W nietypowy sposób towarzyszą chorym i umierającym. Każdy może do nich dołączyć

(fot. thresholdchoir.org)
thresholdchoir.org / dobrewiadomości.pl / pp

Chór Przejścia z Seattle to 30-osobowa grupa kobiet, które towarzyszą chorym i umierającym. Nie są profesjonalnymi muzykami, jednak dla wielu ich śpiew jest wart więcej niż bilety na koncert największych gwiazd.

Wszystko zaczęło się w 1990 roku. Kate Munger czuwała wtedy przy łóżku swojego przyjaciela, Larry'ego. Mężczyzna był w śpiączce, umierał na AIDS. "Robiłam to, co zawsze, kiedy się bałam, śpiewałam piosenkę, które dodawała mi odwagi. Czułam, że moja muzyka pomagała też mojemu przyjacielowi" - wspomina Kate.

Kilka lat później, gdy kobieta wracała samochodem do swojego domu, myślała o wszystkich zwierzętach, które zginęły na trasie. Postanowiła, że będzie dla nich śpiewać w zaciszu swojego samochodu. "Czułam, że to, co robię jest dobre. To stało się moją rutyną" - mówi. W głowie Kate pojawiła się wtedy myśl, by śpiewem dodawać odwagi innym ludziom, którzy zmagają się w swoim życiu z trudnościami. Tak w 2000 roku postał pierwszy Chór Przejścia. Obecnie na świecie jest ich już 150.

DEON.PL POLECA

Najważniejsza jest intencja

"Siedzieli w nogach mojego łóżka, śpiewając przepiękne piosenki. Patrzyłam na ich twarze pełne ciepła i miłości. Usłyszałam spokojny głos wewnątrz siebie, który powiedział mi, że nic nie muszę już robić. Mogę odejść w spokoju. Nie mam nic przeciwko temu" - wspomina chorująca na nowotwór Robin Rose. Chór odwiedził ją, gdy około 10 lat temu leżała w szpitalu po poważniej operacji. Dziś 64-latka sama prowadzi w Seattle jedną z takich grup. Ich słuchaczami są pacjenci hospicjów, osoby bliskie śmierci.

Chór w Seattle składa się z 30 osób. By do nich dołączyć nie trzeba mieć muzycznego wykształcenia czy przechodzić przez przesłuchania. Trzeba być muzykalnym i chcieć pomagać innym - to jedyne wymagania.

Czytaj także: Uciekać przed śmiercią [REPORTAŻ]

"Myślę, że intencja, z którą przychodzimy do łóżka chorego, jest ważniejsza nawet od muzyki którą ze sobą niesiemy. Kiedy łączy nas modlitwa, to wszystko jest dobrze. Brak tego połączenia, nawet przy anielskim, idealnym śpiewie, nie jest dobry" - przyznaje 58-letnia Karen Ward, członkini grupy.

Chór pozwala zapomnieć o zmartwieniach

Warto zaznaczyć, iż Chór Przejścia jest organizacją świecką, a piosenki jakie wykonuje, nie są przypisane do żadnej religii czy ideologii. Grupa zawsze dostosowuje się do osób, dla których śpiewa. Ich zadaniem nie jest nawracanie umierających, a towarzyszenie im w tych trudnych momentach. "Myślę, że to niezwykle ważne, aby osoba, której śpiewamy, nie została nagle skonfrontowana z czymś, co kompletnie nie idzie w parze z jej własnym systemem wiary" - zaznacza Marcia McLaughlin, członkini grupy. 73-latka często śpiewa swojej ciężko chorej przyjaciółce, Diane Graham, przyznaje, że w ten sposób stara się wnieść w jej życie odrobinę radości.

(fot.thresholdchoir.org)

Diane (na zdjęciu) to chorująca na zanik wieloukładowy 64-latka. Z powodu postępującej choroby kobieta musiała przejść na wcześniejszą emeryturę. "Szczęście wypełnia serce przez kilka godzin, nie wyobrażasz sobie jak wiele to dla nas znaczy. Można po prostu tam być, widzieć i słuchać, zapomnieć codzienne zmartwienia"- tak opisuje emocje, które towarzyszą jej podczas słuchania chóru. Zaznacza, że od czasu, gdy muzycy ją odwiedzają, zmienił się jej stosunek do śmierci. "Czuję się o wiele bardziej komfortowo z tą częścią naszej podróży, bo jest to podroż którą wszyscy będziemy musieli podjąć w którymś momencie naszego życia" - mówi.

Posłuchaj, jak członkowie chóru opowiadają o swojej działalności:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W nietypowy sposób towarzyszą chorym i umierającym. Każdy może do nich dołączyć
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.