Krakowski Rynek Główny, gołębie i zaczarowani w nich średniowieczni rycerze

Fot. Jacek Sopotnicki / depositphotos.com
Michał Rożek

18 kwietnia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Ochrony Zabytków. Z tej okazji publikujemy fragment książki "Nietypowy przewodnik po Krakowie" Michała Rożka. Przyjrzymy się krakowskiemu Rynkowi Głównemu, który bez wątpienia jest jednym z najważniejszych zabytków naszej ojczyzny.

Ale kto się chce tym dziwom przypatrzyć, jako się chudzina żywi, idź na krakowski rynek, tam się nadziwujesz, ano jedna kiełbaski smaży, druga gzelce przedaje, druga wątrobę pieczoną z octem a z cebulą (...), druga z ziółki i z czyrwoną maścią siedzi. Więc i u krup, u śledzi, u masła, u świec, u śklenic, u jabłek, u żemeł, u butów, u ryb, u żuru, u barszczu, u ogórków, u rozmaitych ogrodnych rzeczy siedzi, a ktoby się ich naliczył?”. Taki opis dał w „Zwierciadle” imć pan Mikołaj Rej z Nagłowic, ojciec naszej literatury.

Oto jak w czasach zygmuntowskich prezentował się rynek w Krakowie ( od 1900 roku zwany Rynkiem Głównym) – serce miasta, jeden z największych europejskich placów. Teren wytyczony został przeszło trzysta lat wcześniej, jeszcze w okresie lokacji Krakowa (1257 r.), plac liczy sobie cztery hektary (kwadrat o boku 200 x 200 metrów). Godne to zaiste wielkich wydarzeń forum! Bywały na krakowskim Rynku przez wieki i wielkie postacie historii, ale i nie tylko ci godni uwiecznienia w encyklopediach i podręcznikach.

DEON.PL POLECA

Tu było centrum życia administracyjnego, sądowniczego, gospodarczego i religijnego miasta; tutaj ścinano skazańców, wymierzano karę chłosty pod pręgierzem, zdecydowanie rzadziej palono na stosie. Stąd prowadzono skazańców na Pędzichów, gdzie stały miejskie szubienice. Krakowski Rynek – miejsce publiczne, świadek uroczystości państwowych. 10 kwietnia 1525 roku na Rynku odbył się słynny hołd pruski, który królowi Zygmuntowi I złożył wraz z braćmi Albrecht Hohenzollern. 24 marca 1794 roku tu złożył przysięgę Tadeusz Kościuszko, a ostatniego października roku 1918 pod wieżą ratuszową odbyło się przejęcie władzy przez polskie wojsko. Powstawała niepodległa Polska, zrywając okowy zaborcze.

Okładka książki "Nietypowy przewodnik po Krakowie" (Wyd. WAM)

O tych wielkich wydarzeniach przypominają tablice wmurowane w nawierzchnię Rynku i fasadę wieży ratuszowej, podobnie jak o znakomitościach goszczących w kamienicach rynkowych świadczą pamiątkowe płyty ozdabiające fasady domów; jest między innymi tablica poświęcona Goethemu i Tadeuszowi Kościuszce. Jesteśmy na Rynku. Najpierw na niego popatrzmy, przyjrzyjmy się mu; możemy odpoczniemy przy kawie w jednej z licznych kawiarni, którym poświęcimy jeszcze uwagę.

Po pierwsze uderza nas rozmach, czujemy się tu niczym na Piazza di S. Marco w Wenecji, czy na Piazza di S. Pietro w Rzymie. Swoistego klimatu dodają dorożki, kwiaciarki i gołębie. No i mrowie ludzi wpisujących się w lokalne zabytki. A dorożki w Krakowie są magiczne, pięknie pisał o nich mistrz Konstanty Ildefons Gałczyński:

... Przystanęliśmy pod domem Pod Murzynami (eech, dużo bym dał za ten dom) i nagle: patrzcie: tak jak było w telegramie: przed samymi, uważacie, Sukiennicami: ZACZROWANA DOROŻKA ZACZAROWANY DOROŻKARZ ZACZAROWANY KOŃ. Z Wieży Mariackiej światłem prószy. A koń, wyobraźcie sobie, miał autentyczne uszy.

Kraków, jak powszechnie wiadomo, kocha legendy. Legendy zaś kochają z wzajemnością Kraków. Równo w roku 1998 tłum krakowian obserwował uroczystość odsłonięcia na ścianie kamienicy Pod Murzynami tablicy upamiętniającej „zaczarowaną dorożkę” i jej twórcę. A do wszystkiego doszło za sprawą tygodnika „Przekrój”, w którym to w roku 1946, w numerze 77 wydrukowano Zaczarowaną dorożkę mistrza Konstantego Ildefonsa. Od tej pory poemat ten żył już własnym życiem! Poetę woził swoją dorożką mistrz Kaczara. Zazwyczaj zabierał on słynnego Konstantego, bywało że i pod dobrą datą, z jednej z tak charakterystycznych wówczas knajpek-restauracyjek, które bezpowrotnie zniknęły z pejzażu Krakowa.

Zastąpiono je pubami, lokalami, urządzonymi w nowobogackim kiczowatym stylu, często nawet z wyśmienitą kuchnią! Ale nikt nie potrafił już w skomercjalizowanej codzienności zatrzymać tamtych klimatów, tamtej galerii postaci, bywalców! Tak pogrzebano krakowski folklor knajpiany. Przecież te knajpy, szynki, jak je kto zwał, przydawały miastu uroku. Podobnie jak dorożki. Obecnie przeżywają renesans. Krakowski rynek bez dorożek! Doprawdy trudno to sobie wyobrazić.

Poczciwi fiakrzy pojawili się tutaj dokładnie 3 marca 1855 roku. Trwają, mimo konkurencji, przez sto pięćdziesiąt lat. A poeta Gałczyński swoim poematem wsławił jednego z krakowskich dorożkarzy – Jana Kaczarę, znanego z tego, że mówił do klientów... wierszem. „Zaczarowny dorożkarz” był właścicielem dorożki oznaczonej numerem 6, zmarł w roku 1980. W tym miejscu aż prosi się słowo tytułem wyjaśnienia. Otóż, jeszcze przed druga wojną światową najczęściej jeżdżono w Krakowie fiakrem, choć i ten pojazd coraz częściej zwano dorożką. Skąd wzięła się nazwa fiakier? Otóż w siódmym wieku żył święty Fiakriusz, który z powodu nieporozumienia stał się patronem wypożyczalni pojazdów i gospody pod św. Fiakriuszem, która znajdowała się w siedemnastowiecznym Paryżu. Przeto jego uznano za patrona przewoźników i wózkarzy.

Znad Sekwany nazwa ta dotarła do Wiednia, a stąd już blisko było do Krakowa. Natomiast dorożka ma inny rodowód. W pierwszych latach dziewiętnastego stulecia w Petersburgu system komunikacji płatnej oparto na konnych zaprzęgach, pobierano opłaty za trasy czyli „darożki”. To nazewnictwo przejęła Warszawa i stamtąd dopiero trafiło ono pod Wawel. Przeto krakowski fiakier, znany z wodewilów, przegrał z dorożką, którą lansowali warszawiacy. I jak tu lubić Warszawę?

Kraków to poezja. Dzisiaj przejażdżka dorożką – czyli dryndą – należy do najmilszych przeżyć podczas pobytu pod Wawelem. Miasto oglądane z wysokości dorożki ma inną perspektywę: świat staje się naprawdę zaczarowany... Skuśmy się na przejażdżkę, chociaż wokół Rynku. Nie pożałujemy.

„Gołębie w niebieskich szalikach piją wodę ze świętym spokojem Magiczne miasto...” napisała po latach, jakby z samym Gałczyńskim poznawała nasze miasto, Agnieszka Osiecka. Czy można dostrzec w krakowskim gołębiu zaczarowanego średniowiecznego rycerza? Nikomu przez myśl by to nie przeszło. A jednak. Gołębie nieustannie unoszące się nad Rynkiem wzbudzają żywe zainteresowanie, zwłaszcza dzieci, które dokarmiają je, obok kwiaciarek, przy fontannie, naprzeciw kościoła Mariackiego.

Ale skąd się tu wzięły? Legenda powiada, że gdy z końcem trzynastego wieku panował nad Krakowem śląski książę Henryk IV Prawy, dążył on do scalenia rozbitych polskich ziem. Marzył o koronacji, która była jedną z dróg do zjednoczenia. Niestety, na koronację trzeba było mieć zgodę papieża albo cesarza, co kosztowało i to sporo. A szkatuła książęca była pusta. Wydawało się, że sytuacja jest bez wyjścia. Wówczas władca postanowił skorzystać z pomocy starej wiedźmy. Czarownica mieszkała na Zwierzyńcu, który również wkrótce poznamy. Obiecała księciu dostarczyć klejnotów i złota. Postawiła jednak warunek: zamieni książęcych dworzan i rycerzy w gołębie i w tej to postaci muszą doczekać powrotu Henryka z Rzymu. I tak się stało.

Wkrótce książę wyruszył w drogę do Wiecznego Miasta. Kusiły jednak piękne miasta, zasobne karczmy. Zabawy i pijatyki w doborowej kompanii. Z pieniędzy wkrótce nic nie pozostało. Przygnębiony Henryk powrócił do Krakowa. Nadaremnie szukał czarownicy. Po wiedźmie słuch wszelki zaginął. Ze wstydem uszedł książę z miasta. Jego dworzanie pozostali na wieki zamienieni w gołębie.

Fragment pochodzi z książki Michała Rożka "Nietypowy przewodnik po Krakowie" (Wydawnictwo WAM)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Krakowski Rynek Główny, gołębie i zaczarowani w nich średniowieczni rycerze
Komentarze (1)
SA
~Sir Artorius
19 kwietnia 2023, 10:49
Kraków jest piękny ! Dorożki za drogie. To raczej dla zagranicznych turystów. Knajpko-restauracje - nie wiem jakie były , może to pijackie szynki ? Nie dla mnie. Niestety obecne także nie są ciekawe. Lepiej czasem zajść do dobrej kawiarni , na kawę i ciastko. Obiad zjeść w barze na Grodzkiej