EURO - męska hucpa?

EURO - męska hucpa?

Brak innych kryteriów oceny niż płeć, robi z mózgu wodę. Organizacja czasu wolnego kształtuje osobowość i siłę charakteru, zwłaszcza w młodym wieku. Przyjemność z zakupów nie jest mi obca, ale to sport (wcale nie wyczynowy) uczy odwagi, wytrwałości, radzenia sobie z porażkami, wdraża do zdrowej rywalizacji, kultywuje szacunek dla reguł i grę fair play.

Im bliżej do pierwszego gwizdka na EURO, tym więcej o imprezie w polskich mediach. Stan przygotowań monitorowano, niespodzianek chyba nie będzie. Kłopoty z drogami? Wiemy, walczymy, zdążymy. Dworce lśnią po remontach, stadiony budzą podziw, hotele robią rezerwacje, kibice zdobywają bilety i planują urlopy... Po aferze z logo na koszulkach drużyny, orzeł znowu rozwinął skrzydła. I nagle ... konsternacja. EURO 2012 to samcze igrzyska krzywdzące pół populacji, wołają feministki, przy wtórze "manifowych wuwuzeli".

DEON.PL POLECA

Feministki i sport

Przedtem pojawiały się głosy krytyki ze strony feministek wobec organizacji mistrzostw Europy, lecz raczej pojedyncze. Dopiero 8-marcowa Manifa wyniosła na wspólny sztandar "ojcowską", opartą na krzyżu religię, oraz męskie (samcze) rozrywki, z piłką nożną na czele. Tegoroczna warszawska Manifa była wybitnie nieudana, co odnotowały nawet profeministyczne media. Jedni podkreślali, że wzięło w niej udział dużo mniej osób niż w latach poprzednich (13 Manifa, tylko 2 tys. uczestników). Inni, że zamiast walczyć o emerytury Polek, feministki odgrzały antyklerykalne kotlety Palikota. Jedynym tematem, który wywołał burzę emocji, od zdziwienia po zakłopotanie i żal, jest negacja EURO. Wygląda na to, że feministyczna końcówka ministry to tylko drobna przygrywka do zmian w podejściu do sportu.

Wbrew wesołej reakcji tych, którzy lubią "haratnąć w gałę" lub/i kibicować kadrze (wspólnoty narodowe rywalizują "symbolicznie" przez swoich reprezentantów na wielu polach), sprawa jest ważna. Większość obrońców EURO dostrzega prestiż imprezy i zyski materialne, np. rozwój gospodarki. Agata Nowakowska w felietonie "Manifa trochę zboczyła z trasy" ["Gazeta Wyborcza", 12 marca 2012 r.] pisze "Mam problem z podejściem feministek do Euro 2012. Sama zastanawiam się nad sensem wydania na Stadion Narodowy 2 mld zł. Jednak dla wielu Polaków piłkarskie mistrzostwa Europy to święto. Poza tym, ta impreza oznacza także nowe drogi, remonty dworców kolejowych czy lotnisk. Te inwestycje dały ludziom pracę, ściągną turystów. Dlaczego tego nie docenić, nawet jeśli nie rozumie się emocji tabunów spoconych facetów na trybunach?".

Fakt, nie o emocje chodzi. O finanse też nie. Gdyby autorka myślała tak, jak chcą feministki, to, po pierwsze - oceniałaby świat według kryterium płci, nie narodu ("święto wielu Polaków"? - Naród to opresyjna konstrukcja kulturowa i historyczna!), a po drugie - na pojedynczy przypadek patrzyłaby w kontekście zmian systemowych tj. obalenia patriarchatu. Jaką wartość może mieć jedna impreza, gdy "płoną lasy"? Z tej perspektywy sport, jak każdy obszar ludzkiego działania, nie istnieje. Brak kryteriów uniwersalnych - wszystko jest męskie lub kobiece. Jak to kiedyś ujęła Agnieszka Graff - zafarbowane płcią.

Czas wolny dla kobiet

A więc zmiana kultury ma obejmować nie tylko religię tj. fundamenty, ale i rozrywki. Męskie są złe i zbędne; kobiece mają niedoceniane dotychczas walory, a co ponadto, od złego męskiego pochodzi. EURO to nic innego jak męska fanaberia, kosztowna zachcianka, której sens wyczerpuje się w szarżach i podbojach bramki przeciwnika, postawionej ku uciesze samczej gawiedzi.

Oficjalnie krytyka Manify wynika z troski o dzieci i pracę ich matek. To się w mediach dobrze sprzedaje. EURO jest marnotrawieniem pieniędzy, których brak na przedszkola, urlopy macierzyńskie, pomoc ofiarom przemocy. Jest kryzys, a chłopcy, jak zawsze nieodpowiedzialni, szastają kasą. Pamiętam jednak analizy feministek z czasów, gdy o EURO w Polsce i na Ukrainie nikomu się nie śniło. Byłam zdumiona wywodem na temat dyskryminacji kobiecych rozrywek w kulturze patriarchalnej. Zgodnie z tamtymi argumentami (są aktualne) piłka nożna cieszy się uznaniem, ponieważ jest "męska", podczas gdy preferowany przez większość kobiet sposób spędzania czasu wolnego, jest w ICH kulturze z definicji deprecjonowany. Trzeba to zmienić, kobiecej rozrywce nadać właściwą rangę. O jaką rozrywkę chodzi? Oczywiście o zakupy. Dlaczego bieganie po murawie za piłką ma być narodowym świętem, podczas gdy bieganie po sklepach już nie? Futbol i jego reguły są absurdalne. Tymczasem zakupy to sposób radzenia sobie ze stresem. Kupowanie nakręca koniunkturę gospodarczą, tworzą się nowe miejsca pracy itd.. Poprawia się kondycja. Ta znienawidzona przez mężczyzn rozrywka jest zupełnie nieszkodliwa. Piłka oznacza gangi kiboli, przemoc, korupcję.

Brak innych kryteriów oceny niż płeć, robi z mózgu wodę. Organizacja czasu wolnego kształtuje osobowość i siłę charakteru, zwłaszcza w młodym wieku. Przyjemność z zakupów nie jest mi obca, ale to sport (wcale nie wyczynowy) uczy odwagi, wytrwałości, radzenia sobie z porażkami, wdraża do zdrowej rywalizacji, kultywuje szacunek dla reguł i grę fair play.

Piłka nożna to nie tylko gaże zawodowców, gwiazd popkultury.

Dzieci niełatwo czasem przekonać, by zamiast tkwić przed komputerem, poszły grać w piłkę. Aktywność fizyczna pełni ważną rolę w profilaktyce uzależnień i agresji. Może to jest męski świat. Tylko który rodzic uzna czas wolny spędzony w handlowej galerii za równie wartościowy? Jeśli EURO będzie dla młodzieży atrakcyjną reklamą innej aktywności niż gry komputerowe, telewizja, płyty, spacery po sklepach, imprezy z używkami czy dopalacze, to mnie pieniędzy na to nie żal.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

EURO - męska hucpa?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.