Cicha noc, czy nocne powiadomienia? Jak media społecznościowe psują nam Święta?
Cicha noc? Daj spokój. Dziś częściej słyszymy „ding!” w telefonie niż dzwonki sań, a zamiast wzruszenia przy stole mamy wzrost tętna przy powiadomieniu z Instagrama. Tegoroczne Boże Narodzenie jeszcze nie zdążyło dobrze rozbłysnąć, a już czujemy, że ktoś nam je… podmienił. I czasem tym „kimś” nie jest ani komercja, ani presja rodziny, ale mała aplikacja ukryta w kieszeni. Taka, która obiecuje piękne Święta – pod warunkiem, że najpierw dobrze je sfotografujesz.
Perfekcyjne Święta? Przepis na katastrofę
Od kilku lat gonitwa za idealnym Bożym Narodzeniem zaczyna się jeszcze zanim wywietrzeje dyniowa latte. Sklepy świątecznie dekorują witryny już na początku listopada, a Instagram serwuje nam „magiczny klimat” wcześniej niż my odpalamy kaloryfery. Zanim zdążymy odkopać z piwnicy choinkowe ozdoby, zazwyczaj już jesteśmy spóźnieni. Świąteczne ciśnienie rośnie szybciej niż ceny karpia.
Problem w tym, że im bardziej chcemy, by było perfekcyjnie, tym większa szansa, że… wszystko się posypie. Jak śpiewa Anna Maria Jopek: „szczęście to ta chwila, co trwa, szczęście to piórko na dłoni, co zjawia się, gdy samo chce i gdy się za nim nie goni”. A my gonimy – za kadrem, za klimatem, za wizją stołu jak z Pinteresta. Tyle że rzeczywistość rzadko wygląda jak zdjęcia, zwłaszcza tego generowanego w Canvie.
Rytuały, które gubią się w tłumie
Nie chodzi o to, by odpuścić totalnie. Boże Narodzenie bez rytuałów – nawet tych dziwacznych i zupełnie nieracjonalnych – traci klimat. Tylko że rytuały potrzebują czasu. Tymczasem świąteczne jarmarki i komercyjne kampanie tak wcześnie przejmują przestrzeń medialną, że Adwent, ten cichy czas przygotowań, staje się jedynie przydługim wstępem do zakupów.
Niedosyt jest lepszy niż przesyt. To właśnie przez to, że Święta są tak krótkie i ulotne, doceniamy ich wyjątkowość i magię. Niezwykle modny dziś humanista i filozof, Byung-Chul Han, w swoim tekście dla magazynu Znak pisze o znaczeniu rytuałów. Podkreśla, że to właśnie one są dla czasu tym, czym dla przestrzeni mieszkanie. Sprawiają, że czas nadaje się do zamieszkania i że można poruszać się po nim, jak po domu – porządkują czas, organizują go. Tymczasem Święta Bożego Narodzenia to w naszej kulturze najbardziej wyrazisty i czytelny zbiór rytuałów. Jeśli „odprawimy” je niewłaściwie, może okazać się, że nasz świąteczny czas nie nadaje się do zamieszkania, a magia Świąt bezpowrotnie się ulotni.
Przyznajmy to sobie szczerze: „Poczekajcie, jeszcze jedno zdjęcie!”, to nowe „Wigilia bez karpia to nie Wigilia”. Dokumentujemy każdy talerz, każde błyśnięcie świecidełek, każdy uśmiech, który trwa tak długo, jak długo przytrzymamy spust migawki. Stół wygląda jak z magazynu – szkoda tylko, że atmosfera już niekoniecznie. W social mediach nie ma miejsca na niedoskonałość. A przecież Betlejem to była właśnie niedoskonałość – surowa, skromna, pozbawiona filtrów. Dokładnie taka, z jaką dziś mamy najwięcej kłopotu.
Algorytm nie poprowadzi nas do złóbka
Gdyby Ewangelia działa się dziś, nie zdziwilibyśmy się, gdyby pasterze patrzyli nie w niebo, ale w TikToka. Problem w tym, że algorytm nie pokazuje aniołów. On pokazuje to, co nas przytrzyma przy ekranie: idealne wnętrza, idealne rodziny, idealne ciasta, które zawsze wychodzą.
W święta algorytmy są wyjątkowo skuteczne. Jesteśmy bardziej czuli, bardziej zestresowani, bardziej podatni na porównania. „U innych ładniej”, „U innych spokojniej”, „U innych jakby bardziej z serca”. Tyle że często to nie są prawdziwe „u innych”. To tylko kadry.
Wigilijny stół powinien być dla rodziny. Ale często jest jeszcze jeden gość – natrętny, wiecznie pobudzony, wpychający się między rozmowy: smartfon. Zajmuje miejsce obok talerza, miga, dzwoni, woła. I trudno mu odmówić, bo został zaprojektowany właśnie po to, żeby nie odpuszczać.
W efekcie zamiast słuchać historii dziadka, słuchamy powiadomień. Zamiast widzieć zachwyt w oczach dziecka, patrzymy w ekran. Zamiast być, dokumentujemy. Nie dlatego, że chcemy. Ale dlatego, że ekran jest głośniejszy.
Cisza, która nadaje się do transmisji przez Wi-Fi
Boże Narodzenie jest świętem ciszy. Rodzi się w niej Słowo. A jednak nic dziś tej ciszy tak nie zagłusza jak nieustanny, cyfrowy hałas. Scrollowanie przerywa skupienie, porównania odbierają radość, powiadomienia rozbijają atmosferę, zanim w ogóle zdąży powstać.
Może dlatego czujemy w Święta niepokój, choć „powinno być pięknie”. Bo piękne Święta nie mieszczą się w relacji na Instagramie. One mieszczą się w chwili zatrzymania. A tę chwile algorytmy zjadają szybciej niż pierniki znikają ze stołu.
Nie musimy wyrzucać telefonu do kosza. Wystarczy zdjąć go z piedestału. Przywrócić proporcje. Oddać Świętom to, co święte, a aplikacjom – to, co aplikacyjne. Może więc w tym roku spróbować inaczej? Może zostawić telefon w drugim pokoju? Może najpierw popatrzeć na bliskich, a dopiero potem – jeśli w ogóle – na aparat? Może zamiast publikować – przeżyć? Może pozwolić Świętom wydarzyć się naprawdę, bez reżyserii, filtrów i przymusu performowania szczęścia? Bo jedno jest pewne: Boże Narodzenie nie dzieje się na Instagramie. Dzieje się w sercu. A tam filtrów się nie nakłada – tam wszystko jest prawdziwe.


Skomentuj artykuł