Bałkańskie ćwierćfinały
W drugim dniu zmagań ćwierćfinałowych mistrzostw Europy koszykarzy o wejście do strefy medalowej walczyły Turcja z Grecją oraz Chorwacja ze Słowenią. Oba spotkania trzymały w napięciu do ostatnich sekund. Mecze zostały poprzedzone minutą ciszy ku czci zmarłych górników z kopalni "Wujek-Śląsk", a w trakcie przerw nie grano muzyki i nie występowały cheerleaderki.
Pojedynki zespołów z sąsiadujących ze sobą krajów bywają niezwykle zacięte, gdyż tło historyczne wyzwala dodatkową motywację. Nie inaczej było w pojedynku Turków z Grekami. Pierwszą kwartę lepiej rozpoczęli ci pierwsi, jednak podopieczni Jonasa Kazlauskasa szybko zniwelowali przewagę rywala i wyszli na skromne prowadzenie. Zacięta - choć nie stojąca na najwyższym poziomie sportowym - walka trwała przez całą - drugą kwartę. Graczom obu ekip z trudem przychodziło zdobywanie punktów. Pierwsza połowa zakończyła się przy trzypunktowym prowadzeniu Greków. Po trzeciej kwarcie ich przewaga zmalała do jednego punktu. Wprawdzie na początku decydującej - czwartej - części gry, udało im się zdobyć kosza i powiększyć przewagę, ale kilka udanych akcji rzutowych pozwoliło Turcji ponownie wyjść na kilkupunktowe prowadzenie.
O zwycięstwie zadecydować miała końcówka spotkania. Na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Turcy prowadzili 63:58, jednak Grecy trafili za 3, a po drugiej stronie faulowany Ömer Asik nie trafił dwóch osobistych. 36 sekund przed końcem meczu celna "trójka" Georgiosa Printezisa wyprowadziła Greków na jednopunktowe prowadzenie. Turcy nie trafili w następnej akcji i musieli faulować rywali. Nikolaos Zisis wykorzystał jeden rzut wolny. Do końca pozostało 20 sekund, jednak najpierw mieliśmy dłuższą przerwę w grze za sprawą czasów, branych przez obu trenerów. W ostatniej sekundzie meczu 2 punkty zdobył Ender Arslan, doprowadzając do dogrywki.
W doliczonym czasie gry ponownie na prowadzenie wyszli Grecy. Zawodnicy znad Bosforu w ostatniej akcji mieli szanse na zwycięstwo lub doprowadzenie do kolejnej dogrywki, jednak nie udało się im powtórzyć wyczynu z ostatniej sekundy regulaminowego czasu spotkania.
Faworytem drugiego dzisiejszego ćwierćfinału wydawali się być Słoweńcy, którzy lepiej prezentowali się w dotychczasowych spotkaniach Eurobasketu od swoich rywali, jednak już na początku kilkupunktową przewagę wypracowali sobie Chorwaci, głównie za sprawą celnych rzutów z dystansu. Pierwsza kwarta zakończyła się ich siedmiopunktowym prowadzeniem. W pierwszych minutach drugiej odsłony gry wydawało się, że reprezentacja Słowenii, za sprawą świetnej gry Jaki Lakovica, z nawiązką odrobi straty, jednak Chorwaci po chwilowym kryzysie znów odskoczyli i na przerwę schodzili w dobrych humorach, mimo straty siedmiu punktów z rzędu.
Słoweńcy, czując, że półfinał zaczyna sie im wymykać, po przerwie rzucili się do odrabiania strat i w połowie kwarty wyszli na prowadzenie. Natomiast ekipa Jasmina Repeša zatraciła gdzieś skuteczność, dzięki której nadawała ton spotkaniu. W przeciągu trzeciej kwarty reprezentacji Chorwacji udało się zdobyć zaledwie 3 punkty, przy 14 oczkach rywali.
Wyrównana walka trwała w ostatniej odsłonie gry. Częściej kosz dziurawili Chorwaci, ale Słoweńcy utrzymywali przewagę dzięki celnym "trójkom". Dwie minuty przed końcem drużyna Jure Zdovca prowadziła 5 punktami. Mimo starań, chorwaccy koszykarze nie zdołali odrobić strat.
W jutrzejszych półfinałach zagrają: Hiszpania z Grecją oraz Serbia ze Słowenią.
Skomentuj artykuł