Dziękuję premierowi za refundację in vitro
"To, czy mrożenie lub niszczenie zarodków używanych do in vitro będzie dozwolone czy nie, rozstrzygnie ustawa" - powiedział Donald Tusk podczas konferencji prasowej, na której zapowiedział refundację zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego. To zdanie pokazuje cały dramat aktualnej sytuacji: mowa w nim o ustawie, która jeszcze nie powstała, a która powinna była działać od ponad 20 lat, od kiedy zabiegi in vitro są przeprowadzane w polskich klinikach.
Dziękuję premierowi za to, że zdecydował się na refundację zabiegów z kasy państwa. Nie dlatego, że popieram to rozwiązanie. Ale dlatego, że posłowie z różnych partii, którzy deklarują troskę o życie, nie mają teraz żadnej wymówki i po prostu muszą się dogadać. Wóz albo przewóz - to od ich politycznego porozumienia (lub jego braku) będzie zależał los zarodków tworzonych w procedurze zapłodnienia "w szkle".
A że w obecnym Sejmie mamy silną reprezentację takich polityków, dowiodło niedawne głosowanie w sprawie aborcji. Aż 207 parlamentarzystów poparło dalsze prace nad projektem ustawy zakazującej zabijania dzieci z powodów eugenicznych. To siła jeszcze nie wystarczająca do przegłosowania ustawy, ale w zupełności wystarczająca, by walczyć z projektami bardziej liberalnymi i bardziej szkodliwymi. Jaka jest najpoważniejsza groźba? Dokładnie taka, jaka wypływa z zacytowanych słów premiera - zgoda na niszczenie zarodków.
Jest jednak jeden warunek - wspomniani posłowie muszą zjednoczyć się wokół jednego projektu. Tak, muszą wypracować kompromis. Krytykom tego przez nikogo nie lubianego słowa warto przypomnieć, że jeśli w osobistej walce człowieka ze złem faktycznie nie powinno być miejsca na kompromisy, to w polityce są one niezbędne. Rozumiał to dobrze Jan Paweł II, gdy w Evangelium vitae pisał o słuszności popierania rozwiązań kompromisowych, które, co prawda, nie są idealne ale ograniczają szkodliwość aktualnego stanu prawnego.
Taką właśnie sytuację mamy teraz, a decyzja Donalda Tuska o refundowaniu in vitro z kasy państwa tylko wyjaskrawiła dylemat. Jeśli żadnej ustawy nie będzie, bo posłowie się nie dogadają, to w nieskończoność trwała będzie wolna amerykanka finansowana dodatkowo z naszych podatków. Premier tym ruchem - nieważne czy świadomie czy nieświadomie - zaszachował konserwatywnych posłów i powiedział mniej więcej tak: "Sprawdzam! Pokażcie teraz jak bardzo chrześcijańscy jesteście i czy potraficie skutecznie walczyć o życie. Jeśli nie dogadacie się, sprawa będzie jasna - to nie na życiu wam zależy, ale na politycznej karierze".
Dodajmy, że to samo "sprawdzam!" dotyczy też posłów lewicowych i liberalnych światopoglądowo. Oni też mają szansę na zjednoczenie wokół jednego kompromisowego projektu. Jeśli wygrają, jak to będzie świadczyło o posłach chrześcijańskich?
Skomentuj artykuł