Przygotowywano go do pobrania narządów, wybudził się kilka godzin przed operacją: "Byłem w niebie"
"Nie ma innego wytłumaczenia niż Bóg. Nawet lekarze to przyznają" - mówi 13-latek.
Kilka miesięcy temu Trenton McKinley z Alabamy uległ poważnemu wypadkowi. Wypadł z przyczepy samochodowej i uderzył głową o beton. Jednocześnie przyczepa przygniotła go i uderzyła w głowę kolejny raz. Z poważnymi obrażeniami mózgu trafił do szpitala. Stwierdzono u niego siedem pęknięć czaszki. Podczas hospitalizacji przeszedł 4 zawały serca. Lekarze orzekli, że jego stan jest zbyt poważny i nie powróci do zdrowia. "Jego serce biło tylko dzięki kolejnym dawkom adrenaliny" - miała powiedzieć osoba z personelu medycznego.
Rodzice byli pewni, że Trenton bez wahania zgodziłby się oddać swoje narządy. Gdy po dwóch miesiącach podtrzymywania go przy życiu, lekarze przyszli do nich, mówiąc, że w tej chwili czeka aż 5 młodych osób, którym mogłyby pomóc narządy pobrane od Trentona, McKinleyowie zgodzili się od razu. "To była trudna decyzja, ale mieliśmy przeczucie, że właściwa" - mówiła matka w wywiadzie przytoczonym przez portal usatoday.com.
Dzień przed planowanym pobraniem narządów, mózg Trentona zaczął wykazywać aktywność i ku zdumieniu personelu medycznego chłopiec wybudził się ze śpiączki. Rodzice byli w szoku.
"Gdy tam byłem, szedłem prosto na otwartym polu. Nie ma innego wytłumaczenia niż Bóg. Nawet lekarze to przyznają" - powiedział w wywiadzie dla BBC sam Trenton, który obecnie wraca do zdrowia. O samym wypadku mówi niewiele: "Uderzyłem w beton, a przyczepa wylądowała na mojej głowie. Po tym już niczego nie pamiętam".
Przed nim jeszcze długa rehabilitacja. Z najnowszych informacji podanych przez matkę wynika, że chłopiec czuje się dobrze. Ze względu na liczne pęknięcia czaski musi chodzić w specjalnym kasku, ale nie unika normalnego życia. Przed wypadkiem uwielbiał koszykówkę i obecnie powoli wraca do sportu.
Skomentuj artykuł