Czy guru musi być święty?
W kategoriach ewangelicznych Steve Jobs był niewątpliwie człowiekiem "tego świata". Ale jak Jezus w Ewangelii chwalił roztropność synów tego świata, tak pewnie pochwaliłby gorliwość i pasję Jobsa. Kto wie, może nawet dałby go nam jako przykład do naśladowania.
Jobs zmarł 5 października tego roku i przez kilka kolejnych dni, czy nawet tygodni w mediach było duże poruszenie w związku z jego osobą. Dominowało poczucie, że świat stracił geniusza i wizjonera. Wkrótce po pogrzebie ukazała się biografia Jobsa pióra Waltera Isaacsona, którego do jej napisania "namaścił" kilka lat przed śmiercią sam Jobs. Potwierdza ona powszechne przekonanie o wielkości Jobsa, ale też "sprowadza go na ziemię", pokazując mniej spektakularne, a czasem również negatywne aspekty jego osobowości.
Wiemy, że Jobs razem ze Stevem Wozniakiem w 1977 w słynnym już garażu swojego ojca założył firmę Apple Computer. Wyceniono ją wtedy na 5,309 dolarów. Trzy lata później firma była warta 1.79 miliardów dolarów. Obecnie jej wartość rynkowa to 365 miliardów dolarów.
Nie ma wątpliwości co do finansowego sukcesu Jobsa, ale to nie obsesja pieniędzy stworzyła Apple. Zrodziła ją pasja robienia pięknych i możliwie najlepszych produktów, wyniesiona przez Jobsa jeszcze z rodzinnego domu. Jego przybrany ojciec budował domy, które łączyły w sobie funkcjonalność, prostotę i piękno. Już jako szef Apple’a Jobs starał się zarażać pracowników firmy umiłowaniem pięknych przedmiotów i w tym celu pokazywał im wyroby jubilerskie, szklane cuda słynnego Tiffaniego i tłumaczył na czym ich piękno polega.
Hasłem wywoławczym Jobsa było bycie innym, albo osławione już Think Different, tj. "myśl inaczej". Takie dążenie do oryginalności było w nim posunięte do ekstremum i przejawiało się w tym, że często nie uznawał reguł rzeczywistości. Jak czegoś zapragnął, rzeczywistość miała mu paść do stóp. Była w tym megalomania, ale też nieustępliwość, która pomagała mu osiągać to, co zamierzał. Jobs wyznawał zasadę, że dręczenie ludzi pytaniem o to, czego chcą, nie ma sensu. Twierdził, że ludzie tego nie wiedzą, aż do momentu, kiedy im się to coś pokaże. Był w tym wiernym uczniem Henry’ego Forda, który mówił, że jeśli słuchałby czego ludzie chcą, to musiałby dać im silniejsze konie i nigdy nie wyprodukowałby samochodu.
Ostatnie lata to pasmo olbrzymich sukcesów Jobsa i jego firmy. Największe hity komercyjne ostatnich lat: iPod, iPhone, iPad to jego techniczne dzieci. Nie da się ukryć, że jego obsesja na punkcie dbałości o najdrobniejsze szczegóły była jednym z kluczy do sukcesu. A zależało mu na naprawdę drobnych rzeczach. Osobiście uczestniczył w projektowaniu np. wtyczki do gniazdka. Kilkanaście dni poświęcił dyskusjom tylko nad tym, jak dalece zaokrąglić brzegi w obudowie komputera Apple II. W efekcie produkty były perfekcyjnie dopracowane.
Ale nie wszystko, co Jobs robił odniosło sukces. Zaledwie kilka lat po stworzeniu Apple’a został z niego wyrzucony, a firma w międzyczasie stanęła na skraju bankructwa. Niektóre produkty wymyślone przez Jobsa okazały się technologicznymi niewypałami i właśnie jego obsesje były tego przyczyną. Uparł się, na przykład, że komputer NeXT musi być w kształcie idealnego sześcianu. Pomysł okazał się prawdziwą zmorą dla inżynierów, bo ułożenie komponentów w takiej obudowie było bardzo niewygodne i kosztowne. Jobs nie słuchał żadnych głosów z zewnątrz, ufając całkowicie swojej intuicji. Cały projekt okazał się kompletną klapą.
Z ludźmi też różnie mu się układało. Z jednej strony, potrafił inspirować i motywować, z drugiej zaś krzywdzić i poniżać. Zarażał swoją pasją innych, do tego stopnia, że ludzie woleli rezygnować z bardziej prestiżowych i lepiej płatnych stanowisk, byle tylko pracować z nim. Ale tych samych ludzi i ich pracę często oceniał jako bezwartościową (tyle że w wulgarnych słowach). Potrafił bardzo szybko przejść od wychwalania do krytyki, złośliwości, czy nawet mszczenia się nad każdym, kto w czymś mu podpadł. Był kapryśny i "humorzasty".
Jedną z jego obsesji było jedzenie. Przez większość życia był radykalnym wegetarianinem. Miał okresy, gdy jadał tylko owoce. Gdy zdiagnozowano u niego raka, postanowił, że wyleczy go dietą. Pożywiał się tylko sokiem z marchwi i owoców, a wszelkie głosy rozsądku skłaniające go do poddania się operacji, ignorował.
Choroba okazała się tym aspektem rzeczywistości, który nie pozwolił się ujarzmić i nagiąć do silnej woli Jobsa. Walczył z nowotworem przez kilka lat, by w końcu pogodzić się z koniecznością odejścia. Choć był megalomanem, to śmierć przyjął jako lekcję pokory.
Skomentuj artykuł