Polacy masowo ściągają... z sieci

(fot. Judy**/flickr.com)
PAP / drr

Co piąty Polak - co trzeci z wyższym wykształceniem - ściąga pliki muzyczne i filmowe z internetu nie płacąc za nie. W ciągu ostatnich 10 lat polski rynek fonograficzny stracił ok. 150 mln zł z powodu piractwa. Resort kultury próbuje z tym walczyć.

Ze statystyk Związku Producentów Audio Video wynika, że sam tylko rynek fonograficzny w Polsce, z powodu piractwa internetowego, stracił prawie 150 mln zł w ciągu ostatnich 10 lat, w tym 18 mln zł w roku 2010.

W ministerstwie kultury i dziedzictwa narodowego zakończono prace nad porozumieniem o ochronie własności intelektualnej, kierowanym do firm i organizacji chcących przeciwdziałać piractwu w internecie. - Dążąc do systematycznego ograniczania zjawisk związanych z naruszeniami praw własności intelektualnej sygnatariusze będą przekazywali sobie wzajemnie informacje o ujawnionych faktach naruszeń tych praw - zapisano m.in. w dokumencie.

Niektóre organizacje np. Panoptykon, zarzucają twórcom porozumienia, że chcą walczyć z piractwem niezgodnie z prawem. Wskazały m.in., że zapis o przekazywaniu informacji o naruszeniach praw autorskich w internecie zobowiązuje dostawców usług internetowych lub dzierżawców łączy do przekazywania chronionych prawnie danych osobowych internautów organizacjom zbiorowego zarządzania prawami autorskimi.

Kulturoznawca i medioznawca dr Mirosław Filiciak ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, pytany o to jak ocenia porozumienie odparł, że "ministerstwo powinno reprezentować nie tylko interesy biznesu, ale też nie zawsze pokrywające się z nimi interesy obywateli". - Nie podoba mi się też próba uproszczenia procedury prawnej, będąca w istocie obchodzeniem instytucji prawa - żeby wcielić to w życie, trzeba by złamać wiele przepisów. Najbardziej jednak martwi mnie to, że wydawcy nie potrafią wyciągać wniosków z kilkunastoletniej już historii porażek takich siłowych regulacji. Wydaje mi się, że do momentu kiedy to nie będzie prawdziwy dialog biznesu ze społeczeństwem - nic z tego nie wyjdzie - powiedział Filiciak.

Zwrócił uwagę, że kontakt z treściami ściągniętymi z sieci może mieć ok. połowa polskich internautów. - Z badań, które wraz z zespołem prowadzimy w Centrum Cyfrowym wynika, że ze ściągniętych z sieci plików korzysta co piąty Polak, co czwarty polski mężczyzna, co trzecia osoba z wyższym wykształceniem, a jeśli mówimy o osobach poniżej 30 roku życia - jest to ok. 40 proc. populacji. To naprawdę wielka grupa. Można zaryzykować stwierdzenie, że internetowe usługi wymiany plików są dla Polaków jednym z podstawowych źródeł dostępu do treści takich jak filmy, muzyka i w coraz większym stopniu - także książki - ocenił.

Pytany o powody, dla których internauci ściągają pliki z internetu Filiciak zauważył, że najczęściej podawanym przez nich uzasadnieniem jest wysoka cena m.in. biletów do kina, filmów DVD, płyt CD muzyką. - Oficjalnie dystrybuowane treści są zbyt drogie. Na to nakłada się fakt, że zmienił się model korzystania z dóbr kultury. Ci, którzy z nich korzystają, robią to bardzo aktywnie, dużo słuchają i oglądają - podkreślił.

Jak ocenił, największym paradoksem tej sytuacji, jest fakt, że grupy osób, które najintensywniej ściągają pliki z internetu, to jednocześnie ci sami ludzie, którzy kupują w sklepach. - Nie można więc powiedzieć, że ściąganie zastępuje kupowanie. Na przykładzie naszych badań widać wyraźnie, że osoby, które ściągają najczęściej, kupują też najwięcej płyt, ale też - najczęściej chodzą na koncerty. Dla żartu wysunęliśmy nawet tezę, że gdyby - wyobrażając sobie hipotetyczną sytuację - branża muzyczna doprowadziła do tego, że ludzie ściągający z sieci w Polsce trafiliby do więzień, straciłaby ponad połowę swoich klientów - opowiadał Filiciak.

W jego opinii problemem w Polsce jest też polityka, sposób myślenia o ściąganiu treści z sieci, oparte na badaniach przygotowywanych przez branżę, która dokonuje najczęściej uproszczeń. - Przykładem może być news z ubiegłego roku, historia łódzkiego bezrobotnego udostępniającego pliki w sieci, który miał narazić branżę muzyczną i filmową na straty w wysokości 7 milionów złotych. Ale przecież absurdem jest zakładać, że gdyby ktoś nie ściągnął filmu czy płyty z sieci, kupiłby je w sklepie. (...) Ostatnio precedensowy i głośny był werdykt sędziego w Hiszpanii, który zakwestionował tego typu logikę. W sprawie, w której oskarżono internautę o narażenie branży na straty, sędzia ten uznał, że ktoś - ściągając z sieci za darmo - zamanifestował tym samym, że nie zamierza tego kupować. W związku z tym nie możemy mówić o realnej stracie. Zwłaszcza, że nie można wykluczyć, że zmieni zdanie - wtedy jednak treść pobrana z internetu okazuje się działać nie na szkodę, lecz na korzyść wydawcy - zauważył Filiciak.

Jego zdaniem oczywiste jest, że należy dbać o interesy twórców i także pośrednio - o interesy wydawców. Jak jednak dodał, próby "dokręcania śruby internautom", jak pokazały doświadczenia ostatnich lat, mają efekt dokładnie odwrotny. - Na całym świecie skala ściągania z sieci rośnie, a nie - maleje. W Polsce często pojawia się argument, że jesteśmy zdemoralizowani czasami komunizmu i nie szanujemy prawa, ale niech ktoś zwróci uwagę na statystyki z innych państw, choćby z legalistycznej Szwecji. Tam, zwłaszcza młodzi mężczyźni, ściągają na skalę nie mniejszą niż w Polsce - zwrócił uwagę medioznawca.

- Problem w debacie o własności intelektualnej polega na tym, że za mało myślimy o dobru publicznym. O tym, że np. pomysł odcięcia ludzi ściągających pliki w sieci od internetu - pomijając już kwestie prawne, typu: kto ma egzekwować prawo, czy prywatne firmy, czy sądy i policja - mogłoby być katastrofą kulturalną. Trzeba próbować szukać takich modeli, które uwzględnią racje obu stron i nie przekreślą możliwości upowszechniania kultury, które niesie ze sobą internet - podkreślił.

Jednym z najbardziej rozsądnych pomysłów, zdaniem Filiciaka, jest "całkowita depenalizacja niekomercyjnej wymiany plików w sieci i wliczanie stałej, sztywnej, niewielkiej kwoty w opłatę za miesięczny abonament internetowy". - Później te pieniądze byłyby przekazywane organizacjom zbiorowego zarządzania, które redystrybuowałyby je do twórców. Byłoby to spójne z myśleniem wielu Polaków, którzy jako wydatek na kulturę postrzegają np. korzystanie z szybkiego łącza internetowego, umożliwiającego łatwy dostęp do plików z sieci. Musimy szanować prawa branży wydawniczej, ale ona też musi dostosowywać się do zmian współczesnego świata. Takie projekty pojawiały się zresztą już w Polsce, kilka lat temu nad nad projektem takiej ustawy pracował Jacek Skubikowski - przypomniał Filiciak.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Polacy masowo ściągają... z sieci
Komentarze (4)
Piotr
13 listopada 2011, 22:24
świetne zdanie: "ministerstwo powinno reprezentować nie tylko interesy biznesu, ale też nie zawsze pokrywające się z nimi interesy obywateli"
M
Majkel
13 listopada 2011, 17:11
Ale co tu się dziwić? Jęsli przeciętny Polak zarabia 1500 zł brutto, i większość pieniędzy przeznacza na życie, typu kredyt na dom, jedzenie, ubranie, dojazdy do pracy, leczenie, to gdzie tu ma człowiek mieć pieniądze na przyjemności? Dopóki nie będziemy godnie zarabiać i godziwie żyć nigdy większości Polaków nie pójdzie do sklepu by kupić Orginalną płytę z muzyką, Grą czy programem. Poprostu 80% Polaków nie może sobie pozwolić na takie wydatki w miesiącu prosty bilans, przestańcie podnosić podatki, podwyższać ceny w sklepach na żywność , rzeczy, oraz opłaty za energię, gaz, prąd, wodę, benzynę, ropę, a wszystko znajdzie swoje miejsce, a jeśli nie potraficie tego zrobić to proponuje podnieść ludziom zarobki niech ta Pani Frania sprzataczka zacznie zarabiać nie 1000 zł lecz minimum 3000 zł to wtedy nie będzie Piractwa w kraju!!! 
B
biwi
13 listopada 2011, 16:34
Jeśli płyta z utworami kosztuje 40 czy 70 PLN, a podobają mi się 2 piosenki, to jakbym wydała taką kasę byłyby to stracone pieniądze. Wolę, zapłacić np. 50gr za ściągnięcie kawałka który faktycznie mi się podoba. Podejrzewam, że gdyby ceny filmów, gier i muzyki były za drobną opłatą dostępne w sieci (tak, aby przeciętną osobę było stać) to straty rynku fono byłyby znacznie mniejsze. Gro osób wolałoby jednak zapłacić i mieć legalną kopię, niż narażać się na konflikt z prawem. Ale rynek woli zastrzelić ceną (co mnie nie dziwi bo koszty produkcji, marketingu są spore, a do tego muszą jeszcze zarobić) i biadolić jakie straty ponosi niż pójść po rozum do głowy i małymi kroczkami zmieniać zaistniałą sytuację.
jazmig jazmig
13 listopada 2011, 10:47
 Rynek fonograficzny nic nie stracił, bo tej darmowej muzyki i tak nikt by nie kupił. Natomiast badania w wielu krajach wykazują, że większość spośród tych, którzy ściągnęli darmową muzykę, kupują potem płytę z tą muzyką.