząd klubu oraz za zmarłych. Co roku, 13 czerwca, w rocznicę powstania klubu, spotykamy się w bazylice Mariackiej na wspólnej Mszy św. Frekwencja nie jest w tym czasie porywająca, ale wówczas sekcje zawodowe klubu są już po sezonie i na urlopach. Piłkarze czy hokeiści, trenerzy nierzadko przybywają do kapelanów indywidualnie czy z rodzinami. Często jest tak, że organizujemy za nich modlitwę czy planujemy razem przygotowanie do sakramentów.
Czy piłkarze oraz inni zawodnicy Cracovii proszą księdza o rozmowę bądź modlitwę kiedy mają gorszy czas i szukają wsparcia?
- To rzadkość, żeby sportowiec przyznawał się do kryzysu. To sport profesjonalny. Przeważnie trzeba wyjść do niego z inicjatywą rozmowy. Dzieje się tak na przykład w czasie poważnych kontuzji czy w czasie większego kryzysu formy.
W środowisku sportowym raczej rzadko zdarza się, by któryś z zawodników był głęboko wierzący. Spotkał się ksiądz jednak ze sportowcami, dla których wiara nie jest czymś obcym?
- Spotkałem się z zawodnikami głęboko wierzącymi, ale sportowcy to nie zakonnicy. Wszyscy zawodnicy szanują patronaty klubowe. To dla nich świętość. Cała Cracovia związana jest ściśle z Janem Pawłem II. Mamy dużo pamiątek odnoszących się do papieża w różnych miejscach związanych z Cracovią. Zawodnicy do tego faktu podchodzą z wielką atencją, nawet jeśli niekoniecznie są członkami Kościoła.
Wielu z nich również żegna się przed meczem tuż przy murawie, wchodząc na parkiet czy wjeżdżając na lód. Wielu z nich poszukuje ciągle pogłębienia swojej wiary, np. kiedy zapomnieli o bierzmowaniu to starają się uczestniczyć w odpowiednim kursie i potem przychodzą na bierzmowania dorosłych. Ale trzeba pamiętać, że wiara jest pewną drogą wzrostu dojrzałości człowieka. Jest to ciągły rozwój. Niektórzy zawodnicy często pięknie funkcjonują w swoich parafiach, inni jeszcze nie – to zależy najbardziej od nich samych.
Kapelan tylko zachęca, jest pewnego rodzaju znakiem wsparcia na drodze wiary. Ciągle powtarzamy, że wiara pomaga, uskrzydla wielu z nich właśnie w przekraczaniu siebie, osiąganiu sukcesów sportowych oraz spraw jeszcze większych - sukcesów rodzinnych, sukcesów na polu życia. Niektórzy podejmują decyzję o ślubie kościelnym podczas pobytu w Cracovii. To wielka satysfakcja, kiedy para łączy się w rodzinę, a następnie widać ich wielką miłość do dzieci.
Nie mogę mówić za konkretnych piłkarzy, hokeistów czy ludzi Cracovii – to zostaje pewną tajemnicą między nimi a kapelanem. Cieszymy się, że mogliśmy towarzyszyć w Cracovii w drodze wiary wielu sportowcom mniej znanym, jak i reprezentantom Polski takim jak Krzysztof Piątek i Bartosz Kapustka (piłka nożna) czy Damian Kapica i Patryk Wronka (hokej na lodzie).
Kilka lat temu kapelan Lechii Gdańsk w jednym z wywiadów przyznał, że stara się nie wymawiać nazwy największego rywala tego klubu – Arki Gdynia. Czy ksiądz ma podobne podejście w stosunku do Wisły Kraków?
- To bardzo prowokacyjne pytanie. Jak mógłbym nie wypowiadać nazwy Wisła Kraków, gdy przy codziennym stole siedzi honorowy kapelan tejże drużyny – ks. inf. Bronisław Fidelus – mój poprzednik na probostwie mariackim w Krakowie. Siedzimy ramię w ramię i opowiadamy o wynikach, co jakiś czas sobie nieco dokuczamy, ale to wszystko odbywa się w ramach wielkiej przyjaźni. Kibicujemy bardziej swojemu klubowi – to prawda. Ale jest niemożliwym, żebym jako chrześcijanin kogoś hejtował.
Taka jest zasada: nie można sprzedawać niechęci i nienawiści. Chrześcijaństwo kieruje się przecież przykazaniami miłości! O tym też świadczą choćby kibice tych drużyn – Leszek Mazan i Mieczysław Czuma, seniorzy w tym kibicowskim i krakowskim współzawodnictwie. W tym kontekście, niejako w kontrze, widocznym jest problem subkultur kibicowskich, do których kapelani nie mają dostępu. Jako prawdziwi kibice sportowi nie chciejmy być podłączeni do jakiegoś trendu pogańskiego traktowania symboli klubowych. Do bitew o terytoria, zadym czy ustawek, o których tak głośno. I mam nadzieję, że krakowskie kluby piłkarskie, z Bożą pomocą, staną się pewnym wyznacznikiem w dziedzinie kibicowania, a nie nienawiści, która ze sportem nie ma nic wspólnego.
Skomentuj artykuł