Nikaragua, która dominowała w doniesieniach prasowych i telewizyjnych przed ćwierćwieczem, zniknęła z nagłówków i informacyjnych serwisów. Niewielu turystów odwiedza ten ubogi, gorący kraj położony w Ameryce Środkowej, o bogatej, a często dramatycznej przeszłości.
Utrata Konstantynopola w 1453 roku wstrząsnęła ówczesnym światem chrześcijańskim. Na poszukiwanie okrężnego szlaku handlowego do Indii wyruszył w 1492 roku Krzysztof Kolumb, a odkrycie przez niego Indii Zachodnich (a naprawdę Ameryki) zmieniło bieg historii. W 1513 roku Vasco Nunez de Balboa przekroczył wąski przesmyk lądowy na terenie dzisiejszej Panamy i jego oczom ukazał się drugi, bezkresny ocean – nazwany Południowym, a później Spokojnym (Mare Pacificum). Wobec Hiszpanii władającej posiadłościami w Nowym Świecie oraz na Filipinach – forsowanie lądowej bariery między Atlantykiem a Pacyfikiem nabrało charakteru rutynowego: płynęli żołnierze, mnisi, kupcy i osadnicy, złoto, srebro, jedwab i ryż, zwierzęta i drób domowy z Europy, pomidory, kukurydza, ziemniaki, tytoń i kakao z Ameryki. Lądową barierę przekraczano głównie w trzech miejscach: na przesmyku w południowym Meksyku, zwanym Tehuantepec, na przewężeniu Cupica-Darien między portami Nombre de Dios a Panamą oraz przez teren dzisiejszej Nikaragui.
Poszukując morskiego połączenia między oceanami jedna z hiszpańskich wypraw popłynęła w 1522 roku w górę Rzeki św. Jana (Rio San Juan), odkrywając po kilku dniach ogromne jeziora: Nicarague i Manague, na brzegach których konkwiskador Francisco Fernandez de Cordoba założył w roku 1524 dwa miasta: Granadę i Leon. Ponieważ w najwęższym miejscu brzegi jeziora Nicarague i plaże Pacyfiku dzieli zaledwie 25 km – miasto Granada rozwijało się pomyślnie. Odmiennie Leon: zabójstwo opata przez cywilnego gubernatora, rujnujące wstrząsy podziemne, a następnie wybuch wulkanu Momotombo spowodowały przeniesienie Leon w nowe miejsce w 1610 r. To z tych ziem ojciec Bobadilla pisał do króla w Madrycie, iż "widział przedsionek piekieł". Nic dziwnego: hiszpański zakonnik był świadkiem wrzucania żywcem indiańskich dzieci w czeluść gorejącego wulkanu! Dopiero ustawiony krzyż i zakaz Kościoła powstrzymały te piekielne ofiary.
Na początku XIX w., już w ostatnich latach hiszpańskiego panowania nad tą częścią Ameryki (1821 r.) rozważano w Madrycie ideę połączenia obu oceanów kanałem, co popierał niemiecki uczony i ówczesny podróżnik po tych ziemiach Alexander von Humboldt. Pomysł podjęła niezależna już federacja krajów Ameryki Środkowej w 1825 r., próbując w następnych latach zainteresować projektem Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Francję, Holandię. Ziemie dzisiejszej Nikaragui stały się na następne dziesięciolecia polem międzynarodowych rozgrywek i intryg. Trwały rewolucje, kontrrewolucje, mieszali się amerykańscy awanturnicy z zamiarem ogłoszenia tam swojego państwa, protektorat chciała ogłaszać Anglia, w końcu XIX wieku Nikaragua konkurowała bezpośrednio z Panamą, jako miejsce "poważnego" kanału interoceanicznego, zabiegając o inwestorów z Niemiec, Francji i Japonii.
Pomysł kanału przez Nikaraguę był bliski praktycznej realizacji w latach 1848-52, gdy nowojorski gigant żeglugi (a wkrótce i kolejnictwa) Cornelius Vanderbilt osobiście zainteresował się tym szlakiem. Był to czas kalifornijskiej gorączki złota, podczas której tysiące argonautów podążało na zachód przez Panamę (gdzie oświetlał im drogę sienkiewiczowski latarnik koło Aspinwall-Colon), a nawet wokół przylądka Horn. Vanderbilt zorganizował konkurencyjne połączenie dużymi parowcami z Nowego Jorku i z San Francisco do wybrzeży Nikaragui, skąd małe parowce przewoziły wahadłowo pasażerów przez Rio San Juan i oba jeziora. Korzystając m.in. z pionierskich pomiarów brytyjskiego wojskowego geodety Baileya z roku 1839 (który na skutek rewolucji nie dostał złamanego szeląga za swój 2-letni trud) Vanderbilt zaproponował finansowanie budowy kanału londyńskim domom bankierskim Barclay, Baring Brothers oraz Rotszylda. Mimo sławy potentata żeglugi – banki odmówiły kredytowania. Przewozy "kombinowane" Vanderbilta trwały jeszcze kilka lat, przynosiły niemały zysk, ale nie osiągnęły poziomu tranzytu przez Panamę. Zredukował je wybuch amerykańskiej wojny secesyjnej, a ostateczny kres położyło im otwarcie w roku 1869 amerykańskiej kolei transkontynentalnej przez Góry Skaliste.
Dziś widać, że z punktu widzenia szybko rosnącego tonażu statków kanał przez Nikaraguę byłby wielką pomyłką: niezbędne było tam wydrążenie 1,5-milowego tunelu, teren jest suchy, w najwyższym punkcie kanału permanentnie brak wody, a cały obszar narażony jest na częste wstrząsy i wulkaniczne erupcje, leżąc w najbardziej sejsmicznie aktywnej części globu.
Wkrótce do międzyoceanicznej konkurencji stanęły też koleje żelazne: w 1855 r. otwarto linie wszerz Panamy, budowano połączenia przez Kostarykę, Honduras, później przez Gwatemalę. Nikaragua nigdy nie zyskała takiego połączenia: jedyna kolej zbudowana w końcu XIX w. wychodziła z nadpacyficznego portu Corinto i biegła wzdłuż zachodnich prowincji, łącząc miasta Leon, Manague i Granadę. Wożono głównie trzcinę do cukrowni, cukier w workach, kawę, bydło rogate, rzadkich tam pasażerów i jeszcze rzadszą pocztę. Tuż przed pierwszą wojną światową planowano budowę 150-milowej linii do wybrzeża atlantyckiego, wykonano już niektóre prace ziemne, ale projekt zarzucono. Otwarcie w 1914 roku Kanału Panamskiego, rozpoczętego przez Francuzów, a ukończonego przez Amerykanów, i jego natychmiastowy, oszałamiający handlowy sukces zniechęciły promotorów alternatywnych połączeń.
Dwadzieścia lat temu, gdy władze Kanału Panamskiego ogłosiły zamiary znacznego powiększenia i pogłębienia swojego szlaku, Nikaragua próbowała zainteresować m.in. Japonię ideą kolejowego wahadła przez swój kraj. Nic z tego wyjść nie mogło – panamska przeprawa ma już ustaloną markę i miejsce na handlowej mapie świata.
W końcu lat 70. XX wieku Nikaragua stała się celem sowieckiej ekspansji. Wykorzystując stare, wewnętrzne konflikty przybywający "doradcy" z Kuby, Czechosłowacji i NRD nie próżnowali, a ta autokratycznie rządzona "republika bananowa" miała niebawem dołączyć do "socjalistycznej wspólnoty". USA nie mogły pozostać bezczynne: prezydent Reagan wsparł kontrrewolucjonistów i wkrótce kraj stanął w ogniu krwawej, wyniszczającej i przewlekłej wojny domowej. Trzeba było dopiero wizyty papieża Jana Pawła II, który potrząsnął sumieniami i wskazał drogi wyjścia z zaklętego kręgu przemocy. Pokój na dobre wrócił w 1987 r. i od tego czasu zaczyna się leczenie ran i powolna odbudowa.
Na domiar złego Nikaragua nie była oszczędzana przez siły natury – w latach 1998-2000 na kraj spadły dwa niszczycielskie huragany oraz silne trzęsienie ziemi, burząc drogi, budynki, wątłą sieć elektryczną i telefoniczną. Dziś tamte straty są już prawie niewidoczne: prąd dociera wszędzie (nowoczesna elektrownia pod Manague, dar europejski, wykorzystuje podziemną energię termiczną wulkanu), łączność zapewniają dwie sieci telefonii komórkowej, powoli naprawia się szosy, szkoły pełne są wesołych dzieci w biało-granatowych mundurkach, mimo ubogiej i dość monotonnej diety złożonej z ryżu, fasoli, jajek, czasem wołowiny, owoców i kawy – kraj nie cierpi głodu, wydaje się bezpieczny, a wszyscy pytani Nikaraguańczycy nie mówili o Janie Pawle inaczej jak o świętym.
Najlepszą porą odwiedzin jest okres bezdeszczowy od listopada do kwietnia. Do Nikaragui latają m.in. linie Continental, American oraz Delta, waluta jest stabilna, bankomaty wydają miejscowe kordoby lub amerykańskie dolary, hotele i wypożyczalnie aut przyjmują karty kredytowe, ceny są niskie.
W myśl hasła "koniec języka za przewodnika" – w całym kraju brak tablic z nazwami ulic, drogowskazów, numeracji domów czy pocztowych skrzynek. Tylko z rzadka widać turystów, głównie z Kanady, czasem pomagających na ochotnika w lokalnych projektach.
Skomentuj artykuł