Polscy naukowcy dokonywali rewolucji w nauce. Dlaczego nic o nich nie wiemy? [ROZMOWA]

fot. NaukaToLubie.pl

"Staram się do popularyzacji dokładać swój mały kamyczek, jednak uważam, że te działania powinny być priorytetem państwa w postaci Ministerstwa Edukacji czy Ministerstwa Kultury. (...) Polska na światowej arenie nie jest kojarzona z osiągnięciami technologicznymi, czy naukowymi. A szkoda, bo to niezagospodarowany teren za pomocą którego moglibyśmy promować się w świecie" - mówi fizyk i popularyzator nauki dr Tomasz Rożek.

Michał Lewandowski: Napisałeś książkę o polskich naukowcach i zrobiłeś karcianą grę o ich wybitnych osiągnięciach. Patrzę na nazwiska i widzę Kopernika, Marię Skłodowską Curie i Ignacego Łukasiewicza. Na kolejnych są Jan Czochralski, Rudolf Weigl, Jan Szczepanik i Maria Antonina Czaplicka, o których nigdy nie słyszałem w szkole.

DEON.PL POLECA

Dr Tomasz Rożek: Trudno się dziwić, w ogóle nie mówi się o nich na lekcjach.

Z czego to wynika?

Z braku zorganizowanego działania, które miałoby na celu popularyzowanie wiedzy o polskich uczonych, których wynalazki i odkrycia zrewolucjonizowały świat.

Z drugiej strony nie mamy problemu z popularyzowaniem naszych pisarzy czy władców i polityków.

Tak, to prawda. Być może wynika to z naszej niełatwej historii i tradycji, która raczej koncentrowała się na ludziach decydujących o przetrwaniu narodu w trudnych czasach. To jednak nie jest wytłumaczeniem dla faktu, że w podręcznikach fizyki, chemii, matematyki i biologii nie pojawiają się nazwiska ludzi, którzy do rozwoju światowej nauki przyczynili się nie mniej niż na przykład polscy pisarze nobliści do rozwoju literatury.

To dlaczego podręczniki nie wymieniają ich nazwisk?

To raczej intuicja niż jakieś dogłębna badania, ale wydaje mi się, że powody są dwa. Pierwszy jest taki, że proces powstawania podręcznika można sprowadzić do przepisywania poprzednich wydań z zachowaniem aktualnych danych. Jeśli coś się zmienia, to zastępujemy to nowymi liczbami lub faktami. Cała reszta powtarza się z wydania na wydanie i rzadko tutaj dzieją się rewolucje. W gruncie rzeczy w szkole nie uczymy matematyki tylko uczymy rachunków. Nie uczymy fizyki, tylko uczymy rachunków w kontekście konkretnego zjawiska fizycznego. Nie pokazujemy historii i zmagań, które doprowadziły naukowców do zrozumienia jak przebiega konkretny proces.

Drugi to nasze decyzje związane z popularyzowaniem nauki na tak prozaicznej płaszczyźnie, jak na przykład nadawanie nazw ulicom, czy placom. Jak to jest możliwe, że w tak wielu miejscach powstają nowe osiedla czy ulice i miejsca te nazywa się za lokalizacjami geograficznymi lub bohaterami polskich dzieł narodowych z pominięciem naukowców? Dlaczego nie potrafimy popularyzować ich także w taki sposób? Dlaczego po to by sprawdzić czy w Polsce jest w ogóle ulica Jana Czochralskiego, musiałem to wygooglać, bo choć podróżuję po kraju dosyć dużo, nigdy na jego ulicę się nie natknąłem? A tymczasem to wybitny naukowiec, którego odkrycie zrewolucjonizowało tworzenie podzespołów komputerowych bez których świat dzisiejszej informatyki mógłby w ogóle nie powstać. W kilku miastach rzeczywiście, Czochralski ma ulicę, a ja uważam, że powinien mieć w każdym mieście. A on nie jest jedyny, bo lista nazwisk, która zasługuje na upamiętnienie jest długa i często o wiele bardziej znana za granicą niż w Polsce.

A może dzieje się tak, dlatego, że dzieła pisarzy są dostępne szerszemu audytorium niż wyniki badań naukowców?

Nie zgadzam się z tym. To nie jest kwestia tego, że ich historie nie są ciekawe, albo nie da się ich ciekawie opowiedzieć. To jest kwestia woli i chęci. To się da zrobić i nie trzeba do tego nie wiadomo jakich środków i siły. Inna sprawa, to mur w postaci dostępności informacji o ludziach polskiej nauki. Na zachodzie bez trudu znajdziesz zdjęcia uczonych, udostępnione na licencji domeny publicznej oraz ich dobrze udokumentowaną pracę z licznymi skanami i reprodukcjami włącznie. W Polsce często trzeba za nie zapłacić. Być może to kolejny powód dla którego autorzy podręczników pomijają Polaków w swoich książkach.

I widząc to wszystko zdecydowałeś się coś z tym zrobić.

Tak, można tak powiedzieć [śmiech]. Choć są jeszcze trzy inne powody.

Pierwszy wynika z tego, że lubię opowiadać innym historie ludzi, które ich poruszają i dają do myślenia. Wydaje mi się, nic tak bardzo nie interesuje człowieka jak historia drugiego człowieka i opowieść o jego dziejach. Dotyczy to oczywiście nie tylko nauki i opowiadania o niej, ale każdego reportażu i opowieści o ludzkich sprawach.

Za każdym newsem w mediach kryje się ludzka, nie rzadko dramatyczna historia.

Tak, dlatego niezależnie od tego, czy dotyczy to kwestii wiary, nauki, klimatu lub czegokolwiek innego, historia opowiedziana przez drugiego człowieka będzie zawsze bardziej ciekawa niż suche fakty. Oczywiście nie jest tak, że one nie są ważne, ale jeśli chcemy dotrzeć do szerszej publiki z tym, co robimy, to musimy znaleźć w tym człowieka z jego bardzo indywidualną historią. Możemy pójść do biblioteki i wypożyczyć dziesiątki tomów dotyczących postępujących zmian klimatu Ziemi, ale ich przekaz nie będzie tak interesujący jak opowieść człowieka, który z uwagi na zmianę klimatu został zmuszony do przeniesienia się z miejsca swojego zamieszkania na inne, gdzie nie dokucza mu już nieustanna susza, czy migracji z rodzimej wyspy na taką, która nie jest zalewana przez fale oceanu. To nie są przykłady alegoryczne, takie historie faktycznie miały miejsce.

Przy czym uważam, że w przypadku zmian klimatu mówienie o faktach jest równoważne do opowieści o ludzkich dramatach.

Tak, oczywiście. Ale jeżeli chcemy dotrzeć przekonująco do innych ludzi, to kluczowe jest, żeby w opowieści szukać człowieka, a nie tylko i wyłącznie opisywać zjawiska i fakty.

Jaki jest drugi powód?

Wynika on z głębokiej miłości do kraju w którym mieszkam i chęci pokazania, że... Polacy byli w stanie bardzo bezpośrednio i trwale wpłynąć na rozwój nauki na świecie.

Skąd to wahanie?

Zawahałem się, bo faktycznie część z tych odkryć, czy stworzonych wynalazków miała miejsce w granicach państw, które dokonały rozbioru Polski. Nie zmienia to jednak faktu, że ludzie, którzy ich dokonali mówili po polsku i czuli się Polakami, a pracując za granicą mówili, że pochodzą z kraju nad Wisłą. Mimo tego, że nie zajmowali się polityką, byli ambasadorami kraju, który zniknął z mapy Europy i myślę, że wiele im zawdzięczamy w tej kwestii, bo poza niebagatelnym wpływem na światową naukę, to przez coś, co dzisiaj nazywamy science diplomacy, przyczynili się do odzyskania przez Polskę niepodległości.

Te historie są często trudne, czasem nawet tragiczne.

Tak, zdecydowanie. I to jest trzeci powód. Chciałbym opowiadając o historii człowieka opowiedzieć też o czasach w których on żył i pracy, którą wykonał w kontekście właśnie tych czasów. Oczywiście nie jestem historykiem i nie zamierzam dokładnie opisywać życiorysów naukowców i wszystkich kontekstów, które im towarzyszyły, ale chcę pokazać praca danego człowieka wpłynęła na całość naukowego świata.

Czytając to, co piszesz, widać, że mimo swoich odkryć ci naukowcy nie mieli łatwego życia, a popularność, którą zdobywali wiodła przez liczne zakręty i upadki.

Musieli mieć w sobie mnóstwo samozaparcia i uporu, żeby osiągnąć to, czego dokonali. Jasne, że byli utalentowani i pracowici, ale poza tym nie brakowało im właśnie tego upartego trwania przy raz obranej drodze czasem wbrew własnemu środowisku, także naukowemu. To są cechy, których możemy się od nich uczyć i które warto w sobie pielęgnować.

Biorę talię kart i wyciągam pierwsze nazwiska. Jest Stefan Banach i Marian Rejewski.

Tak, polska szkoła matematyczna. Teorie Banacha są skomplikowane, ale czy wiedziałeś, że jego prace są wykorzystywane w algorytmach, które odpowiadają za proces zapisywania i przetwarzania zdjęć w aparatach i kamerach cyfrowych? Za każdym razem, kiedy robisz zdjęcie telefonem lub oglądasz film na YouTube korzystasz z pracy polskiego uczonego.

Rejewski kojarzy mi się z szyframi.

To absolutnie genialny matematyk, który doprowadził do złamania kody Enigmy, maszyny stosowanej w czasie II wojny światowej przez Niemców do szyfrowania między innymi depesz i rozkazów dla wojska. Jego praca przyczyniła się do tego, że alianci wygrali wojnę. Powszechnie uważano, że Enigma jest nie do złamania, ale naszemu uczonemu się to udało. Zastanawiam się tylko, dlaczego o jego pracy nie uczymy dzieci ani na matematyce, ani na historii. Dlaczego matematyk wraz z historykiem nie zrobią wspólnej lekcji na temat łamania kodów? Dlaczego jedyne filmy na ten temat, które da się oglądać, to produkcje brytyjskie lub amerykańskie, które pomijają polski wątek? Ja ostatnio na kanale YouTube Nauka To Lubię Junior zrobiłem cykl matematyczny dla dzieci. Jest tam tez odcinek o szyfrach. Ale ja nie jestem w stanie zastąpić szkoły.

To z kolei nazwisko o którym dowiedziałem się kilka lat temu. Człowiek dzięki któremu wiemy, czym są witaminy - Kazimierz Funk.

Tak, bez jego pracy nie mielibyśmy teorii naukowej opisującej działanie witamin. Rozumiem, że nie dowiedziałeś się o nim z lekcji biologii?

Nie, przeczytałem w piśmie popularnonaukowym w kilka lat po zdaniu matury. No dobrze, ale o Janie Szczepaniku nie słyszałem, więc opowiedz.

Niby znałem jego nazwiska, ale dopiero w czasie studiowania dorobku naukowego, który stworzył dowiedziałem się zupełnie nowych szczegółów. Szczepanik wyprzedził czas w którym żył i był nazywany "polskim Edisonem". W czasie, kiedy żył przyjeżdżali do niego naukowcy z całej Europy i konsultowali swoje wynalazki. Dla przykładu skonstruował telektroskop, czyli urządzenie, które na odległość wysyłało dźwięk i kolorowy obraz. De facto była to kolorowa telewizja skonstruowana na przełomie XIX i XX w. Szczepanik skonstruował również urządzenie do tkania, które potrafiło nanieść kolorowy obraz na powierzchnię tkaniny. Stworzył kamery zdolne do rejestrowania kolorowego filmu na taśmie. Niestety dla Polaka wiele lat po jego wynalazku Kodak stworzył podobny film o trochę lepszych parametrach i na większą skalę spopularyzował swój produkt. Tyle, że Szczepanik wymyślił ten proces i nie byłoby dzisiejszej kolorowej telewizji gdyby nie on. Jemu zabrakło – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – otoczenia biznesowego. Był ze swoim wynalazkiem sam. Cóż, żył podczas zaborów, więc może nie ma się co dziwić. Choć z drugiej strony dzisiaj wielu naukowców pracujących w Polsce też nie ma otoczenia biznesowego.

W samej grze jest 30 postaci, ale w książce opisujesz ich znacznie więcej.

Tak, jest tam opisana Maria Antonina Czaplicka wniosła tak kolosalny wkład w rozwój światowej etnologii i geografii. Badała kult duchów i szamanizm na terenie Syberii. Na terenie szalenie trudnym do podróżowania dzisiaj, a co dopiero w na początkach XX wieku. Jest także Michał Boym, polski jezuita i podróżnik, który stworzył pierwszy atlas Chin. Naniósł jako pierwszy Europejczyk na mapę Mur Chiński, opisał pustynie, wyspy, góry i lasy Państwa Środka. Interesował się także roślinnością tych terenów, którą skrupulatnie opisywał. Szczególna jest natomiast historia Pawła Edmunda Strzeleckiego.

Dlaczego?

Strzelecki był z kolei podróżnikiem, pierwszy Polakiem, który odbył podróż dookoła świata. Był też pierwszym autorem kompletnego naukowego opracowania o Australii. Co najważniejsze, na wykonane przez siebie mapy naniósł miejsca występowania surowców naturalnych tego kontynentu, w tym węgla. Z resztą najwyższa góra tego kraju nosi imię Kościuszki dlatego, że Strzelecki był jej pierwszym zdobywcą. Opisał także żyły australijskiego złota. To ciekawy wątek, bo gubernator, który sprawował wówczas władzę nad krajem poprosił Polaka, by ten nie ujawniał faktu odkrycia pokładów cennego kruszcu. Wówczas Australia była kolonia karną i nie chciano by była kojarzona z miejscem szczęścia i powodzenia. Strzelecki posłuchał, ale pech chciał, że kiedy jakiś czas później złoża złota zostały odkryte przez innego badacza, tym razem z Wielkiej Brytanii, ten nie wahał się zgłosić tego i zbił na tej wiedzy gigantyczny majątek. Przepisy stanowiły bowiem, że każdy, kto odkryje takie złoża ma mieć gwarantowany udział z ich wydobycia. Może gdyby Strzelecki zgłosił to wcześniej, to gorączka złota wybuchłaby w Australii, a powstała na jej podwalinach Dolina Krzemowa byłby na Antypodach, a nie w Stanach Zjednoczonych. Idąc jeszcze dalej, mogłoby to odmienić losy światowej gospodarki.

Historie, które opowiedziałeś to scenariusze na filmy i seriale, gdyby tylko ktoś chciał je zrobić i promować.

Cały czas szukam pieniędzy by popularyzować te historie większemu gronu odbiorców. Po to też założyłem fundację. Staram się do popularyzacji dokładać swój mały kamyczek, jednak uważam, że te działania powinny być priorytetem państwa w postaci Ministerstwa Edukacji czy Ministerstwa Kultury. Bez zorganizowanej akcji popularyzacji polskich uczonych i ich wkładu w dzieje światowej nauki nie możemy nawet marzyć o tym, że wiedza na ich temat stanie się bardziej znana. Polska na światowej arenie nie jest kojarzona z osiągnięciami technologicznymi, czy naukowymi. A szkoda, bo to niezagospodarowany teren za pomocą którego moglibyśmy promować się w świecie.

fot. NaukaToLubie.pl

Dlaczego projekt, w skład którego wchodzą między innymi gra i książka, nazwałeś “Akademią Superbohaterów”?

Bo myśląc o superbohaterach, o polskich naukowcach nie chcę opowiadać tylko o czymś, co się już stało. Bardzo bym chciał, żeby ich historie stały się "paliwem" dla tysięcy młodych Polek i Polaków, którzy interesują się nauką i próbują w jej ramach realizować swoje pasje i marzenia. W ramach fundacji, którą prowadzę szukamy takich talentów, bo chcemy je wyłowić i pomóc im w zrealizowaniu projektu, którym teraz się zajmują. To nie są nawet doktoranci, ale młodzi ludzie, którzy robią różne ciekawe rzeczy, na przykład konstruują silnik rakietowy lub projektują lądownik, który ma za zadanie badać skład atmosfery Marsa w czasie przechodzenia przez jej kolejne warstwy. To akurat przykłady z jakimi mamy do czynienia. Takie prace na którymś etapie muszą skończyć się zaprojektowaniem prototypu na którym sprawdzą oni, czy to wszystko działa. I nagle okazuje się, że potrzebują do tego tysiąca lub dwóch tysięcy złotych, których nie mają, a których nie dostaną od państwa, bo nie ma takich programów wsparcia dla młodych ludzi. Uważam, że nie stać nas na to, żebyśmy nie dali im tych pieniędzy, bo całkiem możliwe, że takie projekty zaowocują w kolejnych latach przełomowym wynalazkiem. To spina się z tymi superbohaterami o których traktuje moja gra.

Czyli edukacja i praca u podstaw?

Trzeba pamiętać o tym, co było w przeszłości, ale musimy z niej wyciągać wnioski i budować dopiero to, co będzie. Jeżeli moja gra albo książka będą się sprzedawały, to będę miał środki na to, żeby wspierać młodych ludzi, którzy chcieliby zrobić coś na co teraz nie mają pieniędzy. Będzie to budowanie kolejnej talii superbohaterów, którzy za dziesięć, dwadzieścia lat mogą być najlepszymi ambasadorami Polski na całym świecie. Nie wiem czy powinna to robić prywatna fundacja, ale nikt inny się za to nie zabiera, więc trzeba to po prostu zrobić. Szkoda mi jest tych talentów, bo nawet jak nie wszyscy z nich zostaną naukowcami, to to, czego się nauczą zawsze będzie w nich owocowało: dociekliwość, chęć sprawdzenia, upór, umiejętności niestandardowego rozwiązywania problemów, współpracy. Akademia Superbohaterów nie jest tylko o przeszłości, ale może nawet bardziej o tym, co dopiero przed nami.

* * *

Dr Tomasz Rożek - fizyk i dziennikarz naukowy. Współpracował m.in.: z redakcjami: Pytania na Śniadanie, Teleexpressu, Dzień Dobry TVN; Wiedzy i Życia, magazynem National Geographic, Gazetą Wyborczą, Rzeczpospolitą, magazynem Focus. Był autorem oraz prowadzącym program Sonda2 w TVP2. Współtworzy programy radiowe: „Pytania z kosmosu” oraz Klub Trójki. Wydał kilka książek. Prowadzi pop-naukowego vbloga Nauka. To Lubię i facebookowy fanpage Nauka.To Lubię. Założyciel fundacji Nauka. To Lubię

fot. NaukaToLubie.pl

Dziennikarz, publicysta, redaktor DEON.pl. Pisze głównie o kosmosie, zmianach klimatu na Ziemi i nowych technologiach. Po godzinach pasjonują go gry wideo.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Polscy naukowcy dokonywali rewolucji w nauce. Dlaczego nic o nich nie wiemy? [ROZMOWA]
Komentarze (4)
~Rafał Ńok
14 listopada 2021, 22:04
Dokonywali? Czyli już nie dokonują?
FD
~F. Dell
14 listopada 2021, 19:11
Seria filmów "Geniusze i marzyciele" pozwala trochę nadrobić te zaległości: vod.tvp.pl/website/geniusze-i-marzyciele,51871329
AK
~Agata Kowalska
12 listopada 2021, 19:41
dziękuję, kupię całej rodzinie na gwiazdkę
KS
~Kacper Schabowski
11 listopada 2021, 11:02
Jestem nauczycielem, choć oddalonym od systemu i próbującym robić coś inaczej. To, co mówi dr Rożek o szkole nie jest takie proste do wprowadzenia. Paradoksalnie, mam wrażenie, że zrealizowanie jego słów, przy obecnym kształcie systemu edukacji, dałoby efekt odwrotny - dzieciaki byłyby zniechęcone tymi postaciami podobnie jak innymi, o których wiedzę muszą wkuwać na ocenę. Podobne intencje z różnych kategorii naukowych mieli twórcy podstawy programowej, w której punktów jest tak dużo, że gdyby chcieć porządnie zrealizować je wszystkie, nie byłoby miejsca na swoje zainteresowania. A przecież cała praca popularyzatorska dr Rożka wzięła się nie ze szkolnego wkuwania tylko z pasji do nauki. Zachwycił się postaciami, o których mało słyszał w szkole. Czy gdyby słyszał, to tak by się nimi zachwycił? Kiedy jako nauczyciel decyduję się zrobić inną niż tradycyjna lekcję, rozszerzyć ciekawy temat, zawsze wiąże się to z tym, że inną uznaną za potrzebną wiedzę, muszę pominąć. Szkoła zniechęca.