Zanieczyszczenie ozonem na Antarktydzie może przyspieszyć zmiany klimatu
Naukowcy ustalili, że poziom ozonu w dolnych częściach atmosfery jest na tyle wysoki, że może być powodem dodatkowego wzrostu temperatury na tym obszarze.
Obszar Antarktydy najczęściej kojarzy się z dziurą ozonową, która, powstała na skutek zbyt małej ilości trójatomowego tlenu na wysokości 15 do 30 kilometrów nad powierzchnią Ziemi. Ozon, który występuje w wyższych partiach atmosfery chroni planetę przed szkodliwym promieniowaniem UV. Jednak jego wysokie stężenie na poziomie morza sprawia, że obszar ten jeszcze bardziej narażony jest na wzrost temperatury.
Jak ozon podgrzewa klimat
Ozon (trójtamowy tlen) to ostry i "gryzący" gaz, który często towarzyszy letnim burzom i smogowi. Powstaje najczęściej wtedy, kiedy promieniowanie słoneczne reaguje z gazami wytwarzanymi przez fabryki i transport. Naturalnie jego pochodzenie wiąże się z burzami i działaniem niektórych mikroorganizmów.
Poza szkodliwym działaniem dla ludzkiego układu oddechowego, ozon działa także jak gaz cieplarniany. Jego właściwości zatrzymywania ciepła są 1000 razy większe niż dwutlenku węgla, dlatego jego wysokie stężenie prowadzi do ocieplania się klimatu.
Do tej pory brakowało badań, które miałyby określić, jak obecny w niskich partiach atmosfery ozon wpływa na południowy biegun Ziemi i w jakich ilościach faktycznie tam występuje w długich okresach czasu.
Lukę w wiedzy postanowili wypełnić naukowcy związani z American Chemical Society, którymi kierował Jayanarayanan Kuttippurath z Indian Institute of Technology. Uczeni przeanalizowali próbki z lat 1992-2018, które pobierane były z poziomu gruntu, niższych warstw atmosfery i warstwy ozonowej kilkanaście kilometrów nad ziemią. Dane pochodziły z ośmiu stacji antarktycznych.
Badania wskazały, że obecny na Antarktydzie ozon ma naturalne pochodzenie i takie, które wiąże się z działalnością człowieka.
Szczególnie zagrożony rejon świata
"Ilość ozonu w troposferze była najniższa w grudniu, styczniu i lutym, co odpowiada latu na półkuli południowej, kiedy słońce jest na tyle intensywne, że rozkłada więcej ozonu niż wytwarza. Dominujące źródła ozonu były zarówno naturalne – od śniegu na dużym płaskowyżu we wschodniej Antarktydzie i mieszanie się powietrza z górnej stratosfery z pochodzącym z troposfery – jak i związane z działalnością człowieka - pochodzące z południowego krańca Ameryki Południowej" - informuje Polska Agencja Prasowa.
Z badań przeprowadzonych przez uczonych wynika również, że na poziomie gruntu poziom ozonu rósł do 0,14 ppb (części na miliard) rocznie w ciągu 26 lat objętych analizą, nawet biorąc pod uwagę sezonowe i naturalne wzorce.
Zdaniem naukowców zwiększanie się ilości gazu może prowadzić do większego utrzymywania się ciepła przy powierzchni ziemi, co dla regionu pełnego lodowców jest szczególnie destrukcyjną tendencją.
Skomentuj artykuł