Co z ubogimi w Wigilię?
Ks. Jan Twardowski spędzał wigilię Bożego Narodzenia w samotności. To na znak solidarności z ludźmi bezdomnymi i opuszczonymi.
Polacy w kryzysie są bardziej hojni. Bardziej otwarci na dzielenie się z innymi. To bardzo dobra wiadomość. Według stowarzyszenia organizacji pozarządowych "Klon/Jawor" w tym roku we wszelkie akcje dobroczynne zaangażowało się 66 proc. Polaków, czyli o 12 proc. więcej niż przed rokiem. O jedną trzecią w stosunku do 2010 roku wzrosła liczba osób, które przygotowują świąteczne paczki w ramach akcji Stowarzyszenia Wiosna "Szlachetna Paczka". W tym roku trafią one do 12 tysięcy rodzin, które otrzymają dokładnie to, czego najbardziej potrzebują.
Więcej ofiarodawców niż mieszkańców ma w tym roku Dom Samotnej Matki w Łodzi. Przykłady można by mnożyć.
Rośnie liczba pomagających, ale i potrzebujących jest coraz więcej. Szczególnie wiele wśród dzieci. Na 24 kraje OECD (organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) Polska zajmuje 21 miejsce pod względem ubóstwa dzieci. To akurat, że niedostatek najbardziej cierpią najsłabsi, jest powodem do wstydu, a przede wszystkim wołaniem o zmianę polityki społecznej.
Jak wielu jest natomiast bezdomnych, bezrobotnych nieradzących sobie z życiem, w Warszawie widać choćby przy kościele kapucynów przy ul. Miodowej, gdy w południe stoją w kolejce po gorącą zupę. Takich miejsc w Warszawie, ale też w każdym większym mieście jest coraz więcej.
To dla nich organizacje i stowarzyszenia charytatywne, głównie Caritas, zakony, ale także parafie organizują wigilie. Jedne odbywają się 24 grudnia. Tak jest na przykład od lat w Kielcach, a uczestniczy w niej bp Marian Florczyk, w Poznaniu z udziałem abp Stanisława Gądeckiego czy w u ojców franciszkanów w Krakowie, gdzie opłatkiem bezdomnymi dzieli się kard. Stanisław Dziwisz. Jest wspólny posiłek, bywają podarki. Wigilie odbywają się po południu, czasem w południe albo rano, choć wówczas trudno mówić o wigilijnym nastroju. I podobnie jest w wielu innych miejscach kraju.
Ale bywają też wigilie, które są wigiliami wigilii Bożego Narodzenia, albo nawet mają miejsce wcześniej - dwa, trzy dni, a nawet tydzień wcześniej. Tak było w ostatnią niedzielę w Białymstoku, gdy na głównym placu miasta odbyła się wigilia z udziałem biskupów i władz miasta przygotowana głównie z myślą o bezdomnych. W serwisie KAI czytam zaś taką wiadomość: Od 21 do 24 grudnia ponad 1000 osób, bezdomnych i ubogich, będzie mogło uczestniczyć w ośmiu wieczerzach wigilijnych, które przygotowuje Caritas archidiecezji częstochowskiej. Wigilie odbędą się w Zawierciu i Częstochowie.
Oczywiście, dobrze, że one są. Dla tych, którzy w nich uczestniczą jest to zapewne jedyna możliwość przeżycia świąt w namiastce domowej atmosfery, która jest z nimi związana. Niemniej, zawsze, gdy o tym słyszę zastanawiam się, komu taka wigilia ma przynieść pomoc? Komu dać dobre samopoczucie? Jak czują się ci, do których jest adresowana, a którzy wiedzą, że tego jedynego wieczoru nie da się przeżyć tydzień wcześniej i którzy, spędzają go, jak zawsze, w opuszczeniu? I przypominam sobie ks. Jana Twardowskiego, który w solidarności z bezdomnymi i opuszczonymi wieczór wigilijny spędzał tak jak oni - w samotności. Nie każdego - mnie też - stać na taki duchowy gest. Są różne formy miłosierdzia - czyn, słowo, modlitwa. Ważne chyba, by każdy z tych darów nie zmarnować, ale spożytkować jak najlepiej.
I przypominam sobie też inne wydarzenie - obiad Jana Pawła II z bezdomnymi w auli Pawła VI w roku jubileuszowym. Papież u odpowiedzialnych za przygotowanie posiłku osobiście upewniał się, czy na pewno wszystko będzie w najlepszym gatunku, a mozarella oby na pewno ta najprawdziwsza, czyli bufala z mleka czarnych bawolic.
Ewa K. Czaczkowska - publicystka "Rzeczpospolitej"
Skomentuj artykuł