Ebrard, który powitał Moralesa po przylocie, dzień wcześniej nazwał odsunięcie go od władzy "puczem wojskowym". Według dowódcy boliwijskich sił zbrojnych generała Williamsa Kalimana, prezydent złożył dymisję pod presją armii.
Rząd Meksyku wysłał po Moralesa samolot wojskowy; władze Boliwii początkowo odmówiły wpuszczenia go, a niektóre kraje Ameryki Łacińskiej nie pozwoliły mu lecieć przez swoją przestrzeń powietrzną. Niektóre państwa regionu tak jak Meksyk uznały Moralesa za ofiarę zamachu stanu, a inne wraz z wenezuelską opozycją oceniły, że został on słusznie odsunięty od władzy przez obywatelskie protesty.
Po wylądowaniu Morales wyraził wdzięczność wobec prezydenta Meksyku za "uratowanie mu życia". Zapewnił, że będzie nadal angażował się w politykę, tak długo, "jak długo będzie żył". Dodał, że jego dom w Boliwii, tak jak dom jego siostry, został splądrowany.
Tymczasem w Boliwii deputowani lewicowej partii Moralesa Ruch na rzecz Socjalizmu (MAS) ogłosili, że zbojkotują sesję Wielonarodowego Zgromadzenia Legislacyjnego, czyli parlamentu, podczas której wyznaczony miał być prezydent tymczasowy. "Bez nas nie będzie kworum i takie jest stanowisko całej narodowej partii MAS" - powiedział szef tego ugrupowania w parlamencie Sergio Choque.
USA wezwały w poniedziałek Zgromadzenie Legislacyjne do szybkiego zatwierdzenia rezygnacji Moralesa i wyznaczenia tymczasowego następcy, jednak właśnie tego dnia tysiące zwolenników Moralesa ruszyły w kierunku budynku parlamentu. Specjalna jednostka oddelegowana do ochrony parlamentu załadowała ostrą amunicję, a deputowanych ewakuowano; na razie nie wiadomo, czy deputowani wrócili i podjęli obrady.
Na ulicach boliwijskich miast jest nadal niespokojnie, w poniedziałek doszło do zamieszek, a zwolennicy Moralesa blokowali drogę do lotniska w La Paz. Generał Kaliman oświadczył, że wojsko wesprze policję w zapewnianiu porządku, „aby uniknąć przelewu krwi". Na ulicach miast dochodzi do walk zwolenników i przeciwników byłego prezydenta.
Morales, pierwszy prezydent Boliwii wywodzący się z ludności indiańskiej, ustąpił w niedzielę po tygodniach protestów, jakie wybuchły w związku z kontestowanymi wynikami ostatnich wyborów prezydenckich. O jego ustąpieniu przesądziła ostatecznie presja armii.
Według lokalnych mediów podczas starć w miastach El Alto i La Paz co najmniej 20 osób zostało rannych.
Skomentuj artykuł