Czy ks. Boniecki jest Żydem?
Dyskusja o nadużywaniu wolności w świecie wirtualnym toczy się od samego początku Internetu. Polacy dopiero wchodzą w odwieczny spór o granice w sieci. Jak poradzić sobie z zalewającym Internet językiem nienawiści? Przede wszystkim zacząć od siebie!
Świat kciuka
Ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Imponujący spektakl ogląda na żywo 60 tys. widzów. Jak się szacuje - ponad miliard przed telewizorami. Podczas gdy reflektory Stadionu Olimpijskiego skierowały się na trybunę honorową, by oświetlić królową Elżbietę II, blisko 60 tys. kciuków przyciska na smartfonach, tabletach i małych aparacikach przycisk play. Prawdę mówiąc stadionowe reflektory bledną na tle błysku fleszy pojawiających się na trybunach. Koniec końców, same spokojnie wystarczyłyby do oświetlenia całego obiektu. I w ten sposób zanim królowa Elżbieta zasiadła wygodnie w swoim stadionowym fotelu, setki jej zdjęć obiegły w mgnieniu oka większość popularnych portali społecznościowych.
Jesteśmy opanowani przez prędkość - to jeden z wyznaczników współczesnego świata. Opublikowanie komentarza do wydarzenia, które odbyło się godzinę temu, powoli staje się normą.
Wróćmy do ceremonii otwarcia IO. Jednym z najpiękniejszych, moim zdaniem, fragmentów spektaklu było pokazanie życia współczesnej angielskiej rodziny. Atrakcyjna Brytyjka gubi telefon w autobusie, który na szczęście odnajduje jej przystojny rówieśnik. Wszystko, co dzieje się w ich życiu, przerywane jest uaktualnianiem statusu na portalu społecznościowym. Inaczej się nie da. Kieruje nami usilna potrzeba współuczestnictwa. Na ekranie mojego telewizora pojawia się wirtualna poświata sygnalizująca, że przeniosłem się do sieci. Bardziej jesteśmy wirtualni niż realni. Takimi staliśmy się ludźmi. Takim jest nasze pokolenie. Czy to koniec człowieka?
Kiedy twórcy spektaklu inaugurującego IO chcieli nam pokazać historię, wykorzystali do tego powstające wieżowce, wybitnych muzyków z przeszłości, emancypację czy protesty. Kiedy chcieli zobrazować nam czasy współczesne, wybrali sieć i rzeczywistość wirtualną.
Przewidział to już w 2005 roku wybitny krakowski filozof prof. Tadeusz Gadacz. Zapytany w "Polityce" przez Jacka Żakowskiego, mówi: "Do tego, co w tej kulturze stało się najważniejsze, nawet całej dłoni nie trzeba. Prawy kciuk wystarczy do wciskania klawiszy pilota i telefonu. Zapewne od początku ewolucji ludzie nigdy nie mieli tak sprawnych kciuków jak teraz. I również nigdy nie byli tak bezradni wobec własnego życia. Kiedy zaczynam rozmawiać ze studentami o najbardziej klasycznych dylematach, o których pisał już Platon, okazuje się, że są jak dzieci we mgle. Mając 20 lat nie potrafią zrozumieć, że w kulturze, czyli w rzeczywistości duchowej, emocjonalnej czy intelektualnej, która jest naszą prawdziwą rzeczywistością, obowiązują zupełnie inne prawa niż w świecie prawego kciuka. Materia, technologia narzuciła im sposób myślenia, który nie pasuje do ludzi."
Internet: zabawka czy rzeczywistość?
Utarło się przekonanie, że Internet czy komputer to rozrywka. Da się jeszcze usłyszeć, że ktoś "gra na komputerze" albo "siedzi na fejsie". Podczas gdy największe biznesy tworzą się w Internecie (nie mówię o stronach internetowych firm funkcjonujących w "realu", mówię o firmach, dla których "real" to "wirtual") nie możemy mówić, że to zwykła gratka. Miliony ludzi na całym świecie wstaje codziennie o godzinie 7 rano, by od godziny 9 rozpocząć pracę… w Internecie! Gigantyczne korporacje zatrudniają pracowników "tylko" po to, by ci spędzali cały dzień na największej platformie zawodowej, jaką jest Facebook. W takiej sytuacji mówienie o "grze" jest oznaką jałowego myślenia i niezrozumienia fundamentalnych zasad. Do konieczności zmiany mentalności wzywają głośne ostatnio wydarzenia choćby w polskim Internecie. Na przykładzie Grażyny Żarko Tygodnik Powszechny rozpoczął walkę o przyzwoitość w sieci. Przyznać trzeba, że stosunkowo późno, ale mimo to idea słuszna, bo Tygodnik mówi o nienawiści z nieco innej perspektywy niż dotychczas. Na problem poruszany od lat Tygodnik proponuje inne - sądzę, że lepsze - spojrzenie.
Wolność zamknięta w prawie
Grażyna Żarko stała się w ubiegłym miesiącu internetową celebrytką. Filmik o tym, jak internauci wyzywają skrajnie katolicką vlogerkę, obiegł świat kilka tygodni temu. Kiedy okazało się, że Grażyna Żarko to aktorka, większość jej dotychczasowych krytyków podkuliło ogon i przepraszało za swoje słowa. Autorzy prowokacji chcieli udowodnić, że Internet jest idealną platformą do "zabicia" drugiego człowieka.
Prawicowi publicyści wychwycili w historii Grażyny Żarko pożywkę do swojej małej wojenki: wiara kontra niewiara. Po odkryciu wszystkich kart przez autorów projektu, komentatorzy zgodnie przyznali, że użytkownicy Internetu nie są tolerancyjni, są antyklerykałami, a cały Internet głosuje na Platformę Obywatelską albo Ruch Palikota. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że tak wielu internautom na myśl o katolickim przesłaniu Grażyny Żarko, zagotowała się krew w żyłach i skłonni byli ją zabić?
Internet okazał się dziurawy. Autorzy prowokacji udowodnili, że sieć póki co, nie może zastąpić rzeczywistych kontaktów, przede wszystkim dlatego, że jest niczym nieograniczona. Podkreślam póki co!
Jan Paweł II w Encyklice "Veritatis Splendor" mówił o "wolności, która nie jest nieograniczona". Wolność nie oznacza możliwości chodzenia po niewłaściwej stronie ulicy. Dziś, kiedy trudno wyznaczyć ramy prawne dla Internetu, staje się on niebezpieczeństwem. Wolność jest prawdziwa wtedy, gdy ogranicza ją pewna konwencja.
Od miesiąca Tygodnik Powszechny, analizując przypadek Grażyny Żarko i ataki ze strony skrajnych ideologów na redakcję tej gazety, idzie na otwartą wojnę. Nie z Internetem! Też nie do końca z internautami. (wszyscy nimi jesteśmy). Redaktorzy Tygodnika swoje gorzkie słowa słusznie kierują pod adresem wymiaru sprawiedliwości, autorytetów i mediów.
Wolność w mentalności
Nie da się rzecz jasna rozwiązać wszystkich problemów, wprowadzając system kar i nagród. Co do tego, że należy je wprowadzić nie ma sporu. Wirtualność staje się w wielu przypadkach realnością. Jednak o tym, czy w sieci będą obowiązywały takie same prawa jak dotychczas w realności, zależy do wymiaru sprawiedliwości.
Nie można też w narzekaniu na współczesny wizerunek Internetu pominąć jego użytkowników. To my - użytkownicy - tworzymy Internet i póki co wyznaczamy jego normy i zasady. Niestety jeden z ostatnich felietonów księdza Adama Bonieckiego, nie jest głosem odosobnionym w bólu jaki gotów jest przynieść inny użytkownik Internetu. Po zacytowaniu fragmentu wypowiedzi z forum - dość niecenzuralnego i uderzającego w ks. Adama, redaktor senior pisze: " Tak sobie w myślach rozmawiam z Moim Anonimowym Internautą-Nienawistnikiem. I pytam go: dlaczego Pan mnie tak nie znosi? O co naprawdę Panu chodzi? Przecież Pan mnie nie zna, nie czyta Pan tego, co piszę. O co chodzi Panu i wszystkim Pana kolegom, tym anonimowym autorom, którzy niezawodnie, alergicznie i z wściekłością na mnie reagują? Nie wiem, kim jesteście, nie wiem, ilu was jest, bo - jak pisze Michał Kuźmiński - może to być jedna osoba podpisująca się dziesięcioma nickami."
Przed wszystkim czujemy się bezkarnie.
Jestem użytkownikiem Internetu. Spędzam w nim więcej czasu niż w Realu. Nie chcę tracić marzeń o Internecie wolnym, tylko dlatego że używa go kilku oszołomów. Razem musimy to zmienić, skupiając się przede wszystkim na swoim zachowaniu. Może zacznijmy od pisania tylko takich komentarzy pod którymi spokojnie podpiszemy się imieniem i nazwiskiem?
Skomentuj artykuł