Głodówką w reformę edukacji
W Krakowie protestują przeciwnicy najnowszych zmian w programach nauczania. - Doszliśmy do wniosku, że to ostatnia chwila, by powiedzieć stanowcze NIE i obudzić opinię publiczną, żeby ludzie wiedzieli, co szykuje się ich dzieciom - mówią uczestnicy akcji.
- Listy obywateli, analizy ekspertów, wystąpienia posłów - nic z tych rzeczy nie jest w stanie skłonić do dyskusji przedstawicieli obecnych polskich władz. Dlatego zdecydowaliśmy się na tą - bez wątpienia drastyczną - formę protestu. Nie mamy już 25 lat i wiemy, że dużo ryzykujemy, ale trzeba ryzykować w obronie polskiej edukacji - tymi słowami argumentują rozpoczęcie protestu głodowego przeciwko zmianom w programach nauczania byli opozycjoniści Adam Kalita, Grzegorz Surdy, Leszek Jaranowski, Bogusław Dąbrowa-Kostka, Marian Stach, Kazimierz Korabiński.
Protest trwa od 19 marca w salce przy parafii św. Stanisława Kostki na krakowskich Dębnikach. We wtorek zasłabł jeden z nich - Marian Stach (został odwieziony do szpitala), ale reszta wciąż deklarowała, że nie przestaną protestować, dopóki władza nie rozpocznie konsultacji, dotyczących zmian w szkolnictwie. Jutro jednak głodówka zostanie zawieszona. Decyzja taka zapadła po spotkaniu strajkujących z kard. Stanisławem Dziwiszem. - Kardynał poprosił nas, ze względu na zły stan zdrowia części głodujących kolegów, o zawieszenie protestu. Uznaliśmy więc, że w piątek po porannej mszy św. zawiesimy nasz protest - oświadczył Grzegorz Surdy.
O co im chodzi?
- Rozporządzenie w sprawie zmian w programach nauczania w szkołach ponadgimnazjalnych ma wejść w życie we wrześniu, dlatego doszliśmy do wniosku, że to ostatnia chwila, by powiedzieć stanowcze "nie" i obudzić opinię publiczną, żeby ludzie wiedzieli, co szykuje się ich dzieciom - mówi Grzegorz Surdy.
Protestujący uważają, że każdy uczeń powinien mieć możliwość samodzielnego wyboru drogi życiowej. Ta najważniejsza decyzja musi być podejmowana w oparciu o pewną ogólną wiedzę. Tymczasem - według nich - już wkrótce młodzi uczniowie zostaną pozbawieni możliwości zapoznania się wieloma dziedzinami nauki.
Za szczególnie skandaliczne uważają ograniczanie godzin historii w szkołach. - Przedmiot ten ma znaczenie nie tylko dla kształtowania postaw patriotycznych oraz obywatelskich, ale też rozwija logiczne myślenie oraz umiejętność wyciągania wniosków. Kto pozbawia polskich uczniów nauki historii wyrządza im wielką krzywdę - podkreślają.
W internecie zbierane są podpisy osób popierających protest.
Można to zrobić tutaj: protest.ehistoria.org.pl
Media i ministerstwo, poruszając temat protestu, skupiają się głównie na nauczaniu historii. Jednak sami protestujący podkreślają, że chodzi im również o szerszy problem. - Jeśli nowe rozporządzenie wejdzie w życie, humaniści będą mieli więcej wiedzy historycznej, ale mniej innych przedmiotów. Uczeń ma ustalony stały zbiór godzin, np. 35 godzin lekcyjnych tygodniowo. Jeśli w tych 35 godzinach będzie więcej historii, to automatycznie musi być czegoś mniej. Humaniści będą mieli mniej matematyki, fizyki, nauk przyrodniczych. Natomiast ci, którzy będę na profilach ścisłych, nie będą mieli historii czy języka polskiego. Efekt będzie taki, że i jedni, i drudzy nie będą dobrze wykształceni - podsumowuje Grzegorz Surdy.
Zobacz materiał dokumentalny o krakowskiej głodówce:
Co mówi ministerstwo?
Reagując na krakowski protest minister edukacji, Krystyna Szumilas powiedziała wczoraj, że reforma nie ogranicza lekcji historii, a wręcz przeciwnie: lekcji historii w szkołach ponadgimnazjalnych będzie więcej. - Dziś w liceum ogólnokształcącym w cyklu kształcenia jest pięć godzin historii, co oznacza, że w klasie pierwszej są dwie godziny, w klasie drugiej - dwie godziny, a w klasie trzeciej - jedna. Proponowana zmiana idzie w kierunku, aby w cyklu kształcenia było sześć godzin historii - powiedziała.
Jak wyglądają rozwiązania zawarte w budzącej kontrowersje reformie? Według starej podstawy programowej, uczniowie mieli dwa pełne cykle kształcenia historii: od najdawniejszych dziejów człowieka i starożytności do czasów współczesnych. Raz w gimnazjum i drugi raz w szkołach ponadgimnazjalnych. Jednak z powodu braku czasu na realizację ostatniego chronologicznie działu historii uczniowie słabo poznawali historię najnowszą.
MEN postanowił to zmienić rozciągając program gimnazjum na pierwszą klasę szkoły ponadgimnazjalnej. Reforma weszła w życie od 1 września 2009 r. i dlatego obecni uczniowie klas trzecich gimnazjum skończą naukę historii na pierwszej wojnie światowej, a od 1 września 2012 r. już jako uczniowie szkół ponadgimnazjalnych będą uczyć się historii Polski i świata po 1918 r. Zmiana ta powoduje, że nauczyciele gimnazjów mają więcej czasu na omówienie tematów.
Po pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej, w której wszyscy uczniowie będą mieli historię najnowszą, w drugiej i trzeciej klasie - zgodnie z realizowaną reformą - będą mieli obowiązkowy przedmiot "historia i społeczeństwo", o ile zdecydują się uczęszczać np. do klasy przyrodniczej, politechnicznej lub ekonomicznej. Z kolei uczniowie, którzy wiążą swoją przyszłość ze studiami humanistycznymi, będą mieli rozbudowane przedmioty humanistyczne, w tym także obszerny kurs historii. Nowa podstawa programowa przewiduje, że indywidualizacja ścieżek edukacyjnych nastąpi w drugiej klasie, a nie tak jak jest obecnie - w pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej.
W zamierzeniu twórców podstawy zajęcia z "historii i społeczeństwa" mają pomóc zrozumieć uczniom zainteresowanym naukami ścisłymi "jak ważna jest historyczna ciągłość i jak wiele doświadczeń współczesnych jest zakorzenionych w doświadczeniach poprzednich pokoleń". Na zajęciach będzie można realizować wątki tematyczne np. - Europa i świat", "Wojna i wojskowość", "Kobieta, mężczyzna, rodzina", "Ojczysty Panteon i ojczyste spory". Dany temat będzie mógł być omówiony we wszystkich epokach historycznych (wątek tematyczny) albo odwrotnie w ramach jednej epoki historycznej będzie można omówić wszystkie tematy (wątek epokowy). Zajęcia "historia i społeczeństwo" powinny objąć przynajmniej cztery wątki - np. cztery wątki tematyczne lub dwa wątki tematyczne i dwa wątki epokowe.
Mają poparcie
Protestujący z każdym dniem zyskują coraz większe poparcie ze strony środowisk nauczycielskich, uniwersyteckich, polityków opozycji i innych organizacji. Protest poparli już między innymi: Rada Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, dyrekcje i nauczyciele z wielu krakowskich szkół, Stowarzyszenie Studenci dla RP, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej, stowarzyszenie Solidarni 2010, prof. Wojciech Polak (kierownik Katedry Konfliktów Politycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu), Joanna Kurtyka, Jan Rokita, Zbigniew Ziobro i wielu polityków PiS z prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele.
- W odpowiedzi na zmiany programowe już w 2009 r. powstał apel historyków, który połączył ludzi ze środowisk czasem podzielonych, dla których jednak utrzymanie nauczania historii było ważne. Protest ten poparło wielu znakomitych historyków, profesorów historii z najważniejszych instytucji naukowych, od Andrzeja Paczkowskiego do Andrzeja Nowaka oraz inni historycy, pracujący także poza granicami Polski, jak Piotr Wandycz. Jest to dla mnie niezwykle ważny argument, zignorowany zupełnie przez MEN. W istocie nie podjęto poważnej debaty nad konsekwencjami wprowadzanych do szkół zmian. Ostatnia uchwała Rady Instytutu Historii UJ z 23 marca 2012 r., uchwalona jednogłośnie, bez sprzeciwów, jest dobitnym wyrazem tego zaniepokojenia, które ja także podzielam - mówi dr Henryk Głębocki z Instytutu Historii UJ.
Jakie warunki muszą być spełnione, żeby protestujący ostatecznie zakończyli swoją akcję? - Liczymy, że ministerstwo zawiesi rozporządzenie, dotyczące zmian w podstawie programowej i podejmie rzeczywiste konsultacje ze środowiskami związanymi ze szkolnictwem - mówi Grzegorz Surdy.
Skomentuj artykuł