Czy tym razem coś się zmieni?

Wszyscy zadają sobie pytanie, czy jesteśmy w stanie z tej niewyobrażalnej katastrofy wyciągnąć coś dobrego? (fot. PAP/Jacek Bednarczyk)
Piotr Żyłka / DEON.pl

Zakończyła się żałoba po tragicznej katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Czy możemy mieć nadzieję, że Ich śmierć nie poszła na marne? Czy coś w polskiej polityce się zmieni?

Pierwszą reakcją Polaków na wieści o katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem był szok. I było to całkowicie naturalne. Nigdy wcześniej w naszej historii tak wielu ważnych dla państwa ludzi nie odeszło w jednej chwili. Trudno nam było się z tym pogodzić, a co dopiero zrozumieć.

Dni mijały i po otrząśnięciu się z całkowitego zagubienia i niezrozumienia tego, co się wydarzyło, zaczęliśmy się zastanawiać czy ta tragedia coś zmieni? Dziennikarze, komentatorzy, politycy i zwykli obywatele zadawali i dalej zadają sobie pytanie, czy jesteśmy w stanie z tej niewyobrażalnej katastrofy wyciągnąć coś dobrego? Niemal wszyscy chcemy, by tak się właśnie stało, by ta śmierć nie poszła na marne. Jednak, mając w pamięci składane deklaracje po śmierci Jana Pawła II, trudno nam uwierzyć w to, że tym razem będzie inaczej, że nastąpi trwałe polepszenie naszego społecznego i politycznego życia, że nie będzie szybkiego powrotu do naszego "polskiego piekiełka".

Porównywanie śmierci Jana Pawła II z katastrofą pod Smoleńskiem i wyrażanie obawy, że tym razem "znowu skończy się tak samo" wydaje się być chybione. Śmierć Papieża - głowy Kościoła Katolickiego - i jej konsekwencje dotyczyły sfery wiary. Z tego powodu bardzo trudno jest oceniać czy po tamtych wydarzeniach zaszły w Polakach trwałe zmiany. Dlaczego?

Po pierwsze wiara jest sprawą bardzo intymną - relacją między człowiekiem a Bogiem - i nie da się jej w prosty sposób sprowadzić do socjologicznych schematów czy też zmierzyć za pomocą badań opinii publicznej. Po drugie, wiara nie jest statyczna. Każdy, kto chociaż trochę stara się żyć wiarą, doskonale wie, że zmiana na lepsze w tej sferze nie jest ani jednorazowa, ani na całe życie. Człowiek ma to do siebie, że jest istotą słabą i często popełnia błędy. Nie wystarczy podjąć decyzji o nawróceniu się i liczyć, że od tej chwili już wszystko będzie dobrze. Wiara jest drogą, po której idziemy, wielokrotnie z niej zbaczając i na nią powracając. Zmiany na tej płaszczyźnie są złożone, mają charakter dynamiczny i indywidualny, dlatego bardzo trudno je oceniać z zewnątrz. Nie wspominając już o jednoznacznej i ostatecznej ocenie.

Przed i po

Zupełnie inny wymiar mają dramatyczne wydarzenia, z którymi mamy do czynienia obecnie. Katastrofa z 10 kwietnia 2010 roku jest tragedią narodową. Naród jest bytem na wskroś politycznym, dlatego też można przypuszczać, że jeśli jakieś zmiany nastąpią, będą one dotyczyć właśnie tej sfery. Jakich zmian możemy się spodziewać?

Okres po katastrofie bardzo wyraźnie pokazał jak ogromny wpływ na postrzeganie polityki i polityków ma dziś przekaz medialny. Przepaść w sposobie mówienia o zmarłym prezydencie Lechu Kaczyńskim przed i po jego śmierci jest porażająca. I nie chodzi wcale o sprawy czysto wizerunkowe. Nie chodzi o to, że wcześniej - często w sposób bardzo niesmaczny - naśmiewano się z prezydenckich wpadek, a teraz mówi się o nim ciepło i w zasadzie tylko dobrze. To akurat wydaje się naturalne w okresie żałoby. Każdy człowiek, nawet największy polityczny przeciwnik, w obliczu tak wielkiej tragedii, potrafi dostrzec w zmarłym człowieka i potrafi mówić o nim z szacunkiem.

Chodzi o rzecz o wiele ważniejszą i wykraczającą poza oceny uwarunkowane emocjami. Przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego bardzo mało można było usłyszeć o jego patriotyzmie, o jego wierności ideałom, o tym jak poważnie i z jak wielkim oddaniem traktował swoją służbę Polsce. Nagle okazało się, że "mały człowiek" - jak często określali go jego przeciwnicy - był politykiem przez duże "P".

Oczywiście wielu ludzi może się nie zgadzać ze sposobem uprawiania polityki jaką prezentował śp. prezydent Kaczyński i mają do tego pełne prawo, ponieważ w demokracji jest to rzecz całkowicie naturalna . Jednak ta ogromna różnica w sposobie postrzegania i mówienia o zmarłym Lechu Kaczyńskim powinna nam wszystkim uzmysłowić - i wydaje się że faktycznie uzmysłowiła - jedną rzecz. Polityka nie jest konkursem piękności i popularności. Polityka nie jest telenowelą, w której występują aktorzy, których mniej lub bardziej darzymy sympatią Politycy nie są od tego żeby się nam podobali. Polityka jest śmiertelnie poważnym zajęciem i służbą.

I jeśli choćby tylko ta jedna refleksja pozostanie w umysłach Polaków po tym, co działo się przez ostatnie dni w naszym kraju, to już będzie bardzo dużo. Konsekwencją tej zmiany może być wymuszenie przez zwykłych obywateli na naszych elitach merytorycznej walki, w miejsce niekończącej się wojny wizerunkowej. Może to być nowe otwarcie w sposobie funkcjonowania polskiej polityki, a to, że takiego potrzebujemy, widać gołym okiem. Jak trafnie w ostatnich dniach powiedział profesor Zdzisław Krasnodębski: "Polska to Tupolew, który ma postsowieckie przyrządy nawigacyjne, nieco zmodernizowane - raz zadziałają, a raz nie, bo na przykład jest gęsta mgła. Ma skorodowany kadłub, który został pomalowany z zewnątrz barwami narodowymi. Nie powinniśmy dziś przykrywać tej korozji, ale zdrapać farbę, zobaczyć, co jest pod spodem, i budować nowoczesny, sprawnie działający samolot".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy tym razem coś się zmieni?
Komentarze (3)
20 kwietnia 2010, 22:15
Wydaje mi się, że autor artykułu niepotrzebnie zrezygnował ze zbadania religijnego wątku recepcji wydarzeń smoleńskich. To nie prawda, że wiara nie łączy się tutaj z polityką, nie rozdzielałbym tych dwóch wymiarów w tym przypadku.
B
bart
20 kwietnia 2010, 21:55
Kolejny zupełnie bezużyteczny artykuł,  wiele, powtarzanych ostatnio w mediach, banałów i retorycznych pytań(vide tytuł). Szkoda.
A
Adam
20 kwietnia 2010, 14:41
Artykuł tylko w jednym miejscu zadrasnął o problem współczesnej polityki, która (za o. Krąpcem) przeszła ze sfery działania moralego w sfere działania artystycznego, a wiadomo, że w tym ostatnim postaci nie są realnymi osobami, a jedynie odgrywają role takich osób. W zwiazku z tym nie "trzeba" z takimi "ludźmi" obchodzić się w sposób zgodny z jego przyrodzoną konstrukcją, ale jak z abstrakcyjnymi typami. I współcześni politycy tak właśnie traktują ludzi (swoich wyborców), w czym pomagają im tzw. media, i robi się tak naprawdę widowisko, które należy oglądać, ale nie można go traktować serio. Nie na darmo mówi się o grze politycznej. Ta "gra" opanowała też w znacznym stopniu samych wyborców, którzy się po wyborach dziwią, że wybrani politycy nie dotrzymują danego im słowa, ale do następnych wyborów już o tym zapominają. I tak fikcja mieszając się z rzeczywistością (ludźmi z krwi i kości, pragnacych sprawiedliwości, poważnego traktowania itd.) tworzy niekończacy się ciąg zawodów, niespełnionych nadziei, frustracji itd. Dopóki nie wróci się do przedmachiavelicznego sposobu uprawiania polityki (prymat moralności w praktycznym działaniu), nic się nie tylko nie może, ale się nie zmieni (nie skuteczność jest rozstrzygajaca, ale dobro).