Analitycy: Euro dla Polski nie na tym etapie
(fot. EnvironmentBlog / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)
PAP / mh
Pozostawanie Polski poza eurostrefą nie jest żadnym problemem dla zagranicznych inwestorów, złoty jest instrumentem przydatnym, a dotychczasowa debata nad wejściem kraju do strefy euro w obecnym kształcie nie przekonuje - powiedzieli PAP analitycy w Londynie.
Polska skorzystała na elastycznym kursie złotego w kryzysie 2009 r., bo mimo powiązań gospodarczych z resztą UE, a zwłaszcza strefą euro, pomogło to jej uniknąć recesji. "Wspólna waluta o stałym, sztywnym kursie wymusza sztywne ceny, a sposobem zdobywania konkurencyjnej przewagi jednych państw nad innymi jest obniżka kosztów i płac. Na przykładzie krajów śródziemnomorskich widać, jak jest to trudne" - zaznaczył Alex Lehmann z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju.
"Dla dużych gospodarek, stosunkowo zamkniętych, jak polska, ale posiadających płynny rynek kapitałowy i walutowy, w których dużą rolę odgrywa popyt krajowy, argumenty za stałym kursem waluty są mniej przekonujące niż w przypadku gospodarek małych i otwartych, wystawionych na ryzyko na rachunku kapitałowym" - dodał.
Jego zdaniem dla zagranicznych inwestorów nie jest pierwszoplanowe, czy Polska jest w eurostrefie. "Ze strony rynków nie ma żadnej presji na rząd, by przyspieszył przygotowania. Zwłoka nikogo by nie zaniepokoiła, biorąc pod uwagę, że w strefie euro jest tak wiele niewiadomych" - podkreślił.
Profesor nauk politycznych uniwersytetu oksfordzkiego Jan Zielonka oraz analityk think tanku Eurasia Mudżtada Rahman sądzą, że debata nad ewentualnym wejściem Polski do strefy euro jest nieprzekonująca.
"Dyskusja toczy się w kategoriach: centrum - peryferie. Jeśli nie wejdziemy do eurostrefy, to znajdziemy się na europejskich peryferiach - argumentują zwolennicy wejścia. To zaściankowe podejście biednego sąsiada" - tłumaczy Zielonka.
"Nie chodzi o to, by w eurostrefie być, lecz o to, by się w niej utrzymać i skorzystać. Dyskusja musi się toczyć wokół kwestii: czy Polskę na to stać i czy jej gospodarka poradzi sobie na dłuższą metę, a nie tylko, czy w obecnym układzie politycznym cały pomysł da się przepchnąć w Sejmie" - ocenia.
19 lutego Sejm będzie debatował nad przystąpieniem Polski do paktu fiskalnego, co - w zamierzaniach premiera Donalda Tuska - ma być początkiem polskiej debaty o przyjęciu euro. Według Rahmana premier podniósł sprawę euro ze względów taktycznych, by zorientować się, czy pomoże mu to zepchnąć opozycję na margines przed wyborami do Parlamentu Europejskiego (czerwiec 2014) i zarysować ramy przyszłych wyborów parlamentarnych z myślą o zwycięstwie PO w kolejnej, trzeciej już kadencji.
"Wejście do strefy euro na obecnym etapie nie jest politycznym wyborem, którego Polska może dokonać. To propozycja w średnim okresie za ok. dwa lata. Na krótką metę wprowadzenie tej kwestii do politycznej debaty jest ze strony Tuska przebiegłym politycznie ruchem mającym na celu izolowanie opozycji" - uważa analityk.
Lehmann, Zielonka i Rahman zgodni są co do tego, że przed wstąpieniem do eurostrefy polska gospodarka wciąż musi dokonać trudnych reform strukturalnych, m. in. skonsolidować politykę fiskalną, uelastycznić rynek pracy i poprawić otoczenie dla biznesu. Kandydatura Polski będzie oceniana nie tylko pod kątem spełnienia kryteriów z Maastricht, ale także pod kątem trwałej perspektywy ich spełniania.
"Kryzys w eurostrefie podniósł poprzeczkę członkostwa. Oryginalne kryteria konwergencji z Maastricht niczego nie mówią np. o elastyczności rynku pracy, czy rynku produktów, a ma to istotne znaczenie dla tego, czy integracja jest udana w dłuższym czasie" - argumentuje Rahman.
"W eurostrefie jest wiele niewiadomych, a zdania ekonomistów są podzielone. Gdy dyskusja w Polsce wejdzie w rozstrzygającą fazę, mam nadzieję, że głosy ekonomistów i biznesu będą liczyć się tak samo, jak polityków. Na razie jest odwrotnie" - mówi Zielonka.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł