"Ludzie szukają w muzyce prawdy. Opera ją daje"

fot. DEON.pl
Marcin Łukasz Makowski / DEON.pl / opera.krakow.pl

Już 11 stycznia odbędzie się pierwszy w 2014 roku operowy koncert w Krakowie pt. "Karnawałowy wieczór gwiazd". Z tej okazji o operę i jej przyszłość zapytaliśmy wybitnego solistę, Przemysława Firka.

Wystąpią polscy soliści śpiewający na scenach Europy i świata m.in. Małgorzata Walweska, Andrzej Dobber, Wojciech Śmiłek, Rafał Siwek i Arnlod Rutkowski oraz wybitni soliści operowi - Ewa Biegas, Wioletta Chodowicz, Anna Lubańska, Katarzyna Oleś-Blacha, Iwona Sobotka i Wojciech Gierlach, Adam Kruszewski, Stanisław Kufluk, Tomasz Kuk, a także współpracujący na stałe z krakowską sceną Przemysław Firek, który będzie obchodził tego wieczoru 25 lecie pracy artystycznej. Orkiestrę poprowadzą Tadeusz Kozłowski i Tomasz Tokarczyk.

Współorganizatorem wydarzenia jest Krakowska Izba Adwokacka oraz Naczelna Izba Adwokacka, patronat medialny nad koncertem objął natomiast portal DEON.pl. Z tej okazji postanowiliśmy zapytać Przemysława Firka o to niezwykłe wydarzenie i jego artystyczny jubileusz.

DEON.PL POLECA

Wywiad z Przemysławem Firkiem

Marcin Łukasz Makowski: To już ponad 25 lat na scenie. Zaczynałeś w Krakowie w Strasznym Dworze Moniuszki. Od tego czasu zmieniło się wiele, ale chyba nie przypuszczałeś wtedy, że wrócisz do tego samego miejsca jako gwiazda, świętując jubileusz w tak znakomitym gronie.

Przemysław Firek: Wracam na tę scenę, ale oczywiście nie na tę samą. Opera Krakowska zawsze była dla mnie wyjątkowa - w jakimś sensie była również ewenementem na skalę europejską. Śmialiśmy się z kolegami, że tylko tam artyści występowali w poniedziałek, który zwyczajowo jest dniem wolnym w operach. Od pięciu lat mogę się natomiast pochwalić naszą stałą współpracą, której owocem jest m.in. ten koncert.

Chyba nie bez powodu nazwałeś go "Karnawałowym wieczorem gwiazd". Takiego wysypu wybitnych solistów jeszcze u nas nie było.

To prawda, nieskromnie powiem, że wydarzenie takiego kalibru jest bez precedensu. Zaproszenie kilkunastu solistów na jedną scenę w jeden dzień to choćby z logistycznego punktu widzenia misja prawie niemożliwa. Wielu kolegów i koleżanek specjalnie na ten wieczór przylatuje z Paryża czy Monachium, przekładając wiele ze swoich występów. Jestem im za to dozgonnie wdzięczny.

Podczas swojej długiej kariery osiągnąłeś wiele rzeczy, które stanowią prawdziwą rzadkość nawet wśród wytrawnych śpiewaków. Jako jedyny na świecie posiadasz w repertuarze wszystkie opery Pendereckiego, ale również chyba najszybciej nauczyłeś się najtrudniejszej roli, jaką można sobie wyobrazić - mam na myśli partię Wozzecka w dramacie Albana Berga. Jak sprostałeś temu zadaniu?

Kiedy dostałem propozycję zaśpiewania partii Wozzecka nie mogłem się długo namyślać. Chciałem się z tym zmierzyć, ale do pracy trzeba się było zabrać z miejsca. Kiedy po dwóch tygodniach powtarzania tej samej strony partytury nie mogłem jej zaśpiewać bez błędów, byłem przekonany, że to koniec. Zagryzłem jednak zęby i śpiewałem dalej. Po trzech miesiącach codziennych prób nauczyłem się roli, która innym zabierała ponad trzy razy tyle czasu. Chyba nigdy nie byłem z siebie tak zadowolony. Po tym wiedziałem, że solidną pracą mogę osiągnąć wszystko.

Wiele z Twoich ról to wcielenia diabłów, demonów, morderców i innych czarnych charakterów. Odnajdujesz się w takich rolach?

Powiem tak, koledzy nazywają mnie etatowym polskim szatanem (śmiech). Ostatnio np. grałem rolę Mefistofelesa Rogera Wilsona w Operze Narodowej. Mam coś takiego w aparycji, że po prostu łatwo mi się w takie postaci wcielić. Wszędzie mnie pełno, to takie sceniczne ADHD. Kiedyś podczas próby do jednego spektaklu śpiewałem w amfiteatrze z solistką dosyć głośną arię. Wszystko wyglądało chyba na tyle dramatycznie, że przechodzący obok robotnicy dosadnie powiedzieli, żebym się od niej odczepił. To był największy komplement, jaki dostałem (śmiech).

Na koniec powiedz mi szczerze, myślisz, że opera w Polsce ma przyszłość? Statystyki w porównaniu np. z Niemcami czy Francją wypadają u nas niezwykle blado.

Statystyki to jedna rzecz, druga to taka, że opera w Polsce zaczyna robić się modna. Na lepsze występy bilety są wykupywane na dwa miesiące przed terminem chwilę po otwarciu internetowej rezerwacji. Operę ogląda mało ludzi, bo miejsc jest mało. Zapotrzebowanie natomiast z roku na rok rośnie. Ludzie coraz częściej szukają w muzyce nie tylko rozrywki, ale również czegoś prawdziwego. Opera im to daje.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Ludzie szukają w muzyce prawdy. Opera ją daje"
Komentarze (3)
K
Karolina
10 stycznia 2014, 10:02
Opera klayczna w swej treści przekazuje często prawdę o ludzkich uczuciach, jednak współczesne przedstawienia operowe (zwłaszcza w teatrach niemieckich) to już 100% służalczość wobec aktualnych trendów. We wszystkich klasycznych przedstawieniach (nawet u Verdiego) - golizna, wyuzdanie, elementy homoseksualne (!!!). Po prostu WSTYD.
M
milosnik
10 stycznia 2014, 00:18
Każdy lubi inne dzieła muzyczne. Każda epoka, od epok wczesnych przez xix w aż po xx włącznie, zostawiła wybitne dzieła operowe. Niektóre trochę zapomniane. Np.w gmachu operowym w stolicy po prostu czasem brak melomanom takich tytułów jak Jezioro Łabędzie, Makbet, Bal maskowy, Król Roger itd.
L
leszek
9 stycznia 2014, 23:05
Stwierdzenie, że widzowie szukają w operze czegoś prawdziwego to jak dla mnie bardzo śmiała opinia. Albo poziom abstrakcji za wysoki dla mnie.