Bartosz Ostałowski - drifter bez rąk. "Nigdy nie idę na łatwiznę"

Fot. Ostałowski Motosport

Od najmłodszych lat motoryzacja to praktycznie całe jego życie. Nigdy z niej nie zrezygnował, nawet po wypadku, w którym stracił obie ręce. Bartosz Ostałowski opowiada, jak - pomimo kalectwa - udaje mu się realizować swoją pasję i brać udział w zawodach driftingowych.

Bartosz Ostałowski na co dzień, z sukcesami rywalizuje w zawodach driftingowych. Jest jedynym na świecie profesjonalnym kierowcą sportowym, który prowadzi stopą.

Kamil Babuśka: Z motoryzacją jesteś związany praktycznie od dziecka. To cały twój świat?

DEON.PL POLECA

Bartosz Ostałowski: No tak, kiedy byłem małym dzieciakiem i pojawiała się możliwość pojechania na rajd, aby pooglądać szybkie samochody, odczuwałem ogromne szczęście. W szkole siedziałem przy oknie to słuchałem nadjeżdżających motocykli i aut. To było coś co mnie napędzało, dawało mnóstwo frajdy.

Ta dziecięca radość pozostała ci do dzisiaj?

- Zdecydowanie tak. Wiadomo, że pojawiła się praca, muszę przygotowywać się do wyścigów, zadbać o samochód, jest więcej obowiązków. Jednak, gdy pojawia się okazja na bardziej luźny trening lub mam szansę przejechać się jakimś samochodem, to daje mi to nieprawdopodobną radość. Ostatnio nawet zdarzyło mi się przejechać ciężarówką, co było nowym przeżyciem dla mnie jako kierowcy.

Jazda tirem, najszybszymi samochodami świata, gdzie jest szczyt, bariera twojej motoryzacyjnej pasji?

- Chyba do końca sam nie wiem. Zostałem zaskoczony przez życie i przez samego siebie, gdy widzę, co już osiągnąłem. Na początku trudno było uwierzyć, że będę kiedykolwiek jeszcze w stanie wsiąść za kierownicę po wypadku [w 2006 r. Bartosz Ostałowski w wyniku wypadku na motocyklu stracił obie ręce - przyp. red.], jednak praca inżynierska, by optymalnie dostosować samochód wyścigowy, jak i "transformacja" mojej stopy, by mogła bardzo dobrze czuć kierownicę, umożliwiły to.

Nie spodziewałem się ostatecznie, że tak dobrze wszystko wytrenuję. Co więcej, nie miałem żadnych wzorców, bo byłem pierwszym kierowcą, który zaczął ścigać się bez rąk. Myślę, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Wasze działania wyścigowe jako zespołu, można określić mianem przedsiębiorstwa, działacie na imponującą skalę. Projekt No Hander by Bart Ostalowski jest dobrze znany także za granicą. Jakie są wasze plany, marzenia na przyszłość?

- Początkowo to było po prostu spełnianie marzeń i pasji, jednak świat dostrzegł unikatowość tego co robię. Ludzie bardzo pozytywnie pisali o moich osiągnięciach, dostawałem sygnały, że motywuję ludzi. Stało się to czymś więcej niż zwykłym jeżdżeniem - jest tu element misji.

Wpływ na mój rozwój miał także udział w programie The Grand Tour [brytyjski program motoryzacyjny produkowany na zlecenie Amazon.com - przyp. red.] z Richardem Hammondem, który pozwolił dotrzeć do wielu fanów na całym świecie. Jednocześnie w ramach No hander drift, chcemy wychodzić poza sport, by motywować ludzi.

Działamy również na szczeblu marketingowym, na wzór małej agencji. Wspieramy wizerunkowo wiele marek i naszych sponsorów. Z perspektywy biznesowej rozwija się to bardzo dobrze, a nasza praca jest doceniana przez ludzi z branży.

Pomagasz innym, mimo że kilkanaście lat temu doświadczyłeś tragedii. Skąd u ciebie tyle motywacji i pozytywnej energii?

- Po prostu nie wyobrażałem sobie życia bez motoryzacji, samochodów, wyścigów. Jednak początkowo nie wierzyłem, że będę mógł prowadzić. Chciałem być częścią tego świata, nawet po prostu jako członek jakiegoś zespołu. Motywował mnie każdy krok do przodu.

Najpierw nauczyłem się jeździć. Już wtedy czułem mega power, żeby iść naprzód. Następnie zrobiłem licencję profesjonalnego kierowcy sportowego FIA. Te poszczególne kroki sprawiły, że chciałem ciągle się rozwijać. Miejsca na podium w wyścigach i zadowolenie sponsorów utwierdzały mnie, że idzie to w dobrym kierunku.

Fajne jest też to, że nie doszedłem do szklanego sufitu, że więcej nie mogę osiągnąć. Chcę rywalizować na jeszcze wyższym poziomie i z roku na rok być co raz lepszym.

Bartosz Ostałowski - drifter bez rąk, to znane określenie. Dlaczego wybrałeś akurat drift?

- Drift wymaga dużych umiejętności technicznych, bardzo dobrego czucia samochodu. W jeździe wyścigowej mamy "tylko" zmianę biegów, trzeba utrzymać dobrą linię jazdy, dobrze operować gazem, hamulcem i w zasadzie tyle.

W drifcie natomiast dochodzą dodatkowe czynności, tj. jednoczesne hamowanie i dodawanie gazu, "kopanie sprzęgła", puszczanie i łapanie kierownicy, zaciąganie ręcznego hamulca. Drift daje wyjątkowe widowisko kibicom. Poza tym dużym atutem jest fakt, że w tej dziedzinie nie ma ograniczeń w mocy samochodu. Auta do driftu mają nieraz po 1000 KM.

Czyli drift jest niezwykle trudny. Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że lubisz sobie utrudniać życie...

- Pewnie, można wysnuć taki wniosek. Rzeczywiście, nigdy nie idę na łatwiznę. Jednak warto wspomnieć po raz kolejny o wsparciu naszych partnerów, bo bez ich pomocy sama moja praca by nie wystarczyła.

Jak wygląda zwykły dzień "driftera bez rąk"?

- Żeby się w ogóle ścigać, musiałem się nauczyć funkcjonować samodzielnie mimo niepełnosprawności. Wstaję rano, jem śniadanie, później idę do warsztatu, planujemy, ustalamy z mechanikami, co robimy danego dnia. Pracuję na komputerze, biegam z Dinem [pies Bartosza Ostałowskiego - przyp. red], załatwiam różne sprawy związane z marketingiem, naszymi sponsorami. Wieczorami staram się znaleźć czas na np. wyjście na miasto, jednak szczególnie w sezonie na odpoczynek tego czasu jest niezwykle mało.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bartosz Ostałowski - drifter bez rąk. "Nigdy nie idę na łatwiznę"
Komentarze (1)
TS
~Teresa Sasim
5 września 2021, 16:50
zbawienie ma sens przez krzyż bierz swój krzyż i idź za Jezusem TYLKO Bóg z nam