Gniew salonu
Śpieszmy się kochać autorytety - tak szybko odchodzą. Tak w dużym skrócie mogłoby brzmieć podsumowanie ostatniego miesiąca na polskiej scenie politycznej. Oto bowiem na naszych oczach wszyscy ci, którzy do tej pory byli pupilami największych mediów, dziwnym zbiegiem okoliczności z bohaterów stali się wrogami demokracji.
Prawo serii
Najpierw Palikot, później Mazowiecki, następnie Wałęsa, a na koniec Niesiołowski. Co ich łączy? Każdy z tych panów przez lata występował w roli ulubieńca salonów. Zapraszano ich, gdy trzeba było wywołać kontrowersje (Palikot, Niesiołowski), albo w kilku dosadnych zdaniach skwitować nieudolną opozycję Jarosława Kaczyńskiego (Mazowiecki, Wałęsa). Dwóch pierwszych odgrywało rolę bulterierów, których kolejne inwektywy oklaskiwano tak długo, jak długo dotyczyły PiS-u, Kościoła czy kwestii obyczajowych. Mazowiecki i Wałęsa z kolei byli przydatni jako ojcowie założyciele III RP, którzy swoimi osobami podpierali i formowali ten najlepszy z możliwych systemów politycznych.
Jasne, mówiono sobie, każdy z nich to człowiek z dużym życiowym doświadczeniem, a że powie raz na jakiś czas mało grzeczną inwektywę - tym lepiej dla oglądalności. Żyjąc w tym przeświadczeniu, ludzie ci - nazywani w wielu środowiskach autorytetami - zakładali, że właściwie wszystko powiedzieć im wolno. Proboszcz zbiera na kolędzie na wódkę i prezerwatywy - świetnie. Opozycja to wataha - super. Smoleńsk jest już nudny - jak najbardziej. Karmieni poklaskiem, zaproszeniami do Moniki Olejnik, Faktów po Faktach, wywiadów do gazet, radia i portali internetowych, gdzieś po drodze zapomnieli, że nawet ich od ludzi, których krytykują, dzieli cienka linia politycznej poprawności.
Cienka granica poprawności
Granica ta stała się niemal namacalna właśnie w przeciągu ostatnich kilku tygodni, kiedy Janusz Palikot w słynnym już wywiadzie zasugerował, że Wanda Nowicka chciałaby być zgwałcona. Ten, któremu wszystko było wolno, został niemal zmiażdżony w wywiadzie z Durczokiem. Cham, prostak, męska szowinistyczna świnia - posypały się obelgi. Nagle Magdalenie Środzie et consortes otworzyły się oczy. Jak to, kobiety obrażać? Skandal. Kolejnym aktem tego salonowego dramatu była końcówka wywiadu, jakiego Monice Olejnik udzielił Tadeusz Mazowiecki. Wszystko szło dobrze, do momentu w którym były redaktor "Więzi" zapytany o stosunek do związków partnerskich, przypomniał sobie o katolickich ideałach. Z grzecznej pogawędki, rozmowa obróciła się o 180 stopni. Nagle ojciec "grubej kreski", którego nigdy nie pytano o przeszłość, musiał przepraszać za błędy młodości i sympatie do marksizmu. Do rangi symbolu urosło jednak zdanie Lecha Wałęsy, sugerującego że homoseksualna mniejszość nie może wchodzić na głowę większości, a najlepiej, żeby siedziała sobie za jakimś wysokim murem. Cóż to - pierwszy demokrata Rzeczypospolitej obraża gejów i lesbijki? Szok i niedowierzanie, a następnie kompletne wyparcie się bohatera "Solidarności". Olejnik pisała o "pohańbieniu Nobla", jakiś felietonista "Na Temat" o tym, że Wałęsa się skończył i jest właściwie nikim. Do tego teatrzyku rozczarowań zupełnie niedawno dołączył jeszcze Stefan Niesiołowski, który informacje o rzekomym niedożywieniu polskich dzieci skwitował pociesznymi słowami, że on jak był młody i głodny jadł dziko rosnący szczaw i śliwki mirabelki. Podobnie jak we wcześniejszych przypadkach słów tym nie puszczono mu tradycyjnie płazem, wyśmiewając je (i słusznie) na każdym kroku.
Jaki płynie z tego morał? Żaden "autorytet" nie może się dzisiaj czuć bezpiecznie. Nie ważne, jak wielu wywiadów udzieliłeś "Wyborczej" i ile razy zapraszano cię do radia "Tok.FM". Tak długo, jak pozostaniesz na bezpiecznym gruncie drwienia z opozycji i Kościoła, jesteś bezpieczny. Jeśli wyjdziesz poza tą granicę - nic nie będzie ci przebaczone. Szanowni panowie chyba tak bardzo przyzwyczaili się, że powiedzieć mogą wszystko, że zapomnieli, że słowa to broń obosieczna, a każda chwila ideologicznej nieuwagi, może kosztować ich medialny bojkot. Kara tym dotkliwsza, że niektórzy bez znajomego szumu wokół własnej osoby żyć już nie mogą.
Skomentuj artykuł